THEY KEEP CALLING ME
Blog o niedostosowaniu,
śmierci i przemijaniu,
o poezji,
mijającym czasie i o Ianie Curtisie,
o Joy Division muzyce i sztuce, która nie wróci do etapu tworzenia,
ale która jest w nas
sobota, 13 lutego 2021
Wielkie powroty: White Door i ich The Great Awakening - dlaczego na razie nie kupię
piątek, 12 lutego 2021
Archiwum artykułów o Joy Division cz.8: O dokumencie Granta Gee
Dzisiaj wycinek prasowy, który wypełnia pewną lukę, jaka pojawiła się na naszym blogu. Nie omawialiśmy bowiem jeszcze słynnego filmu dokumentalnego Granta Gee pt. Joy Division. Kilkakrotnie przewijał się on w naszych wpisach, natomiast na recenzję z naszej strony przyjdzie jeszcze pora.
Dzisiaj natomiast przytaczamy recenzję Marka Robertsona, która ukazała się w czasopiśmie The List, w wydaniu 24.04 - 8.05.2008 roku.
W filmie nie ma Deborah Curtis, ale przytoczone są jej liczne cytaty z książki Touching by the Distance.
Zdaniem Marka Robertsona film niszczy niedorzeczny mit, jakim jest żyj szybko, kochaj mocno i umieraj młodo. Jest on postscriptum dla człowieka, zespołu i miasta, które ich zrodziło: jest brutalny, ponury, nieporządny, dziwny, ale całkowicie kuszący...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
czwartek, 11 lutego 2021
Jeleń, czyli od królowej Wiktorii przez The Beatles do post-punka
Obraz z jeleniem w obecnych czasach stał się kwintesencją kiczu. Podobnie jak ogrodowe, gipsowe krasnale i plastikowe róże w wazonie. A przecież jeleń w sztuce towarzyszy człowiekowi od najdawniejszych czasów, można go zobaczyć na prehistorycznych naściennych malowidłach jaskiniowych, wśród rzeźb starożytnej Grecji, obok Artemidy, na mozaikach bizantyńskich i na mistycznych wyobrażeniach w średniowieczu… W XIX wieku jeleń natomiast stał się uosobieniem sił witalnych natury. Widok jelenia szybko spopularyzował się i w końcu XIX wieku tak się upowszechnił, że reprodukcja czy oryginalne malowidło z tym motywem znalazło się w zasadzie w prawie każdym mieszczańskim domu.
Ale jak to zwykle bywa, jeleń jeleniowi nie jest równy. Jest taki obraz z jeleniem, który w Szkocji posiada tytuł kultowego, bo przedstawione na nim zwierzę jest uznane za symbol Szkocji. Malowidło noszące tytuł Monarch of the Glen wykonał w 1851 roku angielski malarz Sir Edwin Landseer. Warto wspomnieć, że Landseer, ulubiony malarz epoki wiktoriańskiej, szczególnie znany był ze swoich antropomorficznych, pełnych patosu, przedstawień zwierząt. Przykładem tego jest The Old Shepherd's Chief Mourner, przedstawiający psa przy trumnie swojego pana. Przypisywana przez malarza zdolność odczuwania przez zwierzę żałoby wpisywała się w poglądy XIX wiecznych pisarzy, takich jak np.: Waltera Scotta i Charlesa Dickensa, którzy uważali, że zwierzęta także przeżywają ludzkie emocje. Landseer w uznaniu otrzymał tytuł szlachecki w 1850 roku i przyjaźnił się z rodziną królewską. Sama królowa Wiktoria posiadała 39 jego obrazów, a także wiele rysunków. Artysta udzielał lekcji malowania i rysowania rodzinie królewskiej i nie raz towarzyszył jej podczas wyjazdów do Szkocji. Tam, od lat 40 XIX wieku Landseer stworzył serię obrazów z jeleniem. Te romantyczne w swojej wymowie prace przedstawiają te zwierzęta w różnej konfiguracji: walczące, przeprawiające się przez jezioro, także ich upolowane tusze… Wymalowane w najdrobniejszych szczegółach uchwycone są na tle znakomicie wykonanych krajobrazów. Jelenie na nich wydają się reprezentować siły natury, wolne, ale skazane na zagładę.
Należy przypomnieć, że obraz Monarch of the Glen wykonany został do pomieszczeń zajmowanych przez Izbę Lordów, lecz Izba Gmin nie zgodziła się na zakup, więc wizerunek jelenia został sprzedany prywatnej osobie. Po latach trafił w posiadanie Diageo, firmy produkującej markową whisky (wcześniej był własnością i używano go jako znak towarowy (logo) whisky Dewar, a następnie destylarni Glenfiddich). Znalazł się na butelkach, karafkach, dzbankach na wodę, drukowanych folderach reklamowych, breloczkach do kluczy, okularach, lusterkach, podkładkach barowych, a nawet używano go w spotach podczas telewizyjnej kampanii reklamowej. Ale nie tylko tam umiejscowił się na dobre.
Monarch of the Glen od lat wisi w biurach Paula McCartneya - McCartney Productions w Londynie. Oczywiście nie jest to oryginał, lecz reprodukcja namalowana w 1966 roku przez Petera Blakea, na krótko przed tym, gdy artysta rozpoczął prace nad słynną okładką ósmego albumu Beatlesów, Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band. Okładka albumu (o której kilka razy pisaliśmy TUTAJ) przedstawia dziesiątki znanych postaci, w tym Boba Dylana, Mae West, Edgara Allana Poe, Marilyn Monroe i.. Williama S. Burroughsa. Blake, jeden z głównych twórców brytyjskiego pop-artu, później pracował nad okładkami albumów z takimi artystami jak Paul Weller i The Who, tak opowiedział o okolicznościach powstania reprodukcji z najbardziej znanym jeleniem świata: Spotkałem Paula McCartneya w 1963 roku, a w 1964 roku on mnie zapytał, czy mógłby kupić u mnie obraz lub zamówić. Właśnie nabył Mull of Kintyre i kupił obraz przedstawiający bydło w strumieniu. I powiedziałem mu „Zróbmy zdjęcie, żeby coś do tego dopasować, a narysuję dla ciebie niezłego jelenia”. Najlepszym jeleniem w historii jest obraz Landseera Monarch Of The Glen. Zrobiłem go w akrylu, co jest niesamowicie głupie, ponieważ uzyskanie całej tej mgły farbą, która bardzo szybko wysycha, jest bardzo trudne. Byłoby znacznie łatwiej zrobić to technice olejnej (LINK).
W 2017 roku firma Diageo ogłosiła, iż nosi się z zamiarem sprzedaży słynnego obrazu. Wywołało to ogromne poruszenie. Rozpoczęła się publiczna zbiórka funduszy na rzecz kupna dzieła do National Galleries of Scotland. Muzeum także zareagowało i zawało z właścicielem umowę na mocy której Diageo zgodziło się przyjąć ofertę o wartości połowy szacowanej wartości rynkowej płótna wynoszącej 8 milionów funtów. Ostatecznie całe przedsięwzięcie zakończyło się sukcesem. Niemniej cała ta historia stała się okazją, aby Peter Saville przypomniał o wykonanej w 2002 roku limitowanych edycji grafik komputerowych inspirowanych kopią Petera Blakea
Nikt by nie przypuszczał, że jeleń na rykowisku może mieć coś wspólnego zarówno z królową Wiktorią, The Beatles oraz z post-punkiem. A jednak…
Takie smaczki tylko u nas - dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
środa, 10 lutego 2021
BÖN - zadziwiająca muzyka o korzeniach z Dalekiego Wschodu i początków Dead Can Dance
Kto pamięta jeszcze początki Dead Can Dance? Epokę ich wydawnictw z lat 80-tych, kiedy muzyka na pewno była bardziej surowa, chłodna i mniej symfoniczna...
Jeśli ktoś lubi klimaty ich debiutu o tym samym tytule co nazwa grupy, czy klimaty Frontier, the Protagonist, lub późniejszego the Serpent's Egg, ten pokocha bohaterów dzisiejszego wpisu.
Może popatrzmy na ich performance z XIX Wrocław Industrial Festival z 2020 roku:
BÖN - XIX WIF 2020 from wroclaw industrial festival on Vimeo.
Pomińmy milczeniem pytanie co wspólnego ma twórczość BÖN z industrialem, i skupmy się na muzyce - ta jest bardzo ciekawa. Pomijając aspekt tańczącej pani (nie chodzi bynajmniej o wygląd, ale o styl tańca, który zupełnie do muzyki nie pasuje) reszta jest jak najbardziej OK.
Zespół pochodzi z Opola, a na swojej stronie na Bandcamp piszą: Twórcy dźwięku, podążając swoją ścieżką w klimacie przeszłości i teraźniejszości, pozwalając swoim wężom dźwiękowym mówić samodzielnie. Łącząc zachód ze wschodem i północ z południem, wysyłają własny rytualny komunikat na temat world music. Ich podróż nie zaczęła się zbyt dawno więc w dorobku nie mają żadnych płyt, ale wydaje się, że wolą pokazywać swoje dźwięki podczas występów na żywo ... na razie.
Mimo tego na Bandcampie można zakupić ich 3 realizacje. Pierwsza, trwająca 26 minut Vajravarahi nagrana w roku 2016 na jednej z prób zespołu, przypomina sesje jakie Ravi Shankar dawał Georgowi Harrisonowi, bo to the Beatles jako pierwsi wprowadzili sitar do muzyki...
Kolejna realizacja z grudnia 2016 zatytułowana Simargł jest znacznie bogatsza instrumentalnie, trwa zaledwie 10 minut ale pokazuje już wyraźnie dochodzenie zespołu do własnego stylu.
W końcu Cho'l qushlar, zaczynający się jak muzyka z jakiegoś dobrego dreszczowca, zapewne najbardziej dojrzała realizacja.
Chociaż mówiąc szczerze, te trzy propozycje z Bandcampa nie oddają tego co zespół prezentuje obecnie i czego możemy doświadczyć oglądając powyższy show.
Na koniec linki, tak więc strona zespołu na FB znajduje się TUTAJ, na Bandcampie TUTAJ, a kanał na YT TUTAJ.
Na koniec najnowsza realizacja, która jest zapowiedzią sesji nagraniowej planowanej na maj 2021...
Moja żona kiedy usłyszała ich po raz pierwszy powiedziała: wyłącz to - przecież jeszcze nie umieramy... I to jest chyba najlepsze usprawiedliwienie faktu, że BÖN musieli zagościć na naszym blogu.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.wtorek, 9 lutego 2021
Surrealistyczne fotografie Gediminasa Pranckevičiusa: Większość moich prac jest mroczna
Gediminas Pranckevičius (1982 r.) tworzy ilustracje do bajek. Nie wiemy o czym są te bajki, lecz to, co widzimy na pracach demonstrowanych przez artystę w Internecie, samoistnie układa się w opowieść… Każda cyfrowa fotografia, bo w tym są jego surrealistyczne obrazy, ukazuje odrębny świat, taki, do którego każde dziecko chciałoby dotrzeć, niezależnie od tego, ile ma lat. Jest to kraina położona gdzieś na wyspie, unosząca się w powietrzu albo zanurzona w morzu.
Artysta tworzy piętrowe, skomplikowane konstrukcje, które na pozór wydają się przekazywać treści zakończone happy endem. Ale jeśli tylko przyjrzymy się, dostrzeżemy na przykład pomiędzy drzewami, czy domkami z jasno oświetlonymi oknami, stojącą na zielonej polanie gilotynę. Albo płonący wewnątrz młyn. Lub zatopiony w stawie pozbawionym brzegów fortepian… Do tego jeszcze skały wyspy układające się w czaszkę i samotne, smutne sylwetki ludzi. On sam w jednym z wywiadów przyznał, że większość moich prac jest mroczna (LINK) , więc może te światy nie są tak bajkowe, jak by nam się wydawało i raczej są to stany z których autor stara się uciec, co nie końca mu się udaje, mimo podjętych wysiłków?
Teraz wykonuje oprawy plastyczne do książek z obrazkami, tworzy plakaty i… okładki albumów muzycznych. Jedną z nich wykonał dla Lee DeWyze do płyty Oil & Water, z której prezentujemy singiel:
Czujących niedosyt zapraszamy na stronę artysty, warto zajrzeć na nią, zwłaszcza, że oprócz zdjęć można na niej jeszcze zobaczyć krótkie animowane formy, w których cyfrowe kompozycje się ożywiają (LINK).
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
poniedziałek, 8 lutego 2021
Isolations News 127: From Brussels with Love, Peter Saville i jego wersja Mona Lisy, festiwal piwa, Mark Lanegan, Ashes and Diamonds, Gang of Four, The Partisans, Queen i Yupanqui z nowymi wydawnictwami, Soundcloud będzie uczciwie płacił
Jeśli Factory to jedno z jego cudownych dzieci, czyli A Certain Ratio - wystąpią razem z Big Joanie, Bobem Vylanem, Chubbym and The Gang, Erolem Alkanem, Franc Moodym i wieloma innymi nikomu nie znanymi artystami na na Bigfoot Festival czyli festiwalu piwa (w Ragley Hall Warwickshire) w weekend 18-20 czerwca 2021 roku - bilety itd. są TUTAJ.
Natomiast co do Ashes and Diamonds, to warto wspomnieć, że oprócz Asha na wokalu i gitarze, grają w nim jeszcze basista Paul Denman z Sade (warto zobaczyć TUTAJ) i obecny perkusista Public Image Ltd. Bruce Smith, który wcześniej grał z The Pop Group, The Slits i Rip Rig oraz z Panic. Do tej pory trio nagrało około 15 piosenek i jest na końcowym etapie miksowania płyty, która prawdopodobnie wyjdzie do końca lutego (LINK). Swoją drogą pod ostatnim linkiem masa rarytasów dla fanów mrocznego grania nie tylko ze stajni Bauhaus...
Inna legenda punka - The Partisans wydadzą kilka rarytasów w pierwszym tygodniu marca. Płyta wydana przez La Vida Es Un Mus i zatytułowana Anarchy In Alkatraz / No Future Demos 80-82 będzie zawierać pierwsze demo zespołu, na które składają się covery i kilka oryginalnych kompozycji, a także dwa inne demo nagrane na album No Future (LINK).
Jak widać pandemia sprzyja odkryciom nieznanych wcześniej dzieł. Queen odkryli zagubioną taśmę z jednego ze swoich pierwszych koncertów - prawdopodobnie jest to występ w Londynie, który odbył się w Imperial College 18 lipca 1970 roku. Jeszcze nie wiadomo czy materiał zostanie udostępniony (LINK).
Z innych rewelacji na temat Queen - dziennikarz muzyczny z kanału Professor of Rock opowiedział jak naprawdę doszło do powstania wspólnego hitu Queen i Davida Bowie Under Pressure - był to wynik przypadkowego spotkania, wieczoru pod wpływem kokainy podczas wypoczynku w kurorcie w Szwajcarii. Wideo powyżej. Na zdrówko...
W klimacie koksów maści wszelakiej - Mark Lanegan napisał książkę. Więcej o niej TUTAJ. A genialny występ Lanegena i jego zespołu opisaliśmy TUTAJ.
Za to dość nietypowy występ zawarty jest na debiutanckim albumie Luca Yupanqui „Sounds Of The Unborn”, jest bowiem nagraniem niemowlęcia w łonie matki. Yupanqui jest dzieckiem muzyków wokalistki Elizabeth Hart i basisty Ivána Diaz Mathé z eksperymentalnego zespołu psychodelicznego Psychic Ills. Niedawno para założyła zespół Tierra Del Fuego. Album został nagrany przy użyciu biosonicznej technologii MIDI, która przekształciła ruchy dziecka w macicy w fale dźwiękowe. Zostały one przesłane bezpośrednio na syntezator Mathégo.
Jeśli kogoś to zaskoczyło niech posłucha początku Kick Inside Kate Bush. Wszystko już było mawiał Ben Akiba.
W nowym systemie słuchacze mogliby sami sterować przychodami swoich ulubionych artystów. Więcej TUTAJ.
Czekamy kiedy wujaszek Google zacznie nam płacić za prowadzenie bloga... Żebyśmy stali się milionerami trzeba nas czytać. Wracamy jutro z nowym wpisem - tego nie znajdziecie w mainstreamie.