Na początku stycznia 1980 r. producent i niemiecki przedstawiciel Factory Records, Mark Reeder, który mieszkał od sześciu miesięcy w Berlinie (TUTAJ zamieściliśmy z nim wywiad) dowiedział się, że zespół Joy Division udaje się na tournee po Europie Północnej. Uświadomił sobie wtedy, że jest to jedyna okazja aby zespół zagrał w Berlinie Zachodnim. Skontaktował się zatem z Robem Grettonem, managerem grupy, lecz ten nie był tym zachwycony jego pomysłem. Według niego było to za daleko. Wówczas Mark zadzwonił do Iana Curtisa i poprosił go, aby ten wpłynął na Roba. Reeder wiedział, że Ian interesował się historią i chciałby zobaczyć Berlin.
Berlin Zachodni, enklawa na Morzu Czerwonym czyli w sowieckiej strefie okupacyjnej, którą od końca wojny było NRD, fascynował brytyjskich artystów. Miasto było oazą skrajności, stworzoną przez zimną wojnę, w której wszystko mogło się zdarzyć. Zniszczone przez nazistów otoczone było mitem, rozpropagowanym w latach 70. przez film Cabaret, który mocno oddziaływał na glam rock i punk. Na fali tej opinii w 1976 roku w Berlinie zamieszkał David Bowie. Muzyk regularnie odwiedzał znajdujące się tam Muzeum Brücke, pokazujące twórczość grupy ekspresjonistycznej z początku XX wieku i zachwycił się muzyką zespołu Kraftwerk. W rezultacie tego wydał album I Feel Love, zawierający mieszankę rytmów, powtórzeń, oraz prostych melodyjnych fraz wygrywanych na syntezatorze. Ian Curtis choćby z tego powodu bardzo chciał zobaczyć to miasto.
Ostatecznie, Joy Division wystąpili w Berlinie tylko jeden raz - 21 stycznia 1980 roku w starym kinie przy ulicy Kanta, od której przyjęło nazwę Kant-Kino, wzniesionym w 1912 roku na zachodnich krańcach Berlina, w dzielnicy Charlottenburg.
Według Reedera występ okazał się porażką. Na wielką salę mogącą pomieścić ponad 300 osób przyszło raptem z 50. Wiele rzeczy szwankowało: samo miejsce koncertu było źle wybrane, bo nie było w nim miejsc stojących tylko, jak to w kinie, siedzące. Poza tym nagłośnienie było kiepskie, a w zasadzie prawie go nie było. Według relacji Marka Reedera, często cytowanej w wielu publikacjach, dźwięk był tak kiepski, że ludzie nie słyszeli głosu Iana Curtisa. Kiedy jakiś człowiek z widowni zawołał „głośniej, głośniej” Bernard Sumner rzucił mu: „Mów k... po angielsku, ty niemiecki draniu. Od tego momentu koncert się skończył. Jednak muzycy byli zadowoleni z występu – grali swoje i nie zwracali uwagi na nic wokół.
Po wszystkim chcieli zobaczyć Bramę Berlińską, jak to Reeder opisał: oczywiście z obu stron muru - i wbić palce w dziury po kulach z drugiej wojny światowej. To było dla nich niesamowite. W ogóle nie chodziliśmy na żadne koncerty ani do klubów. Nie chcieli tego robić. Chcieli tylko chłonąć miasto. I było bardzo zimno - był styczeń i wszędzie leżał śnieg. Zabrałem ich do Berlina Wschodniego. Zamówiliśmy schweinshaxe [czyli swojską golonkę – przypis własny] w takiej bardzo starej restauracji. Nie mogli uwierzyć, że można dostać coś, co wyglądało jak połowa nogi dziecka, upieczonego na chrupiąco w piekarniku, za 3 pensy czy coś. Uznali, że to najsmaczniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek jedli. Chcieliby mieć to wszędzie. Myślę, że dla nich to była naprawdę interesująca podróż. A potem Bernard i Ian zaproponowali: „Wracaj z nami!”. W ogóle nie planowałem powrotu do Manchesteru. „Jeśli będziesz wracać z nami, możesz pojechać w furgonetce”. Wsiadłem do tego ich Forda Transita i wróciliśmy z Berlina do Manchesteru. To był szalona podróż do Hook Of Holland, aby złapać prom, który właściwie przegapiliśmy. Ian miał napad padaczkowy, kiedy wracaliśmy do furgonetki. Nie wiedziałem, że było z nim tak źle" (LINK).
Po powrocie Bernard Sumner powiesił w miejscu prób Joy Division plakat z repertuarem filmowym Kant-Kino. Gdy potem szukali tytułu piosenki, na chybił trafił brali z wypisanych na nim tytułów filmów po jednym słowie i składali z nich nazwę utworu (pisaliśmy o tym TUTAJ).
Dzisiaj po tym historycznym występie, od którego minęło już 40 lat zostało niewiele: kilka zdjęć autorstwa Marka Reedera i Michaela Korbika, poster z koncertu i setlista:
Dead Souls
Wilderness
Colony
Insight
Twenty Four Hours
A Means To An End
Transmission
The Eternal
Wilderness
Colony
Insight
Twenty Four Hours
A Means To An End
Transmission
The Eternal
No i oczywiście samo Kant-Kino, które po latach eksploatacji zamknięto, wyremontowano i ponownie otwarto w 2001 roku przy wsparciu Wima Wendersa i Christopha Ott pod nazwą Neue Kant-Kinos. Obecnie placówka całkiem dobrze prosperuje. Można w niej obejrzeć europejskie kino domowe, międzynarodową sztukę filmową, filmy dokumentalne, amerykańskie filmy niezależne, seriale filmowe, off-produkcje, i repertuar dla dzieci.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.