sobota, 24 lipca 2021

Joy Division w książce Shadowplayers Jamesa Nice'a cz.4: Nagrywanie Unknown Pleasures czyli o strzelaniu z Walther P.38 do szkła i aerozolu


Poprzednie części streszczenia fragmentów poświęconych Joy Division w książce Jamesa Nice'a można odszukać (kolejno od pierwszej do trzeciej) TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ

Dzisiejsza część poświęcona jest nagrywaniu debiutu Joy Division dla Factory Records. I choć wiele już na ten temat pisaliśmy (TUTAJ), fragment ujawnia kilka mniej znanych ciekawostek. 

Na wstępie Tony Wilson wspomina, że w tamtym czasie wszyscy lubili punk rocka ale wiele osób nie widziało w nim przyszłości. Pomysł nagrania pierwszego albumu Joy Division dla Factory narodził się w rozmowie Grettona z Wilsonem podczas koncertu w klubie Band on the Wall. Tony proponował prostą umowę, natomiast Gretton upierał się przy prawnikach. Peter Hook wspomina, że jeśli coś było prawnie skomplikowane to można było mieć pewność, że uczestniczył w tym Rob i jego adwokat. Rob  zgodził się na nagranie jednego albumu dla Factory. Kontrakt, w porównaniu z umową na FAC2 był znacznie bardziej rygorystyczny i powikłany. Podzielono się 50/50 ale w ramach swojej połowy Factory miało koszty związane z publikacją albumu.


Nie jest oczywiście prawdą, że kontrakt na Unknown Pleasures został podpisany krwią (warto zobaczyć TUTAJ), choć Tony Wilson twierdzi, że na końcu kontraktu napisał swoje inicjały krwią właśnie. Ukłuł się w palec, a w kropli krwi na papierze zanurzył suchą stalówkę i napisał trzy litery - AHW.

Album nagrywano przez 5 dni w Strawberry Studios (warto zobaczyć TUTAJ). Koszty (mimo zniżek na czas miksowania) to 10 000 GBP. Wytłoczenie pierwszej partii w ilości 10 000 kopii stanowiło dodatkowy koszt 8 500 GBP. 

Nagrano 14 piosenek, z których 10 było wersją uznaną za Hannetta jako finalną. Wszystko wydawało się nie mieć końca, bowiem Hannett nagrywał każdy instrument osobno. Zaczęli od perkusisty i jego bębna basowego, później kolejne elementy perkusji. Steven Morris nie rozumiał takiej techniki nagrywania i nie był przyzwyczajony do takiego sposobu grania piosenek Joy Division. Co ciekawe, Martin w tym samym czasie nagrywał album John Cooper Clarke'a na którym Stephen Morris również grał. Wzajemnie z siebie z Hannettem żartowali.


Dźwiękowiec zaprosił na przykład Morrisa żeby ten użył repliki pistoletu Walther P.38 do rozbicia szyby co słychać na początku I Remember Nothing. Dodatkowo używano też dźwięku aerozolu w piosence She's Lost Control. Miksował w nocy, kiedy jego mózg był najbardziej kreatywny, i kiedy mógł być w kompletnej izolacji.

Z Hannettem w szczególności związał się Ian Curtis. Reżyser opisywał wokalistę Joy Division jako przewód oświetleniowy, a także wspierał się przy tym teorią Gestalt która wyjaśnia dlaczego całość jest większa niż suma części z których powstała (warto zobaczyć TUTAJ). O ile Morris i Curtis byli zadowoleni, to tego samego nie można powiedzieć o Hooku i Sumnerze. Ci nie lubili tego z albumu zrobił Hannett, bardzo odchudził w stosunku do koncertów, gitary. Nie lubili też studio Strwaberry z dywanami na ścianach, wydawało im się ono martwe, przesiąknięte klimatem lat 70-tych. Okładka albumu w odwróconej kolorystycznie wersji Saville'a też im się nie podobała, nawet chcieli z niej zrezygnować, ale spodobała się wszystkich więc na nią przystali. Gdyby to Hook i Sumner nagrywali ten album na pewno nie byłby tak ponadczasowy, jakim zrobił go Hannett. Ten nazywał wtedy muzykę Joy Division jako muzykę taneczną z podtekstami gotyku.


Wkrótce kolejne fragmenty książki - dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.           

piątek, 23 lipca 2021

Niezapomniane koncerty: Lycia na Goths for Sanctuaries


W 2020 roku miała miejsce seria koncertów gwiazd rocka gotyckiego nazwana Goths for Sanctuaries. Miały na celu wspomaganie finansowe schronisk i tym podobnych inicjatyw, dla ratowania zwierząt na całym świecie. 

Organizatorzy tak uzasadniali swoje szczytne działanie (LINK): Schroniska dla zwierząt i ratownicy walczą cały czas, ale z w wyniku pandemii  sytuacja stała się tragiczna dla wielu, i  niektórzy musieli nawet zamknąć swoje drzwi. My, goci, jesteśmy współczującą bandą, więc zróbmy coś z tym! W ostatni weekend września wprowadzimy do naszych sal festiwalową atmosferę, której wszystkim nam tak brakuje. Mamy najlepszych międzynarodowych DJ-ów gotyckich i alternatywnych na żywo, a także niektóre z najbardziej uznanych zespołów i nowych talentów występujących aby sprawić nam przyjemność. Każdy wykonawca wybierze ulubione schronisko lub metodę pomocy dla zwierząt, a podczas występu zostanie podany link do przekazania darowizny. Te linki, jak również te z innych schronisk, będą również znajdować się na stronie naszego wydarzenia. Nie martw się, jeśli nie jesteś w stanie przekazać darowizny, czasy są teraz ciężkie dla tak wielu osób, więc po prostu ciesz się wydarzeniem i propaguj je tak szeroko, jak tylko możesz. Najważniejsze szczegóły wydarzenia znajdą się na głównej stronie w sieci i będą aktualizowane regularnie w razie potrzeby. Dodatkowe informacje i linki umieścimy w zakładce dyskusje, zarówno w przeddzień wydarzenia, jak i w jego trakcie. Naprawdę mamy nadzieję, że będziemy się tym cieszyć jako społeczność i tym sposobem uda się zrobić coś wartościowego.

Dziękujemy!


Część występów odbyła się live, część za pomocą streamingu. Takim właśnie był koncert dwóch członków zespołu Lycia, którzy podczas koncertu apelowali o przekazywanie środków na cele adopcji hartów w swoim stanie (LINK) - bowiem zespół wywodzi się z Arizony (warto zobaczyć TUTAJ). 

Zatem duet Mike VanPortfleet i Tara Vanflower uraczyli nas dość upiornym streamingiem, bo klimat rzeczywiście jak z jakiegoś horroru. Zasłonięte bambusowe rolety, czaszka, unoszący się zapach kadzideł, a w rogu na fotelu rozsiada się Tara, która wygląda podczas całego show na osobę lubiącą dominować. Przy niej pokornie grający na gitarze Mike, spoglądający spod oka czy aby twarz wielkiej gwiazdy nie wyraziła jakiegoś grymasu. Ta za to wydaje się niczym Ian Curtis podczas koncertów  - wprawiona w swoisty rodzaj transu przez specyficzny sposób gry na gitarze. 

Show to tylko cztery piosenki, i choć po pierwszym obejrzeniu koneserzy muzyki zespołu mogą być rozczarowani prostotą aranżacji, to po kilku przesłuchaniach wszystko zaczyna grać i klimat z lekkiego zwątpienia staje się zupełnie oczarowujący. 

Zaczynają od Drifting z ich znakomitego - piątego w dyskografii albumu Cold z 1996 roku.


Życie jest takie nagie, życie jest takie, takie nagie

Nie wolno nam uciekać, nie wolno nam walczyć

Musimy tu zostać na zawsze

Wszystko jest zimne, wszystko jest zimne

Jestem dzieckiem, tylko pozwól mi to zabrać... jeszcze raz

Codziennie modlę się o miłość...

Życie, każdego dnia modlę się o miłość...

Życie jest takie nagie, życie jest takie, takie nagie

Nie sądzę, że dam radę znowu to wytrzymać 

Wszystko jest zimne, wszystko jest zimne

Jestem kłamcą, po prostu pozwól mi to z siebie wyrzucić... jeszcze raz

Codziennie modlę się o miłość...

Życie, codziennie modlę się o miłość do...

Po nim Everything Is Cold - piosenka też o miłości w dzisiejszych, jakże trudnych czasach. Po tym znakomitym utworzeEstrella  ze świetnymi wokalami Tary! Tym razem sięgają po siódmy album o tym samym tytule. Całość kończy Pray - bo przecież nie może zabraknąć piosenki z The Burning Circle and Then Dusk z 1995 roku (to czwarty album zespołu).

Wspinam się na górę

Na jej szczyt

A dziewięć godzin później

Zatrzymuję się w rozpaczy

Staram się wyobrazić

Twarz dziewczyny

Ale ona jest tak daleko

Ze szczytu świata

Ona jest dziewczyną, którą kocham

Ta ciemna i mroźna zima

Sprawia, że ​​jestem taki samotny

Tak smutny i samotny

W tym ciemnym pokoju

A potem przez chwilę

Głęboki i ciepły uścisk

A dziewięć godzin później

Czeka na mnie

Ona jest dziewczyną, którą kocham

Przynajmniej przez chwilę

To wszystko znika

To wszystko znika  


Lycia - Goths for Sanctuaries, 29.08.2020, tracklista: Drifting, Everything Is Cold, Estrella, Pray.




Zyskuje przy bliższym poznaniu, zatem nie może być innej oceny jak 6/6. Lycia to dziś klasyka.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.     

czwartek, 22 lipca 2021

Prace Alejandry Caballero: studium samotności

Czy samotność jest smutna czy jest stanem mile widzianym? Taka refleksja powstaje po obejrzeniu prac hiszpańskiej artystki Alejandry Caballero (ur. 1974 r.). Jej malarstwo jest tym intymnym zapisem emocji, który stawia podobne pytania. Delikatnymi pociągnięciami pędzla ukazuje nam wnętrza z otwartymi drzwiami, z otwartymi oknami, w których zazwyczaj siedzą odwrócone od nas tyłem czy bokiem kobiety. Siedzą pomiędzy tym światem a innym, wewnętrznym oraz transcendentnym i kontemplują. I nie wiemy, czy bezruch ich pozy, wymowne milczenie są wywołane marzeniami czy też beznadziejnym smutkiem?



Nie na darmo wielu krytyków powołuje się omawiając jej dzieła na nieocenionego Edwarda Hoppera (TUTAJ), który jako pierwszy umiał dokonać niemal wiwisekcji ciszy, beznamiętnie podglądając postacie, którym zapewnił wieczność. Cokolwiek jednak robią bohaterki Alejandry, ich postacie ożywia światło, które sprawia, że obrazy otacza niewyraźna mgiełka wibrującego blasku, podobnie jak u Renoira.  Ten zabieg jednocześnie odcina malowane postaci od widza, oddala je od niego. I możemy zatem tylko patrzeć, zajmując wyznaczone przez malarkę miejsce, po prostu po drugiej stronie lustra.





Paradoksalnie jednak to właśnie widz nadaje ostateczny sens obrazom Caballero. To widz może dopisać znaczenie, dopowiedzieć swoimi emocjami ich wymowę.









Artystka tworzy od dobrych dwudziestu lat i sądząc po jej portfolio zamieszczonym na stronie internetowej (LINK).

Od początku posiada wyrazisty, własny styl. Jest absolwentką sztuk pięknych Uniwersytetu Complutense w Madrycie. W 1997 roku otrzymała stypendium malarskie Fundacji Rodríguez-Acosta w Granadzie, a dwa lata później stypendium im. Manuela Lópeza Villaseñora w Ciudad Real. W tym samym roku, czyli w 1999 zorganizowała pierwszą wystawę indywidualną w Madrycie i od tego czasu pokazuje swoje obrazy w różnych madryckich galeriach, a także w Barcelonie, Terrassie, Mahón i za granicą w Belgradzie (Serbii) i we Francji. Uczestniczyła również w wystawach zbiorowych m.in. dwukrotnie w Strasbourg Art Fair (2011, 2012). W 2022 roku planuje kolejną dużą wystawę w Barcelonie, w galerii Jordi Barnadas (LINK).


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w manistreamie.

środa, 21 lipca 2021

Światowy rynek fonograficzny, czyli czy pokona nas streaming?

Czy jest możliwe dzisiaj, aby zespół zaistniał sam z siebie, stał się znany tylko dzięki talentom i popularności fanów? Chyba już ta epoka nie wróci. Teraz trzeba mieć wsparcie wielkich wytwórni, które od końca l. 80 XX wieku rosły w siłę, przejmując mniejsze, niezależne firmy. W wyniku czego tort rynku muzycznego został podzielony między tzw. Majors, czyli koncerny. Od 1999 roku pięć z nich, czyli Universal, Sony, BMG, EMI, Warner kontrolowało blisko 80 procent światowego rynku fonograficznego.  W 2004 roku Sony połączyło się z BMG i wielka piątka zmieniła się w wielką czwórkę, a gdy pod koniec 2012 roku EMI sprzedano Universal Music Group, na rynku pozostało tylko trzech graczy: Universal Music Group, Sony Music Entertainment i Warner Music Group. W 2016 roku przejęli prawie 70% udziału w światowym rynku nagrań muzycznych: Universal Music Group (28,9%), Sony Music Entertainment (22,4%) i Warner Music Group (28,9%). Warner Music Group posiada trzy główne wytwórnie płytowe: Atlantic, Warner Bros. i Parlophone. Główne wydawnictwa płytowe Universal Music Group to Interscope Geffen A&M Records, Capitol Music Group, Republic Records, Island Records, Def Jam Records, Caroline Records, The Verve Label Group oraz różne mniejsze spółki. Zatem każdy z koncernów kontroluje mniejsze firmy, przez co cała struktura przybiera formę ośmiornicy (LINK).

Majors posiada nie tylko kapitał pozwalający na wypromowanie dowolnego gatunku muzycznego i wykonawcy, ale dysponuje prawami autorskimi muzyki i tekstów wykonywanych przez najpopularniejsze gwiazdy. Potęga koncernów ujawniła się szczególnie podczas pandemii, gdy brak możliwości występów na żywo i promocji wyrobów muzycznych zrujnował niejeden zespół, próbujący dotąd zachować choć cień niezależności.

Wydaje się bowiem, że nawet nowinki techniczne, czy nowe trendy muzyczne, nie uchronią przed wchłonięciem przez matrix. Majors od lat 70. z powodzeniem przechwytywały pojawiające się zjawiska, artystów, a w końcu całe undergroundowe ruchy. Czyniły to z łatwością, kupując udziały w małych wydawnictwach lub proponując zespołom atrakcyjny sposób dystrybucji ich płyt. I tu możemy zadać sobie pytanie, na ile wydawało by się niezależne i oddolne ruchy jak na przykład punk, new wave i cold wave, były autonomiczne? Skoro większość grup muzycznych stała się znana dopiero po podpisaniu kontraktu z solidną marką wydawniczą? 

Oczywiście musiał zaistnieć opór odbiorców, którzy poszukiwali w muzyce tego, co niezależne, autentyczne oraz zgodne z określonym etosem. Jednak skuteczny opór przeciwko komercjalizacji nie jest chyba już możliwy. Granica między tym co uosabiają Majorsi a resztą rynku muzycznego nie biegnie ostro lecz rozmywa się. Tym bardziej, że wyrosło już pokolenie utożsamiające się z wytworami muzyki masowej, wychowane na MTV, używające nośników dystrybuowanych przez wielkie wytwórnie i należące do nich platformy muzyczne typu Spotify. Wydarzeniem betonującym taki stan rzeczy stało się otwarcie w dniu 28 kwietnia 2003 roku internetowego sklepu muzycznego firmy Apple – iTunes Music Store. Od tej pory aby zaistnieć muzyk nie potrzebuje tradycyjnego nośnika i dotychczasowych, zwykłych sposobów kolportażu. Czy więc najważniejszym komponentem rynku muzycznego nadal jest odbiorca? Raczej już nie. Widz wydaje się być dodatkiem, elementem kampanii reklamowej. Odkąd iTunes Music Store stał się największym sprzedawcą plików muzycznych w USA, potęga koncernów została utrwalona i to one dyktują czego słuchamy. Bo wystarczy kliknięcie myszki aby utwory danego muzyka uległy anihilacji... I w ten sposób wszyscy możemy stać się częścią elektroniczno-muzycznego Matrixu. Mogło by tak być, gdyby nie kolekcjonerzy tradycyjnych nośników muzycznych, winyli, kaset magnetofonowych i ostatecznie też płyt CD...


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

wtorek, 20 lipca 2021

Steampunk: gdzie przeszłość spotyka przyszłość

Styl zwany Steampunk powstał w latach 80. XX wieku, lecz teraz jest bardziej popularny niż kiedykolwiek. Został wymyślony przez Kevina Waynea Jetera, autora powieści science fiction, jako alternatywa cyberpunka. Jeter szukał słowa, który określiłoby akcję mającą miejsce w XIX-wiecznej wiktoriańskiej scenerii a jednocześnie nasycone byłyby fantastyczną technologią napędzaną parą (stąd steam - para i punk - bunt). Początkowo steampunk dotyczył wyłącznie literatury, lecz z czasem ogarnął swoim wpływem niemal wszystkie dziedziny życia. Swobodnie przeniknął do popkultury i owładnął estetyką film, komiks, modę, sztukę, gry komputerowe, rzemiosło a nawet muzykę. W rezultacie zredukował swoje ideowe postulaty do charakterystycznych motywów i cech wynikających z przyjętej konwencji. Szczególnie interesujący jest steampunk w stylizacji wnętrz i przedmiotów. 


Patrząc na ozdobne gadżety i meble można uznać, że steampunk wziął się po prostu z tęsknoty i przesytu. Z nostalgii za bogatym wzornictwem fin de siècle i znudzenia sterylnymi, futurystycznymi wnętrzami współczesnymi, gdzie meble i rzeczy są gładkie, najczęściej obłe, bez zdobień, zredukowane tylko do formy wynikającej z użyteczności. A tymczasem steampunk proponuje wzornictwo oparte na XIX-wiecznym eklektyzmie, wręcz udające przedmioty wykonane sto lat temu połączone jednocześnie z nowoczesnym, technicznym futuryzmem. Stąd przewijające się wśród złoconych czy miedzianych albo oksydowanych ozdób elementy nowoczesne, jakby pochodzące z alternatywnej historii w której nie było wojen i ludzkość nie przeżyła traumy związanej z nimi, więc kobiety nadal chodzą w krynolinach a mężczyźni noszą cylindry…  Takie zderzenie przeszłości i teraźniejszości nadaje sztuce i modzie inspirowanej steampunkiem charakterystyczny wygląd, przesycony fantazją.


Tak więc wnętrza zaaranżowane w stylu steampunkowym są dość ciemne, mroczne, bo utrzymane są głównie w odcieniach brązu, bordo czy butelkowej zieleni. Wśród materiałów wykończeniowych dominuje skóra, aksamit, welur, miedź i mosiądz. Często stosuje się też kontrastowe zestawienia czerni z czerwienią. Jednak najistotniejsze w pomieszczeniach urządzonych na sposób steampunkowy są dodatki, które tworzą odpowiedni klimat. Mogą to być zarówno elementy typowe dla estetyki industrialnej (np. instalacje, różne rury), jak i przedmioty powtarzające wzornictwo XIX-wieczne.





Steampunk upodobał sobie szczególnie zegary i ich mechanizmy, koła zębate i inne części skomplikowanych urządzeń, takie jak śruby, druty, przekładnie, kominy, rury, żarówki, pokrętła i kotły parowe, które eksponuje. Pojawiają się też maszyny rzeczywiście istniejące albo wymyślane: parowozy, sterowce, balony, automobile, maszyny liczące, latające, roboty napędzane parą… niczym z opowiadań Herberta Georgea Wellsa. Nawiązuje się przy tym do istniejących realizacji historycznych. 


Doskonałym przykładem takiego wnętrza, które łączy cechy mody wiktoriańskiej ze zdobyczami nauki jest wybudowany w 1858 roku w Londynie budynek pompowni ścieków. Wygląda niczym połączenie gotyckiej kaplicy z maszynownią pojazdu, który wymyślili autorzy powieści science fiction. Innym tego typu dziełem jest paryska stacja metra Arts et Métiers z 1904 roku. 


Z współczesnych pomysłów warto wskazać na pawilon ustawiony podczas 5th Architecture Biennale w Tallinie w 2019 r. wg pomysłu Gwyllim Jahn i Camerona Newnham.


Architektem steampunkowym, którego prace pozostają na razie w sferze projektu jest David Trautrimas.


Jak widzimy, wszystko przed nami. Gdy poczujemy zmęczenie nowoczesnym designem, zawsze możemy skręcić w stronę alternatywną. 


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 19 lipca 2021

Isolations News 150: Za nami urodziny Iana Curtisa, nowa książka o Tony Wilsonie, nowe nagrania The Durutti Column, problemy z winylami, David Haslam publikuje, Galagher da koncert, Tori Amos i St. Vincent w Polsce, Variete wznawia winyl, Clan of Xymox i klawiszowiec Riverside wydają a Opposition ma utwór dnia



15 lipca świetnym wpisem (TUTAJ) uczciliśmy 65 rocznicę urodzin Iana Curtisa. Piosenkarz przyszedł na świat w Basford House, szpitalu Stretford Memorial w Manchesterze. Budynek teraz jest niestety opustoszałą ruiną… (LINK). Iana Curtisa wspominał w południe w BBC Radio 2 Peter Hook, o czym nie omieszkał poinformować za pośrednictwem Twittera (LINK).


Pewnie nikt by nie słyszał o Joy Division gdyby nie Rob Gretton i Tony WilsonFrom Manchester with Love: The Life and Opinions of Tony Wilson - to nowa książka Paula Morleya, której premiera planowana jest na październik. Nie można jej kupić w przedsprzedaży, poza wersją elektroniczną, a szkoda (LINK). Jak kupimy papierową to ją tutaj zrecenzujemy. A propos na prawym pasku dostępne są recenzje i streszczenia innych książek, a wkrótce pojawią się nowe.


Jeśli Tony to Factory a jeśli Factory to jej dziecko - Factory Benelux, które przedstawia luksusową, podwójną, winylową edycję Gatefold Deux Triangles, pierwotnie EP-kę z 1981 roku nagraną przez The Durutti Column. Wytwórnia wydała teraz płytę w limitowanej ilości 1000 egzemplarzy na niebieskim i przezroczystym winylu, z okazji Record Store Day 17 lipca 2021 roku. To na tym nagraniu Vini Reilly zaprezentował po raz pierwszy swój charakterystyczny, kryształowy styl gry na gitarze. Oczywiście tegoroczne wydanie zostało poszerzone o dotąd nie wydawane na winylu utwory.  Szczegóły i możliwość kupna TUTAJ.


Skoro winyl to ciekawostka - rosnący popyt na płyty winylowe napotyka na nieprzewidziane trudności. Jest nim niedobór PCW. W dodatku modne krążki wydane w kolorze spowalniają proces produkcji, bo po każdej serii tłoczenia trzeba czyścić maszyny. Nie ma już także tylu pracowników znających się na rzemiośle, a pandemia z obowiązkiem dystansu społecznego doprowadziła do zmniejszenia ilości kadry produkcyjnej (LINK). Jak mawiał dyrektor pana Iniemamocnego: Nie jest łatwo Bob, nie jest łatwo...


W klimacie Manchesteru i Factory - niewielkie wydawnictwo All You Need Is Dynamite Davida Haslama, zostało opublikowane w ramach serii Art Decades. Autor zajął się problemem zaniku pacyfistycznego ruchu hipisowskiego wypieranego przez miejskie grupy terrorystyczne, w szczególności komórki Angry Brigade, która przeprowadziła dziesiątki ataków bombowych w Wielkiej Brytanii. Jej siedzibą był w pewnym czasie Manchester (LINK).

Dalej Manchester - Liam Gallagher 17 sierpnia da darmowy koncert dla pracowników NHS w Londynie. Jego supportem będą Primal Scream i Black Honey (LINK).


Skoro weszliśmy w klimaty koncertowe - od 12 lipca można kupować bilety na jedyny koncert Tori Amos w katowickim Spodku. Koncert będzie 17 lutego 2022 roku, a bilety są TUTAJ. Nie obędzie się bez Cornflake Girl, który u nas gra już dziś powyżej...


Inna piosenkarka i gitarzystka - Annie Clark, znana jako St. Vincent zaprezentuje się 17 czerwca 2022 roku w warszawskiej Stodole. W maju tego roku wydała nowy album Daddy’s Home. A jak gra można podziwiać powyżej i poczytać (TUTAJ).


Z nowości muzycznych - grupa Variete wyda reedycję swojego debiutu z 1993 roku. Wyjdzie na czarnym i białym winylu (do wyboru), na CD i na kasecie magnetofonowej. Premiera LP przewidziana jest na przełom września i października tego roku (LINK). Zespól otwiera przestrzeń fal - tym razem na winylu... Czekamy na Bydgoszcz i inne płyty na takim nośniku.


Inni giganci chłodnych brzmień - Clan of Xymox wydali w ostatni piątek nową płytę Limbo. Utwory na niej swoimi tytułami wskazują na inspiracje czasem pandemii (LINK).

Klawiszowiec Michał Łapaj (Riverside) wydał solowy album Are You There. Po Zenith Macieja Mellera, trzech solowych płytach Mariusza Dudy jest to kolejna niespodzianka ze strony muzyków tej formacji. Płytę promuje singiel pt. Flying Blind, a album można zamawiać TUTAJ


Utwór The Opposition Be Careful What You  Wish For 13 lipca stał się utworem dnia ROCKSERWIS FM (LINK) co odnotował sam Mark Long (LINK). Nie ma się co dziwić, to piękna i nastrojowa piosenka...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

niedziela, 18 lipca 2021

Z mojej płytoteki: Section 25 - Always Now (FACT 45) - płyta w realizacji Martina Hannetta, z najdroższą okładką w historii muzyki

 


Płyta muzycznych dzieci Iana Curtisa z Joy Division (o czym pisaliśmy TUTAJ), i jak mówią sami muzycy z zespołu  jedna z najdroższych okładek w historii muzyki (TUTAJ) bowiem ma niespotykaną dotąd formę, ale też zadrukowany środek i taki sam nadruk na kopercie. Mało tego, do wydawnictwa przygotowano też plakat, którego jednak nie umieszczono w pierwszym wydaniu (znalazł się dopiero w wydanym 5 lat później FACT45C). 


Skąd wiadomo, że to pierwsze wydanie? Jak to często bywało, Factory umieszczało wyryte przesłania na płytach (pisaliśmy o tym TUTAJ). Pierwsze wydanie posiada grawer: FACT 45 A, EG, Townhouse, Gaté Gaté Paragaté Parasamgaté (strona A), oraz FACT 45 B, EG, Townhouse, Bodhi Svaha (strona B). Czym są tajemnicze napisy? Okazuje się, że to fragmenty kończące buddyjską mantrę (w oryginale brzmi ona: गते गते पार गते पार संगते बोधि स्वाहा) na końcu tzw. Sutry Serca. Znaczy w najprostszym ujęciu: Odszedł w zaświaty do pełnego oświecenia. Być może jest to aluzja do Iana Curtisa, płyta bowiem ukazała się już po jego śmierci...


 

Album warto mieć w kolekcji choćby dlatego, że realizował go sam wielki Martin Hannett, a okładkę projektował Peter Saville (o powolność tego procesu zespół miał do niego pretensje). Okładka w zamyśle przypominać miała jeden z rodzajów pudełka do zapałek. Pamiętam jak w latach 80-tych docierały do Polski papierowe zapałki z zagranicy, i o takie właśnie pudełko chodziło Saville'owi.


Całość wydana jest na kredowym woskowanym papierze kartonowym, a poza wspomnianym grafikiem Factory w projektowaniu uczestniczyła też Grafica Industria, czyli...


czyli sam Peter Saville. Użył on tutaj znaku  włoskiego przemysłu poligraficznego z lat 50-tych.




W mojej wersji brakuje stikera do zamknięcia koperty - zawierał on znak kanji symbol Iching - chińskiej Księgi Zmian , co wyglądało tak:


A muzycznie? Wielu krytyków opisuje w sieci, że Section 25 naśladowali wtedy Joy Division. Nie wiem na jakiej podstawie wysnuto takie wnioski. Muzyka Section 25 bowiem to zupełnie inne rewiry - jest bardziej eksperymentalna, surowa, z monotonnymi frazami wokalu. Wynikać to mogło z faktu, że zespół miał gotowych tylko siedem piosenek, reszta była improwizowana.

W bardzo skromnej warstwie tekstowej przesyłają nam krótkie komunikaty - transmisje. Tak też np. w piosence Friendly Fires:

Latają tak wysoko
Latają tak wysoko
Możesz je usłyszeć
Możesz je zobaczyć
Są na swojej fali
Są na swojej fali
Dla Ciebie

Dirty Disco to prosty tekst o pożądaniu - chcę ciebie, twojego ciała, serca, miłości, nóg, itd. Jeśli można wyróżnić jakiś tekst to na pewno jest to Loose Talk (Costs Lives), chyba ogólnie jeden z ciekawszych na albumie.

Poznaj fakty już dziś
A jutro podejmij decyzje
Nigdy nie poznasz drogi
Jeśli nigdy nie nauczysz się podążać

Sentyment jest dla mnie zawsze dowodem
Który zasłania moje spojrzenie na rzeczywistość
Nie zrozum mnie źle, moje serce jest gorące 
Z prawdziwych uczuć nie można się wycofać
Albo zignorować... lub przeoczyć

Ponieważ dotykają korzeni twojego życia
Bo tną jak nóż
Ostry! Szybki!

Dotknij swoich uczuć
Trzymaj je blisko
Są bardziej realne niż myślisz
Za to ty jesteś duchem... 

Następny ciekawy i zarazem melodyjny utwór to Melt Close:

Po prostu rozpłyń się blisko
Po prostu rozpłyń się blisko
Po prostu rozpłyń się blisko mnie
Po prostu rozpłyń się blisko mnie

Całujemy się i obejmujemy
A potem nasze oczy się spotykają
Następny krok jest już łatwy

Po prostu rozpłyń się blisko
Po prostu rozpłyń się blisko
Po prostu rozpłyń się blisko mnie
Po prostu rozpłyń się blisko mnie

Kiedy inny
Nastrój cię zabiera
I myślisz, że
Życie jest puste 

Do utworu Hit można w sieci znaleźć wideo zawierające zdjęcia z tamtego okresu:



Babies in the Bardo też jest bardzo ciekawym utworem instrumentalnym. Chyba najbardziej przestrzennym z całego albumu. Za to oryginalne wideo zrealizowano do piosenki New Horizon.


Warto na koniec dodać, że niestety, w 2010 roku (dokładnie 27.02.) zmarł Larry Cassidy, jeden z dwójki braci założycieli zespołu. Przyczyną śmierci była zakrzepica.


Section 25, Always Now, Factory Records 1981, realizacja nagrań Martin Hannett,  trackista: Friendly Fires, Dirty Disco, C.P., Loose Talk (Costs Lives), Inside Out, Melt Close, Hit, Babies in the Bardo, Be Brave, New Horizon.


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.