piątek, 18 grudnia 2020

Kontrakt z Joy Division podpisany krwią Tony Wilsona, fakt czy mit?


The musicians own everything, the company owns nothing. All our bands have the freedom to fuck off - powyższe zdanie pochodzi ze słynnego kontraktu zawartego pomiędzy Wytwórnią Factory Records, reprezentowaną przez Tony Wilsona, z muzykami Joy Division. Tony, jak głosi legenda, podpisał go własną krwią. Inne pogłoski twierdzą, że nie tylko podpis ale cały kontrakt spisany był krwią. Scena spisywania kontraktu znajduje się w filmach 24 Hour Party People (pisaliśmy o nim TUTAJ) oraz Control. Podobno umowa została napisana na papierowej serwetce po występie Joy Division w Grenada TV. Podobno potem, oprawiony w ramki, kontrakt zawisł na ścianie gabinetu Wilsona w FR, podobno… Można by dodać jeszcze niejedno, ale pora może zadać pytanie, czy taki kontrakt rzeczywiście istniał?



Nie napisali o nim ani Deborah Curtis, ani Bernard Sumner, ani Peter Hook. Sam Wilson raz zaprzeczał jego istnieniu, kiedy indziej opisywał z detalami techniczne aspekty złożenia podpisu. W jednym z wywiadów tak mówił: Chciałby również wyjaśnić kilka innych nieporozumień, w tym opowieść, że wypisywałem umowy z muzykami krwią. Nigdy nie spisałem kontraktu krwią - mówi rozbawiony. Był podpisany krwią, a nie napisany krwią (LINK).  Z kolei prestiżowy portal donosił o napisaniu krwią (LINK). Informacja o kontrakcie pisanym krwią znajduje się także na nieoficjalnej, lecz najbardziej znanej stronie, poświęconej historii wytwórni, założonej przez Johna Coopera (LINK). Czy kiedykolwiek dowiemy się prawdy?

Sam pomysł na taki kontrakt jest niezwykle literackim zabiegiem. Jest powtórzeniem nieomal sceny z Fausta, w której ten podpisuje z diabłem cyrograf, w zamian taką chwilę, o której bohater powie trwaj, jesteś piękna. Podpisuje krwią, bo jak twierdzi Mefistofeles, Krew ma specjalne właściwości w sobie. My nie chcemy wyrokować, czy Wilson wcielił się w Mefistofelesa a Ian Curtis miałby przyjąć rolę Fausta. Zamykając krótkie rozważania na temat kontraktu, chcemy jednak zauważyć, że taka umowa staje się - niczym poemat Goethego – poezją. Ulotną, niezwykłą, nierzeczywistą. Nigdzie bowiem ów kontrakt nie został pokazany, ani na żadnej wystawie, ani na żadnej aukcji. 


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz