środa, 13 listopada 2024

Stephen Morris: Record, Play, Pause - książka perkusisty Joy Division i New Order cz.24: Geneza nazwy Joy Division i pierwsze nagrania w studio

 

W pierwszej części (TUTAJ) przedstawiliśmy streszczenie fragmentu książki, w którym Stephen Morris opisuje swoje dzieciństwo. W części drugiej (TUTAJ) wojenne pasje perkusisty Joy Division, a w kolejnej historię życia jego ojca (TUTAJ), rodzinne wycieczki (TUTAJ) i pierwsze single w kolekcji Stephena (TUTAJ). W następnym wpisie przedstawiliśmy pierwsze instrumenty z kolekcji Stephena i opisaliśmy jego fascynację the Beatles, jak i amerykańską TV (TUTAJ). W kolejnym (TUTAJ) męczarnie na kursie tańca i fascynację obserwatorium Jordell Bank, oraz kompletnie inne, niż rodziców, zainteresowania kinowe. W kolejnym (TUTAJ) lekcje gry na klarnecie i pierwsze zakupy płytowe. W kolejnym (TUTAJ) pierwsze koncerty i fascynację Davidem Bowie  wybór roli w zespole jako perkusista (LINK). W tej części (LINK) przedstawiliśmy pierwsze eksperymenty kolegów z LSD, epizod ze studiami i przeprowadzkę do nowego domu. TUTAJ opisaliśmy pierwszych idoli gry na perkusji i zakup instrumentu, a także pierwsze lekcje Stephena gry na nim, a TUTAJ perypetie związane ze zmianą szkoły. Wzrastające zainteresowania winylami i rozbudowę zestawu perkusyjnego opisaliśmy TUTAJ i TUTAJ. Pierwsze nagrania zespołu Stephena w Strawberry Studios opisaliśmy TUTAJ. Późniejszy wpis za to (TUTAJ) przedstawiał narodziny punk rocka w UK wg. Morrisa. Natomiast narodziny Warsaw opisaliśmy TUTAJ, a ich pierwsze próby i występy TUTAJ. W TYM wątku opisaliśmy pierwsze poważne koncerty Warsaw i ich pierwszy bis. Natomiast TUTAJ incydent w Electric Circus, a TUTAJ perypetie z dziewczynami. W kolejnym wpisie (TUTAJ) opisaliśmy wynajęcie przez Warsaw studia i pierwsze nagrania. 

Sesje jamowe wyglądały w ten sposób że Stephen z Hookym zaczynali coś grac, wtedy Ian szukał jakiegoś tekstu w swoim zeszycie i gdy coś dopasował zaczynał śpiewać. Wtedy Bernard dogrywał jakiś riff na gitarze. Stephen pamięta jak dyskutowali nad wywiadem Stranglers do NME. Mówili w nim, że jeśli po 5 minutach jamowania nie wyłoni się pomysł na piosenkę, to nie będzie go już nigdy. Tą radą starali się kierować, zauważyli, że im więcej komponują tym bardziej zaawansowane piosenki tworzą. Następnie Morris przedstawia genezę nazwy Joy Division (opisuje jak Bernard i Ian  lubili książkę Ka Tzetnika - opisywaliśmy tę historię dokładnie TUTAJ). Wspomina też książki Svena Hassela, które czytał on i Hooky, a które w tamtych czasach były bardzo popularne (pisaliśmy o tym TUTAJ). Stephen wspomina, że czytał też fantastykę, miedzy innymi Asimova, Clarke, ale też książkę Lobsanga Rampy, który twierdził, że jest reinkarnacją mnicha z Tybetu
 
Nazwa Joy Division została wypróbowana w jednym z pubów w Macclesfield, ale nie została dobrze przyjęta. Morris uważa, że wtedy byli naiwni, nie bardzo zdawali sobie sprawy, że nazwa kreuje też wizerunek zespołu. Oni wtedy żadnego wizerunku nie posiadali.
 
Myśleli o płycie. Ian rozmawiał z Paulem Morleyem, który był wtedy menadżerem the Drones. Ci wydali singla Tempetations of the White Collar Worker, i Paul był zainteresowany wydaniem płyty Joy Division.
 

10.10.1977 Stephen wziął samochód, Iana i pojechali do Oldham przypomnieć Paulowi o jego obietnicy, ale nie dostali odpowiedzi. Podejrzewają że był zmęczony po poprzedniej nocy. Zaczęli zatem rozglądać się za kimś innym, kto mógłby im wyprodukować album. Trafili an Pennine studio. Wyprodukowano tam kilka ważnych płyt. Na początku zwrócili im uwagę, że perkusja jest zbyt bogata - za dużo instrumentów. Bernard z kolei marzył o tym, żeby werble brzmiały tak jak w piosence Bowiego Sound and Vision.
 
 
Po próbach odkryli, że perkusja Bowiego brzmiała w taki sposób, jako wynik przepuszczenia jej dźwięku przez harmonizer. Niestety w studio tego urządzenia nie posiadali. Ian z kolei chciał żeby jego wokale brzmiały jak wokale Johna Lennona, z echem i opóźnieniem. Użyli w tym celu ADT. Nagrali wtedy 4 piosenki: Warsaw, Leaders of Men, No Love Lost i Failures, ten ostatni napisali około tygodzień przed. No Love Lost wytyczał wtedy ich muzyczny kierunek.
 

Drugi bit tej piosenki brzmiał podobnie do Changeling zespołu the Doors. Cały mini album nagrali w jeden dzień - pierwszy album Joy Division. Bernard nie zgadzał się z opinią o podobieństwie bitu do Doors, argumentował że nigdy tej piosenki nie słyszał. Każdy jednak może sobie sam wyrobić zdanie:
 

C.D.N. 
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz