Jeden z najważniejszych momentów w historii muzyki punk miał miejsce nie w Wielkiej Brytanii, czy w USA, lecz we Francji. Tutaj w małym mieście na głębokim południowym zachodzie kraju, w Mont de Marsan, odbył się dwukrotnie: w roku 1976 i w 1977, pierwszy festiwal zespołów punk.
Dotąd miejscowość była znana wyłącznie z walki byków, a co dziwniejsze, impreza muzyczna odbyła się w czasach całkowitego zakazu festiwali, gdy prezydentem Francji był konserwatywny Giscard D'Estaing. Analogie z Jarocinem nasuwają się same, choć u nas było dużo trudniej (o tym więcej TUTAJ). Niemniej we Francji również stawiano przeszkody i gdyby nie jeden człowiek, do niczego by nie doszło. Tym człowiekiem był Mark Zermati, który od 1972 r. prowadził w Paryżu sklep z płytami Open Market, w którym spotykali się wszyscy amerykańscy i angielscy muzycy punkowi a także wytwórnię płyt Skydog.
Dzięki paryskim kontaktom Zermati często jeździł do Londynu, gdzie poznał muzyków Sex Pistols. W 1976 r. on i jego przyjaciele wpadli na pomysł konsolidacji francuskiego ruchu punkowego, uznając, że najlepiej się to dokona podczas festiwalu. Znajomy Zermati'ego, Andre-Marc Dubos z Mons, załatwił bezpłatnie arenę w Mont-de-Marsan służącą, jak przypominamy, walkom byków. Wprawdzie w przeddzień prefekt miasteczka oraz mer chcieli odwołać całe wydarzenie, bo obawiali się incydentów podobnych do tych, które miały miejsce podczas koncertu rockowego w Arles, ale ostatecznie miejscowy komisarz policji wyraził zgodę. Niektórzy uważają, że tylko dlatego, iż był czarnoskóry jak Zermati.
Impreza odbyła się. Na widowni i pod sceną zjawiło się ponad 4,500 punków. Festiwal rozpoczął się 21 sierpnia i trwał bez przerwy 18 godzin. Nie odbył się bez drobnych incydentów: Muzycy z Jam zostali zatrzymani przez lokalną policję za kąpanie się w miejskiej fontannie, obrabowano supermarket, a podczas koncertu Lou Reeda widownia zaatakowała arenę koktajlami Mołotowa. Niemniej i burmistrz i prefekt podczas kolacji z organizatorami pogratulowali im dobrej organizacji i... nie zwrócili jej kosztów. Zermati musiał po dwóch latach sprzedać swój sklep płytowy żeby pokryć wydatki, dlatego trzecia edycja festiwalu już się nie odbyła.
Wśród wykonawców znaleźli się: The Count Bishops, Eddie and the Hot Rods, Tyla Gang, Little Bob Story, Shakin 'Street z piosenkarką Fabienne, The Clash, Gorillas oraz przede wszystkim: The Damned. Brakowało tylko Sex Pistols. Rok później dołączyli wraz z The Police, Bijou, Dr. Feelgood, Asphalt Jungle. Na widowni za to w 1976 r. był Jon Savage oraz… Ian Curtis, który przyjechał tu z żoną autostopem, co było nie lada wyczynem, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że podróż z Wielkiej Brytanii autokarem do miasteczka trwała aż 14 godzin. Z wyjazdu zachowało się jedno zdjęcie, wykonane między areną a plantami oraz wspomnienia, opisane przez Deborah Curtis w jej autobiograficznej powieści Touching from a distance, m.in. o tym, że Ian miał alergię na słońce, więc jego dłonie stały się czerwone i spuchły.
Jeden z fanów zrobił parę lat potem zdjęcie w tym samym miejscu co Ian i w ten sposób możemy wyobrazić sobie to, co widzieli uczestnicy festiwalu: TUTAJ.
Z imprezy zachował się plakat, setlista TUTAJ mnóstwo wspomnień, zdjęcia oraz niewiele nagrań. Po latach powstał nawet oficjalny dokument na ten temat.
Z imprezy zachował się plakat, setlista TUTAJ mnóstwo wspomnień, zdjęcia oraz niewiele nagrań. Po latach powstał nawet oficjalny dokument na ten temat.
Czyli całkiem sporo.
Takie były początki punka, zważywszy, że w Polsce, za żelazną kurtyną festiwal w Jarocinie powstał parę lat później, okazuje się, że wcale nie byliśmy tak zapóźnieni jakby się mogło wydawać.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.