Ian Curtis zanim został wokalistą zespołu Joy Division wcześniej próbował sam założyć dwa zespoły muzyczne. O pierwszym opowiada w swojej książce Deborah Curtis: Było to jeszcze w czasach szkolnych Iana. Na fali popularności zespołów rockowych Ian postanowił wraz z przyjaciółmi utworzyć bliżej nieznaną z nazwy grupę. Należeli do niej Tony Nuttall, Peter Johnson i Brian McFaddian. Ian grał na basie, Peter na klawiszach, ponieważ uczył się wcześniej na fortepianie, Brian na gitarze, a Tony na perkusji.
Ian przyjaźnił się z Tonym, starszym od siebie o półtora roku od wielu lat. Był on jego przyjacielem z lat dzieciństwa, bo obaj mieszkali blisko siebie a ich matki były przyjaciółkami. Znajomość nie ustała potem, gdy poszli do szkoły. To dzięki Tony'emu Ian poznał Deborah, która najpierw z nim zaczęła się spotykać. Jednak po latach, według Deborah, ich przyjaźń wygasła, podobno z powodów politycznych, ponieważ Tony został socjalistą a Ian pozostał konserwatystą. Ostatni raz, tak utrzymuje w swojej książce Deborah, widzieli się po tym, gdy Joy Division wydał pierwszy singiel An Ideal for Living (piszemy o nim TUTAJ). Ian pokazał go Tony’emu, który podobno był przerażony szatą graficzną okładki i skrytykował muzykę, która mu się nie spodobała. Niemniej wcześniej planowali karierę muzyczną, chcieli wyjechać do Londynu i stać się tam zespołem na miarę Rolling Stones, których uważali za bardziej męskich niż Beatles'ów.
Ian przyjaźnił się z Tonym, starszym od siebie o półtora roku od wielu lat. Był on jego przyjacielem z lat dzieciństwa, bo obaj mieszkali blisko siebie a ich matki były przyjaciółkami. Znajomość nie ustała potem, gdy poszli do szkoły. To dzięki Tony'emu Ian poznał Deborah, która najpierw z nim zaczęła się spotykać. Jednak po latach, według Deborah, ich przyjaźń wygasła, podobno z powodów politycznych, ponieważ Tony został socjalistą a Ian pozostał konserwatystą. Ostatni raz, tak utrzymuje w swojej książce Deborah, widzieli się po tym, gdy Joy Division wydał pierwszy singiel An Ideal for Living (piszemy o nim TUTAJ). Ian pokazał go Tony’emu, który podobno był przerażony szatą graficzną okładki i skrytykował muzykę, która mu się nie spodobała. Niemniej wcześniej planowali karierę muzyczną, chcieli wyjechać do Londynu i stać się tam zespołem na miarę Rolling Stones, których uważali za bardziej męskich niż Beatles'ów.
Po latach Nuttall rzeczywiście wyjechał do Londynu, lecz nie kontynuował marzeń muzycznych. Został grafikiem komputerowym i nauczycielem projektowania graficznego. Przedstawia też inną wersję wydarzeń, różniącą się od tej podanej przez Debbie Curtis: podobno jego kontakt trwał z Ianem cały czas, aż do sierpnia 1979 r. Obaj wymieniali się notatkami i od czasu rozmawiali ze sobą. Mieli się spotkać w listopadzie, wynika to z klipu Tony'ego Nuttalla opublikowanego na You Toube
Pośród wielu materiałów, które tam zamieścił są krótkie filmy o Ianie Curtisie, Joy Division i czasach ich przyjaźni. Wydaje się, jest to rodzaj ekspiacji, swoista próba uporania się ze stratą, jaką była śmierć Iana Curtisa.
Kolejny zespół Ian Curtis miał zamiar utworzyć z Ianem Grayem, gitarzystą, który krótko grał z muzykami Wild Ram oraz z perkusistą Martinem Jacksonem i basistą Richardem Morrisey Kedziorem. Zespół nie dorobił się nazwy, roboczo, po wielu dyskusjach nazwali się The Hollywood Stars. Kedzior w wywiadzie (chyba jedynym jaki udzielił) opowiedział o swojej znajomości z Ianem Curtisem i ich wspólnym graniu: Przez jakiś czas próbowałem stworzyć zespół z każdym, kto byłby gotowy żeby się do mnie przyłączyć. Bardzo to frustrujące doświadczenie, bo ludzie przychodzili nieprzygotowani: perkusiści bez zestawów i pałeczek a gitarzyści bez instrumentów. Miałem gitarę basową i wzmacniacz. Na ogłoszenie odpowiedział Ian Gray, bardzo dobry gitarzysta, który odniósł sukces w zespole o nazwie Wild Ram. Pojawił się z Ianem Curtisem, potencjalnym wokalistą, na koncercie Buzzcocks/Eater. Nie jestem całkiem pewien, jak go znalazł. Od tej chwili potrzebowaliśmy miejsca, aby przeprowadzić próbę. Była sala publiczna przy Shrewsbury Street, Moss Side. Ian Curtis był oczywiście żonaty. Wydaje mi się, że miał babcię lub krewnego przy Henrietta Street w pobliżu miejsca prób. Mieliśmy bardzo luźne sesje, były one dość chaotyczne - mieliśmy dobre chęci, ale nie za wiele umiejętności muzycznych. Iain Gray był bardzo grzeczny i zapowiadał uprzejmie "Stepping Stone" lub "New Rose". Nie siadaliśmy i nie rozmawialiśmy; nasze spotkania przypominały raczej jam sessions. Mieliśmy może trzy lub cztery próby, może trzy, co najwyżej, żeby być szczerym (...) Nie prowadziłem żadnych głębokich czy sensownych rozmów z Ianem Curtisem; mówiliśmy o zaletach Velvet Underground, The Stooges, Iggy Pop i o muzyce. Wyglądał na niesamowicie nieśmiałego człowieka. W pewien sposób trudno było się z nim porozumieć. Był blisko z Iainem Gray, ale od nas trzymał się z daleka (...) Wybraliśmy się na praktykę do lokalnego pubu na Alexandra Road, przy Moss. Stanęliśmy w pubie The Little Western (chociaż był tam też pub Great Western). Pamiętam, że Ian Curtis miał mały pomarańczowy wzmacniacz. To nie była sala główna, gdzie ludzie siedzieli i pili, to było dalej od baru. Ludzie chodzili, patrzyli i wychodzili. Nigdy nie zapomnę tego, gdy starszy mężczyzna podszedł bliżej i wyszeptał przyciszonym tonem, że uważa, że jesteśmy w porządku, ale nie myśli tak o wokaliście! Nie mógłbyś tego wymyślić, jeśli byś tam nie był. Po prostu chciałbym wziąć taśmę, aby nagrać na magnetofonie nasze próby, albo przynajmniej aparat. Była jeszcze jedna sesja w domu Martina Jacksona, bez Iana Gray, z jednym z moich najstarszych przyjaciół, który był gitarzystą. Aleśmy tam przeklinali kiedy Ian Curtis wywrzeszczał wszystko co mu przyszło do głowy (LINK).
Gdy Curtis przyszedł na pierwsze spotkanie z przyszłymi muzykami Warsaw, opowiedział im o tym swoim zespole, a Peter Hook i Bernard Sumner opisali mu swój. Peter Hook tak to zapamiętał: [Ian Curtis] miał perkusistę i gitarzystę, Bernard i ja mieliśmy bas i gitarę i gadaliśmy o połączeniu, ale zespoły punkowe w tamtych czasach nie miały 2 gitarzystów. To nie było dozwolone! Tego nie było w przepisach (śmiech). Na początku nie mogliśmy się połączyć, ale gdy jego gitarzysta odszedł, dołączył do Bernarda i do mnie jako trzeci, a potem poszukaliśmy perkusisty (TUTAJ).
I tak zaczęła się legenda Joy Division...
Legenda, która trwa do dzisiaj.
Czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz