sobota, 24 kwietnia 2021

Wayne Hussey o the Invisible Girls, czyli powrót Pauline Murray

W tekście o obecnych losach muzyków, którzy się przewinęli przez Sisters of Mercy (TUTAJ) napisaliśmy, że pierwszym zespołem do którego należał Wayne Hussey (prawdziwe nazwisko to Jerry Lovelock) był The Invisible Girls, formacja wspierająca Johna Coopera Clarkea. Jest to na tyle interesująca informacja, iż postanowiliśmy dokładniej zająć się tym aspektem działalności frontmana The Mission a także przy okazji prześledzić wątek dotyczący Martina Hanneta, który przecież grał na basie w The Invisible Girls (o zespole pisaliśmy TUTAJ).

Wayne Hussey był wówczas początkującym muzykiem. Poszukiwał swojego miejsca, a tak się stało, że akurat Martin Hannett  przystąpił do nagrania (jedynego) albumu The  Invisible Girls  i Pauline Murray, wokalistki  Penetration (o albumie pisaliśmy tutaj, przy okazji streszczenia książki Colina Sharpa TUTAJ). Hannett zaangażował do tego wielu muzyków, w zasadzie każda piosenka to inny team. Tracklista wydanego we wrześniu 1980 roku LP w RSO Records, a zrealizowanego w lipcu w Strawberry Studios albumu zawiera następujące utwory:

1. Screaming In The Darkness 

2. Dream Sequence 

3. European Eyes 

4. Shoot You Down 

5. Sympathy 

6. Time Slipping  (Martin Hannett, Steve Hopkins)

7. Drummer Boy 

8. Thundertunes

9. When Will We Learn

10. Mr. X

11. Judgement Day

Nagrano o wtedy jeszcze więcej materiału, który wyszedł w 1981 roku na maxi singlu. Zawierał on trzy piosenki:


 

12. Searching for Heaven

13. The Visitor 

14. Animal Crazy

Wszystkie 14 utworów ukazało się razem na CD wydanym w 1993 roku. Przy powstaniu tych trzech udział wziął Wayne Hussey, który po prostu odpowiedział na ogłoszenie zamieszczone w Melody Maker. Oprócz niego w projekcie wystąpił Bernard Sumner, który wykonał solówkę w czasie gdy New Order czekało na wolne studio. 


Tak więc zestaw muzyków biorących udział w przedsięwzięciu wygląda następująco:

Pauline Murray - wokal 

Robert Blamire - bas

Martin Hannett - instrumenty klawiszowe, producent

Steve Hopkins - instrumenty klawiszowe, producent

Vini Reilly - gitara – gościnnie (The Durutti Column)

John Maher – perkusja (Buzzcocks)

Paul Burgess - perkusja

Dave Rowbotham - gitara

Dave Hassell - perkusja

Alan Rawlings – gitara; tylko w 13

Wayne Hussey – gitara, tylko 12, 13 i 14

Bernard Sumner – gitara; tylko 12 (New Order)

Chris Nagle - inżynier

Istnieje nagranie wideo z lipca 1980 r. na którym przypadkiem zarejestrowano chwilę, w której Martin Hannett wyjaśnia Tonyemu Wilsonowi swoją koncepcję nagrywania The Visitor.


Było to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju, nic dziwnego, że Hussey je doskonale zapamiętał i wspominał kilkakrotnie w wywiadach, m. in. TUTAJ

The Invisible Girls byli zespołem o zmiennym składzie, zresztą to był studyjny zespół Martina Hannetta, który brał udział przy produkcji kilku płyt?

WH: Tak, zgadza się. Na tej konkretnej płycie byli to: Steve Hopkins na klawiszach, John Maher na perkusji, ja na gitarze, Robert na basie, ale potem potrzebowali dograć gitarę, więc ściągnęli Bernarda z New Order, kiedy mnie tam nie było. Ale tak, to był również John Cooper Clarke i The Invisible Girls; Myślę, że Vini Reilly również grał w niektórych materiałach z Invisible Girls. To właściwie pierwszy raz, kiedy brałem kokainę podczas tych sesji.

Jak pracowało z Martinem? Miał reputację charakternego faceta…

WH: Tak, taki był, to prawda.

… I oczywiście był bardzo innowacyjnym producentem.

WH: Tak, rzeczywiście. To znaczy, wiem, że dźwięk werbla na jednym z tych utworów był w rzeczywistości samplowany przez areozol - cii! Ssh! - Och, podoba mi się to, to było świetne. Pamiętam, jak pewnego razu, a to było w czasach, kiedy nadal nagrywało gitary w studiu, a nie w reżyserce, a ja stałem w słuchawkach na uszach, grałem partię gitary i po czym całość grała do końca i zaczynała się od nowa i dochodziłem do końca, grałem, po czym znów wszystko zaczynało się od nowa, i to trwało wieki.  A ja myślałem: okej, ale co ja robię, nikt mi tu nic nie mówi, czy dobrze to robię czy źle, wiesz… i zajrzałem do reżyserki gdzie było pusto poza Martinem Hannettem, który spał na podłodze pod stołem mikserskim! Więc takie było moje doświadczenie pracy z Martinem Hannettem. Hmm… 


Cóż jeszcze dodać? Okładkę albumu zaprojektował oczywiście Peter Saville z udziałem Trevora Keya. Album zebrał same dobre recenzje. W zeszłym roku minęło 40 lat od chwili jego nagrania i a w tym 40 lat od publikacji maxi singla, dlatego wytwórnia Les Disques du Crépuscule wyda w tym roku zremasterowaną wersję płyty, która zawierać będzie również bonusy w postaci sesji Peela oraz ekskluzywną, bonusową płytę CD z wersjami instrumentalnymi produkcji Martina Hannetta (LINK). 

Warto jeszcze dodać, że po długiej przerwie, trwającej około 31 lat, Pauline Murray powraca ze swoim trzecim solowym albumem Elemental. Prace nad materiałem rozpoczęła w 2016 roku i w ubiegłym ostatecznie je sfinalizowała. Producentem i jednym z wykonawców jest Robert Blamire, ten sam, który wziął udział w powstaniu The  Invisible Girls & Pauline Murray. W tym roku piosenkarka planuje także trasę koncertową z The Psychedelic Furs, podczas której będzie wykonywać utwory z obu albumów (LINK).


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 23 kwietnia 2021

Z mojej płytoteki: Talk Talk - It's My Live - piosenki solowe Marka Hollisa lśnią jak diamenty

 

Opublikowana niedawno lista najważniejszych płyt post punk, którą pozwoliliśmy sobie skrytykować TUTAJ, przypomniała nam, o fakcie, że na naszym blogu jak dotychczas omówiliśmy tylko debiut Talk Talk - czyli album The Party's Over (TUTAJ). Zrobiliśmy to przy smutnej okazji śmierci lidera zespołu - Marka Hollisa (warto zobaczyć TUTAJ). Na żałosnej liście umieszczono jeden ze słabszych albumów zespołu, zresztą mniejsza z tym - cała ta lista dowodzi, że pandemia daje się niektórym ostro we znaki. 

Zatem dziś - druga płyta Hollisa i kolegów, album, którego bardzo wyczekiwaliśmy. Kiedy w 1982 roku wybrzmiały ostanie dźwięki debiutu zespołu, z zapartym tchem czekaliśmy co się teraz wydarzy. Strach był duży, coś jak w przypadku debiutu np. Marillion, kiedy obawialiśmy się z kolegami, odpalić nośnik z drugim albumem, bo wydawało się, że poziom pierwszego jest tak wyśrubowany, iż nie może być lepiej... 

I w przypadku Talk Talk po niecałych 2 latach wydarzyło się to co z Marillion... Otrzymaliśmy brzmieniowo o wiele dojrzalsze dzieło, wydaje się że bardziej spójne, inne - na pewno bardziej melancholijne... Jest to zapewne zasługa producenta: Tima Friese - Greene'a który dodatkowo zagrał na keyboardach, ale też i skomponował z Hollisem dwie piosenki. 


        

Album otwiera Dum Dum Girl, piosenka która może być (jak to zwykle bywa) interpretowana na wiele sposobów. Być może to opowieść o prostytutce, która stara się usprawiedliwić. Ciekawe klawisze imitujące flet tworzą tło do jedynego w swoim rodzaju wokalu Hollisa

Po nim największy hit albumu, i jeden z większych hitów grupy - Such a Shame...


Napisana przez Hollisa piosenka, mimo że przebój, niesie w sobie ogromny ładunek nostalgii. Warto zresztą nadmienić, że piosenki solowe Hollisa lśnią na tej płycie jak diamenty, w przeciwieństwie do tych pisanych we współautorstwie. Podczas tworzenia tego utworu Hollis inspirował się książką amerykańskiego psychiatry Luke Rhineharta (a tak na prawdę napisanej pod tym pseudonimem przez George Powers Cockcrofta), o człowieku, którego losem kieruje rzut kostką... Więcej o tej pasjonującej historii (TUTAJ).


  
Renée, to utwór do którego trudno nie mieć słabości.. To jedna z najlepszych piosenek Talk Talk, i jedna z najsmutniejszych piosenek tamtych lat...

Cóż kochanie, mijają tygodnie
Dziecko było najlepszą częścią twojej młodości i było sensacją
Tak, to zmiana
Nigdy nie myślałem, że w końcu cię oszukam
Słyszysz co mówią?
Wszyscy ci ludzie mieszkający na mojej ulicy
Cóż, mówią
"Bez kontaktu, ona żyje w wyblakłych snach"

Renee
Kochanie, jak mijają tygodnie
Kochanie, jak zmieniają się ulice

A może kiedy gra oszustwo
Może kiedy as wypadnie z rękawa 
On powie 
To jest gra, nie chciałem jej przegrać
Grasz po swojemu
Ale nagrodą, którą utraciłaś, była młodość
I mówię
Rzuć asa i staw czoła prawdzie 

Pora na kolejny hit - It's My Life a po nim znowu odlot... Tomorrow Started, utwór wiadomo - o tym jak trudnymi potrafią być uczucia... The Last Time, mimo że początek nie psuje do całości, jest jednak utrzymany w klimacie płyty. Po nim najsłabsza piosenka - Call in the Night Boy, napisana we współpracy z Simonem Brennerem, mogłaby spokojnie zostać pominięta i nic by się nie stało. Do końca bowiem mamy już stały - niezwykle wysoki poziom: Does Caroline Know? i It's You.



Pierwszy nas nieco usypia, za to drugi kończy w wielkim stylu. Tym razem wydaje się, że chodzi o kłopot z uzmysłowieniem sobie uczuć... 

Powiedz to jeszcze raz
Serce z kamienia
Czerwienisz się 
Tak samotny

Powiedz to jeszcze raz
Wiem, że to ty
Bóg tylko wie
Dlaczego przeszkadzają ci kłamstwa o tej dziewczynie?
Czas czeka na wyjaśnienie
Dlaczego odmówić?
To ty

Powiedz to jeszcze raz
Serce z piasku
Łzy na twojej twarzy
Nic nie pasuje

Bóg tylko wie
Zauważyłem cię
Powiedz to jeszcze raz
Dlaczego przeszkadzają ci kłamstwa o tej dziewczynie?
Czas oczekuje na wyjaśnienie
Dlaczego odmówić?
To ty

Powiedz to jeszcze raz
Wiem, że to ty
Bóg tylko wie
Dlaczego przeszkadzają ci kłamstwa o tej dziewczynie?
Czas czeka na wyjaśnienie
Dlaczego odmówić?
To ty

Wielki album, wielki wokalista i kompozytor. Nie możemy zapunktować inaczej... 


Wrócimy jeszcze do Talk Talk? Zapewne. Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


 
Talk Talk - It's My Life, EMI, 1984, producent: Tim Friese - Greene, tracklista: Dum Dum Girl, Such a Shame, Renée, It's My Life, Tomorrow Started, The Last Time, Call in the Night Boy, Does Caroline Know?, It's You.
 
 

czwartek, 22 kwietnia 2021

Paul Martin, czyli o okładce singla Sisters of Mercy - The Damage Done

Paul Martin (1864-1944) jeden z pierwszych fotoreporterów na świecie, znany jest głównie ze zdjęcia, które zostało wykorzystane na pierwszym, obecnie bardzo rzadkim singlu Sisters of Mercy The Damage Done z 1980 roku. Widzimy na nim ludzi w strojach z końca XIX wieku, stojących w otwartej bramie murowanego ogrodzenia kościoła. Do niedawna zarówno autor zdjęcia jak i miejsce jego wykonania było najbardziej poszukiwaną informacją przez fanów grupy. Przeglądali oni dostępne fotografie kościołów z całej Anglii aż jeden z nich wytropił ilustrację zamieszczoną w The Saturday Book, roczniku wydawanym przez Leonarda Russella, w którym zamieszczano wiele artykułów na temat literatury wiktoriańskiej i edwardiańskiej, angielskich obyczajów i wykonywanej wówczas fotografii (LINK). Pod jedną z nich wpisano autora: Paula Martina i tytuł zdjęcia: Sunday Morning (The Policeman's Funeral). Dalsze poszukiwania zidentyfikowały kościół i miejscowość: kościół św. Andrzeja w West Tarning w hrabstwie Sussex. Wprawdzie zdjęcie zostało przez SOM skadrowane, jednak nie ulega wątpliwości co do jego proweniencji.



Ale Paul Martin (który był rytownikiem) wykonał, wprawdzie amatorsko, znacznie więcej zdjęć. Aby bez przeszkód oddawać się swojej pasji i mniej formalnie tworzyć fotograficzny zapis życia zwykłych ludzi, robił zdjęcia ukrytym aparatem pudełkowym. Wyglądał on jak duża paczka lub walizka, a obsługiwany był trzymany pod pachą. Martin mógł więc niezauważalny przez nikogo fotografować wszystko, co widział. Dlatego zarejestrował ludzi nieupozowanych, smutnych, zajętych pracą, po prostu zwyczajnych.




Oprócz tego opracował własny, niepowtarzalny zestaw chemikaliów i klisz za pomocą których robił zdjęcia nocne, nie odbiegające kompozycją od do dziś podziwianych malarskich nokturnów, tak popularnych w tamtym czasie (pisaliśmy o nich wielokrotnie prezentując rozmaitych twórców (TUTAJ). 






Artysta został doceniony za życia. Mimo krytycznych uwag cykl jego fotografii London by Gaslight został odznaczony złotym metalem na wystawie Królewskiego Towarzystwa Fotograficznego w 1896. Amerykański fotografik Alfred Stieglitz przyznał się, że prace Martina zainspirowały go do wykonania słynnych nocnych widoków Manhattanu (z kolei Stieglitz wpłynął na kolejne pokolenia twórców, m. in. Todda Hido, o którym pisaliśmy TUTAJ.

Prace Paula Martina stały się częścią zbiorów Hulton Picture Archive, będącego obecnie częścią Getty Images. amerykańskiej agencji założonej w 1995, w której zgromadzono ponad 80 milionów obrazów i ilustracji oraz filmów, których udostępnienie odbywa się przez Internet (LINK). 

Artysta byłby pewnie zdziwiony gdyby wiedział, gdzie wylądowała jedna z jego prac…

Takie historie tylko u nas - dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 21 kwietnia 2021

O tym jak the Beatles zmienili muzyczny świat cz.1 - wstęp

 


Oni musieli się w końcu pojawić na naszym blogu. Kilka razy wspominaliśmy o członkach zespołu the Beatles, kilka razy też o samym zespole, ale nigdy nie dokonywaliśmy bezpośredniej i gruntownej analizy ich twórczości. Od dzisiaj, w częściach, zrobimy to na naszym blogu. 

Po pierwsze jednak kilka uwag. Dlaczego oni? W końcu blog zwykle tematycznie obraca się wkoło muzyki gotyk, nowej fali, czy cold wave. Stawiamy twierdzenie, że wiele z tych gatunków nie powstałoby bez Beatlesów. Od nich wszystko się zaczęło, co udowodnimy w serii kolejnych wpisów. 

Czy będą to wpisy analizujące wyłącznie ich płyty i  znajdujące się na nich piosenki? Niekoniecznie. Musimy zdawać sobie sprawę, że o Fab4 powstały tysiące książek i opracowań (choć jako ciekawostkę można podać że istnieje tylko jedna ich autoryzowana biografia, dodatkowo, nie opisująca pełnego okresu istnienia) i to co odkryte nie jest dla nas ciekawe. Czym zatem będziemy się zajmowali? Kompleksowym podejściem do twórczości the Beatles, jakie jest możliwe dzięki długotrwałemu zainteresowaniu, czyli od połowy lat 70-tych ubiegłego wieku. Wszystko będzie zobrazowane ciekawymi materiałami archiwalnymi. 

Dzisiaj jako wstęp dwie refleksje, jedna dotyczyć będzie wpływu Beatlesów na muzykę i sztukę. Druga, próby odnalezienia odpowiedzi na pytanie - jak to się stało, że ten wpływ był w ogóle możliwy, i był tak ogromny. 

Co do pierwszego - możemy przeprowadzić następujący eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że nie ma innowacji jakie wprowadzili the Beatles, i ponadto nikt inny po nich ich nie wprowadził. Czym to owocuje? Na żadnej okładce płyty nie ma wydrukowanego tekstu, żadna z okładek płyt nie nawiązuje do muzyki na płycie, nie istnieją teledyski i telewizje muzyczne, nie ma efektów specjalnych, nie istnieją hidden tracki, nie ma heavy metalu, punka a skoro nie ma punka, nie ma postpunka... Bujamy się wszyscy w rytmie rock'n rolla patrząc na durne okładki płyt z wyżelowanymi chłopakami z gitarami, stojącymi zwykle w różnych mniej lub bardziej głupkowatych pozach i oglądamy pseudoklipy na których ci grają i śpiewają zwykle z playbacku. Świat muzyczny w zasadzie nie istnieje... 

Jak to się stało, że Beatlesi wywarli taki wpływ, i jak to możliwe, że był on tak kolosalny? To wynik nałożenia się (synergii) wielu czynników, nie tylko faktu że były akurat lata 60-te i w pewnych dziedzinach istniała ogromna nisza. To też wynik spotkania się wyjątkowych indywidualności, przede wszystkim Lennona i McCartneya. Fakt, że obaj w młodości mieli wystarczająco dużo czasu, żeby tworzyć do szuflady, a później w miarę potrzeby, czy kryzysu, z niej wyciągać. Tak było choćby z piosenką Maggie Mae z ostatniego oficjalnego albumu Let It Be (choć na prawdę nie był to ostatni album zespołu). Lennon - dusza artystyczna, z artystycznym wykształceniem, i McCartney, którego ojciec na fortepianie wygrywał nostalgiczne melodie w domu. Lennon, który miał na tyle czasu żeby oddawać się marzeniom, czytając wielokrotnie w samotności Alicję w Krainie Czarów i McCartney, który już od wczesnej młodości miał tendencję do tworzenia nostalgicznych piosenek (co nie przeszkadzało mu napisać choćby I'am Down). Za to Lennon, piszący szybsze utwory, z pazurem, umiał wydać na świat takie arcydzieła jak np. Julia... 

Wszystko to jednak nie byłoby możliwe bez narkotyków, nie ma wątpliwości, że te wywarły one mocny wpływ na twórczość zespołu. I wcale nie jest prawdą, że sięgnęli po nie po śmierci Epsteina - człowieka który ich wyciągnął na światło dzienne, czy że potajemnie w herbacie podał je im dr Feelgood. Brali już w Hamburgu, żeby podołać morderczym całonocnym sesjom. 

Epstein i jego zainteresowanie zespołem zresztą to zupełnie osobny rozdział.

Na dziś tyle. Zapraszamy wkrótce na kolejny wpis o tym jak Beatlesi zmienili świat muzyki.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 20 kwietnia 2021

Top 10 najlepszych szczurów w historii sztuki

Pisaliśmy jakiś czas temu o najsłynniejszym jeleniu Anglii (LINK) który trafił nawet do strefy muzyki post-punk. A dzisiaj  chcemy zwrócić uwagę na zwierzęta może niezbyt lubiane, ale takie, które wiernie towarzyszą człowiekowi od zarania dziejów. I mimo niechęci, znalazły one swoje miejsce w każdym wymiarze kultury, począwszy od dzieł sztuki a skończywszy na popkulturze. Na potrzeby naszych czytelników stworzyliśmy listę najlepszych szczurów w historii sztuki… 

Kolejność i chronologia nie jest tu istotna, każdy prezentowany gryzoń jest jedyny w swoim rodzaju. Zatem niech się pojawią, najlepiej do wtóru Emerging Rats z Plastique Noir, o których pisaliśmy TUTAJ


Zaczynamy od średniowiecza, oto fresk z XIII wieku, którego tematem jest Wojna między kotami a myszami, umieszczony w poczesnym miejscu, jakim jest kaplica św. Jana w Pürgg w Austrii.


Myszy w kościele? Czemu nie. Według Albrechta Dürera myszy były nawet w raju, czego dowodem jest jego miedzioryt z 1504 roku z Adamem i Ewą.



Mysz znajduje się także w centralnej części Ogrodu rozkoszy ziemskich, Hieronima Boscha, o którym pisaliśmy kilka razy (TUTAJ) ale o tym nawet nie wspomnieliśmy. Wchodzi do szklanej rury przysuniętej do twarzy mężczyzny… Czy nie jest to dość ekstremalny pomysł?


Myszy nie brakuje także w martwych naturach holenderskich i flandryjskich mistrzów. Myszy żywych, to natury są martwe:



Ale to nie wszystko, w tymże samym XVII wieku Ferdinand Van Kessel namalował tańczące szczury (The Dance of the Rats


Od motywu myszy nie uciekł również John Everett Millais. Jego Marianna z 1851 roku płoszy gryzonia i nawet tego nie zauważa. A jednak on tam jest, w prawym dolnym rogu.

Vincent van Gogh bardzo lubił zwierzęta, więc gdy zabrakło mu innych tematów, zimą 1884 roku namalował na desce dwa szczury, które zaobserwował gdy zabierały się do chrupania suchej kromki chleba leżącej w kącie.


I na koniec jeszcze już kultowy szczur autorstwa tajemniczego graficiarza Banksyego który jest taki sam jak jego twórca, wykonujący większość swoich dzieł nocą i ścigany przez możnych tego świata.

Pominęliśmy całą masę innych gryzoni, ale te które wyciągnęliśmy na światło dzienne niech skłonią do uważnego oglądania obrazów. Myszy nie znalazły się tam z przypadku, od zawsze postrzegane były jako symbol plagi, klęski, zniszczenia, zagrożenia, śmierci i kary. Lecz mysz to także uosobienie pokory, ludzkiej biedy, małości oraz symbol strachy, smutku, ciszy i milczenia… 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 19 kwietnia 2021

Isolations News 137: TJ Davidson promuje książkę, New Order koncert, Peter Murphy, Zoe Zanias i Moby płyty, Katatonia, Nanga i Molchat Doma koncertuje, Jacek Żaba Żędzian nie daje się Covidowi a naukowcy łapią pająki



22 września w sali koncertowej Stoller Hall w Manchesterze odbędzie się uroczysta premiera książki Anthonyego Davidsona o historii TJM, wytwórni i sali prób, z której korzystali m. in. Joy Division. Jednym z gości będzie Peter Hook, który zabierze głos (LINK).


Skoro zaczęliśmy tradycyjnie już od Joy Division, to jak wiadomo Sumner i Morris tworzą teraz New Order a ci udostępnili wideo z utworem The Perfect Kiss z trzeciego albumu Low-Life wydanego w 1985 roku. Jest to jednocześnie fragment nowej płyty, która ukaże się w przyszłym miesiącu i będzie zawierać zapis ich występu w londyńskim Alexandra Palace w 2018 roku.


Nadal koncertowo, lecz nie na wideo jak New Order, ale być może live. 25 stycznia przyszłego roku w warszawskim klubie Stodoła wystąpi Katatonia (i Sólstafir). Bilety można już kupować (LINK).



W lipcu tego roku, w dniach 22-25, również być może - odbędzie się festiwal WOMAD (World of Music, Arts and Dance). Wśród wykonawców będzie A Certain Ratio. Bilety i wszystkie informacje organizacyjne TUTAJ.



My tymczasem pozostajemy w klimatach koncertów wirtualnych. Zespół Nanga dał pierwszy taki koncert (studyjny) - nagranie z niego jest dostępne na kanale zespołu i powyżej.


Z kolei Molchat Doma zapowiada dwa grudniowe koncerty w Rosji, jeden w Moskwie (w klubie Morze), a drugi w St. Petersburgu (w Gław-klubie) - bilety TUTAJ. Nasz wywiad z zespołem jest TUTAJ



Jeśli zrobiło się chłodno, to pozostańmy w klimacie - z okazji 40-lecia zespołu Peter Murphy wydaje reedycję pierwszych pięciu solowych albumów za pośrednictwem Beggars Arkive. Wśród nich będzie także nowy - The Last And Only Star - który ukaże się dopiero w czerwcu tego roku. Albumy można kupować osobno albo w zestawie pudełkowym, wydanym w liczbie tylko 500 sztuk (LINK).


Jeśli nowe płyty - na nowym albumie Mobyego: Reprise, która ukaże się w maju, znajduje się duet Marka Lanegana i Krisa Kristoffersona z coverem The Lonely Night. W nagraniu wzięła udział  Budapest Art Orchestra.


Nową płytę zapowiedziała też Zanias (Alison Lewis) która udzieliła wywiadu. Opowiedziała co robiła i czuła ograniczona przez stan pandemii, a także podzieliła się doświadczeniami wyniesionymi z prowadzenia założonej przez siebie dziesięć lat temu wytwórni płytowej Fleisch Records (LINK), która całkiem dobrze prosperuje. Nowy album być może w tym roku (LINK). Nasz wywiad z Zoe jest TUTAJ.


W temacie COVID-19: Jacek Żaba Żędzian skorzystał z naszej zeszłotygodniowej rady i donosi na FB, że otrzymał nominację w plebiscycie Gazety Współczesnej i Kuriera Porannego Osobowość Roku 2020 (LINK). On sam napisał tak:  Jeszcze jestem w szpitalu. Ale idzie ku lepszemu. Na pewno dam znać gdy opuszczę te ponure mury oddziału covidowego i ładnie Wam podziękuję za całe góry wsparcia. Kochani jesteście!!! (LINK).


Kilka ciekawostek z obszarów okołomuzycznych - po 100 latach badań w końcu ustalono. że woskowe popiersie Flory, zakupione w 1909 roku przez Wilhelma Bodego i przechowywane w Bode Muzeum w Berlinie, nie jest dziełem Leonarda da Vinci. Pochodzi z XIX wieku. Ponadto określono rodzaj wosku z którego ją wykonano, to głównie spermacet, pozyskiwany z tłuszczu wielorybów. Wyniki badań opublikowano TUTAJ.

A propos Leonarda, ktoś porównał na przykładzie zmodyfikowanych podobizn Mony Lisy różne rodzaje nośników i sposobów nagrań, efekt powyżej.


Grupa naukowców zapoczątkowała sonifikację pajęczyny. Zespół badawczy w Massachusetts Institute of Technology (MIT) przetłumaczył wibracje wytworzone przez pajęcze włókna na dźwięki. Okazuje się że pająki dobrze nie widzą więc odbierają świat przez przez wibracje strun o różnej częstotliwości. Brzmi to w sposób pokazany powyżej (LINK).

Czekamy kiedy naukowcy zsonifikują fale jakimi kierują się nietoperze, a później teściowe, bo te też ślepe, głuche i byle czego się czepiają.

My wracamy jutro z kolejnym wpisem, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

niedziela, 18 kwietnia 2021

Niezapomniane koncerty: Garaż w Leeds - polska chłodna fala lat 80-tych

Był rok 1985 - byłem wtedy drugi raz w Jarocinie (opis pierwszego pobytu jest TUTAJ). W Gazecie Pomorskiej, kilka miesięcy wcześniej, pojawiła się malutkim drukiem zapowiedź zespołów które wystąpią. Wśród wzbudzających uśmiech nazw, jak Sztywny Pal Azji, czy Klaus Mitffoch, pojawiła się nazwa Garaż w Leeds. Od razu wzbudza moje zainteresowanie. 

Była mała scena, był koncert, po koncercie rozmowa z chłopakami. Adam Białoń przedstawił mnie zespołowi, jako pierwszego fana. Na pamiątkę wręczył mi pieszczochę - wąską - mieścił się na szerokość tylko jeden ćwiek.


Korespondowaliśmy z Adamem. Po jakimś czasie w kopercie znalazłem dość duży biały plakat z czerwonym napisem - Dusserldorf. W liście Adam napisał, że Garaż w Leeds już nie istnieje, jego nowa kapela nazywa się Dusseldorf. To była już inna muzyka...

Minęło wiele lat, ktoś na YT wrzucił koncert, który dziś polecamy. Jest też kilka innych urywków - zbieramy je wszystkie tutaj razem, bo Garaż w Leeds należał obok Variete, Made in Poland, Ivo Partizana i 1984 do najciekawszych polskich zespołów chłodnofalowych lat 80-tych.

Jakość prezentowanych nagrań jest średnia (drugi fragment ma lepszy dźwięki, choć gorszy obraz), niemniej zespół w pełni zasługuje na upamiętnienie go tutaj. Warto dodać, że Adam Białoń udzielał się też w Nowym Horyzoncie, pamiętam jak na małej scenie w Jarocinie po koncercie zasięgał opinii samego Grzegorza Kaźmierczaka z Variete (warto zobaczyć TUTAJ).

Sam koncert jest znakomity, i teraz po latach można powiedzieć, że Garaż w Leeds to takie polskie BauhausByć może na płycie CD, która się ostatnio ukazała otrzymamy lepszej jakości nagrania zespołu - płyta już do nas jedzie i zapewne o niej tutaj napiszemy.

Mogę jedynie żałować, że wśród 200 kaset które skradziono mi z akademika był idealnie nagrany w stereo koncert zespołu z Jarocina... Było tam też wiele innych, archiwalnych materiałów. 

Tymczasem przed nami: Adam Białoń - wokal, Adam Zając - gitara, Andrzej Czajkowski - gitara, Leszek Lyszczyna - bass i Marian Michalski perkusja.


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.