sobota, 6 listopada 2021

Byli wśród nas: Aleah - najpiękniejszy kobiecy wokal gothmetalu

W czerwcu tego roku opisaliśmy pośmiertny album Hour Of The Nightingale szwedzkiej piosenkarki Aleah Liane Stanbridge (1976-2016), zmarłej na raka w wieku niespełna 40 lat... (LINK).

Aleah była wokalistką grupy Trees Of Eternity, wystąpiła gościnnie również z Amorphis, Under the Red Cloud oraz na ostatnim studyjnym albumie Swallow The Sun, zatytułowanym Songs From The North I, II i III

Jej debiutem był niewydany utwór Crescent Suns, nagrany w 1998 roku pod nazwiskiem Jewel Stanbridge wraz z George Barkerem i Simonem Posfordem. Piosenka prawdopodobnie miała ukazać się na EP-ce zatytułowanej Binah, lecz ostatecznie pozostała w formie elektronicznej, dostępnej TUTAJ. Lecz jako Aleah pierwszy raz została zauważona w 2006 roku po tym gdy wystąpiła w utworze Don't Lose Your Way szwedzkiego muzyka elektronicznego Kristera Lindera z jego albumu Songs from the Silent Years. W 2007 roku wydała demo dark folk/gothic rock pod nazwą Aleah, a w 2008 roku została wokalistką mało znanego zespołu That What Remains

W połowie 2009 roku poznała gitarzystę Juhę Raivio ze Swallow the Sun, który szukał solisty do piosenki Lights on the Lake na nowy album New Moon. Plan zakładał, że wokal Aleah zostanie wykorzystany w części piosenki przygotowanej przez Juhę, ale kiedy zamiast tego zaczęli eksperymentować z linią wokalną, którą Aleah napisała specjalnie na tę okazję, sesja szybko zaczęła żyć własnym życiem. Powstał nowy projekt muzyczny Stanbridge i Raivio nazwany Trees of Eternity. Ten metalowy zespół z ambientowym i folkowym brzmieniem oraz niesamowitym kobiecym wokalem, ze Stanbridge jako wokalistką i autorem tekstów oraz Raivio grającym na gitarze, zdobył spory rozgłos. Grupa następnie, czyli w 2013 roku, wydała w formie elektronicznej czteroutworowy Black Ocean co spotkało się z wielkim odzewem. Limitowane kopie tej Ep-ki zostały opatrzone autografami muzyków i rozesłane fanom.

W 2012 roku Aleah wystąpiła gościnnie na płycie Emerald Forest and the Blackbird dla Swallow the Sun i pojawiła się w teledysku do piosenki Cathedral Walls, w której wystąpiła także szwedzka piosenkarka Anette Olzon (Nightwish). Ostatnią jej realizacją był udział w nagraniu singla Under the Red Cloud fińskiego zespołu heavymetalowego Amorphis.

Od naszego postu minęło pół roku i uznaliśmy, że warto dopisać do informacji, które tam zmieściliśmy nieco więcej, zwłaszcza, że dostępne biografie artystki są dość zdawkowe. 

A zatem po kolei: Aleah czyli Julia Liane Stanbridge urodziła się 1 lipca 1976 r. w Kapsztadzie w RPA, jako córka dziennikarza i działacza na rzecz ochrony środowiska Rolanda Stanbridge oraz jego żony Gillian. W wieku kilkunastu lat przeprowadziła się z rodzicami i o trzy lata starszym bratem Duchesne się do Örebro w Szwecji, gdzie jej ojciec został wykładowcą na wydziale dziennikarstwa na Örebro University. Pobyt w Afryce wycisnął jednak piętno na rodzinie. Roland spisał swoje doświadczenia pobytu w RPA i opublikował na stronie jednego z afrykańskich parków narodowych, a jego dzieci przejęły od niego zamiłowanie do przyrody (LINK).


Po kilku latach pobytu w Szwecji rodzice Aleah rozwiedli się, lecz nadal utrzymują ze sobą kontakt. Gdy Roland przeszedł na emeryturę zamieszkał z przyjaciółką Marie na farmie położonej w połowie drogi między Sztokholmem a Göteborgiem gdzie prowadzi hodowlę koni islandzkich i fryzyjskich. Wraz z nimi zamieszkała Aleah a potem także jej towarzysz życia, gitarzysta Juha Raivio. Na stronie  Ramshyttan Horse Farm nadal pamięta się o artystce (LINK).


Malowniczo położone ranczo wśród wzgórz Kilsberg, w otoczeniu lasów i jezior, stało się wymarzonym miejscem do tworzenia muzyki. Aleah jednak, oprócz pracy twórczej, bardzo angażowała się w pracę Ramshyttan. To ona wymyśliła logo farmy i w zasadzie profil jej działalności, bo od dziecka pasjonowała się końmi rasy fryzyjskiej.  Juha Raivio tak wspominał spędzony tam czas Chodziliśmy i jeździliśmy konno wśród tych pięknych lasów i wspólnie napisaliśmy Album Hour of the Nightingale inspirowany otaczającą nas przyrodą. Napisałem tam także album Swallow the Sun: Emerald Forest and the Blackbird, potrójny album Songs from the North oraz album Hallatar, wszystkie inspirowane tymi lasami i krajobrazami. Aleah wykonała tu także wszystkie zdjęcia do albumu Songs of the North. Nakręciłem nawet wideo do piosenki Pray for the winds to come (LINK).


Aleah nie tylko śpiewała i pisała teksty. Zajmowała się tłumaczeniem symultanicznym z angielskiego na szwedzki oraz fotografią (LINK) viewall. Jak napisała o sobie (w trzeciej osobie) w swoim portfolio - Chętnie eksperymentuje z różnymi stylami, ale szczególnie lubi fotografię artystyczną, mroczną, retro, surrealistyczną lub stylizowaną modernistyczną. Korzystała z własnego studio nieopodal Örebro i Nora wykonując głównie portrety oraz zdjęcia reklamowe. Ale to jeszcze nie wszystko. Była projektantem komputerowym, używającym autorskiej platformy multimedialnej Binah Creative Arts / Binah Dark Arts, oferując projektowanie i oprogramowanie stron internetowych oraz wykonywanie dla zespołów, muzyków i fotografów spersonifikowanych materiałów wizualnych, wizytówek, plakatów, okładek CD, reklam, fotografii itp. (LINK).


Jej mama, która na swoim profilu FB zamieszcza od czasu do czasu archiwalne zdjęcia piosenkarki, wspomniała w jednym z wpisów, iż jej dzieci już w dzieciństwie pomagali rodzicom w realizacji zleceń na wykonanie grafiki komputerowej, co nawet zostało uwiecznione na zdjęciu.


W ogóle, jej bliscy, mimo, że od śmierci piosenkarki upłynęło już pięć lat, cały czas mają ją w pamięci. Po tym, gdy Juha Raivio wydał jej debiutancki album Hour of the Nightingale (który, przypominamy omówiliśmy niedawno) w 2017 roku rozpoczął prace nad solowym albumem Aleah, spodziewając się iż wyjdzie w 2018, lecz udało mu się go opublikować jeszcze w tym samym roku, czyli w 2017. 

Hallatar No Stars Upon the Bridge złożony z piosenek, do których słowa ułożyła Aleah, zawiera w czwartym utworze My Mistake wokal Heike Langhans z Draconian. Natomiast 12 kwietnia 2020 r. ogłoszono, że 1 lipca wyjdzie nowa solowa płyta Aleah, na którą zamówienia zaczęto przyjmować od 18 kwietnia owego roku. Tego samego dnia ukazał się także pierwszy singiel My Will i ogłoszono, że album zatytułowany po prostu Aleah będzie podwójną płytą, zawierającą zarówno zremasterowane, jak i niewydane utwory.

Niedawno, na FB, otwarto oficjalną stronę Aleah Starbridge (LINK), która jest monitorowana przez jej menedżera mediów społecznościowych i czasami Juha Raivio. Jak napisano na jej wstępie: Tutaj znajdziesz jej [Aleah] słowa i muzykę, jej dziedzictwo i duszę, które wkładała w swoje piosenki. Obyś znalazł tu spokój i pocieszenie. Niech „pieśni słowika” poprowadzą cię przez ciemność i światło w nadziei, że znajdziesz głębszą, osobistą pociechę w królestwach tego świata. Prosimy o pomoc w spełnieniu jej marzeń i niesieniu tego rozżarzonego płomienia przez teraźniejszość, w przyszłość (LINK).

Oprócz tego jest jeszcze dostępny prywatny profil artystki na FB. Jej niektóre wpisy możemy uznać za osobiste przesłanie do nas, fanów jej talentu... Niech za naszym pośrednictwem dotrze ono jak najdalej... Wśród nich ten ostatni, mogący uchodzić za jej swoistą spowiedź, od którego zaczynamy, a potem wcześniejsze. Pomiędzy jej wpisami umieściliśmy zdjęcia Aleah, pochodzące z jej profilu oraz z profilu jej bliskich. 


Nie jest tajemnicą, że szukam ukojenia w mroczniejszej muzyce, pisanej z samej głębi melancholii, smutku i emocji. W moim najmroczniejszym czasie jest to muzyka, którą zawsze uważałam za najbardziej wyzwalającą. Ale były też takie dni, kiedy jestem zbyt zmęczona, by podnieść głowę.. Kiedy tunel był po prostu za długi, a moje wycieńczone serce nie może znieść ani odrobiny stresu czy bólu. Kiedy chcę po prostu zwinąć się w kłębek i poprosić kogoś, by zaśpiewał mi kołysankę, mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Kiedy wszystko, czego potrzebuję, to jakieś miejsce pocieszenia, w którym mogłabym poddać się zwątpieniu (LINK).



W niektóre dni, pomimo tego, co może się stać się w moim życiu i na świecie... Po prostu czuję wielką miłość do tej ziemi i jej mieszkańców. W rzeczywistości, im bardziej sama cierpię, tym więcej czuję współczucia i miłości, ponieważ nie uważam już niczego za pewnik. Otrzymaliśmy to krótkie życie na tej niesamowicie pięknej planecie i chociaż duża część ludzkości wciąż może cierpieć na z powodu jej rozwoju, może czuć się zagubiona i kierowana strachem, jest też tyle dobrej woli. Tyle troski i piękna głęboko w naszych sercach i ja doświadczam tego od ludzi każdego dnia. Nawet w wielu przypadkach, gdy może to być przytłumione przez inne rzeczy, nadal to zauważasz, gdy patrzysz oczami miłości. Myślę, że to powinno tak być; ja kiedyś widziałam światło i czystość tylko u zwierząt, a w głębi duszy czułam ogromną pogardę dla rasy ludzkiej. I ta pogarda staje się samospełniającą się przepowiednią, bo oczywiście, jeśli szukasz zgniłych jaj, jest ich mnóstwo... Wszędzie! Ale sens każdej historii jest o wiele bardziej złożony. Wszyscy jesteśmy zagubionymi duszami, które próbują znaleźć swoją drogę, niektóre bardziej zagubione niż inne. Zabetonowani bólem i strachem tracimy kontakt z naszymi sercami i stajemy się zdolni do „złych” czynów. Ale to nie znaczy, że jesteśmy w istocie źli, wierzę, że nikt nie jest. Każdy pragnie uwolnić się z więzienia, aby móc poczuć miłość i szczęście. Ale wielu się poddało. Mam nadzieję, że jako gatunek będziemy na tyle odważni, by teraz odrobić pracę domową, stawić czoła własnym problemom i poradzić sobie z nim, aby Matka Ziemia nie musiała się nas wszystkich pozbyć w gigantycznej fali przypływu…

Albo... No cóż... Nawet jeśli tak się stanie, życie we wszechświecie toczy się dalej i zawsze będzie obecne piękno... Gdzieś. (LINK). 

Czasami próbuję ukarać życie i zmusić je strajkiem do wysłuchania moich warunków. Nie wstaję z łóżka, nie jem, odmawiam w nim udziału, dopóki sytuacja się nie poprawi.

Jak dotąd to nigdy nie zadziałało, zawsze jestem tym, kto w końcu się poddaje.

Mam bezlitosnego pracodawcę (LINK).

Nie jestem rannym ptaszkiem. Nigdy nie wstaję przed dziewiątą, chyba że absolutnie muszę z jakiegoś bezbożnego powodu.

Gdyby nie spanie na dworze, tęskniłbym za takimi chwilami. Poranna mgła unosząca się jak para znad jeziora, podczas gdy elfy tańczą i wirują jak derwisze o 6 rano (LINK).


Dzisiaj spontanicznie wpadliśmy na wyprzedaż garażową i Juha kupił małą, poobijaną, starą gitarę akustyczną za pięć koron (coś jak 50 centów w euro). Pani praktycznie błagała go, żeby ją wziął, ponieważ od tak dawna zbierała kurz w jej garażu. Kiedy wróciliśmy do domu, sprawdził numer seryjny w necie i okazało się, że gitara została wyprodukowana w 1915 roku, ma 100 lat!!

Ok, jest w dość odrapanym stanie, ale ty byś taki sam był, gdybyś miał 100 lat (LINK).

Tak więc Aleah odeszła a życie toczy się dalej. Zespół Swallow the Sun zapowiedział wydanie albumu Moonflowers. Premiera przewidziana jest na 19 listopada. Ponadto, prócz klasycznej wersji albumu, zespół szykuje bonus pod postacią instrumentalnych wersji utworów. Grupa świętuje w tym roku dwudziestolecie istnienia, zatem możemy po nowej płycie spodziewać się czegoś specjalnego. Tym bardziej, że gitarzysta Juha Raivio przyznał w jednej z wypowiedzi o najnowszym wydawnictwie, iż może i nie powinien tego mówić, ale… nienawidzi tego albumu. Swoją wypowiedź argumentował tym, że nie cierpi, w jaki nastrój wprawiają go owe brzmienia i jak oddziałuje to na niego personalnie. Partie muzyczne pisał głównie nocami i stąd tytuł płyty. Jej okładka także jest niezwykle osobista. Namalowany na niej księżyc został wykonany z użyciem krwi muzyka, a kwiaty, które się tam wiją są odwzorowane z egzemplarzy, które osobiście zebrał i wysuszył kilka lat temu (LINK).  Nazajutrz po premierze Moonflowers zespół rozpoczyna miesięczne tournee po USA, a od stycznia po Europie. Zawita także do Polski, 25 lutego wystąpi w Gdańsku  a 26 lutego w Warszawie - więcej informacji pod   wideoklipem promującym trasę i płytę:

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 5 listopada 2021

Tą płytę warto znać: Kill Shelter i debiutancki album Damage - jazda obowiązkowa dla fanów gotyku

 


Ktoś musiał ostro uderzyć w betonową i w dodatku zbrojoną ścianę. Powstaje zniszczenie, czyli tytułowy Damage. Pozostaje zbrojenie w kształcie krzyża, ale w środku widnieje czarna dziura - czeluść, mrok...

W tą czeluść zaprasza nas na swoim debiucie Kill Shelter, artysta nietuzinkowy, którego sylwetkę przedstawiliśmy już dwukrotnie podczas naszego wywiadu na temat jego wspólnego albumu z Antipole (TUTAJ) jak i podczas recenzowania tego znakomitego albumu zatytułowanego A Haunted Place (TUTAJ).

Kill Shelter, czyli Pete Burns pochodzi z Edinburgha, jest multiinstrumentalistą, zajmuje się też miksowaniem. W końcu przyszła pora na debiut - omawiany dziś album z czerwca 2019.

Co czeka nas tutaj muzycznie? Warto spojrzeć na plejadę gwiazd gotyku, które Kill Shelter zaprosił na płytę. Mamy tutaj legendę Hante (TUTAJ), czarującego nas mrocznymi gitarami Antipole (TUTAJ), czy naszego rodaka z Krakowa - Undertheskin (o którym pisaliśmy TUTAJ). Czy zatem może być źle?

Oczywiście, że nie. Co prawda rozwiązania muzyczne nie są może zbyt nowatorskie, ale gdyby ktoś zapytał do jakiego grona odbiorców skierowana jest muzyka na tym albumie to odpowiedź jest prosta. 

Lubicie Clan of Xymox? Powiedzcie szczerze - przejedli się i po Medusie nagrali może jeszcze ze dwa dobre albumy. A Sisters of Mercy? Z tymi było jeszcze gorzej, oni skończyli się po Floodland... 

A teraz wyobraźmy sobie, że obie grupy łączą swoje siły i poddają się cudownemu liftingowi brzmienia, tak, aby było ono jak najbardziej współczesne. Ktoś powie - co w tym nowego? A co zatem powiecie na doskonały album Drab Majesty pt. Demonstration (opisany TUTAJ)? Tam też nie ma nic poza patentami z lat 80-tych a brzmi znakomicie. I to samo można powiedzieć o Damage. To bardzo dobra płyta i aż dziw bierze, że tak mało się o niej mówi. 

A jest tak z pewnością dlatego, że gołym okiem widać jak w Internecie ścierają się dwa nurty. W jednym płyną tłuste ryby i wielkie wytwórnie płytowe - giganci, często odcinający kupony od wyblakłej już lekko sławy. Drugim natomiast - pod prąd (bo jak mawia klasyk: tylko zdechłe ryby płyną z prądem) podążają ci znani głównie z undergroundu, dla których my znajdujemy swoje miejsce na naszym blogu, i którzy może nieraz mniej wyrafinowanymi technicznie nagraniami, potrafią nas zaskoczyć i sprawić, że muzyka ma jeszcze sens.


Album rozpoczyna mocny: As Trees Do Fall  ze znakomitym wokalem Edwina van der Velde autora tekstu, grającego na basie i śpiewającego do muzyki Kill Sheltera (autora wszystkich ścieżek dźwiękowych na albumie). Po nim Black String - tym razem śpiewa Nate Jespersen autor tekstu. W In Decay udziela się znany nam Antipole & Delphine Coma. Charakterystyczna gitara pierwszego wprowadza nas w doskonały klimat, a typowo sisterowski wokal Kill Sheltera daje obraz miksu zespołów o którym pisaliśmy powyżej. 

Na krawędzi jutrzejszych obietnic

Życie stracone i tęsknota… odpływa

Puste serca, płytkie pochwały i bezwartościowe słowa - porzucone

Czekając na przypływ… na przypływ… na przypływ


Kiss Me Goodbye - tytuł brzmi jak fragment znakomitej piosenki the Cure pt. The Same Deep Water as You... Tym razem jednak wokalnie udziela się Hante.  I robi to w znakomitym stylu... 

Piosenka nie jest wesoła - opisuje rozstanie, czyli dla Hante klimaty, żeby nie powiedzieć typowe...


Dziś jest ta noc

Gdy zamierzam odejść 

Wiesz, że gdy nadejdzie ten czas

Nie ma już nic do uratowania


Nie potrzeba płakać

Nasza miłość została stworzona by umrzeć


Dziś zdaję sobie sprawę

Nie jesteśmy już szczęśliwi

Nie będę kłamać

Postanawiam zamknąć te drzwi


Nie trzeba płakać

Nasza miłość została stworzona by umrzeć


Żegnaj miłości

Dziś jest ta noc

Żegnaj miłości

Pocałuj mnie i pożegnaj się


Nie ma potrzeby płakać

Nasza miłość została stworzona by umrzeć

Jak widać tekst też przypomina wspomniany utwór the Cure. Kiss me goodbye i tak dalej...


Get Down jest mocny i ma ciekawy tekst o walce z przeciwnościami losu, a No Regrets (w którym gości undertheskin) wprowadza nas w jeszcze szybsze rytmy przypominając nieco Lucretia My ReflectionBodies (z udziałem Buzz Kull) jest zaawansowany pod względem elektroniki:

Maskowaliśmy siebie i nasze ciała

Nigdy nie wiedziałeś tego lepiej

Że nie mogliśmy nikomu powiedzieć

Iż nasza miłość została utracona na zawsze

Do końca pozostały trzy piosenki: Hollow, Sever i The Happening. Wszystkie są bardzo dobre, jednak ta kończąca album wyróżnia się. Tym razem autorstwa Dillion Dominguez, oczywiście z doskonałą muzyką Kill Sheltera.


Całości można posłuchać i zakupić (niestety tylko w wersji cyfrowej TUTAJ). 

My oceniamy wszystko bardzo wysoko - to znakomita płyta, jazda obowiązkowa dla miłośników gotyku i niezapomnianych lat 80-tych.




Kill Shelter - Damage, Manic Depression Records 2019, tracklista: As Trees Do Fall ft. Bragolin, Black String ft. Nate Jespersen, In Decay ft. Antipole & Delphine Coma, Kiss Me Goodbye ft. Hante, Get Down ft. The Shyness of Strangers, No Regrets ft. undertheskin, Bodies ft. Buzz Kull, Hollow ft. Pedro Code, Sever ft. New Haunts, The Happening ft. Killjoi.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 4 listopada 2021

Tyler Gray: Samotne domy lub ulice roztaczają melancholijne krajobrazy

Są artyści, których prace trafiają do widza wydawałoby się bezwysiłkowo. Nagle ktoś ich zauważa, docenia i stają się znani z dnia na dzień. A tymczasem inni muszą się mocno natrudzić aby w ogóle ktoś spojrzał w ich kierunku. Takim twórcą, który mozolnie dobija się do naszej świadomości jest Tyler Gray (ur. 1988 r.), fotograf z Kanady, który fotografią zajmuje się od ponad 20 lat. Na co dzień mieszka w Toronto, gdzie pracuje jako specjalista ds. reklamy. 

Całkiem niedawno w celach promocji jego osoby firma Red Lion wysłała rozmaitym osobom z branży fotograficznej i reklamowej torby zawierające kawę ze zdjęciami Graya. W zamierzeniu był to, jak napisano, prezent od fotografa, który naprawdę rozumie codzienną harówkę twórców reklamy  (LINK). Czy ten wysiłek się opłacił, tego nie wiemy. Odnotowaliśmy go aby pokazać do czego muszą czasem posuwać się artyści… 






My natomiast zupełnie bezinteresownie, nie licząc na cokolwiek, nawet na kawę, postanowiliśmy przybliżyć naszym czytelnikom prace Tylera Graya. Pochodzą głównie z niekomercyjnej serii zdjęć Untold Stores oraz Blue Collar. Ukazują przedmieścia, domy, ulice, ogólnie pejzaże północnoamerykańskich miast. Każdy obrazek to osobna historia, którą można porównać do tych, jakie snuł na swoich obrazach John Atkinson Grimshaw, o którym pisaliśmy TUTAJ.






W wieczornej, mglistej i wilgotnej aurze jesiennej pory roku samotne domy lub ulice roztaczają melancholijny krajobraz. Ktoś idzie drogą, ktoś czeka na przystanku, ktoś stoi z psem późną porą pod domem, w którym ktoś inny nie śpi, mimo, że cała uliczka pogrążona jest w śnie… Artysta przyznaje, że najbardziej lubi te zdjęcia, które robił w deszczu (LINK). Deszcz, trzeba przyznać izoluje, krople opadają, tworząc zasłonę, która oddziela nas i sprawia, iż stajemy się bardziej samotni… Niebieskawe, przytłumione barwy zdjęć Graya, jakby zaadaptowane z jego nazwiska na zasadzie absorpcji, kreują obraz nostalgii, który znów spływa na nas wraz z jesienią, a może samodzielnie nie potrafilibyśmy uchwycić go tak celnie. Dlatego Graya można nazwać mistrzem nastroju, tego jesienno-zimowego, trochę smutnego, z nutką oczekiwania…


Więcej zdjęć artysty można zobaczyć TUTAJ

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 3 listopada 2021

Mick Middles i Lindsay Reade: Życie Iana Curtisa - Rozdarty cz.11: Koncert Iggy Popa skłonił Iana do realizacji marzeń jako wokalista

 

Dziś omawiamy kolejny fragment z książki Micka Middlesa i Lindsay Reade (poprzednie omówione fragmenty: 123456789 i 10 ).

Ian lubił błąkać się w okolicach Picadilly Circus, w pobliży mieściła się siedziba Picadilly Radio i biura RCA. Derek Brandwood który tam wtedy pracował wspomina, że przewijało się w okolicy wiele gwiazd: Pop, Bowie, Parton. Pamięta też Iana, któremu dawał materiały promocyjne, a ten chciał zostać DJem w radio. 

W tamtym czasie Hooky i Bernard szukali do swojej kapeli wokalisty. Terry Mason wspomina, że próbowali z człowiekiem, który nazywał się Martin Gresty jak i kilkoma innymi. Szukali swojego stylu, nie bardzo wiedzieli jak się jako punki zachowywać i jak się ubierać. Wtedy Barney zamieścił ogłoszenie w Virgin. Zaczęli zgłaszać się różni dziwny ludzie, niektórzy ewidentnie zaburzeni. Był np. facet z czerwonymi włosami i 3 strunową bałałajką, zaprosił ich do domu, gdzie grał i śpiewał im swoje piosenki. Podziękowali mu. Wtedy zgłosił się Ian

Postanowili zorganizować przesłuchanie z nim w Ashfield Valley. Później zaczęli próbować w Salford w pubie Swan. Zaskoczyło ich że Ian miał swój wzmacniacz i kolumny - był profesjonalnie przygotowany do pracy w zespole. Iana zwykle podwozili na próby Barney (rowerem) lub Hooky

Terry Mason który załatwił im miejsce do prób próbował wtedy grać na perkusji, nawet kupił instrument, ale odkrył że to nie jest łatwe. Wiec szukali perkusisty i pojawił się Tony Tabac. 


Tabac w końcu musiał odejść - nie pasował do dynamiki zespołu. Podobnie Terry, który ostatecznie zaczął pełnić rolę pseudomenadżera i organizował różne rzeczy wkoło grupy. 

W tym czasie manchesterska scena punk zaczęła przybierać na znaczeniu. Pojawiły się o niej artykuły w NME i the Sounds

3.03.1977 roku Ian i Debbie poszli obejrzeć koncert Popa, promujący Idiot, okazało się niespodziewanie, że na keyboardach towarzyszył mu Bowie. Koncert bardzo pobudził nadzieje Iana na własny debiut i zdał sobie po nim sprawę, że tak właśnie musi być, że jego marzenia spełnią się.


Jesienią 1977 roku Ian spotykał się z Terrym regularnie, zwykle na lunchach. Ian czytał prasę muzyczną a razem dzwonili do Virgin dowiadywać się o nowe single. Terry nie miał swojego telefonu, co finalnie wykluczyło go z roli menadżera. 

W tamtym czasie Ian i Debbie przeprowadzili się na 77 Barton Street do Macclesfield, po krótkim pobycie na Stamford Street u dziadków Iana. W dzień pracowali, a kiedy nie było prób Ian pisał teksty i słuchali razem płyt. 

C.D.N.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 2 listopada 2021

Mocny ładunek ekspresji na zdjęciach Andrei Lohmann

 Są artyści, którzy chowają się za swoimi pracami i o których życiu nie bardzo mamy co napisać... Nie wiemy skąd są, czy zajmują się sztuka profesjonalnie, czy od czasu do czasu, robiąc na co dzień coś zupełnie innego. Nie wiemy skąd pochodzą, ile mają lat, jakie są ich plany na przyszłość, co jest dla nich najważniejsze. Taki przypadek opisujemy dzisiaj. A konkretnie - zainteresowaliśmy się zdjęciami Andrei Lohmann i postanowiliśmy je pokazać naszym czytelnikom.






Andrea jest prawdopodobnie Niemką i od 1999 roku mieszka w Berlinie, co możemy wyłowić z niewielu informacji zamieszczonych na jej stronie TUTAJ, lecz nie jesteśmy pewni czy pochodzi z tego miasta. Jej zdjęcia także są minimalistyczne, niemniej zawierają w sobie tak mocny ładunek ekspresji, iż nieznajomość szczegółów dotyczących ich autorki może stać się okolicznością pozytywną. Bo nie musimy liczyć się z tym co artysta chciał powiedzieć tyko sami możemy nadać jej pracom własny sens. 






Artystka robi głównie zdjęcia Berlina. Ukazuje swoje miasto z niecodziennej perspektywy. Fotografuje głównie budynki konstrukcji wielkiej płyty, bloki wzniesione w czasach NRD, które nagle stają się u niej symetrycznymi, pełnymi harmonii konstrukcjami. Odpowiednie kadrowanie, wysmakowana gra światła i cieni czynią z jej zdjęć abstrakcyjne obrazy pełnych nostalgii wspomnień. Wydaje się, że ich autorka trwa w swoistej homeostazie, a kolejne kadry są kartkami wyrwanymi z jej pamięci. I tak mamy niebieskie prostokąty nieba, na których widać rzędy metalowych konstrukcji lamp ulicznych, przepływające chmury, strzępy konstrukcji bilbordu, który staje się ramą nieboskłonu. Albo też rytmicznie powtarzające się okna i balkony, które są te same ale nie takie same. Bo każdy z nich to wycinek życia kolejnego mieszkańca miasta. Mały szczegół, który każe nam się zatrzymać i spojrzeć na świat z zupełnie innej perspektywy.






Piękno tkwi w szczegółach, jak mówi stare porzekadło. Piękno jest tu szczególnym kształtem, którego wartość zależy od proporcji, odpowiedniego układu części, ich ilości i wielkości. Na podstawie dzisiejszych dzieł wydaje się, że niewiele trzeba aby je wydobyć...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 1 listopada 2021

Isolations News 165: Jack Bates syn Petera Hooka ma COVID, Juvenes Cumminsa, Morris w rozmowie z Haslamem, książka o Durutti Column i Residents, Marr w nowym klipie, powrót The Mission, Smith na aukcji, nowe Variete, Bowie Leninem, opętanie CO2 i DNA Siedzącego Byka

Jack Bates syn Petera Hooka (warto zobaczyć TUTAJ) ma COVID-19... o czym poinformował za pośrednictwem konta na TT. Czuje się już lepiej (LINK). 

Nie dawaj się Jack, bierze nas strach na myśl, że mógłbyś się przekręcić przez jakiegoś żółtka co wpieprzył nietoperza. Tak nie umierają bohaterzy!


Z okazji wydania nowej książki Juvenes, jej autor, jak i autor powyższego zdjęcia - Kevin Cummins, udzielił krótkiego wywiadu na podstawie którego napisano artykuł dla BBC

Fotograf jeszcze raz w nim tłumaczy się (i przypomina) z poważnych zdjęć Joy Division (LINK). 

Ian Curtis wiecznie żywy, gdyby nie on ani Cummins nie miałby co fotografować (nawet po jego śmierci) ani nikt by nie wiedział, kto to Cummins.


Zostańmy jeszcze przy Joy Division - w czwartek 9 grudnia będzie można posłuchać konwersacji Stephena Morrisa z Dave Haslamem. Spotkanie rozpocznie się o 20:00 w Piece Hall w Manchesterze. Obaj będą mówić o życiu, muzyce, inspiracjach, planach na przyszłość. Uczestnicy będą mogli kupić ich książki. Bilety i bliższe informacje TUTAJ.


W klimacie Factory - James Nice przygotowuje książkę o Vinim Reilly i Durutti Column. Poza tym 29 października przeprowadził wywiad z producentem i autorem piosenek Stephenem Street. Stephen jest najbardziej znany ze swojej współpracy z The Smiths, Blur, The Cranberries i Kaiser Chiefs, ale także z The Guitar and Other Machines i - z namowy Viniego do gry na gitarze na pierwszym solowym albumie Morrisseya w 1988 roku (LINK). Pomysł książki o mistrzu gitary - znakomity!

Jeśli Manchester to nie tylko Joy Division i Factory, ale np. the Smiths. 

Johnny Marr udostępnił zwiastun swojego nadchodzącego wydarzenia na żywo Live At The Crazy Face Factory, które będzie dostępne na całym świecie w środę 10 listopada, z możliwością odtworzenia do niedzieli 14 listopada, bilety są już w sprzedaży (TUTAJ).  

W ramach eventu fani mogą również wziąć udział w losowaniu nagród, w tym gitary Johnny Marr Fender Jaguar a nawet porozmawiać online z muzykiem. Temu ogłoszeniu towarzyszyły informacje na temat nowego albumu Fever Dreams Pts 1-4. Zostanie on wydany 25 lutego 2022 przez BMG i będzie zawierał najnowszy singiel Marra Spirit, Power and Soul. Pierwsze utwory z tej podwójnej płyty wyszły już na EP-ce Fever Dreams Pt 1 dnia 15 października (LINK). A powyżej trailer do Live At The Crazy Face Factory.


Skoro eventy - The Mission przypominają o swoim wielkim tournee w przyszłym roku. Muzycy wystąpią w zasadzie we wszystkich krajach Europy (w marcu w Warszawie!),a także w USA i Kanadzie (LINK). 

I świetnie bo Husseyowi solo szło, delikatnie mówiąc, fatalnie...


Skoro zrobiło się chłodniej - Robert Smith z The Cure podarował cztery sztuki unikalnej grafiki formatu A5 organizacji charytatywnej Heart Research UK, która zbiera fundusze na badania medyczne. 

Smith, który jest mecenasem Heart Research UK, jest jednym z wielu artystów, którzy podarowali prace na ten projekt. Były one sprzedane poprzez serwis eBay od 22 do 31 października 2021 roku. 

Oprócz grafik Smitha na aukcji wystawiono prace takich muzyków jak: Liam Howlett (The Prodigy), Kevin Shields (My Bloody Valentine), Chvrches, Andy Bell, Mark Gardener, Laurence Colbert (Ride), James Alexander Graham, Andy MacFarlane (The Twilight Sad) i Jamie Hewlett (Gorillaz). Ogółem zostało sprzedanych ponad 460 prac, przy czym choć lista autorów prac jest dostępna to autor konkretnej, pojedynczej pracy pozostanie anonimowy aż do czasu zakończenia aukcji (LINK). 

My większości wymienionych wyżej artystów nie znamy, nie bez powodu. Istnieje zatem ogromna szansa, że lepiej rysują, niż śpiewają.


Polscy mistrzowie chłodu - Variete zapowiedzieli premierę nowego albumu Dziki Książę na 26 listopada! Pre-oder już ruszył TUTAJ.  Będzie to CD z okładką zaprojektowaną przez Krzysztofa Gruse, zawierająca 10 utworów, płyta to efekt dwuletniej pracy zespołu. Tytuł dryfuje w kierunku Rammstein, do tego Gruse - miejmy nadzieję, że muzyka nie będzie ewoluowała w kierunku niemieckich marszów.


Może nie tak chłodno, ale na pewno nostalgicznie - nowy singiel Riverside  - Story of My Dream - został przygotowany specjalnie z okazji jubileuszu 20. lecia zespołu. Okładkę płyty zaprojektował Travis Smith na podstawie dotychczasowych projektów graficznych umieszczanych na wydawnictwach zespołu. Piosenka ma być cezurą miedzy dotychczasowym stylem grupy a planowaną jego zmianą, co zostanie zademonstrowane fanom na nowym albumie w na przyszłym roku. Zmarillionizowali się nieco, przynajmniej na początku powyższego klipu. Zobaczymy.


I jeszcze mieszanka powyższych, czyli nostalgia i chłód - Echoberyl (z którymi wywiad przeprowadziliśmy TUTAJ) opublikowali nowy album: Mother Solitude and Other Dark Tales, dostępny na CD, BandCamp i Spotify (LINK).   

Kilka innych newsów: 7 lutego przyszłego roku zostanie wydana książka o The Residents: A Sight for Sore Eyes, Vol. 1. Zawierać będzie ciekawostkę czyli 7-calową płytę na czarnym vinylu z niewydanym utworem z ery Not Available pt. Nobody's Nos.  

Publikacja wyjdzie w dwóch wersjach: zwykłej i luksusowej. Przedsprzedaż TUTAJ

Ciekawe co będzie w książce skoro nikt nie zna składu zespołu, który dzięki temu, będzie istniał do końca świata a nawet wiele lat dłużej, czym przeżyje samego Owsiaka no chyba, że tego zmumifikują niczym Lenina.


Leninem muzyki za to powolutku staje się David BowieOd 25 października 2021 r. w jego rezydencjach w Nowym Yorku i Londynie, będzie można zobaczyć rozmaite materiały dotyczące artysty. A wszystko to z okazji 75. urodzin. Uruchomiono tam sale projekcyjne z nagraniami audio i wideo HD, w tym z wcześniej niewidzianymi materiałami zza kulis. 

Poza tym można kupić limitowane wydania ekskluzywnej odzieży i przedmiotów kolekcjonerskich, a także limitowane nakłady LP i CD oraz ekskluzywne zdjęcia artystyczne. Do końca stycznia 2022 roku zostaną ogłoszone jeszcze rozmaite wydarzenia specjalne, a fani będą mogli również przebrać się w kultowe kostiumy Bowiego, aby tworzyć zabawne i udostępniane w mediach społecznościowych filmiki. Więcej informacji jest na stronie TUTAJ

Nie podają informacji, czy oferowane do sprzedaży rzeczy były prane. Tak bowiem było, kiedy sprzedawano sweterek po Cobainie. Kupujący miał frajdę w postaci wkomponowanego w sweterek biowkładu w postaci łupieżu legendarnego Kurta.


Niewątpliwie bliski mumifikacji jest kolejny bohater - legendarny exBeatles. Biografia Paula McCartneya pt. The Lyrics została nominowana do nagrody książki roku. Z tym, że będzie można ją przeczytać dopiero 2 listopada… 

British Library ogłosiła, że wraz z nową książką  od 5 listopada 2021 do 13 marca 2022 roku udostępni możliwość bezpłatny obejrzenia filmu Paul McCartney: The Lyrics (LINK). 

Promować książkę w Dzień Zaduszny tylko potwierdza naszą teorię o rychłej mumifikacji...


Jeśli pojawili się the Beatles - członek Parlamentu, Kanclerz dyrektor naczelny Rishi Sunak zapowiedział poważne wsparcie finansowe na rzecz rozwoju miejsc związanych z historią The Beatles w Liverpoolu, lecz Mark Davyd, Dyrektor Music Venue Trust, miejscowej organizacji odpowiedzialnej za funkcjonowanie kultury w tym mieście, stwierdził, że są to bezsensowne bzdury i odmówił przeznaczenia na ten cel pieniędzy z budżetu Liverpoolu (LINK). 

Istnieje poważne podejrzenie, graniczące z pewnością, że Mark Davyd ma ostrego pierdolca. Zresztą wystarczy spojrzeć na jego facjatę (TUTAJ).


Skoro już weszliśmy w strefę ostrego porąbania - okazało się, że lasy emitują dwutlenek węgla i przez to ocieplają klimat... Oczywiście z winy człowieka, na przykład podczas pożaru. Niemniej dziesięć z najbardziej chronionych lasów na świecie stało się emiterami netto dwutlenku węgla (LINK). 

My za to, idąc z duchem postępu pogratulowaliśmy firmie Loreal, która na TT pochwaliła się bohaterską walką z emisją dwutlenku węgla, tymi oto prostymi harcerskimi słowami: Szczere gratulacje, zacznijcie jeszcze waszych pracowników po śmierci traktować antymaterią, a jeszcze bardziej obniżycie emisję (LINK).

Niewtajemniczonym przypominamy, że dwutlenek węgla stanowi 0.02 % gazów w atmosferze Ziemi. To tak jakby miało znaczenie to, że kropelkę najbardziej żrącego nawet kwasu ktoś wlał do basenu z wodą...

Na koniec ostatni news z frontu walki o postęp. Po 14 latach badań, za pomocą nowatorskiej metody DNA bezspornie ustalono tożsamość prawnuka legendarnego wodza Indian, Siedzącego Byka. Jest nim 73-letni Ernie LaPointe

Tatanka-Iyotanka, bo tak brzmiało prawdziwe imię wodza, poprowadził do ataku 1500 wojowników w bitwie pod Little Bighorn w 1876 r. niszcząc armię amerykańskiego generała Custera. Został zastrzelony w 1890 roku na rozkaz rządu USA. Opracowane badanie posłuży do identyfikacji krewnych innych znanych osób (LINK).

My znamy innego krewnego Siedzącego Byka. Jest to (nomen omen siedzący) mężczyzna o którym miejscowi zaczęli już nawet opowiadać legendy. Jedna z nich brzmi tak: 

Siedzi piękna kobieta na ławce w parku i czyta książkę. Przysiada się do niej wyraźnie zainteresowany jej urodą mężczyzna i nawiązuje dialog:

-Jaką książkę pani czyta?

-To poradnik życia seksualnego 

-I cóż ciekawego się pani z tego poradnika dowiedziała?

-Na stronie 145 pada stwierdzenie, że najlepszymi kochankami są Żydzi i Indianie

-Proszę wybaczyć, zapomniałem się przedstawić, moja godność to Mosze Winnetou.

My wracamy jutro, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.