Od pewnego czasu opisujemy na naszym blogu najważniejsze relikwie naszej chrześcijańskiej cywilizacji – czym są i gdzie można je zobaczyć. Pisaliśmy już o Świętym Graalu (LINK), o chuście św. Weroniki oraz chuście, którą położono na twarzy Chrystusa złożonego w grobie (LINK), a nawet o srebrnikach Judasza (LINK). Ale dzisiaj chcemy przypomnieć jedną z największych relikwii. Są to schody. Marmurowe schody o 28 stopniach. Ze śladami krwi na drugim, jedenastym i ostatnim stopniu. Co to za schody i gdzie się znajdują? W Rzymie, wypełniają sobą kaplicę stojącą przed Bazyliką św. Jana na Lateranie. Są to Święte Schody wymontowane według tradycji przez św. Helenę, matkę cesarza Rzymu Konstantyna Wielkiego, z pałacu Piłata w Jerozolimie. To po nich na sąd szedł Chrystus, to na ich szczycie ubrany w koronę cierniową i purpurową szatę usłyszał od Piłata Ecce Homo! (Jan 19:5).
Oczywiście niemal à priori wielu historyków i archeologów zaprzecza autentyczności tych schodów. Głównym argumentem jest sama myśl, że mogłyby zachować się tak nienaruszonym stanie przez 2 tysiące lat w innym miejscu niż pierwotne. Innym jest opinia jakoby w Jerozolimie nie używano do budowy marmuru. Co do pierwszego trzeba zauważyć, że wiele zabytków zachowało się w Europie z jeszcze dawniejszych czasów a nawet z odległych Chin (niedawno odkryto, że weneckie lwy są chińskim importem…) więc załadunek na statek i przetransportowanie marmurowych schodów z Jerozolimy do Rzymu nie stanowił większego wyzwania. A co do drugiego zarzutu, jest on absurdalny. Badania archeologiczne w Jerozolimie wykazały, że marmurem wykładano wiele reprezentacyjnych sal np.: pałacu Heroda i innych okazałych budynków.
Zresztą, do niedawna nawet powątpiewano nawet czy aby Poncjusz Piłat istniał, czy nie był postacią fikcyjną. Potwierdzeniem, że ktoś taki żył naprawdę było znalezisko z 1961 roku z Cezarei, którą była tablica o wymiarach 82 na 65 cm z częściowo zachowanym napisem, który zrekonstruowany brzmi: (…)s Tyberium/ Pontius Pilatus/ Praefectus Judaeae/ (…) e (…). Tablica ta znajduje się obecnie w Muzeum Izraela w Jerozolimie i nosi numer katalogowy to AE 1963, 00104. Obiekt datowany jest na ok. 36 rok n.e.
Innym artefaktem uznanym za należący do Piłata jest sygnet z niesprecyzowanego stopu miedzi znaleziony w 1969 roku w ruinach pałacu i monumentalnej fortecy wybudowanej przez króla Heroda Wielkiego na pustyni niedaleko Betlejem, 16 km od Jerozolimy. Wyryte na nim zniekształcone greckie litery odczytano dopiero w 2018 roku. Zatarte przez erozję i czas, niewidoczne gołym okiem, tworzą koślawy napis Pilato.
Kolejną trudnością, która utrudniała uznanie rzymskich schodów za autentyczne było ustalenie miejsca, w którym odbył się proces Jezusa, czyli pierwotnej lokalizacji marmurowych schodów. Według Ewangelii sąd Piłata musiał zostać przeprowadzony tam, gdzie mógł się tam zebrać spory tłum i gdzie Piłat mógł siedzieć na trybunale - krześle sędziowskim (Mt 27:17-19). Jan zapisał także następujące fakty: Gdy więc Piłat usłyszał te słowa, wyprowadził Jezusa na zewnątrz i zasiadł na trybunale, na miejscu zwanym Lithostrotos, po hebrajsku Gabbata. (J 19,13). Tak więc sąd Jezusa przez Poncjusza Piłata odbył się na otwartym, wybrukowanym placu z podwyższeniem na krzesło blisko dawnego pałacu Heroda, pełniącego wówczas funkcję rzymskiego pretorium.
Pretorium było oficjalną rezydencją każdego rzymskiego namiestnika. W tym czasie Piłat miał główną siedzibę w Cezarei Maritma, gdzie pretorium umiejscowiono w starym pałacu Heroda Wielkiego (Dz Ap. 23:35). Oczywiście w Jerozolimie było jeszcze kilka innych budowli użyteczności publicznej więc pretorium lokowano także w twierdzy Antonia w północno-zachodnim narożniku Wzgórza Świątynnego, w pałacu Hasmoneuszy i w końcu – w luksusowym pałacu króla Heroda Wielkiego, przebudowanym przez Heroda Antypasa.
Przyjmuje się, że z różnych względów Piłat zamieszkał w pałacu Heroda. Pisał o tym Filon z Aleksandri a także Józef Flawiusz, który odnotował, że późniejszy rzymski prokurator Judei, Gessius Florus (ok. 64-66 r. n.e.), będąc w Jerozolimie, urządził swoją kwaterę w pałacu; i… kazał wystawić przed nim swój trybunał i zasiadał na nim.
Archeolog Shimon Gibson, który od wielu lat zajmuje się wykopaliskami w Jerozolimie i w ogóle w Ziemi Świętej wykluczył inne miejsca, bo zauważył, że twierdza Antonia byłaby zbyt mała, aby pełnić funkcję czegoś więcej niż rzymskiego posterunku i wieży obserwacyjnej, to samo było z pałacem Hasmodeuszy. Jedynie Pałac Heroda po zachodniej stronie miasta spełniał wymogi siedziby rzymskiego namiestnika, więc tam ulokowano także Pretorium. Podobnie jak w przypadku Świątyni, Pałac Jerozolimski Heroda został zbudowany na podwyższonej platformie o wymiarach około 1000 stóp (północ-południe) na 180 stóp (wschód-zachód). Opierał się na murach oporowych wznoszących się 13 do 16 stóp nad poziomem gruntu. Składał się z dwóch głównych budynków, każdy z własnymi salami bankietowymi, łaźniami i miejscami noclegowymi dla setek gości. Dwa skrzydła były nazwane na cześć Agryppy i Cezara, pomiędzy nimi znajdowały się ogrody z portykami. Teren obejmował poza tym gaje, kanały i stawy wyposażone w fontanny z brązu. Pozostałości Pałacu Heroda w Jerozolimie można dziś zobaczyć w pobliżu tzw. Wieży Dawida. Najniższe warstwy kamienia w jego murach pochodzą z czasów Heroda. Gibson potwierdził te domniemania, odsłaniając pozostałości bramy w murze zachodnim, która miała prowadzić do kompleksu pałacowego Heroda.
Brama ta została nazywana Ukrytą Bramą lub Bramą Esseńczyków i prowadziła na wewnętrzny dziedziniec wyłożony kamieniami i z wystającym kamiennym podestem po jednej ze stron, który idealnie odpowiada położeniu miejsca rzymskiego trybunału, dokładnie jak sugerował Józef Flawiusz i św. Jan. Stąd, chociaż można założyć, że brama była używana głównie jako prywatne wejście do Pretorium, nie wyklucza to, że wewnątrz bramy i na dużym dziedzińcu położonym między murami mogły odbywać się różne publiczne czynności, takie jak posłuchania większej grupy ludzi i publiczne procesy. Było to wygodne ze względu na sprawowanie łatwej, w tym miejscu, kontroli nad tłumem zgromadzonym na placu z portyku wokół. Z relacji Jana wynika, że Piłat wielokrotnie wchodził i wychodził ze swojej rezydencji (J 18:29, 33, 38; 19:4), aby porozmawiać z Jezusem, a następnie wychodził do Żydów czekających na zewnątrz, przed pałacem. Musiało to wszystko więc znajdować się niedaleko od siebie.
Na pewno precyzyjne ustalenie rozplanowania utrudniają wydarzenia następujące po Ukrzyżowaniu i Zmartwychwstaniu Chrystusa: W roku 66 n.e. rzymski namiestnik Gessius Florus zorganizował masowe krzyżowanie Żydów, co wywołało Pierwsze Powstanie Żydowskie. Zbuntowani Żydzi weszli do pałacu i go spalili. Zostały z niego tylko trzy wieże wzniesione przez Heroda Antypasa, ale i te w znacznej części zostały zniszczone kiedy przyszły cesarz rzymski Tytus zrównał większość Jerozolimy z ziemią w 70 r. n.e (na zdjęciu poniżej dolna część konstrukcji z bloków jest reliktem pałacu Heroda).
I prawdopodobnie trzysta lat później z gruzu po pałacu cesarzowa Helena wydobyła marmurowe stopnie schodów, niegdyś umieszczone przed Ukrytą Bramą, i nakazała przewiezienie ich do Rzymu. Tam jej syn, cesarz Konstantyn, kazał zbudować bazylikę i prawdopodobnie tam umieszczono schody a następnie po kilku wiekach zainstalowano w nowym pałacu papieży. Wpis w Liber Pontificalis dotyczący papieża Sergiusza II (844-7) wspomina, że to on podjął taką decyzję. Po tzw. niewoli awiniońskiej pałac papieski był ruiną, dopiero papież Sykstus V nakazał jego przebudowę w 1586 roku. Prace zlecono architektowi Domenico Fontano. Cały średniowieczny kompleks został zburzony i zastąpiony obecnym mniejszym pałacem rozplanowanym wokół kwadratowego dziedzińca na północ od Bazyliki Laterańskiej. Jednak papież nakazał zachowanie Sancta Sanctorum czyli świętej kaplicy na szczycie Świętych Schodów. I tak też się stało.
Fontana zburzył wszystko wokół tej kaplicy (i schodów), pozostawiając najwyższą kondygnację dwukondygnacyjnego fragmentu. Dobudował do niej klatki schodowe poprowadzone w podłużnych loggiach, a w środkowej zainstalował stopnie Scala Santa. Samą kaplicę Sancta Sanctorum obudował dwiema innymi - jedną po prawej poświęconą św. Wawrzyńcowi (obecny kościół), a drugą po lewej, św. Sylwestrowi papieżowi. Ściany zostały pokryte freskami przez zespół artystów pod przewodnictwem Cesare Nebbii i Giovanniego Guerry. Projekt obejmował także przemalowanie fresków z XIII wieku w obrębie Sancta Sanctorum. Całość prac zajęła trzy lata.
Obecnie, Santuario Pontificio della Scala Santa – czyli Papieskie Sanktuarium Świętych Schodów - jest jednym z najbardziej czczonych miejsc pielgrzymkowych w Rzymie, przyciągające co roku tysiące odwiedzających. Po schodach można wchodzić tylko na kolanach, a z wejściem powiązany jest odpust zupełny.
Ilustracje ukazujące rekonstrukcje pochodzą STĄD. Reszta ilustracji LINK.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Zacznijmy od występu w KEXP. Ciekawy skład - prosty: bas, gitara/klawisze, wokal i dwie perkusje (no i jedyny mężczyzna na jednej z nich). To, jak i brzmienie, rodzi pierwsze skojarzenia - to wczesne Throwing Muses, takie z okresu mniej więcej albumu University. I sprawdza się powiedzenie, że simple is beautiful. Podoba się, zwłaszcza nieco bardziej niż u TMmiękkie brzmienie, choć TM ewidentnie pobrzmiewa zwłaszcza w pierwszym (Exile) i drugim utworze (Strangers).
Wygnanie
To inni narobili tego bałaganu, SOS To ja jestem dobra w tej grze, SOS Nie wchodź do środka Gdybym tylko mogła zniknąć, sama Odeszłam Wszyscy inni nie śpieszcie za mną wszystko będzie w porządku Gdybym tylko mogła zniknąć sama Odeszłam Róbcie to wolno Może znajdę drogę do domu Zamykanie drzwi i okien Zamknij je, połknij klucz Zamykanie drzwi i okien Zamknij je, połknij klucz Szukanie pomocy, której nie potrzebuję, nie ustanie Prowadząc życie, które błędnie odczytują Podejmij walkę Gdybym tylko mogła zniknąć, sama Odeszłam Nie śpieszcie się, może ze mną będzie wszystko w porządku Gdybym tylko mogła zniknąć
Odeszłam Wszyscy inni traktują to na spokojnie A ja może znajdę drogę do domu...
Piosenka o ucieczce od dnia codziennego i poszukiwaniu drogi do wolności.
Obcy
Gdy włączą się światła, szybko się skoncentruj dziwny nowy świat, patrzysz na mnie Kiedy zakręci mi się w głowie, spojrzę na morze martwy świat spoglądający na mnie Nic dla mnie, to dziwniejsze niż mi się wydaje Czy coś znajdę, a może zostanę odnaleziona? Mam misję, nikogo w pobliżu Próbując ciężko oddychać, rozszyfruj kod dedykowany dla mnie A kiedy coś pójdzie źle, zabierz to ode mnie drugi stres jest silniejszy niż porażka Uśpij mnie, staram się śnić Czy znajdę, czy zostanę odnaleziona? Mam misję i nikogo w pobliżu Czas ucieka Mam misję i nikogo w pobliżu
Deleuzean jest bardzo dynamiczny, jak na piosenkę o zawirowaniach miłosnych przygodach przystało. Tutaj Glenn Van Dyke - gitarzystka i wokalistka wspomaga się klawiszami. Skoro już doszliśmy do składu, to na perkusji i wokalu udziela się współzałożycielka zespołu: Lena Simon. Jako perkusista wspomaga ją Kevin Jackson, a na basie (rodem od Paula McCartneya) udziela się Caroline Rose, która również podśpiewuje.
Strona www zespołu (TUTAJ) jest bardzo lakoniczna, niestety nic się z niej nie dowiemy, możemy jedynie zakupić ich album do którego jeszcze wrócimy, i obejrzeć klipy. Za to z wywiadu z Leną Simon możemy dowiedzieć się więcej.
Tak więc nazwa ma swoją genezę we wczesnej aktywności muzycznej Leny, która sięga Seattle i roku 2013. Bierze się od starożytnego egipskiego władcy, którego ojcem był faraon, lub inny możny tamtego świata. To sprawiło, że uprzywilejowana pozycja społeczna spowodowała przedwczesne zdobycie przez niego władzy. Nazwa uosabia uczucie towarzyszące tej uprzywilejowanej pozycji. To geneza słowa Kairos, natomiast Creature był pseudonimem artystycznym Glenn Van Dyke. Reszta to Klub wkoło tych dwóch osób...
Dalej dowiadujemy się, że Lena współpracowała z takimi zespołami jak King Diard i Lizard Wizard (choć nam nic te nazwy nie mówią). Dowiadujemy się też, że Kairos Creature Club stawiają na muzykę niekonwencjonalną, a styl utworów może znacznie się od siebie różnić. W tym miejscu Lena nawiązuje do różnic stylistycznych w twórczości the Beatles. Ta nieco zawikłana stylistyka sprawia, że publiczność nie bardzo wie jak reagować podczas koncertów i podczas nich, zwłaszcza na początku, trawi ich muzykę. Następnie w wywiadzie pojawia się omówienie tekstów kilku piosenek.
A propos, całość występu kończy mocno improwizowany Good Company, nieco mniej udany, a w wywiadzie w KEXP - po ostatnim utworze, opowiadają o eksperymentalnej naturze swojej muzyki i genezie pierwszego singla. Jest też kilka zdań o nowym albumie, ten zostanie u nas niedługo zrecenzowany.
Tyle na dziś, dla nas to wielkie odkrycie.
Czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Kairos Creature Club w KEXP, 31.07.2024, tracklista: Exile, Strangers, Deleuzean, Good Company.
Obraz, który uważano za kopię z XIX wieku, okazał się autentycznym dziełem Sandro Botticellego. Botticelliego (a w zasadzie Alessandro di Mariano di Vanni Filippi) florenckiego malarza, znanego ze swojego wyjątkowego stylu, łączącego klasyczne tematy z estetyką renesansu. Jego prace charakteryzują się wdzięczną linią i delikatnymi formami. Przypisywany mu obraz, który wyobraża Matkę Boską z Dzieciątkiem Jezus i małym św. Janem Chrzcicielem (wym.: 180 x 134 cm), znajduje się w kościele Saint Félix w Champigny-en-Beauce. Tezę o atrybucji dzieła pierwszy w 2011 roku postawił Matteo Gianeselli z Muzeum Renesansu w Écouen (Val-d'Oise), lecz dopiero badania malatury ostatecznie potwierdziły datację płótna na mniej więcej 1510 rok – czyli rok, w którym zmarł Botticelli.
Skąd takie dzieło znalazło się w malutkim, prowincjonalnym kościele? Obraz został wymieniony w inwentarzu diecezji w 1905 roku, który sporządzono po prawnym usankcjonowaniu rozdziału Kościoła od państwa. Możliwe, że był darowizną notariusza François-Philiberta Dessaignesa, wieloletniego burmistrza miasta, któremu miejscowość zawdzięcza budowę osiedla dla robotników rolnych oraz testamentowy zapis miliona franków na budowę hospicjum. Wcześniejsze dzieje obrazu są na razie nieznane, ale jedno jest pewne – od chwili wystawienia na widok publiczny w kościele Champigny-en-Beauce Matka Boska wraz z Dzieciątkiem i św. Janem Chrzcicielem, bez sensacji, czuwała nad ubogą społecznością, aż w 1980 roku podczas remontu kościoła dzieło zostało opisane i zarejestrowane jako nieznanej datacji. Po dwudziestu latach, w 2021 roku, w ramach przygotowań do wystawy Botticellego w muzeum Jacquemart-André w Paryżu Hélène Lebedel-Carbonnel, asystentka kuratora wystawy w Drac du Centre-Val de Loire, udała się do Champigny-en-Beauce w towarzystwie Matteo Gianeselliego. W rezultacie tej wizyty obraz został poddany konserwacji w centrum badawczo-restauratorskim Musées de France w Wersalu, po czym trafił na wystawy: muzeum Jacquemart-André w Paryżu a potem muzeum Écouen gdzie można go teraz oglądać. Niemniej jednak pozostaje własnością gminy Champigny-en-Beauce, do której ostatecznie powróci. Czy do tego czasu tajemnica dotycząca podróży płótna z Włoch do Francji zostanie rozwiązana? Pierwszy trop prowadzi do Waltera Savage’a, brytyjskiego kolekcjonera mieszkającego w XIX wieku we Florencji, którego woskową pieczęć z herbem znaleziono z tyłu płótna.
Podczas wspomnianej konserwacji porównano dzieło Botticellego z innym, będącym w zasadzie lustrzanym odbiciem obrazu Champigny-en-Beauce) i wystawionym w Galerii Uffizi (powyżej) oraz z wersją studyjną tego samego oryginału Botticellego, która należy do Barber Institute of Fine Arts w Birmingham w Wielkiej Brytanii (poniżej).
Naukowcy pobrali próbki pigmentów i wykonali analizę rentgenowską, która wykazała, że wszystkie trzy obrazy zostały wykonane tą samą temperą jajową i farbą olejną, a także, że są namalowane na dwóch warstwach gruntu (gesso). Paleta obrazu z kościoła Saint Félix zawierała również pigmenty typowe dla pracowni Botticellego, a także dodatki do farb charakterystyczne dla włoskiej sztuki renesansu. Zdjęcia rentgenowskie wykazały również, że wersja studyjna nie została wykonana odręcznie, ale została skopiowana przy użyciu techniki zwanej pouncing, w której otwory kreślą na płótnie kontury innego obrazu przy pomocy proszku z węgla drzewnego. Wyjaśnia to, dlaczego dwie wersje studyjne są odbiciami lustrzanymi oryginału. Okrycie zmieniło także wiedzę na temat warsztatu Botticellego. Otóż w cyklu produkcji obrazu brało udział kilku artystów, a sam Botticelli prawdopodobnie czuwał nad całością, wykańczając przygotowaną kompozycję. Na pewno artysta sam wykonał twarz Madonny.
Dwa obrazy: z Galerii Uffizi oraz wersja studyjna z Saint Félix zostaną pokazane 19 października tego roku na wystawie Deux Madones à Chambord (Dwie Madonny w Chambord), w kaplicy zamku Chambord w Dolinie Loary. Kuratorami wystawy są oczywiście autorzy odkrycia: Matteo Gianeselli i Hélène Lebédel-Carbonnel. Wystawie będą towarzyszyć filmy edukacyjne, możliwość obejrzenia dzieł w 3D za pomocą technologii VR i prelekcja.
Nieoczekiwane odkrycie dowodzi konieczności prowadzenia ciągłych badań w historii sztuki. Kolejne bezcenne skarby mogą być nadal ukryte, choć niby umieszczone na widoku, czekając, aby ktoś je zauważył.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
W pierwszej części (TUTAJ) przedstawiliśmy streszczenie fragmentu książki, w którym Stephen Morris opisuje swoje dzieciństwo. W części drugiej (TUTAJ) wojenne pasje perkusisty Joy Division, a w kolejnej historię życia jego ojca (TUTAJ), rodzinne wycieczki (TUTAJ) i pierwsze single w kolekcji Stephena (TUTAJ). W następnym wpisie przedstawiliśmy pierwsze instrumenty z kolekcji Stephena i opisaliśmy jego fascynację the Beatles, jak i amerykańską TV (TUTAJ). W kolejnym (TUTAJ) męczarnie na kursie tańca i fascynację obserwatorium Jordell Bank, oraz kompletnie inne, niż rodziców, zainteresowania kinowe. W kolejnym (TUTAJ) lekcje gry na klarnecie i pierwsze zakupy płytowe. W kolejnym (TUTAJ) pierwsze koncerty i fascynację DavidemBowie wybór roli w zespole jako perkusista (LINK). W tej części (LINK) przedstawiliśmy pierwsze eksperymenty kolegów z LSD, epizod ze studiami i przeprowadzkę do nowego domu. TUTAJ opisaliśmy pierwszych idoli gry na perkusji i zakup instrumentu, a także pierwsze lekcje Stephena gry na nim, a TUTAJ perypetie związane ze zmianą szkoły. Wzrastające zainteresowania winylami i rozbudowę zestawu perkusyjnego opisaliśmy TUTAJ i TUTAJ. Pierwsze nagrania zespołu Stephena w Strawberry Studios opisaliśmy TUTAJ. Późniejszy wpis za to (TUTAJ) przedstawiał narodziny punk rocka w UK wg. Morrisa.
Dziś przechodzimy do historii zespołu Warsaw. Zaczyna się datą 26.05.1977 kiedy Stephen poszedł na koncert Television i Blondie. Debiut pierwszych to klasyka nowej fali.
W Television bardzo podobała mu się gra gitarzystów. Blondie za to grali krótkie kilkuminutowe piosenki disco.
Po koncercie Steven kupił fanzine Shy Talk, o scenie punkowej miasta. W nim odnalazł ogłoszenie, że 3 zespoły poszukują perkusisty W książce zamieszczone jest zdjęcie z fanzinu, a w tamtym czasie śledził też ogłoszenia z bardziej dostępnej prasy. Natomiast po raz drugi na ogłoszenie, że Warsaw szuka perkusisty, natknął się w sklepie John's - w tym ogłoszeniu Warsaw reklamowali się jako lokalny zespół nowofalowy. Ponadto podany był numer telefonu do Iana Curtisa.
Zespół był z Macclesfield więc to dla Stephena była idealna okazja, tym bardziej, że ogłoszenia często zawierały wymaganie posiadania własnego transportu, co w jego przypadku nie wchodziło w grę.
Telefon odebrał Ian, który wyjaśnił, że zespół nie gra długo, dał zaledwie kilka koncertów. Zaprosił go do domu rodziców przy Barton Street na wieczór. Pozostali dwaj członkowie zespołu byli wtedy na wakacjach we Francji.
Przywitał go Ian, miał niebieskie oczy i fryzurę niczym Cesarz August. Przedstawił go Debbie. Poczęstował herbatą i zaoferował papierosa, oraz zapytał jakiej słucha muzyki. Zaczęli rozmawiać, bo okazało się że słuchają podobnej - Bowiego, VU, Popa, oraz czytają podobne książki - Burroughsa i Ballarda. Przedstawił też Stephenowi historię zespołu, który przedtem nazywał się Stiff Kittens. Posłuchali nagrania z taśmy. Wtedy Ian powiedział, że perkusista odszedł do innego zespołu. Po kilku godzinach Stephen wyszedł zabierając kasetę żeby nauczyć się piosenek.
Ian obiecywał zadzwonić kiedy wrócą pozostali, celem odbycia wspólnej próby. Zawartość kasety to były bardzo słabe piosenki, jak: At A Later Date, Gutz, Inside The Line i kilka innych. Ważne jednak było, że nie grali coverów tylko mieli swój repertuar. Posłuchał piosenek kilka razy i czekał na telefon, Ian zadzwonił w połowie następnego tygodnia. Wtedy dowiedział się, że próba jest w sobotę o 12 w Manchesterze, więc Stephen zaoferował Ianowi podwózkę o 10:30.
C.D.N.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Domy pracy w Anglii, a w zasadzie przytułki… Każdy, kto czytał powieści Karola Dickensa, na ich wspomnienie zaczyna współczuć ludziom, których sytuacja życiowa zmusiła do zamieszkania w takim miejscu. Przypominają się przepełnione, zimne sale pełne robactwa i praca ponad siły, przemoc i przestępstwa... A co, gdyby okazało się, że powieściopisarz, powiedzmy, koloryzował?
Otóż ukończone niedawno wykopaliska, prowadzone w związku z budową Oriel, nowego ośrodka okulistycznego doprowadziły do nieoczekiwanego odkrycia: znaleziono ruiny domu pracy St Pancras (św. Pankracego).
Otwarty w 1809 roku miał dać schronienie dla 500 osób. Dom był tak zorganizowany, aby jego pensjonariusze nie byli obciążeniem dla państwa. A zatem, w zamian za darmowe posiłki i miejsce do spania, mieszkańcy domu pracowali, trzeba przyznać ciężko, przy produkcji pakuł lub tłuczeniu kamieni. Ale archeologiczne znalezisko przyniosło szczegóły: dom był ogrzewany wielkimi kominkami i podpodłogowymi kanałami, ściany malowane jasnoniebieską farbą były skromnie urządzone, lecz życie pośród nich wcale nie było karą (poniżej ceramiczny bojler na ciepłą wodę).
W kompleksie domu były ogrody, szpital i żłobek. Szpital ten zapewniał bezpłatną opiekę zdrowotną mieszkańcom domu pracy, co przy powszechnej płatnej służbie zdrowia w tamtym czasie było niewątpliwie wielką pomocą.
Wśród znalezisk są jeszcze fragmenty porcelanowych talerzy używanych w instytucji – jest na nich podobizna św. Pankracego i stosowny napis, a także resztki kościanej szczoteczki do zębów co wskazuje na wagę, jaką w przywiązywano tam do higieny osobistej.
W 1929 roku przytułek St. Pancras przekształcono w szpital St. Pancras, którego część została zbombardowana podczas II wojny światowej, a część budynków przytułku zburzono.
Dlaczego Dickens w powieści Olivier Twist tak źle opisał ten przytułek? Przyczyn jest na pewno kilka: przede wszystkim w jego czasach St. Pancras był przeludniony, poza tym opis warunków pochodzi z drugiej ręki, od znajomego, który tam pomieszkiwał. I jeszcze jedno – opis tragicznego położenia bohaterów przykuwał uwagę czytelników, którzy emocjonalnie przywiązywali się do bohaterów powieści. Przedstawienie faktów nie przyniosłoby takich efektów i w rezultacie książki Karola Dickensa nie byłyby tak popularne i poczytne…
Na początek powieje chłodem, bowiem w zeszłym tygodniu The Cure zademonstrowali fragment singla Alone z nowej płyty, a w klipie można poznać słowa i muzykę do całej piosenki. Album który pojawi się 1 listopada już jest w przedsprzedaży (LINK). Może być hit na miarę wielkich albumów jak Faith czy Pornography. Czekamy, tym bardziej że Cure nagrywają z taką częstotliwością, że to może być ich ostatnia płyta (coś jakby nagrobkowa).
Matka i syn idą cmentarną aleją i mijają nagrobek z napisem: ”Tu leży dobry prawnik i człowiek honoru”. Chłopiec przeczytał napis, spojrzał na mamę i spytał: Mamusiu, dlaczego pochowali tu dwóch mężczyzn?
Tyle w temacie mecenasa Romana. Ale nie w temacie nagrobków. Otóż podczas wykopalisk w
2003 r. na cmentarzysku Xiaohe w Xinjiang w Chinach znaleziono pochówek
sprzed 3600 lat. Był badany 21 lat i po tym okresie zespół naukowców
stwierdził, że na szyi mumii znajdował się ser, który pierwotnie został
wzięty za naszyjnik. Zidentyfikowany kawałek sera został zrobiony z
mleka koziego i krowiego. Skawalony nabiał został uznany za najstarszy
ser na świecie (LINK).
News ilustrujemy obrazem tworzenia tzw. paradoksu sera. Im więcej sera tym więcej dziur. Im więcej dziur - tym mniej sera... Taka zagadka krąży wśród ćwierćinteligentów którzy spali, kiedy na fizyce i chemii wykładali pojęcie gęstości. Dlatego nowoczesna szkoła likwiduje lekcje fizyki i chemii (LINK). W dalszym programie jest likwidacja szkoły. Nie ma chleba, za to są igrzyska...
Skoro o igrzyskach - info z Manchesteru: w Bridgewater Hall miał miejsce bezpłatny festiwal
muzyczny dla osób z demencją. W zasadzie nie jest ważne kto grał czy
śpiewał (program jest TUTAJ),
ale wśród licznych patronów oczywiście jest LGBT Foudation.
- Mamo, dzieci w szkole się ze mnie śmieją że jestem homofobem. - To nieprawda synku, ale jak ci tak ktoś jeszcze powie to przywal ped@@owi!
W temacie par z takich samych. Ziemia
będzie miała dwa księżyce. Ten drugi będzie asteroidą 2024 PT5 o
rozmiarach mniej więcej autobusu. Kiedy w tą niedzielę przeleciał obok
Ziemi został tymczasowo uwięziony przez grawitację naszej planety i
będzie orbitował wokół przez około dwa miesiące po czym poleci dalej.
Ale wróci w 2055 roku (LINK). Wtedy świat będzie uratowany, dzięki zmianom klimatu jakie zajdą po 20 latach uwolnienia się UE od zarazy samochodów spalinowych.
Za to wtedy ludzie będą inni, bowiem jeść będą nowoczesną żywność, między innymi... pasikoniki! Wprawdzie Unia Europejska na razie odrzuciła projekt wprowadzenia sztucznego mięsa, ale wiele wskazuje na to, że już niedługo do trzech rodzajów owadów, które możemy jeść, zostaną dopisane koniki polne (LINK). Ponoć ich jedzenie poprawia sen, włosy i ... libido. Już wiem czemu moja suczka ugania się za nimi i zajada na kilogramy...
Kiedyś za komuny hasłem było: chłopy pijta brom, to nie stanie wom. Teraz za Eurokomuny będzie: Jak se chcesz pofikać żryj pasikonika!
Dnia 28 listopada na platformie Apple TV+ premierę będzie miał dokument zatytułowany po prostu: 1964. Produkcja pokaże kulisy organizacji podróży the Beatles do Stanów i koncertu z 27 lutego 1964 roku. Występ czwórki spowodował w Ameryce gwałtowną beatlesmanię. Dokument niejako zapowiada przewidzianą na 2027 r. premierę czterech fabularnych filmów produkcji Sama Mendesa, które ukażą biografię każdego z muzyków, czyli Paula McCartneya, Johna Lennona, Georga Harrisona i Ringo Starra. Filmy te będą opowieścią przedstawioną z punktu widzenia każdego muzyka.
Jaki to ma związek z fikaniem? Ano taki, że zarówno w Hamburgu, jak i w USA muzycy poczęli wiele nieślubnych dzieci, których liczba wciąż jest nieznana.
Z pamiętnika Niemki:
- Nie znam tożsamości ojca mojej córeczki. Jeździ BMW, które teraz ma dziurę w obiciu drzwi po moim obcasie. Możecie sprawdzić w okolicznych serwisach BMW, czy ktoś tam ostatnio nie naprawiał takiej usterki.
Może w tym celu należy wynająć detektywa? Jeden z nich ostatnio został uznany winnym kradzieży kokainy z policyjnego magazynu w
celu sprzedaży narkotyku na ulicach Manchesteru. Ukradł aż 4 kilogramy
specyfiku kiedy pracował jako policjant. Wpadł po tym, gdy został
zauważony na nagraniu kamery monitoringu jak upuszcza małą torebkę
kokainy przed szkołą podstawową, do której chodzi jego córka (LINK).
Najlepszym detektywem - agentem był Bond. James Bond.
Ten siedzi w barze i przysiada się atrakcyjna dziewczyna. Rozmawiają, gdy nagle ona zwraca uwagę na nietypowy zegarek Bonda. I pyta:
- Czemu ten zegarek jest tak duży?
- Bo on nie tylko wskazuje godzinę, ale też potrafi przewidzieć przyszłość, odpowiada Bond.
- I co przewiduje obecnie?
- Że jest pani bez bielizny...
- Ależ agencie Bondzie - ja jestem przecież ubrana!
- A tak, faktycznie, potrafi śpieszyć się 15 minut...
A gdzie śpieszą się mieszkańcy Manchesteru? Do szmateksu!
Miasto bowiem słynie z mnogości punktów oferujących ubrania z drugiej ręki. W dodatku
w ten weekend po raz czwarty z rzędu w mieście odbyły się krajowe targi
używanej odzieży. Mieszkańcy byli z tego bardzo, bardzo zadowoleni,
choć aby wejść na targi trzeba było kupić bilet (LINK).
Nam udało się zdobyć selfie typowego Brytyjczyka po dokonaniu zakupów.
Jeśli UK to w 1997 roku, po 15 latach istnienia, Cocteau Twins zakończyli działalność. Ich ostatni album studyjny ukazał się w 1996 roku (Milk And Kisses). Po rozpadzie zespołu Robin Guthrie rozpoczął udaną karierę solową. Wydał sześć albumów, kilka EP-ek i dziewięć kolejnych albumów we współpracy z Haroldem Buddem, Johnem Foxxem i innymi. W lipcu wydał nową EP-kę, złożoną z czterech utworów ambientowych Atlas:
A w zeszłym tygodniu udzielił wywiadu - opowiedział w nim jak doszło do powstania tej E-pki, wspominał Cocteau Twins i... zapowiedział nową płytę, która wyjdzie po tym, gdy pojedzie do Kanady. Wyda ją, bo jak mówi: muszę coś sprzedać, żeby mieć co jeść, ale gdybym nie musiał nic sprzedać, nie usłyszelibyście jej, więc może to i dobrze, że muszę (LINK).
Zespół U2 za to nie musiał, ale udostępnił dwa nowe utwory Country Mile i Picture Of You (X + W) pochodzące z sesji nagraniowej płyty How To Dismantle An Atomic Bomb. Obie piosenki, których kiedyś nie dołączono do wydanego albumu, teraz pojawią się na płycie Re-Assemble Edition zawierającej także inne utwory, które nie znalazły się na wymienionej płycie jak i na jak i na How To Re-Assemble An Atomic Bomb. Nowe wydawnictwo będzie dostępne jako podwójne wydanie cyfrowe od 22 listopada, ale jego przedsprzedaż ruszyła (LINK).
Pisaliśmy wiele razy, że oni skończyli się po Unforgettable Fire (LINK). Amen.
Za to Interpol, który skończył się po drugiej płycie, będzie świętował 20. rocznicę jej wydania, czyli albumu Antics z 2004 roku, który ukazał się nakładem Matador Records. To arcydzieło opisaliśmy TUTAJ. Rocznicowe wydanie wyjdzie w trzech etapach i edycjach: 18 października tego roku wydanie na czerwonym winylu, w tym samym dniu, ale tylko w Meksyku trójkolorowy album LP (czerwony, biały, zielony) a na końcu, dostępny od 24 stycznia 2025 roku: zestaw 3xLP zawierający także 30-stronicowy album i koncert zarejestrowany w 2005 roku w Palacio de los Deportes. W sklepach od 18.10.24.
Nic za to nie musi Jacek Żaba Żędzian, twórca festiwalu Rock na Bagnie, który ma własną audycję w radio! (nasz wywiad z Jackiem TUTAJ). Jej tytuł to Żaba z Bagna i można ją można usłyszeć w Radio AKADERA. Artysta zapowiedział, że będzie prezentował cały przekrój muzyki punkowej i jej pochodnych, gdyż wbrew pozorom, jest to muzyka bardzo różnorodna. Zajrzy też czasem na krajowe punkowe podwórko, opowie o historii i korzeniach punk rocka oraz tym, co nowego słychać w Rock na Bagnie (LINK).
Polecamy, a mistrza pozdrawiamy!
Co myśli żaba tuląc się do jeża? - Miłość jest cierpieniem.
Jak słuchanie nowych dokonań U2 i Interpol. Albo czytanie nas. A my wracamy już jutro, dlatego czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Jakiś czas temu opisywaliśmy bardzo dobry film o historii zespołu Cocteau Twins wyprodukowany przez kanał Stained Glass Stories (TUTAJ). Ponieważ miesiąc temu twórcy kanału postanowili zmierzyć się z historią głównych bohaterów naszego bloga, czyli Joy Division, warto co nieco o owym dokumencie napisać.
Film zaczyna się od dość krótkiego wstępu opisującego każdego z członków zespołu. Oczywiście w tak krótkim dokumencie nie da się zawrzeć detali z życia artystów, jednak może warto dodać te, istotne dla późniejszej twórczości zespołu (te które wywarły wpływ na muzykę). Tak więc Bernard Sumner wychowywał się w bardzo trudnych warunkach (kalectwo matki i jej późniejszego męża), o czym można przeczytać w jego biografii streszczonej przez nas TUTAJ. Jeśli wspomniano o uzależnieniu od Legactilu Iana Curtisa w młodości (choć w jego biografii napisanej przez Middlesa i Reade tego faktu nie podano), to dlaczego nie wspomniano o przygodach Stevena Morrisa, który sam opisuje je w swojej biografii (streszczonej przez nas co środę TUTAJ)?
Dalej w filmie zaczyna się historia Joy Division i tradycyjnie już dla tego typu opracowań, podane są fakty wspólnej fascynacji punkiemSumnera i Hooka, i rozpoczęcie przez nich gry w zespole, ale nie ma w tym miejscu nic na temat wcześniejszych udziałów w swoich zespołach zarówno Curtisa jak i Morrisa, a warto wiedzieć, że zanim dołączyli oni do Joy Division grali w innych grupach. Fakty te wspomina zarówno Morris w swojej biografii, jak i Jon Savage w swojej ostatniej książce (LINK). Co istotne, to Ian Curtis we wcześniejszym swoim projekcie z nijakim Iainem Grayem, wymyślił nazwę Warsaw dla ich wspólnego zespołu (warto zobaczyć TUTAJ): Po dokoptowaniu basisty zaczęli próby w klubie Great Western w Moss Side, choć mieli kłopoty ze znalezieniem miejsca prób, zewsząd byli wyganiani przez kurtkę Iana. Curtis wtedy nie śpiewał, bardziej recytował swoje teksty, jak opisuje to Gray: pochrząkiwał pochylony nad swoim tekstem. Nie mieli wtedy perkusisty, a jako nazwę Ian wybrał Warsaw z powodu wpływu albumu Bowiego. W okolicach lutego ich zapał wygasł..
Dalej w filmie dowiadujemy się, że Warsaw grali jako support Buzzcocks... Taki fakt nie jest nam znany, owszem Joy Division supportowali Buzzcocks, ale Warsaw?Warsaw postrzegani byli w Manchesterze jako tandetny postfaszystowski band, ich koncerty raczej wzbudzały śmiech, a repertuar, którego głównym autorem był Hooky, nie wzbudzał entuzjazmu (przypomnijmy choćby At A Later date czy Gutz). Dlatego zespół oddalił się na chwilę z klubów by zmienić styl, więcej próbować i przechrzcić się na Joy Division (po drodze byli jeszcze Stiff Kittens). We fragmencie o debiucie Warsaw zamiast okładki An Ideal For Living pojawia się okładka jakiegoś bootlegu (An Ideal Begining). Debiut Warsaw przede wszystkim był nie tyle kiepskiej jakości jeśli chodzi o nagranie, ale był nagrany cicho. W jednej z książek o zespole jest opisana scena, kiedy poprosili DJa o puszczenie swojego singla w jakimś klubie w Manchesterze. Ten uległ prośbie, ale gdy tylko singiel zaczął grać, publika zeszła ze sceny bo nagranie było bardzo ciche. Problem tkwił też w fakcie, że okładka zaprojektowana przez Bernarda Sumnera kojarzyła się z nazizmem, i w pierwszej kolejności podczas wznowienia, to jej właśnie pozbył się menadżer zespołu Rob Gretton, zastępują okładką Stevea McGarrego (LINK).
Jeśli natomiast chodzi o genezę nazwy Joy Division warto wspomnieć, że książkę Katzetnika przyniósł Sumner (LINK), który był też pośrednio inspiratorem okładki Unknown Pleasures. Inaczej wyglądała też historia wyboru menadżera zespołu. Owszem Gretton był na koncercie Joy Division, ale Sumner wspomina, że zaczepił go podczas rozmowy telefonicznej kopiąc w budkę i składając nietypową ofertę. Brzmiało to mniej więcej tak, że ma ofertę pracy przy sprzątaniu kibli, ale może zostać menadżerem Joy Division. Sumner zabrał go na próbę zespołu, a postali nie mieli pojęcia kim jest nowy obserwator ich gry.
Kiedy omawiany jest debiut płytowy zespołu na minalbumie A Factory Sample powinno pojawić się nazwisko Martina Hannetta, miejmy nadzieję że pojawi się później (i tak też jest). Natomiast w całym filmie panuje dość mocny miszmasz jeśli chodzi o chronologię zdjęć, ale też i nagrań (choćby posiłkowanie się wersjami piosenek ze Still, które przecież ukazały się po śmierci Curtisa i brzmiały inaczej niż zespół sobie tego życzył w czasie ich nagrywania, a wersje z tego albumu są raczej mniej lub bardziej nieudanymi wizjami Hannetta). Podobnie jest ze zdjęciami, warto było jednak wspomnieć Kevina Cumminsa, jako jednego ze świadomych kreatorów ponurego wizerunku zespołu. Postać legendarnego fotografa nie powinna być pomijana, zwłaszcza we fragmencie filmu kiedy omawiany jest unikalny wizerunek grupy (nie padają też nazwiska wielu innych osób, bez których dziś nie wiedzielibyśmy tyle o zespole, i które miały kolosalny wpływ na to jakim zespól się stał, czyli poza Cumminsem nie padają choćby nazwiska Micka Middlesa, Antona Corbijna czy Jona Savage'a).
Przy omawianiu muzycznych inspiracji obok Kraftwerk, czy Velvet Underground, nie pada nazwa the Doors... A przypomnijmy, że Jim Morrison był wielkim idolem Iana Curtisa. Ten ostatni miał przecież podobny tembr głosu, przez co koncerty Joy Division w USA były reklamowane jako występy nowych the Doors.
Podczas opisywania Hannetta i jego sposobu nagrywania koniecznie należało wspomnieć o uzależnieniu od narkotyków. Tak jak późniejsze albumy the Beatles są dziełem narkotyków w synergii z talentem muzycznym, tak samo produkcje Hannetta (jakże inaczej brzmiące niż zespół na żywo) były wynikiem jego eksperymentów z narkotykami, o czym wspominają sami muzycy. Martin po wyjściu zespołu ze studia zamykał się w nim, zażywał narkotyki, miksował, a rano, już na trzeźwo, słuchał swoich dzieł.
Podczas omawiania okładki Unknown Pleasures warto było wspomnieć, że nie ma na niej nazwy zespołu (pierwsi ten zabieg zastosowali the Beatles), ale to może mniej istotne. Okładka jest fakturowana - to najważniejsze. Chodziło bowiem o to, żeby po wzięciu jej do ręki czuć było fakturę muzyki, co dotyczyło głównie słuchaczy z wadami wzroku lub jego brakiem.
Odnośnie Closer to trudno też zgodzić się, że okładkę zaakceptował Curtis, wkoło tego faktu istnieją kontrowersje, a biorąc pod uwagę (pokazaną w filmie) ewolucję okładki LWTUA można sądzić, że Factory zastosowała chwyt reklamowy (jeśli tak to można nazwać - pisaliśmy o tym TUTAJ). Potraktowanie wątku samobójczej śmierci Curtisa w filmie to temat na zupełnie osobny wpis.
Reasumując, film jest dobry dla początkujących fanów zespołu. Być może należało w nim poszerzyć kilka wątków, a inne skrócić. Niemniej można go (mimo kilku zastrzeżeń) polecić jako wstęp do budowania wiedzy o zespole. Takiej podstawowej wiedzy, pamiętając jednak, że diabeł tkwi w szczegółach...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.