Blessed Be to piąty album fińskiego bandu the 69 Eyes i można powiedzieć, że nie tylko piąty ale i na piątkę... Nawet jeśli ktoś nie lubi koktajlu z Sisters of Mercy (pisaliśmy o nich TUTAJ), Type O Negative (TUTAJ) i HIM (ich wokalista występuje w kilku utworach) to jedno przyznać trzeba - to płyta która w zasadzie nie ma słabych momentów. Mało jest takich albumów gdzie nic, mówiąc kolokwialnie nie siada, od początku jest równo, na tym samym wysokim poziomie i niemalże idealnie. To taka płyta. Mamy tutaj kolekcję hitów, bardzo rytmicznych, melodyjnych i chwilami nostalgicznych. Czy trzeba więcej? Nie dziwi zatem, że album stał się hitem na fińskiej liście przebojów i pokrył się w 2000 roku złotem.
Jedziemy zatem. Zaczyna się tak jak powinno, od Framed in Blood, czyli od trzęsienia Ziemi.
Dasz mi klucz do imperium szczęścia Daj mi materię rozwiązania Wszyscy szukają różnicy Wszyscy szukają wyzwolenia Daj mi kolejny powód do życia
Po nim znakomity Gothic Girl - można śmiało stwierdzić, że to piosenka nadająca się na hymn gotów... Nieco makabryczna, bo o dziewczynie kochającej deszcz, taniec na grobach, ciemne okulary o zmierzchu i pogańskie rytuały... Niezłym podsumowaniem tej piosenki, ale i nawiązaniem do innych jest oficjalny teledysk:
Kolejny utwór, the Chair (przy wsparciu wspomnianego Ville Valo z HIM), czyli Krzesło - to już ostra jazda... Pozwolę sobie przytoczyć tylko fragment:
Kick the chair right down under me Leave me hanging alone in misery Kick the chair right down under me Leave me hanging alone in misery
mam nadzieję, że fanom Joy Division nie trzeba tłumaczyć o czym, i o kim jest ta piosenka... I jeśli na chwilkę zwolniliśmy tempo, to tylko na krótko, bo kolejna to megahit i jeden z moich ulubionych utworów na albumie...
Brandon Lee, bo o nim mowa, jest hołdem dla syna Brucea Lee, zmarłego tragicznie podczas kręcenia filmu Kruk... Być może stąd obrazek na krążku i drugiej stronie okładki...
Velvet Touch jeśli miałbym wskazać słabszy moment (choć to na prawdę trudne) tego albumu, to jest to właśnie teraz, niemniej ta piosenka o rozmowie z duchem też jest całkiem dobra. Sleeping with Lions to nostalgiczna ballada, pełna przenośni:
Marzenie o ciszy W delikatności deszczu Sen z lwami W świątyni cierpienia
Angel on My Shoulder (ponownie z wokalem Ville Valo) to piosenka o aniele, który wraca do Nieba. Być może chodzi o śmierć bliskiej osoby. Po nim Stolen Season, kolejny znakomity moment tego albumu.
Przecież twoje łzy Nie są moje Ciągle płynę po nich aż do końca czasów Wszystkie twoje obawy Wciąż krwawią Z głębi twego serca do morza Ale ty jesteś tym W co wierzysz Przychodzącym deszczem lub blaskiem w swoim ogrodzie płaczu Nadal trwasz Szukając Celebracji wieczoru
Przecież twoje łzy nie są moje Nie obchodzi mnie, czy umrę Tak długo, jak mogę mieć cię przy sobie Wszystko co zapomniane przeminęło Aby zaśpiewać tę samotną piosenkę Wszystko dzieje się bez żadnego powodu Miłość to stracony sezon
Do końca pozostały już tylko trzy utwory: Wages of Sin, Graveland i 30. Pierwszy ma nieco skomplikowany tekst, być może chodzi w nim o tzw. american dream. Drugi jest rozmową z Bogiem i porusza sprawę wiary. Trzeci, kończący ten album jest nieco szalony, ostrzejszy i zwariowany. Mówiąc krótko: idź na całość.
Reasumując, nagrywając Blessed BeFinowie wznieśli się na szczyty. Mam w kolekcji jeszcze jedną ich płytę, ale niestety nie jest to już ten poziom. The 69 Eyes ciągle istnieją więc jest nadzieja, że znowu go osiągną.
The 69 Eyes - Blessed Be, Gaga Goodies/ Poko Records 2000, realizacja nagrań: Johny Lee Michaels, tracklista: Framed
in Blood, Gothic Girl, The Chair, (feat. Ville Valo), Brandon Lee,
Velvet Touch, Sleeping with Lions, Angel on My Shoulder (feat. Ville
Valo), Stolen Season, Wages of Sin, Graveland, 30.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Muszę przyznać, że zawsze byłem przekonany o tym, iż debiutancka płyta Clan of Xymox, posiada taki sam tytuł jak nazwa zespołu i ukazała się w 4AD (pisaliśmy o niej TUTAJ). Taki pogląd utwierdziła we mnie rozgłośnia Polskiego Radia, a dokładnie Programu Trzeciego. Ale jak mawiają, człowiek uczy się przez całe życie, i jakże zdziwiłem się, gdy zupełnym przypadkiem odkryłem, że przed doskonałym debiutem w 4AD zespół wydał własnym sumptem niskonakładowe wydawnictwo Subsequent Pleasures.
Oryginał w limitowanej edycji 500 kopii osiąga dziś na Ebay horrendalne ceny - wraz z przesyłką 450 USD (znacznie taniej można zakupić wznowienie np. na CD).
O tym niesamowitym wydawnictwie z 1983 roku, jedna z współzałożycielek zespołu Anka Wolberg wspomina w swoim wpisie TUTAJ. Miała wtedy 18 lat a cały minialbum nagrała z Roony Mooringsem w Holandii - ich rodzinnym kraju. Była wtedy studentką i projektantką. Okładkę opracowała ze szkiców dodając napisy, całość wykonana została techniką sitodruku, bowiem pamiętajmy że jesteśmy w epoce przedkomputerowej.
Muzycznie album jest nierówny, widać poszukiwania, ale o dziwo, jest kilka bardzo dobrych piosenek i zaczątki nowego brzmienia jakie poznaliśmy na debiucie.
Zaczyna się od Going Round, nieco przydługawego i przypominającego wczesne dokonania Depeche Mode. Po nim znakomity Moscovite Mosquito - jeden z najlepszych utworów zespołu w całej ich twórczości, lekko niedoceniony, niemniej ukazał się na składance reklamującej 4AD, Lonely is An Eyesore, którą opisaliśmy jakiś czas temu TUTAJ. Może w tym miejscu warto przypomnieć, jak Xymox brzmieli i wyglądali cztery lata później... No cóż - Ivo i jego ludzie potrafili czynić cuda:
Stronę B otwiera Strange 9 to 9. Fajne gitary, ciekawy wokal - słychać już początki własnego, odkrywczego stylu. Czwarta piosenka Call it Weird może być uważana za zalążek kilku późniejszych piosenek zespołu, na pewno 7 Times... To drugi znakomity utwór na tym minialbumie. Całość kończy Abysmal Thoughs - będący też kopalnią pomysłów dla co najmniej kilku późniejszych utworów zespołu, żeby się o tym przekonać, warto prześledzić linię gitar.
Można zatem wszystko podsumować fragmentem tekstu z pierwszej piosenki: wszystko kręci się w kółko.
Jako i my, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Czy nie macie wrażenia, że zabytki w krajobrazie najczęściej występują w stanie ruiny? Zazwyczaj patrzymy tylko na cień tego, czym były. Ich potęgę znamionującą wielkość cywilizacji, która je stworzyła, możemy zobaczyć tylko na starych rycinach lub uruchamiając wyobraźnię, na podstawie opisu starych ksiąg. Tak jest w przypadku Akropolu, Karnaku, naszego Krzysztoporu... ich splendor nieodwracalnie przeminął. Jedynie w powietrzu unosi się aura chwały dawnych wieków.
Lecz w ostatnich latach pojawił się projekt, kreacja, nie wiadomo nawet jak to nazwać - przestrzenna rzeźba, architektura? Włoski artysta, Edoardo Tresoldi (ur. 1987), używając siatki z drutu , od 2013 roku na nowo stwarza to, co nieobecne, przywracając na moment nieistniejącą bryłę materii. Zaczął od rzeźb sylwetek ludzkich, a potem... przekroczył wymiar czasoprzestrzeni i odwrócił strumień czasu przywracając niebyłą architekturę. W ten sposób w 2016 roku we współpracy z włoskim Ministerstwem Kultury przeprowadził restaurację bazyliki Paleocristiana w Siponto, uzyskując unikalną zbieżność archeologii ze sztuką współczesną.
W jednym z wywiadów przedstawił wykładnię swoich działań, prezentując na podstawie rysunkowego schematu przebieg zdarzeń, w które się wpisuje miejsce przygotowane pod architekturę, na którym potem stawia się budowlę. Ta trwa aż zostaje opuszczona. Ten etap jest decydujący, bo staje się graniczny, pomiędzy tym, co materialnie istnieje a tym co przechodzi w stan genius locci, wtedy puszczone budynki stają się najpierw ruinami a potem znikają i pozostawiają po sobie ranę. I tu wkracza Tresoldi ze swoim projektem. Przywraca kształt oryginalnej architektury, ożywiając ruinę i wprowadzając ją w stan metafizyczny.
Przeźroczyste bryły oferują odbiorcy doświadczenie czasowego przenikania przeszłości do teraźniejszości.
Artysta jest doceniany, w 2017 roku Forbs umieścił go w gronie 30 najbardziej wpływowych artystów europejskich do 30 roku życia. Jego prace były prezentowane w przestrzeni publicznej całego świata, do Dubaju pod Nowy Jork, na stanowiskach archeologicznych, a także podczas festiwali sztuki i muzyki współczesnej. W 2018 r. Tresoldi zdobył Złoty Medal Architettura Italiana.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Najbardziej znane zdjęcia Joy Division zrobili oczywiście Kevin Cummnis (TUTAJ), Anton Corbijn (TUTAJ), Philippe Carly (TUTAJ jest jego wpis dla nas) i Paul Slattery (TUTAJ). Ale nie tylko im udało się fotografować muzyków z Joy Division i innych grup undergroundowych. W 1979 roku Frank Jenkinson przypadkowo zamieszkał na krótko ze znajomą, którą była Christine Atkinson. Jej chłopak, Big Paul Ferguson, był perkusistą w dopiero co założonym zespole The Matt Stager Band. Lecz jak to bywa, zespół szybko się rozleciał i Ferguson przeszedł do innej grupy, która przyjęła nazwę Killing Joke. Były to w zamierzchłych czasach, gdy wszyscy mieszkali w na wpół zrujnowanej dzielnicy Notting Hill Gate w Londynie, w wynajętym domu. Frank sprawił sobie aparat fotograficzny, chodził na koncerty i robił zdjęcia… I w zasadzie został fotografem rodzącej się post-punkowej sceny, w której gwiazdami stały się takie zespoły jak Joy Division, Bauhaus, The Undertones, Cabaret Voltaire , Ski Patrol Blondie, The Cure, Talking Heads, Dead Kennedys i Teardrop Express oraz oczywiście Killing Joke.
To były z perspektywy czasu – niezwykle intensywne chwile - najwięcej zdjęć Jenkinson zrobił w latach 1979-1981, utrwalił również legendarne sesje audycji radiowych Johna Peela (pisaliśmy o nich TUTAJ). Potem musiał wyprowadzić się z zajmowanego domu wraz z innymi lokatorami bo został on sprzedany, taśmy negatywów trafiły do pudełek i obrastały kurzem, aż pewnego dnia zobaczył na Facebooku profil Killing Joke a tam niektóre zdjęcia archiwalne. Przypomniał sobie wtedy o taśmach. W 2015 r. wyjął je i opublikował w książce zatytułowanej Killing Joke Picture Book 1979, gdzie za pomocą fotografii opowiada o tym, co wydarzyło się w Londynie na przełomie lat 70. i 80 (TUTAJ).
Warto wyjaśnić, że w tamtych czasach wideo nie było tak dostępne jakby się to wydawało, pozostawała więc fotografia – i to wykonywana po amatorsku, bez flesza, bez specjalistycznych obiektywów… Zdjęcia za to były wykonywane na żywo, na gorąco, w trakcie występów. Dokładnie jak to wyglądało opisano TUTAJ. Nas najbardziej interesują oczywiście kadry zrobione podczas występów Joy Division, koncertujących razem z Killing Joke w lutym 1980 roku w Lyceum (o samym miejscu i o koncercie tam Joy Division pisaliśmy niejednokrotnie TUTAJ). Frank Jenkinson doskonale pamiętał sam występ i w jednym z wywiadów krótko go opisał: Kto miał lepszy występ, oczywiście czy nie był to Killing Joke? Joy Division w tym czasie nie był jeszcze wystarczająco znany, ale kolejne koncerty zostały wyprzedane bardzo szybko. Po tym występie nie udało mi się już ich zobaczyć, choć próbowałem kilka razy. Potem, kilka miesięcy później, Ian Curtis zmarł.... To było niewiarygodne. Dziwne, że Joy Division i Killing Joke mieli tak silną dokumentację fotograficzną. Podczas pokazu w Liceum (był to wiktoriański teatr z pudełkami stojącymi na bokach) udało mi się dostać na niektóre ze skrzynek i zrobić większość zdjęć z tej podwyższonej pozycji. Kiedyś można było się uciec do takich rzeczy i to robić. Teraz wszystko jest tak kontrolowane. Będę musiał ponownie obejrzeć te zdjęcia, aby pobudzić moją pamięć. Mają być w drugiej książce, którą zrobię… (LINK). Ciekawe, trafia tam jeszcze jakieś inne zdjęcia Joy Division, czy wszystkie już są znane? To się zapewne jeszcze okaże, zbliża się rocznica a w takim czasie nagle archiwa otwierają się i okazują swoje przepastne zasoby. Trzeba tylko poczekać…
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Leonhard Sandrock jest jednym z tych zapomnianych malarzy, których prace pokazane w ostatnich latach budzą podziw a jednocześnie stają się materialnymi znakami zapytania. Zmarł w wieku 78 lat 30 października 1945 r. w Berlinie, w bardzo niejasnych okolicznościach. Gdy dodamy, że w Berlinie okupowanym przez armię sowiecką, znaki zapytania mnożą się.
Jego żona Ellen zmarła rok później, 8 grudnia 1946 r. Nie wiadomo, gdzie zostali pochowani, nie mieli dzieci… Dorota von Hülsen, która zorganizowała w 1992 r. pierwszą po wojnie wystawę obrazów Sandrock’a zbadała co stało się z jego majątkiem a głównie z zawartością jego pracowni (LINK). Ustaliła, że około pięćdziesiąt obrazów, rysunków, litografii, rycin i szkicowników weszło w posiadanie syna bratanicy malarza, Ellen Sandrock. Poza tym latach 30. XX wieku berliński kupiec Heinrich König nabył dużą liczbę obrazów Sandrock'a, które podczas wojny przewiózł do Szprewaldu. Po reformie walutowej rodzina kupca przeprowadziła się do Rheingau i powierzyła transport obrazów Sandrock'a córce Melanie. Udało jej się przenieść je, jeden po drugim, ze strefy sowieckiej do Berlina Zachodniego. Stamtąd pocztą trafiły do Niemiec Zachodnich.
Sandrock był impresjonistą. I perfekcjonistą, który umiejętnie umiał zarejestrować moment, w którym przyszło mu namalować dzieło, i robił to bez pomijania najdrobniejszych szczegółów. Był zafascynowany techniką. Odwiedzał wielkie zakłady przemysłowe, huty, stocznie kopalnie węgla w zagłębiu Ruhry, w Westfalii i na Śląsku, gdzie się urodził (w Środzie Śląskiej). Najbardziej pociągały go jednak statki. Sandrock przenosił na płótno wizerunki holowników, okrętów wojennych, barek, szkunerów i parowców, jeździł w tym celu do Holandii, do Włoch i wzdłuż niemieckiego wybrzeża. Malował w sposób typowy dla impresjonistów, mocnymi pociągnięciami pędzla, bawiąc się efektami świetlnymi, choć kształt brył był dla niego równie istotny co kolor. Niemniej niezależnie od tego, czy tematem jego prac była produkcja stali, czy wydobycie węgla, widać na nich nieskończony zachwyt. Produkcja przemysłowa nie przygnębiała go, nie widział w niej niszczycielskiej siły, budziła raczej podziw swoją potęgą. I jeśli powodowała strach, to tylko podświadomie, stąd może ludzkie sylwetki znajdują się na obrzeżu lub jakby przypadkiem zaplątane w industrialnym wnętrzu.
W Polsce malarz ten także doczekał się wystawy. Zorganizowała ją w 2018 r. Fundacja im. Bolesława Biegasa w Warszawie. Pokazano na niej 40 płócien:
Twórczość Sandrock’a nie jest kontrowersyjna: widzimy piękne pejzaże, z zanurzonymi w krajobrazie dziełami ludzkich rąk. Ale nieskazitelność i precyzja ich odtworzenia, w zderzeniu pasmem czasu, w którym powstały budzi niepokój. Niemieckie portale zamieszczające życiorys malarza zgodnie podają jego uładzony życiorys: „urodził się w 5 marca 1867 roku w Środzie Śląskiej, zmarł 30 października 1945 roku w Berlinie. Był synem pastora o tym samym imieniu. Jego pierwszą akwarelą była lokomotywa, którą namalował w wieku 5 lat. Po ukończeniu liceum w Świdnicy w 1887 roku, rozpoczął karierę oficerską w armii pruskiej, ale musiał zrezygnować z niej w 1894 roku z powodu wypadku konnego, któremu uległ. To skłoniło go do podjęcia działań w kierunku kariery malarskiej. Studiował w Berlinie w pracowni pejzażysty i marynarza Hermanna Eschke” (LINK). Z innych źródeł dowiadujemy się, że był porucznikiem w pułku artylerii polowej w Verden i że ilustrował materiały wojskowe, dlatego gdy musiał odejść z wojska, naturalne stało się, że będzie malował (LINK). W 1894 r. przeniósł się do Berlina i szybko zakorzenił się w miejscowych strukturach artystycznych. W 1898 roku został członkiem Stowarzyszenia Artystów Berlińskich (VBK) i regularnie, przez 30 lat, brał udział w corocznej Wielkiej Berlińskiej Wystawie Sztuki.
Kilka lat przed wstąpieniem Sandrock'a do VBK wybuchł w środowisku berlińskim konflikt, spowodowany wystawą norweskiego malarza Edwarda Muncha (1863–1944) - pisaliśmy o nim TUTAJ. Pod wpływem sił konserwatywnych, wśród których prym wiódł Anton von Werner (przewodniczący VBK), wystawa Muncha została zamknięta po siedmiu dniach od otwarcia z szacunku dla sztuki i uczciwości wobec działalności artystycznej. W proteście kilku młodych artystów pod przewodnictwem Maxa Liebermanna założyło grupę XI, dzięki którym w Berlinie w 1998 r. pojawiła się secesja... Zauważmy, był to ten sam rok, w którym Sandrock stał się członkiem konserwatywnej i zachowawczej organizacji skupiającej uznanych malarzy.
Nie wiemy, jakie były poglądy polityczne Sandrock’a, czy na przykład popierał NSDAP i teorie o nadpotędze Niemiec? Internet jest idealnie wyczyszczony z takich informacji. Ale może jest to nieistotne? Może ważniejsze jest światło, które załamuje się na morskiej fali i na mokrych żaglach, lub światło księżyca sączące się przez dym unoszący się z kominów? Tylko co można powiedzieć o walorach artystycznych obrazu ukazującego atak haubic polowych na wioskę, którego tytuł Advending Howitzer Batteries (Russia) (LINK)?
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Puzzle z okładką najlepszego debiutu w historii muzyki, czyli Unknown Pleasures Joy Division do kupienia w sklepie TUTAJ. My przypominamy, że okładkę projektował Peter Saville, a jej historię opisaliśmy TUTAJ. Jak na Savillea przystało puzzle są innowacyjne - mają ciekawe kształty. Cóż, wiadomo Factory to innowacja.
Clan of Xymox opublikowali nowego singla i zapowiedzieli nową trasę (LINK). Tutaj niespodzianka, bowiem poza utworem She umieszczono na nim piosenkę Loneliness zmiksowaną przez naszego przyjaciela Antipole, który udzielił nam wywiadu (TUTAJ).
Piosenka nawet niezła a co do klipu to pokazuje on, jak wiele czasu upłynęło i jak wiele zmieniło się od kiedy Xymox nagrywali dla 4AD. I od kiedy potrafili wytworzyć w swojej muzyce takie oto klimaty:
Przyszło nowe, a nowe nie oznacza wcale lepszego. Nowe jest wrogiem dobrego.
A skoro tak, to o nowej płycie donosi legenda polskiej chłodnej fali - Variete (pisaliśmy o nich TUTAJ). Rozpoczęli nagrania do niej w Studio Mózg (LINK). Czy pod powierzchnią ciągle gra cygańska muzyka? Zobaczymy pewnie wkrótce.
Skoro Variete to Jarocin, a skoro Jarocin to opublikowano dotąd nie udostępniane zdjęcia z koncertów tam z lat 1986 lub
1987 (LINK). My tam byliśmy, 1984, Dezertera, Variete, Ivo Partizan i Republikę (i innych) widzieliśmy, o czym nawet napisaliśmy (TUTAJ). W miasteczku namiotowym też mieszkaliśmy i jabola z plastikowych kubeczków piliśmy.
Jeśli mowa o festiwalach to na węgierskim w dniach od 19 do 22 sierpnia (LINK) wystąpią znane nam zespoły: Linea Aspera (warto zerknąć TUTAJ), z którego wokalistką Zoe Zanias przeprowadziliśmy wywiad TUTAJ (o której projektach pisaliśmy też TUTAJ), oraz Actors (o których pisaliśmy TUTAJ) i She Past Away o których pisaliśmy TUTAJ, zanim stało się to modne.
Skoro o koncertach to Katatonia
promując swoje tournee w tym roku oferuje serię ubrań ze swoim logo:
koszulki i bluzy - oczywiście jest to limitowana edycja (LINK).
My Katatonię lubimy (pisaliśmy o nich TUTAJ), i pomyśleć że w zasadzie tworzą taką muzę przez przypadek, jakim była choroba wokalisty. Koszulka nawet taka sobie gdyby nie te obciachowe autografy. Kwestia gustu a o nim się ponoć nie dyskutuje.
Za to w guście jakiegoś podpalacza był sprzęt muzyków z zespołu Oranżada. W nocy z 17/18 lutego w Otwocku (w Muzeum Ziemi Otwockiej), z niewyjaśnionych jak dotąd przyczyn, spłonęło pomieszczenie, w którym od 10 lat muzycy zespołu go przechowywali (szacunkowa wartość to ponad 80 tys. zł).
Stracili to, co mozolnie kompletowali od 25 lat. Normalnie koniec świata... W internecie trwa zbiórka na zakup instrumentów (LINK). Mimo faktu, ze to nie muzyka z naszego targetu warto pomóc.
A jeśli smutne wiadomości, to na koniec smutniejsza. 17.02.2020 zmarł Andrew Weatherall - muzyk, DJ i wydawca. W hołdzie nieżyjącemu i jego remiksom, które zrobił dla Factory Records, i z okazji 70. urodzin Tonyego Wilsona, zespół The Funk Assassin promuje krótki utwór (TUTAJ).
Andrew teraz już ma czas żeby pogadać z Tonym, Ianem, Martinem i wielu innymi którzy stworzyli najlepszą wytwórnię muzyczną w dziejach UK. Tylko pozazdrościć.
A my wracamy jutro z nowym postem, jak codziennie, dlatego czytajcie nas - tego nie znajdziecie w mainstreamie.
29.01.2020 roku ukazała się (w limitowanej edycji 300 kopii) płyta CD TheLighthouse Saga, która jest składanką 14 utworów. Album otrzymaliśmy dzięki Francesce Nicoli, za co dziękujemy. Chętnie go przedstawimy, zwłaszcza, że miejscami to doskonałe wydawnictwo.
W załączniku dla prasy czytamy: The lighthouse saga is a unique compilation created with the aim to join music and poetry in a collection of songs composed for lyrics that have been written imagining a story developping thought the songs under the light of an imaginary, onyric lighthouse where artists could gather to create beautiful artworks to spread across the world, where they can become for a while a siren who calls hei long awaited lost sailor, on the shores of a promised love and happiness, like in the three songs that open the compilation.
Saga o latarni morskiej to wyjątkowa kompilacja stworzona z myślą o połączeniu muzyki i poezji w kolekcję piosenek skomponowanych do tekstów, które zostały napisane z wyobrażeniem wymyślonej historii, powstającej w świetle wyimaginowanej, onirycznej latarni, w której artyści mogliby się zebrać, aby stworzyć piękne dzieła sztuki rozprzestrzeniające się po całym świecie, gdzie mogą stać się na chwilę syreną, która wita długo wyczekiwanych zaginionych żeglarzy, nad brzegiem obiecanej miłości i szczęścia, jak w trzech piosenkach otwierających kompilację.
As unfortunately life is not a dream, reality strikes also on this reverie landscape, so the protagonists of this musical saga wake up and wonder what's waiting beyond the sea, and dark thoughts and the fantom of death appear, in the style of every romantic - Sturm und Drang story, bus, as love is stronger than death, the compilation ends with the siren and the Sailor that after their mortal Odissay rejoin eternally in a heavenly after life.
Ponieważ niestety życie nie jest snem, rzeczywistość boleśnie uderza także w ten wydumany krajobraz, więc bohaterowie muzycznej sagi budzą się i zastanawiają, co czeka ich za morzem, i pojawiają się mroczne myśli i fantazja o śmierci, w stylu romantycznej historii niczym Sturm und Drang, ponieważ miłość jest silniejsza niż śmierć, kompilacja kończy się na syrenie i marynarzu, którzy po śmiertelnej Odysei na zawsze dołączają do niebiańskiego życia.
The lyrics and the concept of the compilation are by Lory Fayer an italian poetess in deep love with music. She chosed the artists featured in this compilation not folloving their fame (even if some of them, like Francesca Nicoli, are well known) but trusting in her own taste, looking for emotional artists that she believed (and the result of this compilation proves that she were right!) that could create emotional, empathic music that would have fitted well with her words, as well as with the other album songs, giving the unique experience of a compilation that has a "common thread, a common vibration" that usually can be found on band's releases.
Tekst i koncepcja kompilacji jest autorstwa Lory Fayer, włoskiej poetki zakochanej w muzyce, która wybrała artystów prezentowanych na albumie, nie podążających za sławą (nawet jeśli niektórzy z nich, jak Francesca Nicoli, są dobrze znani). Zaufała własnemu gustowi, szukając emocjonalnych artystów, w których wierzyła (a rezultat kompilacji dowodzi, że miała rację!), którzy mogliby tworzyć emocjonalną, empatyczną muzykę, pasującą do jej słów, a także do innych piosenek na albumie, zapewniając wyjątkowe wrażenia z kompilacji, która ma „wspólny wątek, wspólną wibrację”, którą zwykle można znaleźć w wydawnictwach pojedynczego zespołu.
Before this release she had several collaborations with musicians and her lyrics can be found shattered on various, both phisical or only digital, albums. Her more long lasting and meaningful collaboration is with the solo project of Roman Rütten - Silentport, who has also made the final mastering and the booklet artwork at Weisser Herbst Produktion studio. In the compilation are featured 14 tracks by musicians from all over the world.
Przed omawianym dziś wydawnictwem współpracowała z muzykami, a jej teksty można znaleźć na wielu albumach, zarówno tradycyjnych, jak i cyfrowych. Jej najbardziej długotrwała i znacząca współpraca miała miejsce z solowym projektem Romana Rütten - Silentport, który dokonał również ostatecznego masteringu i grafiki broszury omawianego dziś wydawnictwa w studio Weisser Herbst Produktion. Na kompilacji znalazło się 14 utworów muzyków z całego świata.
Zatem pora na krótką recenzję. Album otwiera Elisabeth
Engarde w piosence Sirens sing for love.
Sirens sing for love (Elisabeth Engarde) Every siren is singing to call her sailor, surrounded by a white misty vapour, when the clouds ban the moonlight and he's missing the pole star's light. Every creature has its own element, open waters are empty and desolate. To what do we belong after our birth? Neither to the sea nor to the Earth I come from the sea to live on the shores your life drifts lost in endless sea tours from what were you running away? from the cold that paralizes the day? We both carry the burden of disorder, of spending our years on the border; doomed to be misplaced everywhere, we entrusted our dreams to the air. to who else could I discolose my heart? to the one who sees my soul in my art and find the truth behind my words. Mermaids sing for love, like the birds! I beg the wind to bring you my voice; your heart will make the right choice. I am not afraid to melt into waterfoam, If I should fail to make you feel at home.
Znakomity utwór z doskonałym wokalem i pianinem oraz wiolonczelą przypomina nieco dokonania This Mortal Coil (pisaliśmy o nich TUTAJ) i ich Song to the Siren, ale jest bardziej patetyczny. To świetne otwarcie kompilacji. Każda syrena woła swojego żeglarza... Po nim Silentport feat. Lory Fayer w utworze The
lighthouse dream.
The lighthouse dream (Silentport feat. Lory Fayer) I never dreamt about a rose garden but of a lighthouse beside the ocean where under the shades of the dusk we finally abandon silence and masks the tide brings a stick into my hand I sit and write my poems on the sand the wind blows them across the air while your music comes from the stair they start to whirl together in a dance while your hands move like in trance and i sing them for you and the waves a song that echoes across the caves until the stars will shine up in the sky bright like the eyes of angels that fly to come and listen to the magical melody from our world of beauty and reverie when at night we will close our eyes they will borrow us their wings as prize to let us reach and fulfil every dream that tomorrow will become a new theme
Świetny utwór z monorecytowanym tekstem, podtrzymuje nastrój otwarcia. Klimat podtrzymany jest także w znakomitej piosence wykonywanej przez Winter's Course i Francesca Nicoli - Lost sailor. Szczerze czułem się jakbym już to gdzieś słyszał...
Lost sailor (Winter's Course feat. Francesca Nicoli) Lost sailor my voice is singing only for you a song sparkling like a star upon your blue to fill your night with the sweetest dreams and cast away a lonelisome tear that gleams Follow my call until the legendary realm dont lose the hope and hold tight the helm toward a shore where you will find a rest while your heart will finally fulfil its quest Lost sailor, all my words are written for you like seeds of feelings longing to come true full of promises like a new dawn that rises like roses blossoming for your shining eyes I will pour life into the wildest phantasies the most beautiful that you will ever see about a knight and his princess first kiss to lull your soul with happiness and bliss
Po tym znakomitym preludium pojawia się piosenka Deus Faust - Al di là del mare, jak widać także utrzymana w tematyce morza. Niestety wykonana jest w języku włoskim więc nie mamy możliwości wypowiadać się co do warstwy tekstowej. Piosenka jest dość nastrojowa, choć nie z górnej półki. Po niej nasi znajomi, czyli Eirene produced by Paris Alexander at
Blue Door st. - Awakening:
Awakening (Eirēnē produced by Paris Alexander at Blue Door st.) the mist is swallowing the lighthouse flashing in a bittersweet dawn every dream has gone we send with despair kisses through the air a poem to warm the heart while we are torn apart will angels listen to our cry a song rising toward the sky notes talking about Heaven one day we will gather above in a blaze of eternal love calm and silence will fall souls don't use words to call
Dość mocno słychać w tej piosence, przynajmniej muzycznie, dokonania Dead Can Dance (pisaliśmy o nich TUTAJ). Utwór płynnie przechodzi w piosenkę następnego wykonawcy - tym razem Afterglow i ich From Our prison,tracający gdzieś lekko o Sisters of Mercy.
From our prison (Afterglow) The lighthouse is slowly faded a dream that mercilessly jaded within a tear of discontentment in the silent shade of resentment after a blaze that lasted for a trice feelings have cooled down to ice our hearts hold in a grip of smother are too weak to support one the other The nights have become darker without a Pole Star or any marker how we miss a word of reassurance that migh lead us out of this durance we listen to a ship's horn from afar from a sea that has the colour of tar under a sky that has lost its stars an unescapable prison without bars Our lips are too tired to cry for help our legs too unsteady to make a step our souls too disenchanted to hope while we are sliping down the slope
Po nim robi się jeszcze bardziej sistersowo bo oto Cendre Froide i ich
Mal de mer. Piosenka może i dobra, ale czar z otwarcia albumu gdzieś prysł. I znowu włoski język.Jako kolejni występują Nouvelle Culture Feat. Carissa Denée i Tomorrow became
never, może nieco lepiej niż było prze chwilą, ale też cudów nie ma. Czuje się już lekkie znużenie, kiedy Condemnatus odgrywają ich A promise left behind. Na szczęście przywrócony zostaje nastrój który tak lubimy, tym razem w klimatach Lacrimosy. Jest dobrze, ale mogłoby być lepiej gdyby było nieco krócej...
A promise left behind Condemnatus feat. Lory Fayer
How could days ever get better? she tore up every poem and letter the words that longed for a voice fearing that she had no other choice she threw their sherds on the ocean to let the silence fall on her emotion and hide her tears among the waves then she walked away like the braves under a moon dark like the obsidian time will have entrusted to oblivion all the dreams of her sleepless nights and the mirage of forbidden delights she would became a nameless ghost haunting forever a lonesome outpost a light too low to ever be a true star that flashed calling the sky from afar when he finally reached the lighthouse he found just ruins and a dead mouse the only sound was the one of the wind it was too late for a promise left behind the sky was so cruel, too clear and starry From his sad eyes it fell a useless sorry while he sang a sweet, hopeless serenade for her soul dwelling unseen in the shade
Dziesiątą piosenką jest Dangerous game w wykonaniuThe dreams never end Feat.
Sandra Pereira. Bardzo dobry utwór ze znakomitym monorecytowanym tekstem:
Dangerous Game ( The dreams never end Feat. Sandra Pereira) they didn't know it was a dangerous game their thoughts and dreams were the same a lighthouse, a rose and the angel of death like a quest to carry on until the last breath Sometimes he was scared by this vision and maybe to survive he took the decision to close his inner eyes to don't see his heart she suddenly shut up while she fell apart the clouds had stolen the stars to the sky as the night was screaming whit her why they can't forget life within a tale so nice she can't summon feelings on a wall of ice a sudden void had washed away everything it was useless to look for new words to sing to build an immaginary world or whatever as it was destined to remain deserted forever She rushed on the roof of the lighthouse it was raining but she didn't mind to douse the stormy ocean was slamming the door but nothing was mattering for her any more She just longed to fly higher than any cloud and let the deep water become her shroud shall the wawes lull her and hide a silent tear on the notes of a song that she will never hear
Pragnęła po prostu latać wyżej niż jakakolwiek chmura i niech głęboka woda stanie się jej całunem niech fale ją uśpią i ukryją cichą łzę w nutach piosenki, której nigdy nie usłyszy
Po nim SADÆMØN i Until the end of the years. Nie wiem, utwór nie robi na mnie wrażenia a tekst tym bardziej, zwłaszcza że pełen jest prostych dość rymów...
Pora na Vestfalia's Peace i The ghosts of the lighthouse lekko psychodeliczny na wstępie, później zmienia się w całkiem spokojną piosenkę. To na prawdę bardzo dobry utwór.
The ghosts of the lighthouse (Vestfalia's Peace) the seaguls fly as the season changes like a ring-around-the-rosy of angels on the cloudy sky upon the lighthouse like a sign sent by his departed spouse the stormy rain falls like nostalgic tears while the breeze comes along the stairs Whizzing a tale full of cherished memories he listens abandoning himself to reveries once she told him "listen to the waves it's the voice of those who lie in graves all the words that can't be told anymore that the ocean will bring until your door" when the dusk came he went out and sing a sweet song about love, roses and spring sure that his feeling would reach her above then he lowered his eyes and saw a dove One night he walked and dive into the sea he wanted to reach her and let his soul flee to the horizon where water and sky melt like the emotions that they shared and felt When the full moon reaches the lighthouse you see him dancing again with his spouse all night long on the white sands of Devon on melodies that come straight from Heaven
Pozostały jeszcze dwie piosenki - na początek nasi dobrzy znajomi (warto spojrzeć na nasz wywiad TUTAJ): Antipole feat. Eirene
& Paris Alexander w piosence Play a serenade to the moon. Można powiedzieć, typowe rytmy i znakomity wokal! No jest moc:
Play a serenade to the moon /Antipole feat. Eirēnē & Paris Alexander) the lighthouse that still gleams outlining unfulfilled dreams it's like an unfaithful star that stole a wish leaving a scar like a mirage in the distance unconcerned about instance to show me the way out of sadness to shine enough to ease my darkness my illusions have turned into tears even my hope has ran out of prayers useless words that remain unheard the sea heals my heart in sherds don't ask about my secrets don't burden your mind with regrets look for my eyes in the blue sky I am freedom I am seaguls that fly if Heaven would keep its promise I will give you one last kiss a sudden breeze dries your tears notice my invisible cares tonight play a serenade to the moon notes that say that we will meet soon go to the shore and lie a rose on a wave will float gently upon my marine grave
Wydawnictwo kończy całkiem niezły utwór Silentport - My little siren.
My little siren (Silentport) My little siren, take my hand save yourself from the quicksand your heart from the grip of cold to return pure and bright like gold My little siren, listen to my voice fate could give us another choice the feelings can't be kept in chains souls gather on the higher plains My little siren, dive into my eyes they shine for you like a sudden prize like the key of my innermost door the wind of hope blowing on the shore My little siren come to me tonight perform a rite under the moonlight we could live within the same dream and make it be eternal with a theme
Reasumując, jest całkiem dobrze, poza kilkoma piosenkami odstajacymi klimatem od całości album na pewno zasługuje na wyróżnienie. Można śmiało zaryzykować twierdzenie, że This Mortal Coil doczekali się godnych następców. Polecamy!
The LIghthous Saga, ScentAir Records – SA134, 2020, tracklista: Elisabeth Engarde - Sirens sing for love, Silentport feat. Lory Fayer - The lighthouse dream, Winter's Course feat. Francesca Nicoli - Lost sailor, Deus Faust - Al di là del mare, Eirene produced by Paris Alexander at Blue Door st. - Awakening, Afterglow - From Our prison, Cendre Froide - Mal de mer, Nouvelle Culture Feat. Carissa Denée - Tomorrow became never, Condemnatus - A promise left behind, The dreams never end Feat. Sandra Pereira - Dangerous game, SADÆMØN - Until the end of the years, Vestfalia's Peace - The ghosts of the lighthouse, Antipole feat. Eirene & Paris Alexander - Play a serenade to the moon, Silentport - My little siren
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.