W zasadzie trudno jest przyporządkować dzisiejszy tekst jednoznacznie, bowiem obejmuje trzy tematy i mógłby być zaliczony do Kinowej Jazdy Obowiązkowej, działu Z Mojej Płytoteki a także Tą Płytę Warto Znać.
Ale od początku.
Zaczęło się od zakupu podwójnego LP genialnego multinstrumentalisty Vangelisa, o którym na naszym blogu pisaliśmy wiele razy (TUTAJ). Jak dotychczas najbardziej urzekającym albumem tego wykonawcy był The City z 1990 roku. Ale ma on silną i ciągle nową konkurencję, bowiem w 2019 roku Decca wydała Nocturne - The Piano Album i od niego wszystko się zaczęło.
Po pierwsze, mimo że na Nocturne dominuje pianino, to wcale nie jest ono jedynym instrumentem. Jest głównym, a artysta przypomina swoim fanom utwory z których jest najbardziej znany, jak choćby Chariots of Fire, czy 1492.
Ale jest tam też ten utwór:
Temat z filmu Ridleya Scotta pt. Blade Runner (Łowca Androidów). No tak, przecież to klasyka science fiction, warto sobie przypomnieć. I robię to sięgając do filmu...
Film, mimo że nakręcony w 1982 roku, a jego akcja toczy się w 2019, jest arcydziełem jeśli chodzi o efekty specjalne i klimat (pomimo faktu, że wizjonerskie projekcje Scotta się jednak nie sprawdziły). Wizja bardzo dystopijnego Los Angeles, przeludnionego i pełnego dziwnych pojazdów - w tym latających samochodów, to klimaty filmowe, które są mi bliskie. Mroczny obraz zaliczany dziś do klasyki kina tzw. neo-noir ma swoją silnie trzymającą w napięciu, wartką akcję, z wątkiem miłosnym rzecz jasna. Nie dziwi zatem, że Blade Runner zajmuje czołowe pozycje na listach filmów science - fiction wszechczasów.
Jednak tym razem może nie o akcji, bo film powinien obejrzeć każdy (jako klasyk), tylko o pewnej niesamowitej synergii. Synergii obrazu z muzyką. Z muzyką Vangelisa... Ten bowiem w mistrzowski sposób wplata w film swoje syntezatory, pianino, saksofon i inne instrumenty, przez co to co widzimy, nabiera zupełnie innego wymiaru. To banały i zapewne wielu miłośników muzyki filmowej doskonale o tym wie, ale stawiam tezę, że w przypadku Blade Runnera synteza filmu i dźwięku jest tak ogromna, że rzeczy te stają nierozłączną idealnie dobraną parą.
W 2017 roku ukazało się potrójne CD z muzyką z tego filmu. Jest to zupełnie nietypowe wydawnictwo, bowiem zawiera poza muzyką... dialogi i odgłosy z filmu. Można powiedzieć, że słuchając - oglądamy.
A sama muzyka? Absolutne mistrzostwo świata. Kto lubi klimaty the City pokocha Blade Runnera.
I jeszcze kilka refleksji.
Po pierwsze, kto uważnie oglądał film, i to do końca (chodzi o napisy) zauważył, że podziękowano W.S. Burroughsowi (warto zobaczyć TUTAJ). O tym artyście pisaliśmy wielokrotnie, zatem przypomnijmy, że należał do ulubionych autorów Iana Curtisa z Joy Division.
Podziękowano mu w filmie dlatego, że to właśnie Burroughs jest autorem tytułu. Dokładnie pod takim tytułem bowiem ukazała się w 1979 roku jego nowela - scenariusz filmowy (choć w tym scenariuszu jest inna fabuła). Sam Burroughs za to wzorował się na książce amerykańskiego pisarza science - fiction Alana E. Noursea pt. The Bladerunner. Natomiast scenariusz omawianego dziś filmu oparty jest na powieści Philipa K. Dicka p.t. Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?
Druga refleksja - Rutger Hauer, zmarły niedawno, bo w lipcu 2019 roku. Gra tego aktora w filmie (warto dodać, że Harrison Ford oczywiście też gra znakomicie) uważana jest za jego życiową rolę. Dobrany idealnie, perfekcyjnie wciela się w rolę androida. Jednak na końcu okazuje się, że ma w sobie wiele z człowieka...
Może więcej niż wielu z nas?
Widziałem rzeczy, którym wy ludzie nie dalibyście wiary. Statki szturmowe w ogniu sunące nieopodal ramion Oriona. Oglądałem promieniowanie skrzące się w ciemnościach blisko wrót Tannhausera...
Wszystkie te chwile zostaną stracone w czasie jak łzy w deszczu. Pora umierać.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
P.S. Kto się nie zgadza niech obejrzy Blade Runner 2049, już bez muzyki Vangelisa... Film nawet niezły, ale to już nie to.
Vangelis, Bladerunner, East West 1994 i wznowiena, tracklista: Prologue And Main Titles, Leon's Voight Kampff Test, Sushi Bar - Damask Rose, Spinner Ascent, Blush Response, Wait For Me, Deckard Meets Rachael, Rachael's Song, Tales Of The Future, Bicycle Riders, Chew's Eye Lab, Memories Of Green, Blade Runner Blues, Pris Meets J.F. Sebastian, One More Kiss‚ Dear, Deckard Dream, Thinking Of Rachael, Esper Analysis, Animoid Row, Taffey Lewis Night Club, Salome's Dance, Zhora's Retirement, I am The Business, Love Theme, I Dreamt Music, Morning At The Bradbury, The Prodigal Son Brings Death, Deckard Enters The Bradbury, Dangerous Days, Wounded Animals, Tears In Rain, Rachael Sleeps, End Titles.
Poprzednie części streszczenia fragmentów poświęconych Joy Division w książce Jamesa Nice'a można odszukać (kolejno od pierwszej do szóstej) TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ.
Annik widziała Joy Division pierwszy raz w Nashville 13.08.1979 roku (opisaliśmy ten koncert TUTAJ a wspomnienia Annik o nimTUTAJ). Poprosiła wtedy Grettona o wywiad dla swojego fanzinu. Doszło do niego po koncercie w Walthamstow. Zaprzyjaźniła się z Ianem a ich kolejne spotkanie miało miejsce podczas Futuramy we wrześniu (warto zobaczyć TUTAJ). Annik zaczęła wtedy pracować w ambasadzie jako tłumacz - sekretarka, co miało ten plus, że gwarantowało jej dostęp do bezpłatnego telefonu. Zorganizowała koncert na otwarcie Plan K (warto zobaczyć TUTAJ).
Opis koncertu w Plan K przedstawiliśmy TUTAJ. Ian Curtis wspomniał ten koncert następująco: Rzeczywiście byliśmy zadowoleni. Publika była powściągliwa. W Belgii występowaliśmy my, Cabaret Voltaire i William Burroughs i ci faceci robiący okropny hałas na skrzypcach przerywany ohydnymi okrzykami.
Następnie opisany jest incydent z Burroughsem, kiedy Curtis chciał od niego wyżebrać dedykowaną książkę The Third Mind z autografem (wspomnienia Hooka o tym zajściu przedstawiliśmy TUTAJ). Ian Curtis wstydził się w Manchesterze tego jak potraktował go pisarz, więc rozpowiadał znajomym, że Burroughs nie miał zapasowego egzemplarza książki dla niego. Po koncercie zespół mieszkał w złych warunkach - trafili do akademika mieszkając z niechcianymi współlokatorami. Starym przyzwyczajeniem z prób, Ian Curtis nasikał do stojącej na podłodze popielniczki, przy czym został przyłapany przez dozorcę. Dodatkowo złą sławę przyniosło im też przyłapanie Bernarda Sumnera sikającego w tym samym hotelu do zlewu...
Nie przeszkadzało to jednak zaproszeniu zespołu 3 miesiące później na kolejny występ. Jego znaczna część została uwieczniona na taśmie 8 mm.
Pogłębiała się znajomość między Annik a Ianem, a Gretton postanowił wydać Atmosphere w Sordide Sentimental (warto zobaczyć TUTAJ). Wytwórnia właśnie wydała singla Throbbing Gristle. Korespondencja między Grettonem a właścicielem wydawnictwa J.P. Turmelem ujawniła ich wspólną pasję w dążeniu do doskonałości i zmuszaniu słuchacza do wytężenia umysłu, celem zrozumienia przesłania zawartego w muzyce. Zdecydowali się więc nie drukować tekstów piosenek Joy Division na okładce, a na singla wybrali Atmosphere i Dead Souls, nagrane w październiku w Cargo (warto zobaczyć TUTAJ) przez Hannetta. Zdaniem Sumnera to najlepiej zmiksowana przez Martina piosenka.
26.10 zespól wystąpił w Electric Ballroom w Londynie (warto zobaczyć TUTAJ). Tam na podwórku Annik i Ian pierwszy raz się pocałowali. Ta wspomina:
Mam wspomnienia trzech chłopaków i Roba, nie jestem pewna czy widziałam Iana, byłam bardzo zakochana. Byliśmy bardzo skryci, a to wszystko rozgrywało się między nami. Pozostali byli bardzo podejrzliwi wobec mnie, i żartowali ze mnie bo byłam Belgijką, pracowałam w ambasadzie i mówiłam po francusku. Może był to rodzaj prowincjonalizmu. Ale Ian taki nie był. Był ekstremalnie otwarty, chętny do uczenia się czegoś nowego, spotykania nowych ludzi i nabywania nowych doświadczeń.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Pejzaże Clary Gangutia (ur. 1952) emanują świetlistą, kolorową i odrealnioną atmosferą, która przenosi widza w przestrzenie pełne spokoju i wyciszenia, gdzieś tam, gdzie rytm życia jest zupełnie inny, niż żyjącego w pośpiechu społeczeństwa XXI wieku. Przestrzenie, w które dzisiaj chcemy zaprowadzić, wykonane są mocnymi, czystymi kolorami, a postać ludzka, jeśli już się w nich pojawi, zredukowana jest do samotnego obserwatora. W ten sposób twórczość malarki z San Sebastian zamyka nas, widzów, znów w mistycznym świecie samotności znanym z obrazów Edwarda Hoppera (pisaliśmy o nim TUTAJ) lub Giorgio di Chirico (TUTAJ).
W 1987 roku, gdy po raz pierwszy artystka zaprezentowała swoje prace w Muzeum San Telmo w San Sebastián, w wydanym z tej okazji katalogu Javier Mazorra tak scharakteryzował jej twórczość: Clara Gangutia nie zrobiła nic innego, jak tylko namalowała swoje życie: swoją rodzinę, przyjaciół, miasta i krajobrazy, w których żyła, przez które przeszła wystarczająco długo, aby nawiązać z nimi owocny, wizualny dialog, lub z którymi czuje emocjonalną łączność. Malarstwo stapia się więc u niej z życiem do tego stopnia, że płótno staje się kartą jej wspomnień. Sama artystka tak wyraziła się o swoim procesie twórczym miałam szczęście spotkać te istoty, te inne twory, które już były na tym świecie, gdy nań przybyłam i takie krajobrazy, które bogowie uczynili niezniszczalnymi, ponieważ ludzkość potrzebuje ich do życia (LINK).
I tak na obrazach artystki mamy jej życie podzielone wręcz na klatki, które je rejestrują, zachowują i udostępniają każdemu, kto ma czas aby zatrzymać się, odwrócić głowę i zatopić w ich kontemplacji. Zatem smutek, jaki wydawałoby się przenika płótna Clary Gangutia jest tylko pozorny. Albo wcale go tam nie ma. Bo Clara po prostu pokazuje nam wszystko, co jest dla niej ważne, od nakrytego do rodzinnej herbatki stołu, po wrażenie ulotnej tęczy za oknem. Od wyglądu domu w ciasnej uliczne, oświetlonego jaskrawym słońcem południa, po doniczkę na oknie w środku nocy. Czy te widoki są równie ważne dla nas? Na to pytanie każdy odpowie sobie sam. Dla znacznej większości zapewne wcale, bo każdy nosi w sobie swoje własne krajobrazy. Jednak czy bez malarstwa Clary Gangutii (i naszego bloga) zdalibyśmy sobie z tego sprawę?
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Dave „Angry” McCullough był znanym na przełomie lat 70 i 80. irlandzkim dziennikarzem muzycznym, który pisał dla magazynu Sounds. Jego recenzje były oryginalne, wizjonerskie o ciekawej formie, takie jak tekst o Unknown Pleasures Joy Division, nad którym pochyliliśmy się TUTAJ, czy tekst o Closer (TUTAJ). Dlatego uznaliśmy, że nie tylko warto opisać jego postać, a trzeba, tym bardziej, że dawno temu zniknął z przestrzeni publicznej i nawet nie dorobił się biogramu na Wikipedii…
A więc Dave McCullough urodził się w 1958 roku w Irlandii Północnej. Niewiele wiadomo o środowisku, w którym dorastał, o jego rodzinie. W każdym razie chodził do szkoły z Martinem Gavinem* w Bangor w hrabstwie Down. Z nim w 1977 roku założył fanzin Alternative Ulster, w którym pisywał pod pseudonimem Dave Angry. Nazwę czasopisma McCullough i Gavin wymyślili wspólnie, podczas pewnego popołudnia, w szary, wilgotny irlandzki zimowy dzień, gdy zastanawiali się na smutną sytuacją Irlandii Północnej. Niezależne wydawnictwo szturmem zdobyło serca fanów, a także miejscowych muzyków, czego dowodem jest piosenka lokalnego zespołu Stiff Little Fingers zatytułowana Alternative Ulster. Były nawet plany aby singiel nagrany na flexi disc został dodany do jednego z numerów gazety, lecz chyba się to nie udało. Jednak pamiętna premiera utworu odbyła się w barze Trident w Bangor i piosenka stała się nieformalnym hymnem miejscowego środowiska punk (LINK).
Potem Dave wyjechał na studia do Londynu… Lecz nie przestał interesować się muzyką, ani nie zrezygnował z pisania. W latach 1978-1982, czyli dość krótko, lecz za to bardzo intensywnie współpracował z brytyjskim czasopismem Music Weekly Sounds, popularnie nazywanym Sounds, które ukazywało się od 1970 do 1991 roku. Opublikował w nim sporo recenzji koncertów i nowości płytowych a także relacji z tras koncertowych, w których brał udział, podróżując jako korespondent Sounds z fotoreporterem Paulem Slattery. Towarzyszył w ten sposób np.: Lurkers, którzy wybrali się w 1978 roku na tourne po miastach IrlandiiPółnocnej, czy U2, którzy niemal powtórzyli tę samą trasę. Oczywiście byli też w Manchesterze żeby odwiedzić Joy Division - o czym pisaliśmy TUTAJ.
Teksty McCullougha - błyskotliwe, zadziorne i bardzo zdecydowane w swoich opiniach - podobały się czytelnikom. Dziennikarz nie obawiał się przy tym okazywać swoich preferencji muzycznych. Jasno dawał do zrozumienia, że ceni Joy Division, uwielbia U2 i The Smith a nie znosi The Cure. Po prostu kochał muzykę, był uczciwy i chciał dzielić się swoją pasją z każdym, kto tylko chciałby czegoś się dowiedzieć. Podobno jego niezależność w po pewnym czasie stała się przyczyną konfliktu z wydawcami Sounds, którzy zaczęli cenzurować jego teksty. W 1983 roku podjął na krótko pracę w Blanco Y Negro, u boku Geoffa Travisa z Rough Trade a potem z Mikem Alwayem z Cherry Red. Później działał na rzecz kolejnej wytwórni stworzonej przez Alana McGee. Napisał jeszcze kilka recenzji dla londyńskiego magazynu City Limit, a i trzeba odnotować, że spróbował sił w radio. W 1983 roku w Greenwich Sound Radio miał własną audycję Creatures What You Never Knew About (LINK).
W połowie lat 80. pisał do magazynu Blitz przeprowadzając wywiady z Julie Burchill, Dennisem Skinnerem, Teresą Bazar i Lennym Henrym. Jego ostatnie dzieło, to mały rozdział w książce Micka Middlesa o The Smiths z 1987 roku (LINK) A potem.... cisza.
Dziennikarz zniknął tak nagle, jak się pojawił. Z krótkich informacji zamieszczonych na blogach fanów muzyki brytyjskiej (britpopa jak to określił Dave McCullought) wiadomo, że po kolejnym niepowodzeniu wrócił do Irlandii Północnej i został nauczycielem angielskiego. Przez długie dziesiątki lat nikt nie wiedział co też się z nim działo. Nawet można było przeczytać rozpaczliwe apele, aby jeśli ktokolwiek coś i nim wie, ma kontakt, dał znać, jak choćby tutaj, gdzie zamieszczono linki do 46 artykułów jego autorstwa (LINK).
Dopiero w tym roku, dość przypadkowo dotarła wiadomość, że zmarł w 2013 roku, w wieku 55 lat… (LINK). Informację przekazała jego stryjeczna siostrzenica, która poza tym, że umarł, sama niewiele wiedziała więcej, bo jej rodzina nie utrzymywała z nim kontaktu (LINK).
Ciekawe, czy podczas pogrzebu Dave McCulloughta wybrzmiało Atmosphere? A może inny utwór? Ale tego niestety chyba nigdy się nie dowiemy… Więc jeśli nie - niech wybrzmi teraz.
Jednego jesteśmy pewni. Dave McCullough czuł potrzebę dzielenia się swoimi emocjami do końca. W 2011 roku brał udział w polowaniu na wyspie Rum zaproszony przez stowarzyszenie Rum Deer Management Association (RDMA). Poza krótką relacją zamieścił również swoje zdjęcie (LINK).
*Martin Gavin ur 1961 r. w Belfaście w Irlandii Północnej a dorastał w Bangor. Był irlandzkim korespondentem NME w latach 1978-1980, po czym w 1980 r. przeniósł się do Londynu, gdzie jako reporter i redaktor medialny przeprowadził wywiady m.in. z takimi legendami jak Marvin Gaye, Nina Simone, James Brown, Willie Dixon, Willie Nelson, Willie Never Shut Up, Dave Allen, Madonna, Oliver Stone, Sir Van Morrison, Joe Strummer, The Sex Pistols, Pete Townshend, Sting i U2. Obecnie, od 20 lat jest krytykiem muzycznym Daily Mirror. Obecnie mieszka w Anglii, w St Leonards (LINK).
Czy ktoś dzisiaj potrafi tak pisać?
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
W wieku zaledwie 27 lat w Ajaccio na Korsyce zmarł fiński malarz August Uotila (1858-1886). W ostatniej drodze towarzyszyła mu tylko rodzina Włoszki, u której wynajmował nędzny pokoik. Artysta tworzył zaledwie kilka lat, niemniej to co pozostawił czyni z niego malarza bliskiego talentem czołowym impresjonistom. A nawet można dostrzec u niego elementy charakterystyczne dla malarstwa Paula Gauguina i Vincenta van Gogha, które umiejętnie łączy.
August urodził się w Urjali, w rodzinie bogatego rolnika. Rysunku zaczął uczyć się w Helsinkach, najpierw w Szkole Rysunku Stowarzyszenia Artystycznego Finlandii a później u Hjalmara Munsterhjelma, wykładowcy Uniwersytetu. Równocześnie rozpoczął studia medyczne, które przerwał i wyjechał do Paryża, gdzie wstąpił do École des Beaux-Arts. W 1879 roku na rok wrócił do kraju po czy znów znalazł się we Francji. Wkrótce mimo biedy i niedożywienia, co stało się przyczyną gruźlicy, zdecydował udać się w podróż studyjną. Za radą lekarzy, którzy gorąco polecali mu klimat śródziemnomorski, młody artysta pojechał do Florencji, a następnie do Nicei gdzie trafił na czas karnawału. W październiku wylądował na Korsyce. Namalował jeszcze ostatnie prace i w marcu następnego roku zmarł… Jego grób nie istnieje. Został zniszczony, podczas przebudowy cmentarza na początku XX wieku. Po malarzu pozostały jedynie jego dzieła.
Na jego spuściznę składa się około 60 obrazów, nieco więcej olejnych, szkiców i rysunków. Łącznie około 154 skatalogowanych prac (według monografii opublikowanej przez Aune Lindström w 1948 r.) Pokażemy kilka z nich, gównie nastrojowych i pełnych ciszy nokturny. Można je uznać za obraz równowagi, homeostazy, pomiędzy światem natury, przesyconym światłem księżyca, wysrebrzającym chmury, wodę i rybackie sieci, a spokojem rybaka naprawiającego sieci. Wydaje się niemal, że świat zamarł w bezruchu, zasnął i ta noc będzie trwała wiecznie…
Uotila malował nie tylko pejzaże, lecz również portrety i scenki rodzajowe, rozgrywające się w mieszczańskich wnętrzach. Lecz sposób, w jaki przedstawiał morze i chmury, pokazuje jego umiejętności, bliskie malarstwu impresjonistycznemu lecz nie pozbawionego akcentów realistycznych. Widać to zwłaszcza w spiętrzonych formacjach chmur, biegłości w oddaniu morskiej toni.
Czy malarz zdawał sobie sprawę z bliskiej śmierci? Ostatni obraz: Notdragning vid Korsikas z 1886 roku skończył tydzień przed śmiercią. Utrzymany w jasnych, niemal świetlistych barwach zachodzącego słońca przestawia to, co zapewne nie raz widział. Oto to rybacy po połowie składają sieci na plaży. Nie ma na tym obrazie rzeczy zbędnych, czy wymuszonych. Grupka mężczyzn kończący swoją pracę na plaży, pod kłębiastymi chmurami i na tle brzegu morza przechodzącego w skaliste wybrzeże porośnięte roślinnością. Niemal czujemy zapach morza i ryb, wilgoć morza i szorstkość piasku. Za chwilę mężczyźni pójdą do domu, plaża opustoszeje i zapadnie noc…
August Uotila niewątpliwie był zdolnym, dobrym malarzem. Dlatego szkoda że zapomniano o nim. Nawet jego rodacy nie wracają pamięcią do jego dzieł. Fińska, duża wystawa prac August Uotili miała miejsce dopiero kilka lat temu, a monografia artysty została wydana kilkadziesiąt lat po jego śmierci. Lecz przecież są taki enklawy jak nasz blog, który odnajduje i demonstruje twórczość słabo znanych artystów oraz tych zupełnie zapomnianych.
Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Na e-Bay można kupić znaczki Joy Division, również z epoki, zamówione jeszcze przez Roba Grettona a także plakaty, bilety na koncerty zespołu i zdjęcia Iana Curtisa (LINK). O znaczkach Joy Division pisaliśmy TUTAJ a newsa o naszym wpisie polubił na TT sam Steve McGarry. I to jest piękne.
Skoro zaczęliśmy od Joy Division, w zeszłym tygodniu 4 sierpnia 67 urodziny obchodził Vini Reilly, przyjaciel Iana Curtisa. Powyżej jego aktualne zdjęcie (STĄD). O Vinim piszemy cały czas (TUTAJ) życząc mu powrotu do zdrowia.
W klimacie - książka "Fame" Jon Savage’s Secret History Of Post-Punk (1978-81) towarzyszy pierwszym 150 egzemplarzy ponownie wydanego albumu CTR z 2012 roku, nagranego na podwójnym 12-calowym winylu, z zapisem nutowym na okładce oraz możliwością cyfrowego pobrania.
Książka będzie opatrzona autografem autora i zawierać będzie niepublikowane wcześniej zdjęcia. Na płytach znajdą się 22 utwory m.in takich grup i wykonawców jak: Joy Division, Cabaret Voltaire,AC Marias, The Flying Lizards, Rema Rema, Robert Rental i Thomas Leer, DNA, Wire, The Urinals i nie tylko… (LINK).
Mamy trochę żalu, że zaledwie po dwóch odcinkach Mat Bancroft i Jon Savage olali wszystkich frajerów którzy zaprenumerowali kanał Factory (TUTAJ). W tym nas również. A szkoda, bo historia była nadzwyczaj ciekawa. Czasem warto popracować dla idei. My coś o tym wiemy...
Z pozytywnych wiadomości - Black Rain przekazał newsa o tym, że w 2022 roku wyjdzie na winylu podwójny album Obliteration Bliss, znajdą na nim utwory Shin Shimokawa, Soren Roi i Alison Lewis (aka ZoeZanias) (LINK). Zespołowi kibicujemy z całego serca, ich Computer Soul to album absolutnie genialny (o czym pisaliśmy TUTAJ), a o czym muzycy opowiedzieli nam w wywiadzie TUTAJ.
O swojej muzyce opowiedzieli nam też kiedyś Molchat Doma (TUTAJ). Zespół opublikował nowy teledysk:
Udalil Tvoy Nomer / Удалил Твой Номер gra powyżej. Szczerze, od jakiegoś czasu muzyka zespołu dryfuje w kierunku zupełnie innym niż obrany na najlepszym ich albumie Ethazi (opisanym przez nas TUTAJ). Co nas nieco niepokoi.
Równie mocno niepokoi nas debiutancka kolekcja Bauhausu i Coldiego -NFT, która zostanie zaprezentowana w dniu 10 sierpnia na aukcji IRL w galerii Bright Moments NFT w Venice Beach. Każdy, kto weźmie udział w pokazie IRL, otrzyma okulary 3D, aby obejrzeć prace. Seria trzech NFT pojawi się w tym samym dniu także na platformie Nifty Gateway. Jak to może wyglądać można zobaczyć na nowym teledysku zespołu powyżej.
Z tego powodu że dziwny, za pośrednictwem FB zwrócił się do nas człowiek o nazwisku Stephen Lewis, który postanowił wydać płytę winylową ze swoją EP-ką Exposed Brick - wszyscy którzy chcieliby mu pomóc mogą to zrobić TUTAJ lub TUTAJ.
Próbka jego twórczości powyżej. Nawet ciekawe.
Ciąg dalszych dziwnych wiadomości. Nickelback ujawniają, że pracują nad nowym albumem. I nie spieszą się, bo nie chcą nagrać jak powiedzieli gównianej płyty (LINK). Dlaczego to dziwna wiadomość?Bo w ich przypadku pośpiech nie ma najmniejszego znaczenia...
Teraz nieco o podobnym stylowo do muzyki powyżej żarciu, i tego samego typu guście.
W maju ubiegłego roku grupa supergwiazd K-pop BTS nawiązała współpracę z McDonald's, aby wydać limitowaną edycję posiłku promocyjnego, który składał się z średniej coli, średnich frytek, słodkich sosów chili i cajun oraz 10-częściowego zamówienia kurczaka McNuggets.
Posiłek niemal natychmiast się wyprzedał, a przedsiębiorcze osoby w mediach społecznościowych postanowiły wykorzystać ogromną popularność grupy, sprzedając niektóre produkty z posiłku online. W szczególności jeden przedmiot, bryłka kurczaka w kształcie postaci z gry online Among Us, została wystawiona na aukcji na eBayu za prawie 100 000 USD. Niektórzy pod tą transakcją doszukują się handlu ludźmi a dokładnie dziećmi… (LINK).
A jeśli nie o handel dziećmi chodzi? Wtedy ciekawe co z ową bryłką zrobił jej właściciel, bo jeśli po jej zjedzeniu dopadły go rewolucje żołądkowe, to mógł pochwalić się najdroższą sraczką w historii naszej planety i jej paradoksem: rzadziej - częściej.
Może teraz nieco o nowościach - The Stranglers informują, że pozostało im tylko 500 kopii ekskluzywnego bonusowego CD Dave Greenfield – A Tribute (o muzyku pisaliśmy TUTAJ), który jest dostarczany z zamówionymi innymi albumami (w dowolnym formacie) poprzez ich oficjalny sklep (TUTAJ).
Na płycie Dave Greenfield – A Tribute (Exclusive Bonus CD) znajdują się: 1. Dead Ringer (Black & White 2016 UK Tour), 2. Peasant In The Big Shitty (Live from Ruby Anniversary 2014 UK Tour), 3. Walk On By (Live from TSUTAYA O-West, Tokyo, Japan 2019), 4. Do You Wanna? (Live from Black & White 2016 UK Tour), 5. Baroque Bordello (Live from Brixton Academy, Back On The Tracks Tour, London 2019), 6. 4 Horsemen (Live from March On 2015 UK Tour), 7. This Song (Live from Brixton Academy, Back On The Tracks Tour, London 2019), 8. Water (Live from Brixton Academy, Back On The Tracks Tour, London 2019) (LINK).
Tym razem o nowościach, ale filmowych - Amazon ujawnił datę premiery swojego serialu osadzonego w świecie Władcy Pierścieni o wydarzeniach poprzedzających historie opisane w popularnej trylogii. Pokazano także pierwsze zdjęcie z produkcji. Premiera serialu nastąpi 2 września 2022 roku (LINK), trailer zaprezentowano jakiś czas temu i gra powyżej.
Jeszcze o filmie - niedawno wspominaliśmy o nowej ekranizacji Diuny. A dzisiaj prezentujemy soundtrack filmu autorstwa Hansa Zimmera.
Do obu filmów znakomicie pasuje muzyka kolejnych dwóch kapel o których teraz. W Gdańsku, w ramach United Arts Festival - festiwalu z rockiem progresywnym, muzyką metalową i muzyką elektroniczną w dniach 13-15 sierpnia wystąpią m.in Collage i Riverside. Pełen program TUTAJ. Tym koncertem Riverside rozpoczyna świętowanie 20 - lecia grupy. W trasie towarzyszyć im będzie Collage.
O ile nie dopadnie nas kolejna fala wynalazku z Wuhan. Zatem na koniec nie może zabraknąć coronavirus - info. Paul McCartney zaszczepił się przeciwko COVID-19 i zachęcił do tego innych (LINK). Znak to niewątpliwy, że wielki Beatles zamierza jeszcze pożyć, co nas cieszy. Co prawda analiza jego internetowych odpowiedzi fanom prowadzi nieraz do wniosku, że nieźle mu się wszystko miesza, ale liczą się chęci. Bo jak mawia stare przysłowie o wkręcaniu - jak są dobre chęci to... Zresztą, mniejsza z tym.
My wracamy jutro, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
O tej płycie powiedziano już wszystko a w sieci można nawet spotkać się z opiniami, że to najważniejsza płyta polskiego rocka, ba nawet największa płyta wszechczasów w całym rocku.
Nie popadajmy jednak w skrajności, album Mrowisko zespołu Klan (bo o nim mowa) nagrany w marcu 1970 zapewne jest ważny, dlatego po niego sięgamy. Na pewno jest to jedna z pierwszych płyt w historii polskiej muzyki wytyczająca kierunek rocka progresywnego (nie zapomnijmy, że SBB zaczęło się szybciej) i zrywająca z big-beatem. Mam w kolekcji oryginał (pamiątka po ojcu) jednak jego stan jest tragiczny. Dlatego dawno temu zakupiłem wznowienie, a jeśli ktoś jest chętny, to za 100 PLN można zakupić kolejne, tym razem na złotym winylu.
Płyta jest znakomita. A wszystko zaczęło się od singla z 1970 roku zapowiadającego nowy styl, jakim uraczył słuchaczy Klan. Niepozorna okładka nie zapowiadała tego co kryło jego wnętrze - tam bowiem znajdujemy największy hit zespołu - Z Brzytwą na Poziomki... Ten, mimo że typowo bitowy zawiera bardzo ciekawy tekst Ałaszewskiego. Jednak na drugiej stronie jest coś zupełnie powalającego - Automaty - to dopiero jest odjazd. Piosenka z aluzyjnym tekstem Mariana Skolarskiego...
Automaty liczą liczą liczą
Liczą cały czas
Automaty liczą na człowieka
Automaty liczą programują
Odgarniają śnieg
Liczną liczbą liczą
Obliczenia
Automaty liczą mylą się
A powinny nie
Automaty automatyzują
Automaty szybko niszczą się
Niszczą się
Ale znowu się reprodukują
My nie wiemy nic
My wolimy śnić
Niech automat wszystko robi sam
Wiemy jednak że
Przyjdzie kiedyś dzień
W którym zwykłym automatem
Staniesz się też
Wielkie automaty liczą nas
Segregują nas
Małych ludzi co je obsługują
Wykonują rzędy długich liczb
Niewiadomych liczb
Oznaczają nas symbolem x
Slots count by count
They count all the time
Slots count on a human
Vending machines count program
They shovel the snow away
They count by a numerous number
Calculations
Slot machines count wrong
They shouldn't
Automation machines
Vending machines deteriorate quickly
They are deteriorating
But they reproduce again
We know nothing
We prefer to dream
Let the machine do everything by itself
However, we know that
The day will come someday
In which an ordinary slot machine
You will become too
Big slot machines count us
They sort us out
Little people who serve them
They make rows of long numbers
Unknown numbers
They denote us with the symbol x
Przypomina się znakomita piosenka zespołu Exodus, który pewnie inspirował się powyższym tekstem. Ba, warto wspomnieć, że piosenka Kraftwerk - We Are Robots powstała 8 lat później! Ten nieco orwellowski tekst, jest dość mocną aluzją do roli człowieka w systemie komunistycznym.
Interesujące prawda? Ale tego nasi znawcy muzyczni jak dotąd nie zauważyli.
Wracając do Mrowiska - okładka (autorstwa samego Ałaszewskiego) nawiązuje do przemijania (i tekstu piosenki tytułowej o mrowisku przemijania). Widać płonące postaci i popioły, chyba najlepiej opisał to na okładce wznowienia Lech Nowicki:
"Lepiej przeżywać miłość niż o niej mówić. Jest tak dużo codziennych spraw, obok których przechodzi się obojętnie, że starczy nam tematów do wielu piosenek..."
Ta wypowiedź Marka Skolarskiego powtarzana wielokrotnie w publikacjach prasowych, uznano w końcu za kredo artystyczne zespołu Klan - ba! jego manifest programowy!
Klan powstał 1.04. 1969 roku. Przypadkowe (podobno?) spotkanie - Marka Skolarskiego, Marka Ałaszewskiego, Macieja Głuszkiewicza, Romana Pawelskiego i Andrzeja Poniatowskiego dało początek działalności interesującego zespołu który najpierw zaskoczył, potem zdobył słuchaczy nie tylko oryginalnymi tekstami, ale także nietypową muzyką. Ciekawe aranżacje z instrumentalnie traktowanym głosem wokalisty, zmianami tempa i metrum, jazzowymi partiami solowymi instrumentalistów (przede wszystkim pianisty) świadczą o twórczych poszukiwaniach Ałaszewskiego i jego kolegów.
Szkoda, że Klan z powodu braku dobrych instrumentów i wzmacniaczy nie osiągnął w pełni profesjonalnego brzmienia. Pozycją na pewno najważniejszą w biografii i dyskografii Klanu jest wodowisko baletowe Mrowisko (scenariusz, scenografia, reżyseria - Marek Lewandowski, muzyka i teksty Marek Ałaszewski, Marek Skolarski, choreografia - Mariquita Compe).
Jego prapremiera odbyła się w ramach Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu w roku 1970. Chwalone i krytykowane - Andrzej Jaroszewski "... spektakl zmusza do refleksji. Długo pozostajemy pod jego wrażeniem...". Marek Dutkiewicz "... teksty i piosenki budzą zastrzeżenia - zwłaszcza osławiona Epidemia Euforii..." wzbudziło zainteresowanie na czym jego autorom i realizatorom chyba najbardziej zależało.
Mrowisko to spektakl o przemijaniu. Marek Ałaszewski wyeksponował ów temat w projekcie okładki płyty. Symboliczny ogień weryfikuje nasze ziemskie dokonania. Pozostają popioły i pomniki....
Czy muzyka Mrowiska pisana do gotowych układów choreograficznych - bez nich i sugestywnej scenografii, broni się sama? Pamiętając, że nagrano ją w marcu 1970 roku - tak! Jest inna od proponowanej przez działające na przełomie lat 60. i 70. polskie grupy beatowo - rockowe. Adresowana do odbiorcy wyrobionego muzycznie, w zasadzie spełnia jego oczekiwania, choć... brzmi czasem skromnie i archaicznie.
Dlaczego Klan istniał tak krótko? Dlaczego zrealizował tylko jedną płytę długogrającą? Kłopoty dnia codziennego, brak środków na zakup profesjonalnej aparatury i instrumentów, rozbieżności i kontrowersje - oto syntetyczna odpowiedź na postawione wyżej pytania. Szkoda, naprawdę szkoda, albowiem kiedy pojawił się Klan, w polskiej muzyce młodzieżowej "powiało świeżością"...
Wiele analiz podaje źródła inspiracji zespołu. Naszym zdaniem trudno tutaj pominąć podobieństwa do kultowego albumu King Crimson z 1969 roku (opisanego przez nas TUTAJ). A jeśli Ałaszewski i koledzy nie znali tej płyty, to cóż.. mogli stać się polskim King Crimson...
Muzycznie jest na albumie kilka genialnych piosenek, ale jak napisał powyżej Nowicki, jest też kilka momentów (a tych nie ma na albumie King Crimson) które jednak nie przetrwały próby czasu.
Na pewno przetrwały ją genialne Nerwy Miast, zagrane przez Tipsy Train i zaśpiewane przez Marka Ałaszewskiego w 2010 roku tak:
Niestety, kilka lat temu artysta przeszedł udar. O tym jak to się stało, i o akcji podjętej przez muzyków celem zdobycia środków na leczenie, opowiadają bliscy w krótkim filmie pt. Koncert:
Istnieje jeszcze kilka obszarów działalności zespołu które będziemy na naszym blogu eksplorować, bowiem Klan kilkakrotnie wznawiał działalność (wydał dodatkowo dwa albumy) a sam Ałaszewski jest wziętym malarzem, którego twórczość zasługuje na osobny wpis.
Mamy nadzieję, że dziennikarze muzyczni z mainstreamu pchają się drzwiami i oknami do Marka Ałaszewskiego celem upamiętnienia historii powstania genialnego Mrowiska.
Nam pozostaje powiedzieć: zdrowia Panie Marku.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Klan - Mrowisko, Muza, 1971, tracklista: Sen, Kuszenie, Nerwy miast, Senne Wędrówki, Taniec wariatki, Taniec czterech, Na przekór, Nasze myśli, Mrowisko, Pejzaż z pustych ram, Taniec głodnego, Epidemia euforii, Sen.