sobota, 7 sierpnia 2021

Ręka zza drzwi Ralpha Gibsona, czyli tajemnica środka płyty Unknown Pleasures Joy Division

Na wewnętrznej stronie okładki Unknown Pleasures znajduje się wycinek z gazety przedstawiający zdjęcie dłoni sięgającej do klamki przez szparę domykających się drzwi. Obraz ten, niczym fotografia zjawy, znalazł Stephen Morris, a Peter Saville później odkrył, że zrobił je w 1969 roku słynny amerykański fotograf Ralph Gibson (ur. 1936 r.) – pisaliśmy o tym TUTAJ . Zdjęcie zatytułowane po prostu Ręka zza drzwi (Hand Through Doorway) weszło w obieg publiczny poprzez publikację Gibsona "The Somnambulist" z 1970 roku, która wraz z książkami Déjà Vu z 1973 i Days at Sea z 1974 stworzyły trylogię. Gibson wydał ją w Lustrum Press, we własnym wydawnictwie założonym po to, aby zachować twórczą kontrolę nad swoją pracą. Po latach określono ją potoczną nazwą Czarnej Trylogii, a wszystko dlatego, że zawiera czarno-białe zdjęcia.


To raczej nietypowe - chodzi o użycie przez Petera Savillea cudzego zdjęcia - bo znany grafik, jeśli nawet korzystał z istniejących dzieł, to zmieniał je, przekomponowywał po swojemu. Aby jeszcze było dziwniej, jeśli chodzi o wybór fotografii, to z opowieści jego autora wynika, iż samo zdjęcie powstało dość przypadkowo. Gibson zrobił je w pokoju hotelowym nr 923 podczas podróży do Meksyku, następnie przypiął obrazek i kilka innych do ściany i… przyjrzał się im. Jak to potem, po latach relacjonował: Doznałem niesamowitego objawienia. Czułem się, jakby mój aparat wyizolował przesmyk, który możemy nazwać rzeczywistością snu, i podłączył mnie do niego. Poczuł wówczas, że tworzenie tego typu artystycznych zdjęć, jest jego powołaniem. Zaprzestał więc wszelkiej komercyjnej pracy i zaczął tworzyć to, co miało stać się jego pierwszą książką. Był to dla artysty bardzo trudny okres, ale udało mu się. W jeden weekend stworzył 36 odbitek, które stały się podstawą The Somnambulist. Wykonanie reszty albumu zajęło trzy lata. 





Nie będziemy tutaj opisywać kolei losu Ralpha Gibsona, stron na ten temat w Internecie jest aż za dużo. Także więc nie musimy rozpisywać o jego początkach w wieku 17 lat, pracy w marynarce wojennej na stanowisku asystenta fotografa wojskowego, a potem w atelier mistrzów fotografii, Dorothei Lang i Roberta Franka, którzy pomogli ukształtować mu własny styl, a następnie o latach samodzielnej kariery fotoreportera dla agencji fotograficznej Magnum… Zamiast tego pokażemy inne jego prace, 






Prawie przez całe życie Ralph Gibson robi czarno-białe fotografie. Artysta operuje kadrem, dzieląc na fragmenty utrwalany temat, przez co jego obrazki stają się pełne tajemnic… a surrealistyczne zestawieniami czasem mają zabarwienie erotyczne… Ważnym elementem jego pracy są zbliżenia i gra emocjami poprzez nasycenie kadru intensywnym światłem. Być może ma to swoje źródła w jego dzieciństwie, bierze się z tych chwil, które spędzał wraz z ojcem - asystentem reżysera - na planie filmów Alfreda Hitchcocka w Hollywood.

Nie wiemy, czy Ralph Gibson wiedział o zamieszczeniu jego zdjęcia na okładce płyty Joy Division, a jeśli nawet o tym wiedział, nie wiemy co o tym sądził, bo dotąd nikt go o to nie spytał (w każdym razie my na taki wywiad nie natrafiliśmy, mimo że przeczytaliśmy cały Internet zgrywając go wcześniej na pendrivea). Ale że lubił muzykę, to pewne. Sam gra na gitarze. Pewnego dnia zatrzymał się w hotelu Chelsea w Nowym Jorku, gdzie przypadkiem spotkał Leonarda Cohena. Zaprzyjaźnił się z nim. Zaprzyjaźnił tak dalece, że zagrał na gitarze w czwartym albumie Cohena New Skin for the Old Ceremony.



Obecnie ma ponad 80 lat. I powtarza, że wciąż czuje, że jest tylko tak dobry, jak jego następne zdjęcie. Zawsze mówię, że twoje następne wielkie arcydzieło jest tylko trzy lub cztery kroki przed tobą, jest tylko jedno pytanie, w którym kierunku mam iść? (LINK).

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 6 sierpnia 2021

Kill Shelter & Antipole: A Haunted Place - album darkwave po który warto sięgnąć


Karierę Karla Mortena Dahla, znanego jako Antipole zaczęliśmy śledzić zanim stało się to modne, a wszystko zaczęło się od naszego wywiadu z muzykiem (TUTAJ). Później pojawiał się na łamach naszego bloga kilka razy, ostatnio jeśli chodzi o dokonania muzyczne w recenzji albumu Radial Glare (TUTAJ) wydanego w 2019 roku. Na tym albumie, jak i w swojej wcześniejszej twórczości artysta przyzwyczaił nas do charakterystycznej gitary błądzącej gdzieś w morzu riffów w okolicach the Cure. I tutaj miłe zaskoczenie, bowiem płyta Kill Shelter & Antipole p.t. A Haunted Place, wydana w roku bieżącym przez znaną nam skądinąd wytwórnię Manic Depression Records (to w tej wytwórni ukazał się doskonały Human Taxonomy zespołu Winter Severity Index opisany przez nas TUTAJ - wywiad z liderką Smioną Ferruci publikowaliśmy TUTAJ) przynosi zmiany. Antipole idzie w kierunku czegoś co jest koktajlem z Sisters of Mercy, the Cure i Clan of Xymox

Robi ten album bardzo dobre wrażenie już od pierwszych taktów utworu Raise The Skies (Podnieście niebiosa). Zaskakuje nie tylko mocnym rytmem, ale jest też idealny na otwarcie z powodu mrocznych, bardzo mocnych jednocześnie i czysto brzmiących wokali Kill Sheltera

Pod tym pseudonimem ukrywa się brytyjski muzyk multiinstrumentalista Pete Burns, współautor muzyki, tekstów a dodatkowo zajmujący się produkcją i masteringiem.

Tak więc na wejście mocno buntowniczy utwór którego clue zamyka się w zwrotce:


These fragile ties we have are broken/ kruche więzi jakie nas łączą są zerwane

The bond we made from a promise in the dark/ Więź jaką stworzyliśmy dając sobie obietnice w ciemności

The things we said, we’d never falter/ Rezeczy które mówiliśmy bez wchania

This is the start of it again/ To ponowny początek tego


Po nim Burn Bright - typowo w stylu Clan of Xymox (mniej więcej z okresu Twist of Shadows). Mocny i krótki tekst o rozstaniu, narrator domaga się oddania grzechów w zamian za obietnice jakie otrzymał (w tym jak i kilku innych utworach usłyszymy bardzo ciekawe chórki w wykonaniu Lynsey Burns). A Kiss in the Rain od początku zwraca uwagę typową gitarą Karla z dawnych czasów, tutaj doskonale komponującą się z mrocznym wokalem i elektroniką. Świetny, melodyjny utwór o...  śmierci. Warto zwrócić uwagę, że jak na razie nie mamy na płycie gorszych piosenek. Pora na utwór numer cztery: Into the Fire - zwalniamy nieco tempo bo to ballada. Ballada o życiu, o bezsensie codzienności w którym jednak tli się płomyk nadziei:


Join me in the darkness/ Dołącz do mnie w ciemności

Join me under the starless sky/ Dołącz pod bezgwiezdnym niebem

Take my hand and walk into

the fire with me again/ Weź mnie za rękę i znowu idźmy przez ogień...


Znakomita ballada i znowu świetne chórki i piękna solówka Antipole

Do końca pozostały cztery piosenki a słuchacz w głębi serca modli się, żeby niczego nie zepsuli. I nie robią tego, choć obiektywnie, album pod koniec zaczyna lekko nużyć. All for Nothing przynajmniej na początku, przypomina Lucretia My Reflection zespołu Sisters of Mercy. Ta perkusja i ten bas.. Jedynie w refrenie Kill Shelter nadaje piosence nieco lekkości. Niemniej w tym utworze mocno czuć klimat Eldritcha i spółki. The Edge of Reason znowu nieco zwalnia a do końca pozostają: Of Roses and Thorns i Every Waking Hour. Pierwszy jest bardzo monumentalny i dotyczy wspomnień minionej miłości, drugi natomiast doskonale podsumowuje cały album.


Lost in the crowd/ Zgubiony w tłumie

Caught in the scheme of things/ Złapany w schemat rzeczy

A downward spiral into darkness/ Spirala w dół w ciemność

A life of demons spared of angels/ Życie demonów ocalonych przed aniołami

With every waking hour/ W każdej godzinie czuwaniea

When the sands have all run out/ Kiedy wyczerpie się piasek 

And there’s nothing left at all/ I nic nie pozostanie

We fall into darkness/ Upadniemy w ciemność

With Every waking hour/ Z każdą godziną czuwania


Reasumując, Antipole wykonał bardzo dobry krok podejmując współpracę z Kill Shelterem. Jak widać owocem współpracy międzynarodowej szkockiego Edinburgha i norweskiego Trondheim może być świetny album, po który warto sięgnąć. Dajemy 5/6 za nieco słabszą od całości końcówkę i wersję jedynie elektroniczną. W epoce powrotu winylu chciałoby się postawić ten krążek na stojaku obok innych mrocznych dzieł gotyku. 

Wracamy jutro - dlatego czytajcie nas - codziennie coś nowego, tego nie ma w mainstreamie.


Kill Shelter & Antipole: A Haunted Place, 2021, produkcja, miksy i mastering: Pete Burns, tracklista: A Haunted Place: Raise The Skies, Burn Bright, A Kiss in the Rain, Into the Fire, All for Nothing, The Edge of Reason, Of Roses and Thorns, Every Waking Hour.

czwartek, 5 sierpnia 2021

Thomas Cooper Gotch: Zachwyt nad pięknem niewinności

Poniższy portret rudowłosej dziewczynki pędzla Thomasa Coopera Gotcha (1854-1931) był wynikiem zakładu. Jeden ze znajomych artysty, znając zamiłowanie malarzy stylu prarafaelitów do rudych modelek, oświadczył, iż Gotch nie będzie umiał namalować rudowłosej osoby, ubranej na czerwono i z rumianymi policzkami. I tak powstał obraz, na którym uwieczniono dwuletnią dziewczynkę Ruby Bone, zapewne gdzieś blisko mieszkającą z rodzicami. Malarz zręcznie zrównoważył ciepłe barwy ubioru, włosów i policzków - bielą sukienki i szarozielonym tłem. 


Prezentowanego dzisiaj w galerii naszego bloga Thomas Cooper Gotch można więc włożyć do szufladki z napisem prerafaelici. Pokazywaliśmy prace innych twórców działających według założeń tego stylu lub nawiązujących do niego (TUTAJ). Gotch prerafaelitą stał się nie od razu. Najpierw, gdy osiadł z żoną w Newlyn, malował realistyczne widoczki, lecz po wizycie we Florencji w 1891 roku zmienił technikę, przestał używać stonowanych półtonów na rzecz połyskliwych, czystych barw, tak charakterystycznych dla malarstwa renesansowego. 




Gotch zmienił manierę, lecz nie tematykę swoich obrazów, którą realizował nawet bardziej konsekwentnie. Wprawdzie w opracowaniach dotyczących tego twórcy krytycy zgodnie podają, że był luźno związany z ruchem prerafaelitów, niemniej po obejrzeniu jego prac nie można się z tą oceną zgodzić. Mimo symbolicznego znaczenia a może właśnie dlatego, obrazy Thomasa Coopera Gotcha wypełniały wytyczne owego nurtu. 



Malarz najchętniej malował młode kobiety, wręcz dzieci. Ulubioną modelką stała się jego córka Phyllis, którą można rozpoznać na wielu obrazach. Co ich twórca chciał nam przekazać, obecnie do końca nie wiadomo. Są różne interpretacje jego dzieł. Jedni twierdzą, że są prostym przekazem zachwytu nad pięknem niewinności, nostalgią za szybkim przemijaniem. Inni doszukują się głębszych treści, łącznie z personifikacja teorii Junga o archetypie dziecka, które tkwi w osobowości każdego człowieka. A jeszcze inni widzą po prostu ładną kompozycję, czysto dekoracyjną, bez żadnych szczególnych znaczeń. My nie skłaniamy się do żadnej z tych teorii, zostawiając interpretację naszym czytelnikom.




Na pewno postacie dziewcząt czy dzieci nie są radosne. Z poważną miną, nawet cokolwiek tragiczną, spoglądają na nas, ludzi XXI wieku, którzy miotają się, podczas gdy one, zastygłe w bezruchu, mają czas… Ten spokój modelek Gotcha, sprawiający wrażenie aż martwoty, w pewien sposób przesądził o popularności. Może poza granicami Wielkiej Brytanii twórczość artysty nie jest szczególnie znana, lecz malarz już za życia odniósł sukces i cieszył się dużym uznaniem publiczności. Był stałym wystawcą w londyńskiej Royal Academy, a także brał udział w innych wystawach w kraju i za granicą. Nawet dzisiaj jego prace są nadal regularnie pokazywane i często stanowią przedmiot studiów akademickich.



Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 4 sierpnia 2021

Joy Division w książce Shadowplayers Jamesa Nice'a cz.6: Too Young to Know, Too Wild to Care - niezrealizowany film z udziałem Joy Division, Futurama i Annik Honore



Poprzednie części streszczenia fragmentów poświęconych Joy Division w książce Jamesa Nice'a można odszukać (kolejno od pierwszej do piątej) TUTAJTUTAJTUTAJTUTAJ i TUTAJ.

Przed wydaniem Transmission zespół ruszył na koncerty. Zagrali w Londynie w Prince of Wales Conference Center z Essential Logic i dwoma początkującymi kapelami z Liverpoolu: Echo and the Bunnymen i The Teardrop Explorers. Oba zespoły nagrały płyty dla ZOO stąd pojawił się pomysł imprezy ZOO Meets Factory Halfway (warto zobaczyć TUTAJ). 

Kolejnym ważnym wydarzeniem był koncert zespołu na Futuramie w Leeds (warto zobaczyć TUTAJ i TUTAJ). Według wszelkich opinii, zespół skradł show pierwszego dnia.


W tym czasie powstał film No City Fun (pisaliśmy o nim TUTAJ) Charlesa Salema według scenariusza Liz Naylor z trzema piosenkami Joy Division. Budżet filmu wynosił 25 GBP w ramach jego wyprodukowano dodatkowo Factory Flick. Filmy puszczane były w Scala Cinema w Londynie 13.09. 1979 roku razem z dwoma piosenkami Joy Division nagranymi przez Malcolma Whiteheada w Bowdom Vale Youth Club w Altrincham (warto zobaczyć TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ).



Przyjęto całość entuzjastycznie, na wszystkich trzech seansach sala była pełna. Opinia Iana była jak najbardziej pozytywna, choć tylko on chciał rozmawiać o filmie. Po tym sukcesie Tony Wilson postanowił zrealizować dłuższe dzieło, Too Young to Know, Too Wild to Care. Miał to być rodzaj thrillera szpiegowskiego. Scenariusz miała napisać Nailor, w roli głównej mieli wystąpić A Certain Ratio, ale mieli też w filmie pojawić się Joy Division i the Distractions, Don Tonay i John Cooper Clarke. Muzykę miał napisać Vini Reilly

Dla Nailor to było trudne zadanie - nie miała ani konta bankowego ani nawet maszyny do pisania.  Napisała około 6 stron scenariusza ręcznie. ACR i the Distractions mieli w nim porwać Iana Curtisa i  w ten sposób miało dojść do rozpadu Joy Division. Wszystko zostało zarchiwizowane pod numerem katalogowym FAC 20 (warto zobaczyć TUTAJ) co denerwowało Naylor, bo ta nawet nie zachowała notatek scenariusza. Wg. Tony Wilsona Naylor zniknęła z zaliczką, i w ten sposób projekt został unicestwiony. 

Po realizacji trzeciego albumu studyjnego the Buzzcocks postanowili wyruszyć w trasę i zaprosili na nią Joy Division. Trasa miała trwać do listopada i obejmować UK. W planach Buzzcocks było granie nieco lżejszej muzyki, i zajęcie pozycji na rynku, jaką zajmowało Joy Division. Na czas koncertów wszyscy członkowie Joy Division rzucili swoje prace i zarabiali około 35 GBP tygodniowo. Nie były to znaczne pieniądze, więc na trasie poruszali się starym busem - Fordem Cortina. Nasiliły się regularne ataki u Iana Curtisa, a po ataku w Bournemouth wezwano karetkę pogotowia. 

Trasa była wyczerpująca zdrowotnie i jak to nazwał Curtis soul- destroying. Nikt jednak tym się nie przejmował. Pojawiły się za to problemy z niezbyt imponującą sprzedażą Transmission. Początkowo sprzedano połowę z 10 000 płyt jednak Rob Gretton nie żałował decyzji o nieprzeznaczaniu specjalnych środków na promocję.                          

Ian Curtis miał coraz więcej problemów, nie tylko zdrowotnych, co stwarzało niebezpieczeństwo rozpadu zespołu. W międzyczasie urodziła mu się córka i zakochał się w Annik Honore. Factory byli jak rodzina, szybko pozbywali się osób niewygodnych, tak też stało się w stosunku do ciężarnej Deborah, która nie pasowała do obrazu gwiazdy rocka - jej męża. Annik z kolei była atrakcyjna i wolna. Urodzona w  małym mieście Mons przeniosła się do Brukseli w wieku lat 20. Stamtąd podróżowała po Europie uczestnicząc w koncertach i prowadząc swój fanzine En Attendant (pisaliśmy o nim TUTAJ).


W 1979 roku przeniosła się do Londynu, gdzie mogła realizować się jako fanka Siouxsie and the Banshees, była też wielką fanką Unknown Pleasures...

Ciąg dalszy nastąpi.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 3 sierpnia 2021

Fotografie Kumi Yamashita: gdzie kultura Wschodu spotyka Zachód

Kumi Yamashita to japońska artystka (ur. 1968), która obecnie mieszka i pracuje w Nowym Jorku. Jej prace są niezwykłą kompilacją elementów materialnych i niematerialnych, bo na ich wizualny efekt składa się namacalna bryła oraz cień jaki rzuca, uzyskany przez pojedyncze źródło światła. Rezultat utrwala za pomocą aparatu fotograficznego.









Kumi urodziła się i wychowała w Japonii, na przedmieściach Tokio w artystycznej rodzinie. Jej matka była projektantką mody, a ojciec rzeźbiarzem i wykładowcą wzornictwa przemysłowego. Imię nadane jej właśnie przez ojca zdeterminowało całe jej życie, bo słowo Kumi zapisuje się po japońsku przy użyciu dwóch piktogramów, pierwszy znak  tłumaczy się jako robić lub tworzyć, a drugi znak  tłumaczy się jako piękno, więc de facto nie mogła robić nic innego niż dzieła sztuki. Sama artystka przyznaje, że urodzenie w tradycji japońskiej wywarło największy wpływ na to, kim jest i jak postrzega świat. Jej prace są niejako wizualnym odbiciem esencji estetyki jej kraju, wyrażającej się najlepiej w poezji haiku, ikebanie, ogrodach zen… A jednocześnie, gdy Kumi dorosła, coraz bardziej ciekawiła ją i fascynowała kultura Zachodu, ów popularny, przekazywany przez media przekaz ideologii, którym epatuje np. programy typu Ulica Sezamkowa (LINK). Dlatego już w wieku nastu lat skorzystała z wymiany uczniów i wyjechała w liceum do USA, a po latach zdecydowała się tam zamieszkać. Wcześniej uzyskała tytuł magistra sztuk pięknych w Glasgow School of Art oraz tytuł licencjata sztuk pięknych w Cornish College of the Arts w Seattle (więcej informacji biograficznych można znaleźć na jej stronie internetowej LINK). A mimo to, mimo wielu lat życia w Ameryce, nie jest w stanie, jak to sama określa uwolnić się od przesądów. W jednym z wywiadów z humorem stwierdza, że w Japonii jest ich tyle, że gdyby wierzyć we wszystkie, nie można by wyjść z domu.  Jeden z nich to kotodama, co dosłownie oznacza słowoduch. Jest to przekonanie o tym, że słowa posiadają moc, i wypowiedzenie niektórych z nich, może wpływać na wydarzenia w życiu, dlatego artystka stara się mówić świadomie (LINK). Wydaje się, że akurat to przeświadczenie jest powszechne. W naszej cywilizacji słowom także nadaje się ukrytą moc. Mówi się nawet, że można słowami kogoś zabić.


 Z osób, które stanowią dla niej źródło inspiracji, i to niekoniecznie z dziedziny sztuk plastycznych, wymienia Charliego Chaplina, którego twórczość jest dla niej jednocześnie smutna i wesoła, bo obejmuje całą symfonię emocji… Z muzyki najbardziej fascynuje ją Erik Satie, którego dzieła szczególnie wyzwalają jej wyobraźnię, a także Ivo Pogorelic oraz animator Jurij Norsztejn (LINK). Nie pozostaje nam zatem nic innego niż puścić krótki, lecz chyba najbardziej zanany utwór Erik Satie. Jednocześnie smutny i wesoły jest chyba najlepszym komentarzem sztuki Kumi Yamashita




Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 2 sierpnia 2021

Isolations News 152: Hooky w trasie, Sisters of Mercy tribute z udziałem m.in. Antipole, Zanias w wywiadzie, Rock Na Bagnie relacja, Stranglers live, Dusty Hill i Joey Jordison RIP, Muzeum Cobaina, Smashing Pumpkins, Vangelis nagrywają a Numan wydaje


Peter Hook na dobre ruszył w trasę koncertową. Teraz występuje na terenie Wielkiej Brytanii, ale zaplanowane ma koncerty w całej Europie i w Australii oraz Nowej Zelandii prawie do końca przyszłego roku. Pełna lista i linki do zakupu biletów jest TUTAJ

Nie mamy najmniejszych wątpliwości, że Hooky i jego band obecnie najlepiej odtwarzają brzmienie Joy Division. Naszą relację z ich występu we Wrocławiu opisaliśmy TUTAJ i TUTAJ.


Nazywająca się jakoś dziwnie znajomo Unknown Pleasures Records (powszechnie znana jako UPR), międzynarodowa wytwórnia muzyczna z siedzibą w południowej Francji, opublikowała album w hołdzie The Sisters of Mercy zatytułowany po prostu Honori II Tribute To The Sisters OF Mercy & The Sisterhood. Są na nim covery piosenek zespołu, wykonane przez różne grupy muzyczne, m.in. Kill Shelter wraz z Antipole.


Jak słychać jest to całkiem ciekawa wersja Nine Will Nine z debiutu SOM. Z muzykiem  rozmawialiśmy TUTAJ. Wersję na CD można zamówić TUTAJ.


Skoro już pojawił się artysta z którym rozmawialiśmy, to pora o innym, też goszczącym na łamach naszego bloga. Mowa o Zanias, która udzieliła wywiadu Alessandro Violante (LINK). Zapowiedziała w nim wydanie 6 września nowego albumu Unearthed. Nasz wywiad jest TUTAJ i dotyczy innego projektu Zoe, czyli Black Rain.


Rozmawialiśmy też z Jackiem Żabą Żędzianem (TUTAJ) - szefem szefów festiwalu Rock na Bagnie. Pojawił się filmik relacjonujący przebieg tegorocznej edycji festiwalu i gra powyżej.



Jeśli weszliśmy w klimaty live - warto przypomnieć, że the Straglers ruszą w trasę po Europie, zaczynają od Belgii potem koncertują w Niderlandach, Danii Szwecji, Polsce (9 listopada w klubie Stodoła w Warszawie, a 11 w A2 we Wrocławiu), następnie odwiedzą Węgry, Słowację, Włochy, Szwajcarię, Niemcy i zakończą we Francji. A wszystko dlatego, że 10 września opublikują nowy album (LINK). 

Szczerze to obecny skład zespołu to już nie to, bez Cornwela który odszedł i  Greenfielda który był zszedł, naszym zdaniem no future for Stranglers.


Skoro mowa o tych co zeszli - w wieku 72 lat zmarł Dusty Hill, basista ZZ Top. Zmarł we śnie (LINK). 

Hołd oddali mu muzycy Foo Fighters podczas koncertu w Cincinnati. Taylor Hawkins założył nawet koszulkę z napisem Dusty RIP (LINK). Bliższy ogląd wskazuje, że napis wykonał pastą do zębów. 

W wieku 46 lat zmarł też perkusista Joey Jordison, założyciel Slipknot. Z pierwotnych członków zespołu został więc tylko jeden, Crahan

Jordison odszedł z zespołu w 2013 roku bo zapadł na chorobę neurologiczną. Wyzdrowiał i założył kolejne zespoły... (LINK). Zmarł jak Hill, też we śnie. Wnioski z tego są proste - w okolicach 50-tki strach oko zmrużyć.


Za to czujności bezsennej nie zachował nieżyjący już Cheb I Sabbah, który był jednym z najważniejszych i najbardziej wpływowych artystów na scenie Global Fusion. Jego sześć albumów z wytwórni Six Degrees Records łączyło tradycyjną muzykę Azji Południowo-Wschodniej, Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu z tym, co nazywał DJ Science. Przed swoją przedwczesną śmiercią w 2013 roku nagrał ostatnią płytę, a Keep Coming Back jest pierwszym singlem z tego projektu. Piosenka została napisana wspólnie i zawiera wokale legendarnego wokalisty Bauhausu Petera Murphy'ego, a także Azam Ali, która współpracowała z zespołem Nijaz. EP-ka z trzema utworami ukaże się 6 sierpnia 2021 roku, przeddzień 74. urodzin Cheb i Sabbah i zawiera remiksy Azam Ali i Opium Sabbah (LINK).


Innym nieżyjący, tym razem z własnego wyboru, jest legendarny wokalista Nirvany. Ale dom rodzinny Kurta Cobaina stanie się turystyczną atrakcją. W planach jest stworzenie wewnątrz wystawy o muzyku, a obecny współwłaściciel domu, Lee Bacon, poinformował, że plany odtworzenia domu i przywrócenia jego wyglądu z czasów dzieciństwa Cobaina są ukończone w 90 do 95 procentach (LINK).

Nie można tak z Ianem Curtisem? Kiedy przy 77 Barton Street otwarte zostanie muzeum? No tak dom Cobaina to przecież w USA...


Właśnie. Stąd być może, z tego specyficznego podejścia bierze się fakt, że zabytki Wielkiej Brytanii mogą stracić status światowego dziedzictwa, ostrzega Unesco. Zapowiedź ta wywołana została planami  budowy dwumilowego tunelu w Stonehenge, który może zniszczyć stojący tam prehistoryczny kamienny krąg. Może lecz nie musi... (LINK).



Za to musi być zabawa. W sobotę 7 sierpnia zagrają DJ Dave Haslam i Demented Disco - w Feniscowles And Pleasington War Memorial Recreation Gro w Blackburn - szczegóły TUTAJ.

My bawimy się przy zupełnie innej muzyce. Może wzbogaci się nasz zestaw obowiązkowy, bowiem Smashing Pumpkins pochwalili się w wywiadzie, że są w połowie pracy nad kolejnym dużym albumem (LINK). Ma zawierać aż 33 nowe utwory! 

Zespół nagrywa w składzie Corgan, Iha, Chamberlain i Schroeder, więc jest szansa której nie ma w przypadku the Stranglers. Jesteśmy pewni, że szanse byłyby większe, gdyby na albumie za Schroedera (czy to nie jest aby niemieckie nazwisko?) zagrała D'Arcy Wretzky. Ta jednak... Ale o tym napiszemy niedługo.    

Nowości ciąg dalszych - Vangelis udostępnił pierwszy utwór z albumu Juno To Jupiter - In The Magic Of Cosmos, który ukaże się w wersji CD i digital 24 września. Dzieło, zainspirowane misją NASA - wysłania sondy kosmicznej Juno na Jowisza - jest wielowymiarową, muzyczną podróżą, zanurzoną w dźwiękach kosmosu, połączonych z głosem divy operowej Angeli Gheorghiu.

Zestawy z edycji limitowanej dostępne są w przedsprzedaży w oficjalnym sklepie artysty TUTAJ. W nagraniu wykorzystano dźwięki z sondy Juno z tych jej modułów, które zostały wysłane z powrotem na Ziemię oraz z tych, które nadal badają Jowisza i jego księżyce.


Skoro o nowościach - to Genesis wyda boxset The Last Domino? który będzie zawierać zestaw czterech LP lub dwóch płyt CD. Pudełko ukaże się 17 września. Jednocześnie zespół zapowiedział trasę koncertową we wrześniu i październiku po Wielkiej Brytanii a w listopadzie i grudniu po USA (LINK). 

Genesis skończyli się po odejściu Gabriela. Amen.

Z nowości tym razem drukowanych - Gary Numan ogłosił wydanie swojej autobiografii (R)evolution, której wersja na papierze pojawi się 6 września (LINK).

My wracamy już jutro - czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

niedziela, 1 sierpnia 2021

Z mojej płytoteki: EAST - live w Csepel - znakomity koncert z 1981 roku


Powracająca do nas wielką falą era płyt winylowych powoduje wznawianie albumów CD na tym (naszym ulubionym) nośniku. Tak też stało się z nagraniem live najlepszego węgierskiego zespołu progrockowego EAST, wydanego pierwotnie w wersji cyfrowej (LINK).

Jest to bardzo ważne wydawnictwo z kilku powodów. Po pierwsze, pochodzi z najlepszego okresu grupy, czyli czasów wydania Jatekok - debiutu z 1981 roku właśnie, i przed wydaniem genialnego Huseg z roku 1982 roku (pisaliśmy o tym albumie TUTAJ). Po drugie, to jedyne oficjalnie wydane nagranie koncertowe zespołu z tego okresu. Co prawda na naszym blogu omawialiśmy występ z polskiej TV (TUTAJ) i to też w tamtym składzie, jednak koncert w naszej telewizji grany był z playbacku. Na omawianym dziś podwójnym winylu mamy idealną jakość (nagranie z konsolety), co rodzi podejrzenia, że być może pochodzi ono z kolekcji basisty zespołu Petera Moczana, który jest producentem płyty. Jest to podwójny winyl, zakupiony w jednym z węgierskich dyskontów (TUTAJ) wydany z arcyciekawą szatą graficzną i zawierający w środku nieznane wcześniej zdjęcie EAST.


Dlaczego okres Jatekok i Huseg uważam za najlepszy? Kto w tamtych czasach nabywał albumy grupy, a były dystrybuowane w Domach Książki, ten zapewne pamięta, jakim przeskokiem było przejście od Huseg do Resek a Falon... Po pierwsze bardzo kolorowa okładka, co prawda w podobnym stylu do poprzednich niewątpliwie wzorowanych na Revolver Beatlesów i grafice Klausa Vormanna, co już wróżyło zmianę. Po drugie inny wokal i zmiana muzyczna w zupełnie kosmicznym, bardziej komercyjnym a dla mnie wtedy trudno strawnym kierunku (oczywiście na płycie Resek a Falon nie brakuje kilku znakomitych piosenek, ale o tym kiedy indziej)... 

Z nieznanych mi powodów omawiany dziś album to okładkowo kolejny zwrot. Chyba fanom progrocka nie trzeba mówić w jakim kierunku - więc może wstawię tylko tak dla porównania i zostawię bez komentarza. 


Kto chce poznać historię okładki Animals Pink Floyd, może zrobić to TUTAJ

Przejdźmy zatem do muzyki. Mamy na albumie głownie piosenki z Jatekok i Huseg, oraz jeden koszmarek - ja odbieram go jako zapchajdziurę - na stronie D utwór 2 - cover Just the Blues Eddie Boyda. Po co tam go umieszczono? Chyba żeby zepsuć dobre wrażenia bo reszta to absolutnie genialne obcowanie z rockiem progresywnym najwyższych lotów.




Brakuje mojego ukochanego Varni Kell jednego z najciekawszych utworów w historii rocka progresywnego. Usłyszeć go live to by było coś, ale przecież mimo że o Jatekok jeszcze nie pisaliśmy (ale zrobimy to) możemy przecież go sobie zagrać w wersji studyjnej, by zachęcić do sięgnięcia do tych dwóch albumów...


Płyta została zrealizowana w wersji CD w TOM TOM Studio w 2012 roku, a jej remastering na winyl w 2018 roku w studio R27. Koncert pochodzi z miasta Csepel, które od dawna jest przedmieściem Budapesztu.
 

Więcej detali technicznych, jak i skład zespołu poniżej:


Niestety wewnątrz jest na pewno ciekawy tekst (pojawia się w nim Solidarność i SBB) ale jest on w języku węgierskim. Szkoda, że wydawca ciągle nie docenia EAST - jednego z najważniejszych zespołów bloku socjalistycznego i światowego rocka progresywnego. Za to robimy to my, i będziemy jeszcze to robili kilkakrotnie.

Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Próba tego, co jest na płycie, niestety na YT jest tylko jeden utwór z albumu:


EAST - Csepel live 1981, Producent Peter Moczan, R27 Studio, 2018, trackista: Talán hajnalodik, Nyitány, Messze a felhokkel, Szállj most fel, Kék-fekete látomás, Gyémántmadár, Közjáték, Lélegzet, Nézz rám, Üzenet, Epilog, Remény, Just the Blues.

Arcyważny album - nie może być innej oceny, to muzyka która po prostu powala, mimo upływu lat... 6/6