sobota, 9 listopada 2019

Z kasety magnetofonowej: Lacrimosa - Stille - gotyk z iskrą nadziei

Dzisiaj piąty album studyjny, wydany w 1997 roku, kultowej już szwajcarskiej Lacrimosy... Szczerze mówiąc ich twórczość przestałem śledzić po Echos (rok 2003). Kierunek w jakim poszli, moim zdaniem jest zbyt symfoniczny, a swoje najlepsze czasy zespół miał gdy brzmiał bardziej metalowo i postpunkowo, jak choćby na prezentowanym dziś wydawnictwie.
Album otwiera Der erste Tag, na początku ze wstępem orkiestry i znakomitymi wokalami. Narrator nie chce poddać się tej, w której oczach świeci śmierć, arogancja i ślepa furia... Znakomite wejścia gitar i to brzmienie, które wtedy było znakiem rozpoznawczym zespołu.
Not every pain hurts nostalgiczny i znakomicie zaśpiewany przez Anne Nurmi jest zestawem dobrych rad. Przesłanie piosenki jest w stylu Nietzsche, bowiem doświadczenia czynią człowieka mocniejszym i nie każda rana boli... Utwór charakteryzuje typowe dla Lacrimosy z tamtych czasów, budowanie napięcia. Po nim Siehst du mich im Licht? śpiewany w duecie, który jest nico słabszym momentem tego albumu. Za to po nim znakomity Deine Nähe, o ślepej miłości, ignorowaniu i niezgodzie. Narrator zauważa swoje ograniczenia, które czynią że jego uczucie jest odrzucone.

Jestem uwięziony w moim świecie
W mojej przeciętności
Co mam ci powiedzieć?

To Lacrimosa którą najbardziej lubię. I docieramy już do połowy albumu. Stolzes Herz, momentami bardzo szybki opisuje współczesne społeczeństwo, mówi o tym, że po upadku zawsze trzeba się podnosić. Wstać mimo bólu... Znakomity jest przerywnik na perkusji, który nadaje temu utworowi niesamowity nastrój. Szybko jednak wybudza nas z niego ostra gitara. Po nim patetyczny Mein zweites Herz, o swoistego rodzaju rozdarciu a po nim Make it end. To niewątpliwie najlepsza piosenka na tym albumie. 

Posłuchaj ciszy
Usłysz, jak płynie twoja krew
Szukaj prawdy
Usłysz ciszę
Wspomnienia, które doprowadziły cię do szaleństwa
 
Słuchaj, usłysz w jądrze strachu
Jak inaczej
To płonie
Dawać wszystko
I nie dostawać nic w zamian 
Spraw, by to się skończyło
Nie zmuszaj się już więcej do cierpienia
Nigdy więcej pustych obietnic
Idź znaleźć swoją prawdę
I zaakceptuj ją!
Niech to się skończy
Nigdy więcej poniżających wymówek
Musisz
Podnieść swoje słabe skrzydła
Choćby tylko na jeden dzień
Choćby tylko na jeden dzień
Obserwowałam twoją purpurową krew
Czującą gorzki smak 
Umierających ambicji
Potem cienie w twoich oczach
Jak mogłeś stracić dążenie
Do bycia żywym?
 
Bez wahania
Przestałeś istnieć
Wbrew własnym potrzebom
 
Wyjdź i ucieknij
Zbierz rozłupane części
Rozwiąż zagadkę i przeżyj
Zaufaj sobie
Możesz być słaby
Rozbite emocje
Kiedy oglądasz maski
 
Brak słów dla zaufanych
Kiedy wszyscy cię zawiodą
Niech to się skończy
 
Nie zmuszaj się by cierpieć
Nigdy więcej pustych obietnic
Idź znaleźć prawdę dla siebie
I zaakceptuj ją!
Niech to się skończy
Nigdy więcej poniżających wymówek
Musisz
Podnieść swoje słabe skrzydła
Choćby tylko na jeden dzień

ISOLATIONS: Zastrzegamy sobie prawa autorskie do tłumaczeń tekstów


Tym właśnie styl Lacrimosy różni się od innych zespołów gotyku. Oni widzą w tej ciemności jakieś światełko. Dzisiaj po latach już wiemy, że są głęboko wierzący, a Tilo Wolff jest nawet kapłanem jakiegoś kościoła. To oczywiście jego prywatna sprawa, choć zapewne w jakiś sposób rzutuje na teksty. 

Do końca albumu pozostaje jeszcze jeden utwór:  Die Strasse der Zeit który zaczyna się od patetycznego chóru i jest swoistego rodzaju podróżą historyczną... 

Piękną i jakże typową dla Lacrimosy.
 

Na koniec dobra wiadomość: zespół wznowił wszystkie płyty z początków istnienia na winylu... Warto mieć, a my na pewno wrócimy do ich twórczości jeszcze nie raz. 

Dlatego czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
 

Lacrimosa - Stille, Hall of Sermon 1997, producent: Tilo Wolff, tracklista: Der erste Tag, Not every pain hurts, Siehst du mich im Licht? Deine Nähe, Stolzes Herz, Mein zweites Herz, Make it end, Die Strasse der Zeit

piątek, 8 listopada 2019

Kto pamięta jeszcze kasety STILON GORZÓW?

Kaseta stilonowska. Dzisiaj ta nazwa przeciętnemu człowiekowi już nic nie mówi, lecz w latach 80 i 90 XX w. wywoływała szybsze bicie serca. Kasety magnetofonowe były wtedy produktem cennym i trudnym do nabycia. Zresztą jak wszystko w tamtych czasach w Polsce, kiedy to na półkach sklepowych stały jedynie ocet i sól.
 
Kasety z taśmą magnetofonową produkowały wówczas jedynie Gorzowskie Zakłady Włókien Sztucznych "Stilon" w Gorzowie Wielkopolskim. Urządzono je w kompleksie fabryki wzniesionej w 1936 roku jako filię Wolfen Filmfabrik, utworzonej w 1909 roku do produkcji najpierw aniliny a od 1925 roku taśm fotograficznych, papieru fotograficznego i... pierwszej w świecie kolorowej taśmy filmowej Agfacolor Neu. Ten wynalazek spowodował tak znaczną rozbudowę fabryki w Wolfen, iż w czasach III Rzeszy stała się największą fabrykę włókien sztucznych na świecie. Stamtąd pochodziła niemiecka  celuloza uzyskana na bazie rodzimego surowca drzewnego, którą następnie przetworzono w włókna syntetyczne (najbardziej znana z nich była Vistra). 
 
W 1943 r. Wolfen Filmfabrik rozpoczął produkcję taśmy magnetycznej, którą z powodów technicznych przeniesiono z Ludwigshafen nad Renem do Wolfen. W tym samym roku przy fabryce powstał obóz koncentracyjny, dokąd przeniesiono 250 więźniów (głównie kobiet) z  Ravensbrück. Fabryka gorzowska, której budowę rozpoczęto - jak już wspomnieliśmy w 1936 r. - a zakończyć planowano w końcu lat 40., pełniła ważną rolę w militarnym przygotowaniu Niemiec do wojny. Podczas działań wojennych w fabryce, podobnie jak centrali, zatrudniani byli robotnicy przymusowi. Według stanu z 1 XII 1944 r. w gorzowskich zakładach pracowało 638 jeńców cywilnych i 247 jeńców wojennych.
 

Zaraz po wojnie zakłady AGFA zlokalizowane w Wolfen Filmfabrik oraz podległych filiach w Berlin-Lichtenberg, Premnitz, Gorzowie Wlkp., Munich-Camerawerk, Bobingen, Rottweil, które produkowały materiały fotograficzne, sztuczny jedwab, włókna syntetyczne , wełnę celulozową, celulozę i ozalid zostały skonfiskowane przez wojska sowieckie i przekształcone w spółkę akcyjną. Wyposażenie do produkcji jedwabnych nici poliamidowych w Gorzowie Wlkp. zdemontowano i wraz z obsługującymi inżynierami wywieziono w głąb Związku Sowieckiego, gdzie jednak nie uruchomiono produkcji...  W 1948 roku puste, zdewastowane budynki przekazano polskiej administracji cywilnej.

Tymczasem w Polsce w 1946 roku w Jeleniej Górze udało się wyprodukować pierwszy polski kaprolaktam, który pozwolił na przemysłową produkcję włókien poliamidowych. Kilka lat później, Zarządzeniem Ministra Przemysłu Lekkiego z dnia 18 sierpnia 1949 roku, w utworzono Gorzowskie Zakłady Włókien Sztucznych w budowie. Ich oficjalne, uroczyste otwarcie nastąpiło w dniu 7 lipca 1951 roku. Zaczęto w nich wytwarzać nici syntetyczne, których produkcja pełną parą ruszyła jednak dopiero w 1966 r., gdy Polska zakupiła licencje. Pozwoliły one na produkcję folii, taśm filmowych i błon do zdjęć rentgenowskich. W latach 70. gorzowska fabryka zaczęła wypuszczać taśmy do magnetofonów szpulowych,  najpierw tylko dla profesjonalistów – radiowców, dźwiękowców i muzyków. Dopiero gdy w kilka lat później pojawiły się magnetofony szpulowe na licencji Grundiga z Zakładów Radiowych im. Kasprzaka w Warszawie, w Stilonie rozpoczęto produkcję taśm dla zwykłych odbiorców.



Co ciekawsze, taśmy te pojawiły się dzięki licencji niemieckich zakładów AGFA (których częścią - przypomnijmy do 1945 r. były zakłady w Gorzowie Wlkp, czyli: Zakłady Włókien Chemicznych "Stilon", w skrócie: ZWCH STILON). Taśmy sprzedawane były w specjalnych pudełkach po dwie sztuki (jedna nośna a druga zwrotna), o średnicy 15 cm i długości 540 metrów (czyli ponad 0,5 km). Standardowa ich prędkość wynosiła 9,5 cm na sekundę, co pozwalało na nagranie muzyki przy dwuścieżkowych 2 × 90 minut a przy czterościeżkowych ten czas był podwójny. Taka taśma kosztowała wtedy 250 złotych, co jak na dzisiejsze realia daje jakieś 100 złotych. Jak możemy zatem zauważyć, jej cena była wysoka, lecz taka taśma mogła być używana kilkakrotnie, ponieważ kupowało się czystą taśmę i trzeba było ją samemu zapełnić. Nie było w sprzedaży – w zasadzie - nagranych taśm. Najczęściej przegrywano muzykę z radia, lub z płyt gramofonowych, których dystrybucja w Polsce była bardzo ograniczona i a ceny niebotyczne. Jednak prawdziwy bum na taśmy nastał wraz z erą magnetofonów kasetowych i radiomagnetofonów, które były znacznie tańsze do magnetofonów szpulowych i lżejsze, przez co w zasadzie każdy w Polsce w krótkim czasie je miał u siebie w domu. I znów monopolistą taśm do takich urządzeń był gorzowski Stilon.
 
Wielki popyt na nowy nośnik spowodował nagły wzrost produkcji i rozbudowę firmy. I tak pod koniec lat 80. ZWCH STILON był przedsiębiorstwem wielozakładowym, zatrudniającym ponad 7500 osób. Taśmy, które produkowano były nadal czyste i można je było oczywiście nagrać samemu, tak samo jak w przypadku taśm do magnetofonów szpulowych, lecz w kraju zaczęły już działać niezależne, małe wytwórnie produkujące nagrania. Najbardziej znanymi producentami tego typu wydawnictw były: Eurostar, MB, Elbo, Takt, Poker, Max Studio, Music World, GM Music, Mag Magic, MG, Phoenix, Asta, Amigos, OK!, Orion, Boss Music, Omega Music. Szczyt ich popularności datuje się na lata 1990-1993. Były to oczywiście w dużej mierze nagrania pirackie, więc wkrótce wprowadzono kasety licencjonowane z hologramem potwierdzającym ich legalność. Wypuszczały je pierwsze polskie niezależne wytwórnie takie jak Baron czy Izabelin Studio. Jednak cena za taką kasetę była ponad dziesięciokrotnie wyższa niż za piracką i ich sprzedaż gwałtownie spadła. Zresztą w końcu lat 90. weszły na rynek płyty CD, niewiele droższe od kaset z hologramem a lepiej wyglądające.  I tak era kaset magnetofonowych odeszła w przeszłość, choć nie do końca, bo obecnie obserwuje się ich reaktywację (o czym więcej TUTAJ).
 
A co ze Stilonem? Wszystko zmieniło się po 1989 roku. Nowa sytuacja (tzw. urynkowienie produkcji) zmusiła zarząd Zakładów do radykalnych zmian organizacyjnych i strukturalnych. 30 stycznia 1992 r. nastąpiło przekształcenie przedsiębiorstwa w jednoosobową spółkę Skarbu Państwa. 12 września 1995 roku akcje ZWCH STILON S.A. stały się częścią Narodowych Funduszy Inwestycyjnych - II NFI. W pierwszym kwartale 1996 roku pracownicy otrzymali 15 % akcji przedsiębiorstwa. ( 33 % - II NFI; 27 % pozostałe NFI; 25 % Skarb Państwa). Od 1998 roku większościowym udziałowcem Stilonu została grupa przemysłowa Rhodia i Nylstar. W roku 2003 nastąpił podział firmy na trzy części. W Stilonie pozostała produkcja włókien tekstylnych a właścicielem została firma Nylstar, produkcję granulatów oraz produkcję monofilamentów przejęły firmy koncernu Rhodia. Po roku 2008 właścicielem Stilonu została polska grupa Martis. Obecnie teren zakładu ulega ciągłym przekształceniom i podziałom własnościowym... Część budynków służy celom nieprodukcyjnym, część uległa zniszczeniu, część nie jest wykorzystywana. Sic transit gloria mundi...
 
Możemy zobaczyć jak teraz wyglądają zakłady - niegdyś kultowego produktu fanów zespołów undergroundowych, a w zasadzie najciekawsze budynki na ich terenie. Wszystkie tworzą jednorodny, modernistyczny zespół, wzniesiony według najlepszych wzorców architektury funkcjonalnej tak ulubionej przez władców III Rzeszy, o której pisaliśmy niedawno TUTAJ







Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

Literatura:
 
LINK
 
Materiały archiwalne znajdujące się w Archiwum Państwowym w Gorzowie Wlkp.  LINK

czwartek, 7 listopada 2019

Shadowplayers: Fakty i mity o Factory Records cz.14 - samobójstwo Iana Curtisa


Od jakiegoś czasu omawiamy na naszym blogu dokument Jamesa Nice'a Shadowplayers, czyli fakty i mity o wytwórni Factory Records

Tak też w części pierwszej (TUTAJ) omówione zostały początki powstania klubu i tworzenie stajni zespołów Factory. Część druga to historia tworzenia pierwszej płyty promującej zespoły wytwórni a więc A Factory  Sample (TUTAJ). Z kolei część trzecia (TUTAJ) przedstawiała personalia wytwórni. W części czwartej (TUTAJ) streściliśmy wypowiedzi legend tamtych czasów wspominających realizację kultowej dziś płyty, chodzi oczywiście o album Unknown Pleasures zespołu Joy Division (FAC 10), nagrany w maju 1979 roku a zrealizowany przez samego Martina Hannetta (o którym pisaliśmy wielokrotnie  TUTAJ). Kolejna część (TUTAJ), poświęcona była właśnie jemu, legendarnemu producentowi i jednemu ze współtwórców potęgi Factory Records, a jednocześnie twórcy Manchester Sound. W części szóstej (TUTAJ) opisywaliśmy historię Vini Reilly i jego Durutti Column, zespołu, który oprawił swoją pierwszą płytę długogrającą - Return of Durutti Column (FAC 14) w niesamowitą okładkę - okładkę z papieru ściernego (a sklejaniem zajmował się między innymi Ian Curtis i Joy Division). Cześć 7 (TUTAJ) poświęcona była pierwszemu singlowi A Certain Ratio, i ich relacji z menadżerem, szefem Factory Records - Tony Wilsonem, natomiast część 8 (TUTAJ) zespołowi Section 25 z Blackpool, którego menadżerami byli Ian Curtis i Rob Gretton (warto spojrzeć też  TUTAJ). W części dziewiątej (TUTAJ) zamieszczono wspomnienia z tras koncertowych zespołów z Factory ale nie tylko...

Część dziesiąta poświęcona była koncertowi Joy Division i Cabaret Voltaire w Plan K w Brukseli 16.10.1979 r (TUTAJ), jedenasta (TUTAJ) dotyczyła dwóch koncertów Joy Division zagranych 4.04.1980 roku w the Rainbow i Moonlight Club, a dwunasta Factory Benelux i pokrewnym wytwórniom (TUTAJ).

Kolejna, trzynasta część (TUTAJ) dotyczyła awantury i bójki, jaka miała miejsce w Derby Hall w Bury 8.04.1980 roku. 

Dziś streszczana cześć opisuje reakcję na samobójstwo wokalisty Joy Division, Iana Curtisa, które miało miejsce w nocy z 17 na 18.05.1980 w jego domu w Macclesfield.

Peter Hook, który rozpoczyna tą część opowiada jakim szokiem byłą dla niego śmierć Iana Curtisa. Odwoził go domu jego rodziców w piątek. Śmiali się i żartowali, choć Ian był lekko zakłopotany z powodu oczekiwanego spotkania z Debbie. Był podekscytowany, na pewno nie myślał by ze sobą skończyć, no chyba że był znakomitym aktorem. Wrócił do Macclesfield w sobotę w nocy i zakończył tą historię.

Peter Saville wspomina historię okładki Closer. Twierdzi, że zdjęcie Woolfa zobaczył w jakimś francuskim piśmie, pokazał zespołowi i oni to zdjęcie polubili. Zinterpretował je jako neoklasycystyczne. Podobało się też Ianowi, pisał o tym, myślał o tym, to był obraz z dwoma kobietami... 

Hook opowiada, że mieli lecieć do USA w niedzielę po południu. Dostał podczas niedzielnego lunchu telefon z Policji. Usiadł i jadł dalej. Taki był to dla niego szok (filmie o zespole Hook opowiada, że policja pytała o Roba Grettona, i poinformowała go wtedy o śmierci Curtisa).

Bracia Cassidy z Section 25 opowiadają, że wszystkie zespoły z Factory były zszokowane śmiercią Curtisa, a kiedy opadły emocje wstydzili się swojego egoizmu.

Alan Hempsall z Crispy Ambulance opowiada o wielkim szoku, bardzo dobrze znał Iana Curtisa. Szok i frustracja, to czuł...

Muzycy Section 25 opowiadają, że zarówno oni jak i Tony Wilson byli katolikami. Tony zapytał Larryego, czy pojedzie na identyfikację zwłok. Pojechał na cmentarz Chapel w Manchesterze, gdzie zobaczył Iana w trumnie.

Hook żałuje, że nie poszedł pożegnać się z Ianem Curtisem. Byłoby miło powiedzieć do widzenia...


Tony Wilson z kolei uważa, że muzyka jaką po sobie pozostawili Joy Division będzie wieczna.

Vini Reilly opowiada o bardzo długiej rozmowie, jaką odbył z Tony Wilsonem po śmierci Curtisa. Byli załamani, Ian był znakomitym facetem i geniuszem. Jego ulubionym poematem był Hollow Man Eliota (warto zobaczyć TUTAJ). 

Czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.      

środa, 6 listopada 2019

Niezapomniane koncerty: EAST w polskiej telewizji!


Całkiem niedawno pisaliśmy o węgierskim EAST - zespole rocka progresywnego lat 80 - tych, który znacznie wyprzedził swoją epokę, a po latach ich albumy uznawane są za klasykę i uzyskują bardzo pozytywne recenzje na portalach poświęconych tego rodzaju muzyce.

Dzisiaj perła, rzecz która kilka lat temu nie była dostępna w Internecie, ale dziś już jest! Nazywa się niewinnie: East Varsó TV 1982, i jest zapisem występu zespołu w polskiej telewizji, bowiem EAST gościł u nas we Wrocławiu w roku 1982... 

Pamiętam urywek ich wrocławskiego występu, który pokazano w polskiej telewizji, i szok jakiego doznałem, żałując że mnie tam nie ma...  Ale to była inna epoka - nie było Internetu, a przepływ informacji odbywał się albo przez radio, albo nieliczne rubryki muzyczne w prasie. Jedyną gazetą muzyczną w tamtych czasach był Non-Stop, z tego co pamiętam, miesięcznik... 

I gdy EAST zawitali do Polski nagrali w TV dzisiejszy koncert. Ja zdaję sobie sprawę, że to prawdopodobnie playback, ale warto zobaczyć ich na żywo, zwłaszcza że materiał dziś prezentowany pochodzi z pierwszej płyty  Játékok (czyli w wersji anglo Blue Paradise).  Płyty absolutnie doskonałej, na pewno nie tak dojrzałej, jak omawiany przez nas niedawno (TUTAJ) HUSEG, ale nie znaczy to że mniej ważnej.

Na koncercie grają całą pierwszą stronę  Játékok. Tak wiec zaczynają od Nyitány (czyli Uwertury) która jak na uwerturę przystało, jest utworem instrumentalnym. Po nim Messze a Felhőkel (Daleko z Chmurami). Piosenka opowiada o nocnych jeźdźcach oplecionych w ciszę, aniołach i cieniach. Wszyscy oni mają zabrać naszego bohatera do nieba, pozwolić mu lecieć daleko z chmurami... No i ta solówka - mistrzostwo... 

Szállj most fel to znakomity dialog między klawiszami a gitarą, odlatujemy wysoko, w końcu tytuł to Unosimy się Teraz. Kék fekete látomás opisuje czarno - niebieskie wizje, Gyémántmadár - diamentowego ptaka, a na dokładkę EAST dodają dwa utwory kończące oryginalny album: Epilóg i Remény.

Na omówienie płyty przyjdzie czas niedługo, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


East VarsóTV, 1982, tracklista: Nyitány, Messze a felhőkel, Szállj most fel Kék, fekete látomás, Gyémántmadár, Epilóg, Remény. 

wtorek, 5 listopada 2019

Keith Nash: Posępne niebo, kreatywne światło i... woda

Mieszkający w Roughton na północy Norfolk w Wielkiej Brytanii Keith Nash jest malarzem akwareli. Jest to trudna technika wymagająca pewnej ręki, bo raz położonej plamy barwnej nie da się skorygować. Dzieje się tak dlatego, że farbę rozpuszczoną w wodzie kładzie się laserunkowo na chłonny, porowaty papier, w który barwnik od razu wnika. Potem można jedynie pogłębić kolor, nakładając farbę ponownie na to samo miejsce, lecz nie da się do końca jej kontrolować, nie da się przewidzieć granic jej rozlania po papierze (różnicę zobaczymy porównując akwarelę z pracami wykonanymi techniką olejną przez innego malarza morskich widoków, Amaldusa Nielsena, o którym pisaliśmy TUTAJ). W rezultacie otrzymujemy obraz o mieniącym się kolorycie, zwiewnym i pastelowym.  I takie właśnie jest malarstwo Keitha Nash’a, który potrafi pokazać zmienne światło, załamujące się w cieniu i rozbłyskujące w słońcu w morskich krajobrazach wschodniej Anglii

Spójrzmy zatem na jego prace:  
 












Jak możemy dostrzec, niektóre z nich są niezwykle dramatyczne. Efekt ten malarz osiąga w odpowiedni sposób kadrując swoje pejzaże: znaczną partię obrazu zajmują chmury wiszące nad wąskim skrawkiem ziemi lub morza. 

Posępne niebo, kreatywne światło i woda rozlewająca się na pierwszym planie są znakami rozpoznawczymi jego obrazów. Artysta nie uniknął jednak pewnej rutyny i wiele motywów powiela, co chyba jest nie do uniknięcia przy masowej produkcji widoków. Do powtarzalnych elementów należą np: drobne sylwetki ludzi nad brzegiem morza i klucze ptaków wzbijające się ponad gładź morza lub rozlewiska.

Jak wielu innych twórców, Nash zajął się sztuką dość późno. Po tym, gdy ukończył studia (jest inżynierem ochrony środowiska) w  1975 roku wraz z żoną osiedlił się w pobliżu Swaffham w Norfolk. Zmieniające się kolory pór roku i wyjątkowe światło wybrzeża zafascynowało go na tyle, iż zapragnął uchwycić to na obrazie. Po pewnym czasie jego hobby zostało zauważone i jakieś 10 lat temu galerie w Hampshire, Surrey, Berkshire i Londynie zaczęły wystawiać jego prace oraz je sprzedawać. W 2004 roku Nash został  przyjęty do Royal Society of Arts. Obecnie tworzy oraz  sprzedaje swoje obrazy w swojej pracowni a także poprzez stronę internetową LINK (fotografie jego obrazów prezentowane tutaj właśnie stamtąd pochodzą). Każdy zainteresowany jego twórczością może się łatwo z nim skontaktować, bo podaje on wszystkie swoje dane, łącznie z numerem telefonu…

Czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 4 listopada 2019

Isolations News 61: Chcą zlikwidować muzeum w Stockport! Stephen Morris z Joy Division i New Order w urodziny o rankingu płyt, kolekcje Joy Division i Hannetta, książka o the Smiths, nieznane nagrania Velvet Underground, sweter Cobaina, wznowienie Josefa K

Jakiś k*&^s, bo inaczej się go nazwać nie da, chce zlikwidować muzeum w Strawberry Studios w Stockport. Przypomnijmy, że to tam nagrywał Martin Hannett, i to tam powstały takie dzieła jak Unknown Pleasures. Przypomnijmy zdjęcia Paula Slattery (pisaliśmy o nich TUTAJ). 

Ach ci brytole i ich sztuczny konserwatyzm... 

Coraz mniej miejsc po Factory, klubach w których grali Joy Division, salach prób... 

Moglibyście sobie brytyjskie jołopy zdać w końcu sprawę, że gdyby nie Tony Wilson, Alan Erasmus, Martin Hannett, Peter Saville i  Rob Gretton nie byłoby Joy Division i całego Manchester sound... Zarazem Manchester byłby dziś zadupiem na kształt Koziej Wólki lub Grębocina

Amen.

Stephen Morris z Joy Division a później New Order ogłosił ranking płyt N.O. Na pierwszym miejscu Low Life (pełna lista TUTAJ). Movement na 6 a Republic dopiero na 9... 

Kwestia gustu, natomiast do Stevena nic nie mamy - jako jedyny z zespołu poszedł na pogrzeb Iana Curtisa. Mamy w biblioteczce jego książkę i jak tylko skończymy opis dzieła Savage'a opiszemy książkę Morrisa

A skoro Lowe Life to warto przypomnieć najlepszy utwór z tej płyty, Elegy - dedykowany Ianowi Curtisowi z Joy Division:

Pozostając  w klimacie Steven obchodził niedawno urodziny i tak jak w ubiegłym roku podziękował na TT za życzenia od nas. 


To ważne, zwłaszcza że jak rok temu napisaliśmy, że pamiętamy Iana Curtisa i pamiętać będziemy. Steven - równy z Ciebie gość!


Trwają obchody 40. rocznicy powstania Unknown Pleasures zespołu Joy Division. Z tej okazji można zakupić kolejne ciekawe gadżety, jak choćby koszulka pokazana powyżej.  

Więcej TUTAJ

I skoro o Joy Division mowa, to warto wspomnieć, że Transmission znalazło się na liście najstraszniejszych piosenek wszechczasów, opublikowanych TUTAJ.  

Cieszy nas to - bo dla nas owa Pandora, publikująca tą listę, zajmuje jedynkę na liście wszechkretynizmów. Jedynka, jak widać zobowiązuje.   

Ktoś sprzedaje rzeczy, które nabył na aukcji Petera Hooka (o aukcji pisaliśmy TUTAJ). To jest bardzo zamożny kolekcjoner (LINK), wystawił dużo przedmiotów związanych z Beatlesami, nawet zasłony z domu Johna Lennona (LINK). Patrząc na  ceny będzie jeszcze zamożniejszy...


Ktoś inny wystawił na sprzedaż syntezator Martina Hannetta (TUTAJ). Cena wywoławcza nawet znośna, jak na taki gadżet... 
Wznowiono album Josefa K z 1981 roku, jest do kupienia TUTAJ


Liam Gallagher (Oasis) został pierwszym laureatem nagrody Rock Icon podczas MTV European Music Awards 2019. Uroczystość wręczenia miała miejsce w niedzielę 3 listopada w Sewilli, w Hiszpanii

My może za twórczością Oasis nie za bardzo przepadamy, ale ale ale: są z Manchesteru i mają na koncie wykonanie znakomitego coveru:


No nikt nie powie, że nie ma w tym ostrego pierdolnięcia. Informację o nagrodzie organizator podał za pośrednictwem Twittera (TUTAJ).


Urodziny obchodził też Johny Marr z the Smiths. Kolejny wielki z Manchesteru. Warto przy okazji wspomnieć, że właśnie ukazała się książka Richarda Houghtona o zespole - kto się pospieszy dostanie dedykację TUTAJ.

The Smiths na zawsze pozostaną obok Joy Division największym, wywodzącym się z Manchesteru, zespołem lat 80-tych. 


W magazynach Muzeum Warhola odnaleziono kasetę zawierającą 12 dotąd nieznanych piosenek nagranych przez Lou Reeda (Velvet Underground) dla Andy'ego Warhola w 1975 r. 

Inspiracją dla nich była książka Warhola „The Philosophy of Andy Warhol (od A do B i Back Again)”. Utwory odkryła Judith Peraino, profesor muzykologii na Uniwersytecie Cornell, która prowadziła badania archiwalne w Warhol Museum w Pittsburghu. Na razie opublikowano 30 sekund nagrania, bo oficjalnego wydania nagrań raczej nie będzie z powodu problemów związanych z prawami autorskimi (można odsłuchać TUTAJ).

Sweter Kurta Cobaina, o którym była mowa tydzień temu, poszedł na aukcji za 334 tys dolarów USA (LINK). 

Ci, którzy nie załapali się na ten zakup, mogą kupić sobie skarpety wyprodukowane prze zespół Metallica (LINK) - Zachęcają  oni do zakupu ofertą nie do odrzucenia: lato to niestety odległe wspomnienie - ale nie rozpaczaj, bo Metallica obejmuje Cię… no cóż, przynajmniej Twoje stopy. My ciągle czekamy na białe skarpety Zenka Martyniuka.

Czekacie z nami? Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.  

niedziela, 3 listopada 2019

Z mojej płytoteki: M83 - Saturdays=Youth; to nie muzyka, to sztuka...


Czy komuś mówią coś nazwy: Cocteau Twins, Sigur Ros, czy Sugarcubes (tak tak, ci od Bjork)? Skoro tak, to na pewno  znać będzie nazwiska dzisiejszych bohaterów, a przynajmniej klimat w jakim utrzymana jest ich muzyka... Chodzi bowiem o Kena Thomasa - producenta prezentowanego dzisiaj albumu, i jego znajomego - który jest głównym bohaterem M83, czyli Anthony Gonzalesa. Muzyk jest twórcą lub współtwórcą wszystkich piosenek na albumie. 


A klimat jaki jest na nim wytworzony jest  zupełnie niesamowity. Banalna okładka dość znacznie od niego odbiega, ale cóż, czasem pozory mylą... Poza tym musimy zdawać sobie sprawę, że album ma być podróżą do przeszłości, do lat młodości, dzieciństwa. U nas były to szare ulice, bieda i komuna, co innego na zachodzie...

Piękny głos Morgan Kibby (amerykańskiej wokalistki występującej pod pseudonimem White Sea, która jednocześnie gra na albumie na klawiszach), przeplatany wokalami samego Gonzalesa tworzą niepowtarzalny klimat tej płyty.


Wydawnictwo rozpoczyna znakomity wstęp na fortepianie i utwór You, Appearing. Czy to ty? Czy to twoja twarz, otwieramy album ze zdjęciami i udajemy się w podróż... Po nim Kim & Jessie, promujący to wydawnictwo. Nieco popowy i też bardzo retrospektywny. 


W tle tej piosenki słychać Talk Talk szkoda, że teledysk kompletnie psuje ten znakomity utwór. Ale nie musimy w końcu go oglądać, przecież chodzi o muzykę... 

W Skin of the Night wracamy do klimatu - to jeden z najlepszych utworów na albumie. Królowa nocy, a może jakaś wampirzyca, porywa głównego bohatera do swojego świata. Klimat Halloween pozostaje, bowiem kolejny utwór Graveyard Girl jest o dziewczynie z grobowca, której chłopakiem jest śmierć, i która poszukuje miłości. Ta dziwna piosenka jak i cały klimat albumu zaczyna wprawiać słuchacza w zakłopotanie, czy aby nie mamy do czynienia z jakimiś ukrytymi podtekstami płyty.

Couleurs, ma bardzo ubogą warstwę tekstową:

Ścigając kolory w moich łzach
Potrzebuję ciebie...


Chwilami album wydaje się być o wiele bardziej poważniejszy niż na to wygląda.     

Up! opisuje jakąś podróż we śnie a We Own the Sky zdaje się być dalszym opisem tej podniebnej wyprawy, która przemienia się w (znakomity muzycznie) rejs autostradą niekończących się marzeń: Highway of Endless Dreams. Bohater przemierza ją o 7 rano a w jego głowie pojawiają się umarłe wspomnienia. Ten utwór, z bardzo rozbudowanym wstępem, to kolejny znakomity moment albumu.
Po nim bardzo nostalgiczny Too Late, zaśpiewany przy delikatnym akompaniamencie instrumentów klawiszowych:

Patrzę w twoje oczy
Nurkuję w oceanie
Patrzę w twoje oczy
Spadam
Jak ściana gwiazd
Jesteśmy gotowi upaść
Patrzę w twoje oczy
Nurkowanie w oceanie
Patrzę w twoje oczy
Spadanie
Jak ściana gwiazd
Jesteśmy gotowi upaść
A jeśli jesteś duchem
Zawołam ponownie twoje imię
A jeśli jesteś duchem
Zawołam twoje imię...

Na zawsze ty 

Wokal i klimat tego utworu przypominają najlepsze czasy Alan Parsons Project...

Album dobiega końca, postały dwa utwory: Dark Moves of Love i Midnight Souls Still Remain. 

Pierwszy zaczyna się monorecytacją, a tekst jest o walce z upływającym czasem. Pora bowiem na podsumowanie albumu. Będę walczył z czasem, by przywołać cię z powrotem... 

Drugi jest instrumentalny, pozostawiający słuchacza w zadumie z refleksji, że wszystko kiedyś przeminie... 

Najszybciej młodość...



Podsumowując, pod nieco kiczowatą szatą graficzną, ukryto bardzo głębokie przesłanie i zapewne każdy komu bliskie są klimaty naszego bloga z pewnością je odnajdzie...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

M83, Saturdays = Youth, Virgin, EMI, Mute 2008, realizacja: Ken Thomas, Anthony Gonzales, tracklista: You, Appearing, Kim & Jessie, Skin of the Night, Graveyard Girl, Couleurs, Up!, We Own the Sky, Highway of Endless Dreams, Too Late, Dark Moves of Love, Midnight Souls Still Remain.