sobota, 31 lipca 2021

Archiwum artykułów o Joy Division: Dave McCullough recenzuje Closer Joy Division

26.07.1980 roku, czyli nieco ponad dwa miesiące po śmierci Iana Curtisa, i osiem dni od wydania Closer, w magazynie Sounds ukazuje się recenzja albumu autorstwa Dave'a McCullougha. Przypomnijmy, że w tym dziale (w którym omawiamy, streszczamy lub tłumaczymy  artykuły poświęcone zespołowi) nazwisko dziennikarza ukazało się wiele razy. Tak też w tej samej gazecie opublikowani jego pożegnanie z Ianem Curtisem (TUTAJ), 14.07.1979 roku ukazała się genialna recenzja debiutu zespołu w znakomitym artykule Martwe Disco (TUTAJ), a wizytę dziennikarza w Manchesterze na wywiad z zespołem uwiecznił w swojej znakomitej książce sam Paul Slattery (TUTAJ). Zresztą jednym z jego zdjęć opatrzony jest artykuł który tłumaczymy dzisiaj, a zatytułowany Closer to the Edge (Bliżej Krawędzi).


Bliżej Krawędzi 

Młodzi mężczyźni o ciemnych sylwetkach, niektórzy ciemniejsi niż inni, zapatrzeni we wnętrza samych siebie, patrząc - odkrywają ciągle ten sam horror i opisują go z takim samym mrokiem akordów rocka gotyckiego. Niespodziewanie są muzykami soul; rozszerzają skalę z dogłębnego  płaczącego smutku, przez Presleya, przez Tamlę (Miłość to naprawi), do punka, a teraz do burzy i stresu młodych mężczyzn spoglądających do wewnątrz z zewnątrz, czyniących swoje dusze  przerażającym poczuciem ostateczności i końcem łańcucha wydarzeń rocka. Bez pudła Joy Division oznacza epokę, inni twórczo krążą tylko wokół nich. Love Will Tear Us Apart jest  najlepszą piosenką miłosną od czasu Love Minus Zero Dylana; ta piosenka jest idealna w każdy sposób, w tym technicznie, ale dodatkowo, bardziej niż cokolwiek innego przecina serce za pomocą nacięcia tak głębokiego i tak prawdziwego, że trudno jej wysłuchać do końca. Pod względem oddziaływania i bólu można porównać ją jedynie  do Unknown PleasuresJeśli Love Will Tear Us Apart jest nacięciem, głębokim nacięciem, to Closer jawi się jako otaczający ją, zawiły strumień wydarzeń. Unknown Pleasures jest albumem gorzko nieszczęśliwym; a jedyne jego ciepło tkwi w wiedzy, że to nierozcieńczone nieszczęście utopione jest w kawałku winylu. Love Will Tear Us Apart jest kompletną całością, a album Closer jest bardziej wyważony, uładzony i jednocześnie bardziej grubo ciosany niż jego poprzednik. Pomysły są wciągane i wyciągane w oparciu o solidniejszą podstawę  niż robiono to na Unknown. Ta podstawa jest dźwiękowym odpowiednikiem solidnej marmurowej płyty, tak luksusowym i tak przejmującym jak kamienny, antyczny obraz śmierci, który zdobi okładkę; światło jest załamywane we wszystkich kierunkach, muzyka i produkcja tonalna, poziomy wznoszą się i opadają nieprzewidywalnie, nigdy nie stoją w miejscu, nigdy nie odpoczywają, nigdy nie są dwa razy w tym samym punkcie. Ta zadziwiająca różnorodność jest dobrze zaplanowana i zarządzana przez Martina Hannetta, dając muzyce przestrzeń i powietrze, którego potrzebuje, i umieszczając głos Iana Curtisa w samym jej centrum. Album obejmuje spektrum możliwości Joy Division z łatwością przeistaczania się kameleona, zaczynając od najdłuższej i najluźniejszej strukturalnie piosenki albumu, witajcie w naszej-komnacie-terrorystów koszmar, hałas i świst  czyli Atrocity Exhibition. Godzien swojego tytułu utwór gdzie Curtis syczy To jest droga, wejdź do środka, podczas jazdy po błyszczącym metalu gitary Bernarda Albrechta, całość kończy się śliskim hałasem, który krąży po całym ciele niczym w Set the Controls For The Hearts of the Sun Pink Floyd.

Isolation przypomina mi Metamorfozę Kafki, Hannett sprowadza ton o krok w dół, kwitnie dźwięk syntezatorów, odniesienia do Kafki to fragment Matko, próbowałem, proszę uwierz mi. Piosenka jest jednak krótka i wybucha naglą akcją, co jest typowe dla całego albumu, w ostatniej chwili , jakoś odpływa niekompletna co zwiększa poczucie beznadziejności. Na końcu pierwszej strony wyróżnia się jeszcze A Means To An End. Piosenka po części o zemście, po części o  wyrzutach sumienia wbita w album tak mocno jak gwóźdź. Pokładam w Tobie moje zaufanie; ma taką samą strukturę jak Love Will i podobnie, nie mogę powstrzymać się od skojarzenia z wczesnym Stax i ich singlami  TamlaPassover jest za to subtelny, drżący i przesiąknięty akceptacją winy. Następująca po nim dudniąca Kolonia powraca do stylu zespołu opartym na r'n'b, i przez wers Bóg w swojej mądrości wziął mnie za rękę, podkreśla podobieństwa z wczesną muzyką bluesową/gospel. Druga strona albumu to dawka transcendentnego Joy Division; piosenki są monumentalne, bez oszczędzania na aranżacji. A to rodzi moje zastrzeżenia, bowiem w tej czwórce piosenek jest coś zbyt klaustrofobicznie DOSKONAŁEGO. Piosenkom brakuje powietrza i przestrzeni pierwszej strony, nagle produkcja przekracza granicę od mistrzowsko subtelnej do misternie oczywistej. Przydałoby się jakaś pomyłka tu czy tam, jakaś skaza. Desperacja pojawia się po The Eternal, gdzie brzęczące radio i krótka pogawędka urywa się nagle, co tylko zdaje się potwierdzać, że w tych piosenkach umieszczono zbyt duży ładunek doskonałości. Być może jest to zbiór sztuczek Martina Hannetta, które wyczerpują się lub biegną za szybko. Tak czy inaczej, po prostu spieram się z samą ideą perfekcji; lecz nie mam wątpliwości, że te cztery utwory są najbardziej zaawansowanymi piosenkami Joy Division, a talent Iana Curtisa osiąga apogeum rozpaczy. Heart and Soul, przypływy i odpływy 24 Hours, najniższy upadek na The Eternal (jakiś rodzaj sennego spaceru po pogrzebie) i finał, klimatyczne syntezatory z Decades. Album kończy się jak może kończyć się tylko klasyczne dzieło soulowe, wychodząc z kompletnej beznadziejności miłości w sercu Iana Curtisa i mówieniu o „smutkach, które przecierpieliśmy”, rzucając światło dookoła w świat. Zobacz sam. Sędzia dla samego siebie. Ale nie bierz tego zbyt poważnie (wszyscy czasami traktujemy to zbyt poważnie, kiedy musimy). Closer to zapierająca dech w piersiach muzyka rockowa, to szczyt obecnych szczytów, dzielenie się czymś, co jest w muzyce Magazine, Bunnymen, a nawet Dexy i innych, ale jednocześnie definiujący ciemne klimaty i pozostawiający je niezrównanymi. Gdybyśmy mogli na to spojrzeć za dwadzieścia lub więcej lat, może dowiedzielibyśmy się więcej o tym, co sylwetki młodych mężczyzn w ciemności mają nam do powiedzenia. Na razie Closer jest wystarczająco blisko. Rozerwie cię na strzępy. Ponownie.

DAVE McCULLOUGH

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz