piątek, 13 lipca 2018

Czy ktoś widział ostatnio Terry Masona - jednego z założycieli Joy Division?

Losy Iana Curtisa, Petera Hooka i Bernarda Sumnera są znane, lecz informacje o czwartym założycielu zespołu Joy Division, Terry Masonie, są niepełne. Szybko przestał być perkusistą, bo według swoich kolegów - nie potrafił grać. Bernard Sumner utrzymywał, że jego gra była słaba, choć może nie tyle brakowało mu umiejętności, co dobrego sprzętu. Jego zestaw perkusyjny miał podobno wadliwie umocowane nóżki, podczas gry przemieszczał się po scenie i zmuszał perkusistę do wędrówki za nim… Efekt tego był komiczny, bo muzyk przypominał bardziej narciarza wodnego, jak to określił w swojej książce Bernard Sumner, niż członka punkowej grupy muzycznej. Ale zbierzmy podstawowe dane:
 
Terry Mason chodził do Salford Grammar School razem z Peterem Hookem i Bernardem Sumnerem, wtedy Bernardem Dicken. Terry tak to wspominał po latach: Zwykle słowa „gramatyka” i „szkoła” sprawiają, że myślisz o czymś eleganckim. Ale to nie była szkoła dla  Lorda Snooty. Było tam wystarczająco dużo złodziei i włóczęgów. Ale jeśli ja i Hooky zdalibyśmy od razu egzaminu 11 Plus, nie spotkalibyśmy Bernarda. 

Wszyscy trzej pochodzili z Salford i przyjaźnili się. Skończyli szkołę w wieku 16 lat, po czym Bernard, znalazł pracę w studiu filmów rysunkowych, a Hook w dokach w Manchesterze. Na cztery lata stracili ze sobą kontakt, lecz wszystko zmieniło się 20 lipca 1976 r. Tego dnia najpopularniejszy londyński zespół The Sex Pistols zagrał w The Manchester Free Trade Hall. Peter postanowił pójść na koncert, zaprosił Bernarda i Terry'ego Masona. Po tym co zobaczyli wraz z obecnymi, około 40 osobami, postanowili stworzyć własny zespół. Następnego dnia rano Barney kupił gitarę - Gibsona SG - razem z instrukcją i wzmacniaczem. Peter wybrał elektryczną gitarę basową, a Terry Mason zdobył pieniądze na zestaw perkusyjny.
 
Zaczęli wspólne próby nad miejscowym pubem Black Swan, ale wciąż potrzebowali nazwy i wokalisty dla swojego zespołu. Wkrótce mieli i jedno i drugie. Przyjęli miano The Stiff Kittens a wokalistą został Ian Curtis. W przeddzień pierwszego koncertu Terry Mason uznał, że nie jest wystarczająco dobry, by grać publicznie. Został kierownikiem zespołu, a jego pierwszym zadaniem było znalezienie zastępczego perkusisty. Znalazł mieszkańca Didsbury o imieniu Tony Tabac, którego w kilka godzin nauczył gry na perkusji i repertuaru zespołu… Mason nie pozostał też długo na stanowisku menadżera. O kulisach jego odwołania chętnie i często opowiada Bernard Sumner: Nasz szkolny kolega Terry Mason nigdy nie zrozumie niczego. Gdy go zwolniliśmy z funkcji perkusisty i gitarzysty, wypróbowaliśmy go jako menedżera. Wysłał mnóstwo taśm do firm fonograficznych, ale nie dostaliśmy ani jednej odpowiedzi. Nawet "spierdalaj". Zapytaliśmy, co wysłał, a potem wysłuchaliśmy jednej z tych taśm. W połowie pierwszego utworu nagle usłyszeliśmy głosy z Coronation Street, i jak jego matka mówi: "Terry, twoja herbata jest gotowa!" [Śmiech] Wykonał wszystkie kopie za pomocą mikrofonu ustawionego przed innym magnetofonem, więc nagrał wszystko, co działo się w domu! (TUTAJ) Po tej historii na jego miejsce zatrudniono Roba Gettona a Mason został kierownikiem zespołu, kierowcą i inżynierem dźwięku na żywo. Kontynuował podobną rolę przez wiele lat w New Order. Poza tym, po ataku padaczki Iana Curtisa, Terry Mason został wyznaczony przez zespół na jego opiekuna, miał pilnować, żeby Curtis zażywał przepisane leki, uniknął spożywania alkoholu i nie był ospały. Czemu właśnie on? Otóż okazuje się, że zdążył zaprzyjaźnić się z Ianem, przynajmniej Deborah Curtis tak utrzymuje: [Ian] Znalazł pokrewną duszę, Terry'ego Masona. Obaj spędzili dużą część swojego życia, czytając z entuzjazmem prasę muzyczną w sklepach muzycznych, mając nadzieję, że będą pierwszymi, którzy kupią każdy nowy kawałek. Uważali muzykę za główny element życia i wierzyli we wszystko, co podawała prasa muzyczna. Musieli się przyjaźnić, bo na jedno ze spotkań z psychiatrą Ian poszedł z Terrym, a po ostatniej wizycie w klinice, która miała miejsce 6 maja 1980 r., to on towarzyszył mu wraz z Robem Grettonem w jego wizycie w domu przy Barton Street 77, tak o tym pisze w swojej książce Deborah Curtis: Wywarł na Terry Masonie takie samo wrażenie, jakie na nim tego dnia lekarz. Powiedział Robowi i Terry'emu, że wszystko załatwił i że jest w trakcie rozwodu. Dał Terry'owi egzemplarz płyty An Ideal for Living, ponieważ ten go nie miał. Terry otrzymał także kilka nagrań Iana, w tym jego kopię singla Sordide Sentimentale Atmosphere/Dead Souls, który miał numer seryjny 1106. Nagły kaprys Iana, by oddać swoje rzeczy mógł stać się wskazówką, co do jego intencji, ale jego hojność była w przeszłości legendarna i czasami potrafił nią przytłoczyć, jeśli miał odpowiedni do tego nastrój
 
Po śmierci Iana, jak już napisano wyżej, Terry został kierownikiem tras koncertowych New Order i odpowiedzialnym za sprzęt nagłaśniający. Ale według relacji członków zespołu nie znał się ani na sprzęcie, ani też nie miał zdolności organizacyjnych. Wytrwał na swoim stanowisku do ok. 1987 r. Co się z nim działo potem i co dzieje się teraz - nie wiadomo. Jedynie znanym faktem jest ten, że przed 2006 r. spotkał się z nim Mick Middles, który przeprowadził z nim i z innymi osobami związanymi z wokalistą Joy Division wywiady, na podstawie których, w`raz z Lindsay Reade, napisał książkę Torn Apart: The Life of Ian Curtis. Wydaje się zaskakujące, że osoba, która była obecna, brała udział w powstaniu Joy Division a potem była częścią zespołu, nie budzi zainteresowania dziennikarzy. Jest dziwne, że w morzu pojawiających się artykułów o Joy Division i Ianie Curtisie nikt jeszcze nie przeprowadził i nie opublikował wywiadu-rzeki z Terrym Masonem.
 
Cytaty pochodzą z książek: D. Curtis, Przejmujący z oddali, Warszawa 2008; B. Sumner, Chapter and Verse, New York 2014.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz