wtorek, 31 lipca 2018

Niezapomniane koncerty: Placebo - live w Kolonii 18.11.2000


Placebo trafiło do mnie przez teledysk Every Me Every You, który stał się pierwszym światowym przebojem zespołu w 1998 roku. Pamiętam, że rozmawiając z przyjaciółmi wszyscy myśleliśmy, że Brian Molko to kobieta.  Zresztą niech każdy sam osądzi: 


Ale nie o orientacjach będziemy tutaj rozmawiać, bowiem dla nas liczy się tylko i wyłącznie muzyka. Molko geniuszem muzycznym jest i basta. Poza tym doskonałym performerem. Dowodem tego jest dzisiejszy koncert, który odbył się w Kolonii 18.11.2000 roku. Zespół wykonuje tam głównie utwory z doskonałego Without you I am Nothng, który jest moim zdaniem ich najlepszą płytą. W tym okresie zespół wykonywał podobny zestaw, zostawiając swój największy przebój Every You Every Me na bis. Później z nieznanych mi powodów Molko zaczął wprowadzać udziwnienia i wzbogacać instrumentarium, zmieniając też wersję największych przebojów czego wręcz nie cierpię. Tutaj mamy ostro od początku do końca a wersje są wiernym oddaniem tego co płycie. Zaczyna się od Black Eyed, po czym szybkie i smutne Days Before You Came. Tempo utrzymuje się bo Allergic ma doskonałą linię rytmiczną i świetnym tekstem:

Any means in your horizon, every mink walks two by two
We gamble to be born again, you know I never wanted to
Expert levitation forward, polished to the nth degree
Takes it's smile from every children, you take the beatin' 

Proszę zwrócić uwagę, że ich jest tylko trzech! Nie odpuszczają bo w Scared of Girls dalej trzymają tempo. Tekst o bezwzględnym wykorzystaniu seksualnym kobiet przez mężczyzn. Haemoglobin nie pozwala publice odpocząć, choć moim zdaniem to nieco słabszy utwór. Ale po nim następuje Bionic i 36 Degrees wszystko wraca do normy.  Na chwilę dają publice odetchnąć w nostalgicznej balladzie Passive Aggressive, choć refren jest już typowo Placebowy i ostry:

Every time I rise I see you falling
Can you find me space inside your bleeding heart
Every time I rise I see you falling
Can you find me space
Find me space  

W podobnym nastroju nostalgicznego niepokoju utrzymany jest My Sweet Prince. Jest spokojnie ale jakże niespokojnie, to coś jak mawiał legendarny realizator nagrań Joy Division Martin Hannett: szybciej, ale wolniej...  Molko bez gitary, pozwala sobie zapalić. Mówiłem, że to doskonały performer.

Never thought I'd have to retire
Never thought I'd have to abstain


Commercial For Levi to taki przerywnik w nieco innym stylu, a po nim wraca to co kochamy najbardziej: Every You, Every Me w wersji absolutnie mistrzowskiej! Pewnie, solidnie i bezlitośnie! Jak swego czasu Joy Division, wzmocnili siłę przekazu, poczuli się pewnie i mają ku temu podstawy. Taste in men - o gustach się nie dyskutuje, mocno pewnie i z doskonałym basem.  Warto zwrócić uwagę na oprawę świetlną, zresztą nie tylko w tym utworze. Koncert zamyka szybki Nancy Boy i Pure Moring, nieco spokojniejszy o nietypowej że tak powiem, przyjaźni. 

Placebo z tamtego okresu to na prawdę kawał dobrej muzyki. Później zmienili nieco instrumentarium a kilka lat temu nawet perkusistę, wyrzucając Stevena Hewitta. Ten ostatni żalił się w wywiadzie, że dostał info o tym, że wyleciał, od managera zespołu, a koledzy nawet nie podziękowali mu za te wszystkie lata... 

Z nami Hewitt zostaje na zawsze, wspólnie z Molko i niesamowitym Stefanem Olsdalem, w tym zupełnie odlotowym koncercie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz