piątek, 1 lutego 2019

Kobieta jedząca robaki, ludzka głowa w słoiku i zabijanie komunistów, Jim Ludtke: wielki animator muzycznych gier wideo

Kiedy pojawiły się w sprzedaży pierwsze konsole do gier komputerowych, traktowano je jak drogie zabawki. Jednak, gdy w latach 80-tych na Zachodzie ludzie zaczęli zaopatrywać się w komputery osobiste, stało się coraz bardziej jasne, że gry nie muszą być tylko rozrywką, a mogą stać się czymś znacznie poważniejszym. 

Już w 1982 r. jeden z pierwszych wielkich projektantów gier, Chris Crawford, uznał w swojej książce The Art of Computer Game Design gry wideo za nową formę ekspresji artystycznej. Ta opinia coraz mocniej trafiała do przekonania użytkowników gier i ich twórców. Na tej nowej fali - zachwytu nad nowym medium - w 1994 r. najdziwniejszy zespół muzyczny świata, The Residents, wydał swój album Gingerbread Man, w którym po raz pierwszy pojawiła się grafika komputerowa. Do płyty dodano bonus w postaci interaktywnej części CD-ROM-u, a kolejne wydawnictwa zespołu stały się już pełnoprawnymi grami.


Dzieła Residents publikowane na CD-ROM-ach były zaprojektowane i zanimowane przez grafika Jima Ludtke. Działał on na fali twórczości związanej z grami wideo, która nastąpiła po zamontowaniu w komputerach domowych czytników płyt CD. Po wielkim sukcesie gry Myst, w której grafika i walory dźwiękowe podniosły poziom opowiadanej historii, nową technologią zainteresowali się twórcy, którzy dotąd nie mieli wiele wspólnego z komputerami. Jednym z najciekawszych produktów, które pojawiły się wtedy były gry, wydane właśnie The Residents: Freak Show i Bad Day on the Midway. Obie już na pierwszy rzut oka robią wrażenie. Mają surrealistyczną oprawę graficzną właśnie autorstwa Jima Ludtke i zamiast stawiać przed graczem zagadki typowe dla gier przygodowych, skupiają się głównie na wciągnięciu widza w opowieść.

We Freak Show trafiamy do namiotu, w którym upiorny mistrz ceremonii przedstawia nam gromadkę dziwadeł, których obwozi po kraju - człowieka-kreta, kobietę jedzącą robaki i ludzką głowę w słoiku z formaliną. Mocne wrażenia czekają jednak na tych graczy, którzy ukradkiem zajrzą poza namiot i wejdą do przyczep, w których trupa mieszka. To wyprawa w przeszłość i w głąb psychiki przerażająco samotnych ludzi odrzuconych przez społeczeństwo i zesłanych do cyrkowego namiotu.
Bad Day on the Midway to z kolei wirtualny spacer po zrujnowanym wesołym miasteczku, w którego surrealistycznych atrakcjach (od gabinetu tortur psychicznych, przez występy kobiety zmieniającej się stopniowo w drzewo, po strzelnicę, w której celuje się do komunistów) widać odbicie marzeń i fobii sfrustrowanej amerykańskiej prowincji.


W Bad Day on the Midway wyraźnie daje się zauważyć wypływ twórczości Davida Lyncha - a więc nic dziwnego, że Lynch planował stworzyć serial oparty na grze. Niestety, ostatecznie nic z tego nie wyszło. Firma Inscape, która wydała grę, wyprodukowała w tym czasie także inną: The Dark Eye. Była to interaktywna adaptacja opowiadań Edgara Allana Poe'a w konwencji animacji lalkowej. W każdym z opowiadań (Beczka Amontillado, Serce oskarżycielem i Berenice) zmienia się punkt widzenia uczestnika gry, raz patrzy on na akcję oczami oprawcy, a kiedy indziej ofiary. Towarzyszy temu równie niezwykła oprawa graficzna, nad którą pracowali znani rysownicy komiksów a w rolę speakera przyjął sam William S. Burroughs (TUTAJ). Ale wróćmy do prac Jimiego Ludtke:


Podobnie jak grupa Residents zachował daleko posuniętą anonimowość. Niewiele o nim wiadomo, nie znaleźliśmy w sieci jakiegokolwiek jego biogramu, nawet milczy o nim wścibska wikipedia. Wiadomo tylko, że mieszkał w Los Angeles z żoną Sharon i dwoma walijskimi terierami. Mieszkał, ponieważ zmarł w 2008 r., o czym na swoim blogu wspomniał jego przyjaciel TUTAJ

Był grafikiem komputerowym który, od połowy lat siedemdziesiątych, stale zdobywał nagrody i wyróżnienia za pracę dla swoich wybitnych klientów. Rozpoczął karierę jako ilustrator w Playboy Magazine gdy był jeszcze studentem w Chicago Academy of Fine Art. Potem pracował dla największych koncernów amerykańskich: Sony, Newsweeka, Macworld, MacUser, Digital Equipment Corporation, Canona, Nintendo, AT & T, The New York Times i Macromedia, a także wielu innych. Jego klientami byli Nabisco, Nintendo, MTV, Time Warner New Media i The Voyager Company

Jako lider w dziedzinie obrazowania komputerowego, Jim często był proszony o prezentację swojej pracy. W takiej roli wystąpił na konferencji Macworld "Images and Tools" oraz na sponsorowanej przez Apple  konferencji AIGA "More". Miał swoje studio pracy w San Francesco a pracował z użyciem programu Macromind 3D.
Jego animacje zostały już uznane, jedna z nich została pokazana na wystawach w Museum of Modern Art w Nowym Jorku i w Nicograph w Tokio, a prace ilustracyjne zostały zaprezentowane w galerii Bunkamura w Tokio oraz w pokazie grupowym w San Francisco sponsorowanym przez Adobe. Zdobył wyróżnienia First Place Animation w konkursach MacMorld Magazine MacMasters w 1991 i 1992 roku, a także zdobył nagrodę Pantone Color Award w 1991 roku.
The Residents, których obraz jest w dużej mierze zasługą Jima Ludtke przyjęli zasadę wyrażającą się w następującej sentencji:

Mówi się, że jedną rzeczą, której nigdy nie zapomnimy, jest płeć:
The Residents są bez płci.
Następną najbardziej pamiętną cechą jest twarz,
The Residents są bez twarzy.
Trzecią rzeczą, którą pamiętamy, jest osobowość.
The Residents nie mają osobowości.

 

Tymczasem prace Jima Ludtke dały muzykom, twarz, osobowość i określiły ich płeć. Nawet, jeśli sami tego nie chcieli.

Muzycy uhonorowali wielkiego artystę na swojej płycie Commercial Album, o której pisaliśmy TUTAJ. Przypomnijmy, że płyta zawiera aż 40 piosenek, do których nakręcono teledyski, a jeden z nich zadedykowali Jimowi Ludtke, bo został przez niego stworzony a przez nich jedynie animowany. Na końcu teledysku umieszczono zdjęcie artysty celem upamiętnienia. 


I tym sposobem wielki grafik pozostał już na zawsze związany z historią jednego z największych zespołów światowej awangardy.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz