Światło i mrok… Świat na granicy tych dwóch stanów zawsze fascynował ludzkość. Największe dzieła architektury pokazują grę świateł rozkładających się wewnątrz budowli i na ich fasadach, najsłynniejsi pisarze opisują najciemniejsze zakamarki duszy ludzkiej, najbardziej znane nazwiska malarzy wiążą się z obrazami ukazującymi efekty świetlne wywołane przez blask księżyca, gwiazd, zachodzącego lub wschodzącego słońca, wreszcie świec… Jednym z takich artystów był Joseph Wright z Derby (1734-1797), znany na całym świecie jako malarz światła.
Joseph Wright w zasadzie całe swoje życie spędził w mieście, którym się urodził - w Derby - stąd jego przydomek. Tworzył w epoce Oświecenia i malował głównie osiągnięcia techniki. Był tym, który po raz pierwszy ukazał doświadczenia naukowe, w tym moment narodzin chemii. Zgodnie z duchem swoich czasów, pokładał nadzieję w możliwościach ludzkiego umysłu i malował urządzenia przemysłowe. Był jednak także znakomitym portrecistą i malarzem krajobrazów.
Nie będziemy podawać jego biografii, bo tę każdy może łatwo sobie znaleźć w Internecie. Informacja o tym ile miał dzieci i kim była jego żona jest dla nas bez znaczenia, bo nas interesuje jedynie jego sztuka, a z niej - pejzaże. Może tylko wspomnimy o tym, że po nieudanej próbie wejścia na rynek sztuki w Londynie, wrócił do Derby i założył tam firmę portretową, a w latach 60. XVIII wieku zaczął tworzyć portrety oświetlone świecami, które wydobywały z mroku głównego bohatera a na resztę rzucały głęboki cień. Potem także w takim sam sposób wykorzystywał światło księżyca. Było to bezprecedensowe osiągnięcie w malarstwie angielskim, choć na kontynencie stosowano je już dużo wcześniej, bo przynajmniej od XVII wieku, szczególnie w malarstwie Caravaggia i jego zwolenników, tzw. Caravagionistów (w Polsce mieliśmy w tym czasie np. Hermana Hanna). Ale w Anglii Wright był w tym pierwszy.
Może dlatego, że za pomocą światłocienia najlepiej mógł wyjaśnić moment naukowego objawienia. Jednak poszedł z tym dalej i najchętniej przedstawiał świat w chwili przełomu, oświetlony nagłym błyskiem, którego źródło bywało nadnaturalne, np. pożar spowodowany przez człowieka lub gigantyczny słup ognia wywołany erupcją wulkanu. Temu ostatniemu zjawisku poświęcił cały cykl, około 30 płócien. Sam wprawdzie nie widział aktywnego Wezuwiusza, który wybuchł w 1777 roku, lecz w roku 1774, gdy Wright odwiedził Neapol podczas swojej podróży do Włoch, wulkan już dymił i od czasu do czasu wyrzucał z siebie rozpaloną lawę.
Widzimy na obrazie biały, gorący strumień stopionej cieczy wyrzucony z wnętrza wulkanu, otoczony gęstymi kłębami dymu, które unoszą się nad zatokę. Nad nią wisi krąg księżyca w pełni. Wright z pasją rejestruje efekty światłocienia - kontrast pomiędzy czerwoną gorącą lawą spływającą po zboczach góry z ciemniejącym niebem i otaczającym krajobrazem. Na pierwszym planie ledwie widać niknące w mroku postaci mężczyzn niosących martwe ciało, może jednej z ofiar wulkanu. Być może Wright chciał w ten sposób przywołać wspomnienie śmierci filozofa Pliniusza Starszego podczas wielkiej erupcji Wezuwiusza w 79 r n. e. W każdym razie mamy tu utrwalony nie tylko wielki spektakl sił natury, lecz także dowód na kruchość i znikomość samego człowieka w porównaniu z mocą przyrody.
Znów odmalowana scena dzieje się w nocy, przez co otrzymała rys większego dramatyzmu, niżby działa się za dnia. Malarz mógł przez to pokazać kontrast pomiędzy czerwonym blaskiem ognia i chłodnym białym światłem księżyca, który oświetla mały domek ogarnięty przez płomienie w przeciwieństwie do ciemnej sylwetki powoli rozkładającego się zamku.
Kolejne jego dzieło, które chcemy pokazać naszym czytelnikom ma za temat równie dramatyczne zdarzenie, choć na zdecydowanie mniejszą skalę. Jest pożar domu, nieszczęście w czasach Wrigtha dość często dotykające ludzi.
Znów odmalowana scena dzieje się w nocy, przez co otrzymała rys większego dramatyzmu, niżby działa się za dnia. Malarz mógł przez to pokazać kontrast pomiędzy czerwonym blaskiem ognia i chłodnym białym światłem księżyca, który oświetla mały domek ogarnięty przez płomienie w przeciwieństwie do ciemnej sylwetki powoli rozkładającego się zamku.
A teraz spójrzmy jeszcze na inne prace tego artysty.
Destrukcja dzieł stworzonych ręką człowieka, którą również widzimy na pracach Wrighta stała się modnym motywem w malarstwie europejskim w ciągu następnego stulecia i zapoczątkowały trendy w pejzażu romantycznym, o którym pisaliśmy TUTAJ.
Cóż jeszcze możemy stwierdzić po obejrzeniu szeregu dzieł Josepha Wright’a? Chyba tylko to, że nic nie dzieje się bez przyczyny… Dramatyczne wydarzenia na jego obrazach znalazły swoje apogeum w realnym świecie. Wiek Oświecenia stworzył potwora w postaci Rewolucji Francuskiej, która głosząc szczytne hasła doprowadziła do masowych rzezi, terroru i pierwszych obozów koncentracyjnych…
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz