wtorek, 23 lutego 2021

Obrazy Stefana Hirscha: zamierzona samotność

Świat przed pięćdziesięciu laty wyglądał zupełnie inaczej. Gdy patrzy się na stare filmy, wydaje się jakby kiedyś wielu rzeczy było mniej. Z pewnością nie było tyle samochodów i ogólnie ludzie mniej się spieszyli, albo nie tak bardzo. Takie życie – senne, spokojne - zarejestrował na swoich industrialnych krajobrazach Stefan Hirsch (1899-1964), amerykański malarz pochodzenia niemieckiego. 




Malował miejskie pejzaże, ale oczywiście nie tylko. Niemniej te są według nas najbardziej interesujące. Bo mimo oczywiście prawidłowej perspektywy, widocznych umiejętności malarskich, jego weduty są… płaskie. Zupełnie jakby ich twórca malował batikiem na jedwabnej chuście. I co jeszcze rzuca się w oczy, to brak ludzi. Oni niby gdzieś są, bo samochody przecież same nie jeżdżą, a w oknach odbija się zapalone przez kogoś światło, lecz ich nie widać, po prostu malarz nie uwiecznił żadnej ludzkiej sylwetki. 


Ta zamierzona samotność, spotęgowana przytłumioną paletą barw, nadają płótnom Hirscha rys emocji, tęsknoty i jakiegoś nieokreślonego smutku. I jeszcze niepokoju, znanego z obrazów Chirico (LINK). Patrząc na nie zaczynamy wręcz wyszukiwać elementu, który dowodziłby, iż coś się wydarzyło. Bo i mogło. Artysta musiał zebrać sporo doświadczeń, żył w czasach, w których rozegrały się aż dwie wojny światowe i jedna rewolucja, która sięgnęła Niemiec, gdzie urodził się i rozpoczął w 1917 roku naukę malarstwa w Zurychu. Zanim w 1919 roku przybył z rodzicami do Nowego Jorku, zdążył poznać europejskich malarzy i pisarzy dada (lecz pozostał wierny nurtowi realistycznemu).

W okresie międzywojnia podróżował po Meksyku i Ameryce Łacińskiej, przyjmował zlecenia na murale budynków rządowych, wystawiał swoje prace, uczył malarstwa…. Po 1945 roku robił to samo, tylko bardziej. Ogólnie jego życie wydaje się być bardzo udane. Zdobył przecież uznanie, zauważono go, miał grono stałych wielbicieli (tych, którzy chcą szczegółowo poznać koleje jego życia odsyłamy TUTAJ) a mimo to - obrazy niczym lustra odbijają ton smutku pełnego rezygnacji… 



Może to cień Norymbergi? Artyści z tego miasta wiedli mimo sławy życie pełne tragicznych zwrotów akcji, wystarczy przypomnieć wypadki losu Wita Stwosza. A może to tylko typowy przypadek nadinterpretacji? Liczymy w takim razie na naszych czytelników, niech sami rozstrzygną, czy w obrazach Stefana Hirscha jest coś więcej, niż się wydaje.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz