piątek, 8 kwietnia 2022

Archiwum artykułów o Joy Division: Fanzine The Pink Flag pisze o koncercie Joy Division w Malvern Gardens, 5.04.1980

Dzień przed pierwszą próbą samobójczą Iana Curtisa Joy Division grają koncert w Malvern Winter Gardens. Garry Birchall pisze recenzję z koncertu i umieszcza w nim serię swoich zdjęć.


Na początku autor stwierdza, że publika dopisała, była barwniejsza niż zwykle. Koncert otworzyli Section 25, którzy byli znani autorowi recenzji, bowiem wcześniej w Londynie wspierali już Joy Division. Po nich zagrali Primal Screamers - lokalny zespół z dwoma wokalistkami.

Zaraz po nich wystąpili Joy Division, zrobiłem kilka zdjęć by udać się na środek żeby odetchnąć i potańczyć. Muzycznie są nieskazitelni. LWTUA jest muzyczną atrakcją ze swoją zachwycającą muzyką i keyboardem które są bardzo poruszające. Zagrali też Wilderness i Interzone z płyty Unknown Pleasures oraz kilka nowych piosenek, a skończyli z wydłużoną wersją She's Lost Control i to wszystko, szkoda że tak krótko. 

Poczułem się oszukany, zwłaszcza, że zapłaciłem za koncert 2.5 G.B.P. a oni niechętnie wrócili na bis i to po kilkunastu minutach szalonych oklasków. Niechęć do bisów może być częścią ich image'u ale można to zrozumieć, jednak po odpowiednio długim występie.

Na bis jamowali z członkami Section 25 ze znakomitą perkusją, do piosenki przypominającej Dead Souls. Członkowie Joy Division pokazali swój bark ducha, oddalając się natychmiast po zakończeniu za scenę. 

Koncert był dobry, ale oczekiwałem więcej, zwłaszcza po tak dobrym zespole. 

Podsumowując, ani Joy Division, ani Section 25 nie odezwali się słowem jakiejkolwiek pochwały do publiki. Czasami sztuczne wytwarzanie dystansu jest kompletną porażką...
 

Dziś, po tych wszystkich latach kiedy wiemy, w jakim stanie był wtedy Ian Curtis, który dzień później próbował popełnić samobójstwo, a finalnie nieco ponad miesiąc później zrobił to, patrzymy na ten opis zupełnie inaczej. 

Dziś kiedy wiemy, że w tamtym okresie ataki epilepsji nasilały się, miały miejsce nie tylko podczas koncertów, ale i po nich jak i nawet podczas prób, możemy powiedzieć, że relacja Garry Birchalla jest dość mocnym dowodem tezy, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.


A swoją drogą, jeśli koncert był dla niego tak ważny mógł postarać się o nieco lepszą jakość zdjęć. No chyba, że nie zdawał sobie sprawy z jak wielkim zespołem ma do czynienia. 

Czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz