Zaczynamy na naszym blogu nowy dział: Dom Książki. Będziemy w nim omawiać dzieła warte przeczytania, a tytuł nawiązuje do minionej epoki wcale nieprzypadkowo, bowiem większość książek, które tutaj się pojawią, powstały w minionych latach. Później na taką literaturę było mniej czasu, wiadomo, młodym jest się tylko raz, z wiekiem obowiązków przybywa, a czasu i sił ubywa.
Dotychczas omawiane na naszym blogu książki dotyczyły muzyki (ich streszczenia są na prawym pasku), ale postanowiliśmy od tego odejść, bowiem klimat bloga jest również znakomicie oddany w książkach, niekoniecznie muzycznych. Poza tym uważamy, że polscy autorzy są w wielu przypadkach niedocenieni, i tak jest z omawianą dziś ostatnią w dorobku powieścią Jacka Sawaszkiewicza, polskiego pisarza science - fiction (zmarłego 11.06.1999 - pełny biogram TUTAJ).
Na pomysł utworzenia takiego kącika czytelniczego wpadłem po przeczytaniu kilku miernych recenzji omawianego dziś dzieła na popularnych stronach czytelniczych (w zasadzie streszczeń). Zdaję sobie sprawę, że dziś kiedy wszystko podległo komercjalizacji i tabloidyzacji, ta książka może zostać uznana za trudną, ale właśnie na tym polega całe mistrzostwo Sawaszkiewicza. Aby zatem odczarować płyciznę innych recenzji teraz kilka słów o plusach i minusach tej książki, i zachęta żeby po nią sięgnąć.
Jeśli chodzi o to ostatnie, sięgnąć koniecznie tylko po wersję drukowaną (KAW 1988). Druk bowiem jest dwukolorowy, a autor w dość ważny sposób odznacza fragmenty pisane w swojej książce, od zapisywanych przez głównego bohatera w dzienniku, podczas kolejnych misji (te drukowane są na niebiesko, co nadaje książce swoisty klimat). Kto czytał wersję elektroniczną - czarno białą, ten faktycznie może odnieść wrażenie strasznego chaosu i nie dostrzegać rozwijania poszczególnych wątków w miarę zapoznawania się z kolejnymi rozdziałami.
Ta książka, mimo że to powieść science - fiction i rzeczywiście jest o pilocie latającym na misje w kosmos, moim zdaniem porusza problematykę z dwóch książek napisanych wcześniej przez Stanisława Lema, mianowicie m.in. Dzienników Gwiazdowych i Solaris (w mniejszym stopniu też z Powrotu z Gwiazd). Sawaszkiewicz ewidentnie wzoruje się na Lemie (może lepszym byłoby słowo inspiruje), poruszając choćby problemy izolacji człowieka od doznań sensorycznych w komorze ciszy (podobnye stany miał Pirx podczas słynnej kąpieli). Sawaszkiewicz jako główne zagadnienie książki stawia pytanie, jak dalece ludzie powinni posuwać się w eksperymentach na innych ludziach? Kiedy kończy się granica, chodzi tutaj również o granicę ludzkiego poznania świata i Kosmosu?
Drugi problem zaczerpnięty z Lema to sprawa zwidów, halucynacji, choć nie tylko tego - ale, głównie powodów ich powstawania. Tutaj autor idąc tropem Solaris, pokazuje do czego mogą doprowadzić wyrzuty sumienia. Powstają one jako wynik uczestnictwa w bardzo nieprzyjemnych wydarzeniach z przeszłości - wypadku ojca, znęcaniu się nad niepełnosprawną umysłowo dziewczyną, czy w końcu interwencji w sprawie pracy pierwszej żony Emmeliny, jak i okłamaniu bliskiego przyjaciela (O'Pavela), co pośrednio prowadzi do jego śmierci. Sawaszkiewicz bardzo mocno eksploatuje pomysł z Solaris, ale w przeciwieństwie do książki Stanisława Lema, w jego dziele nie ma dłużyzn, jak choćby opisy krajobrazów gwiazdy itd. Dla mnie przynajmniej tamte opisy w Solaris były niepotrzebne, przez co Sawaszkiewicza czyta się jako dzieło mniej science-fiction, a bardziej psychologiczne.
Nie będziemy przedstawiać tutaj streszczenia, warto tylko dodać, że główny bohater - na początku książki pilot klasy II (na końcu klasy S), Mike Cesara, dostaje od życia kilka lekcji, być może dlatego tak mocno się z nim zidentyfikowałem. Cała książka, mimo gęstniejącej fabuły i niesamowitych zwrotów akcji, kończy się jednoznacznie, wbrew temu co piszą w innych recenzjach w sieci. Jedynymi jej minusami są, pojawiające się w fabule i nieco archaiczne dziś: wideo i magnetofon, choć i tak autor jak na 1988 rok mocno zaskakuje wiedzą naukową znacznie wyprzedzając swoją epokę (niczym wspomniany Stanisław Lem).
Kto uważnie przeczyta i przebrnie przez rosnący w dziele Sawaszkiewicza chaos, ten doskonale zrozumie o co chodziło autorowi. Warto jeszcze dodać, że w książce nie brakuje scen humorystycznych, co niewątpliwie podnosi jej wartość.
Obok m.in. Peppera Beatlesów, Closer Joy Division, Syren z Tytana Vonneguta, czy Nowych Sytuacji Republiki, jedna z rzeczy, które chciałbym mieć ze sobą zawsze i do końca.
Ponadczasowe i absolutnie obowiązkowe, mimo uznawania przez ekspertów Kronik Akaszy jako największego dzieła autora, dla mnie jednak tym pozostaje Na Tle Kosmicznej Otchłani.
Czytajcie. Również nas - u nas codziennie coś nowego, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Zupełnie inaczej odebrałem tę książkę Sawaszkiewicza. Dla mnie to jednak było zbyt przekombinowane i zbyt głęboko osadzone w metafizyce. Przedstawiasz bardzo ciekawe spojrzenie i odbiór :) Może bym się głębiej nad nią zastanowił podczas lektury gdybym wcześniej poznał Twój wpis :) Ale byłem pierwszy i niestety zbyt głęboko nie wchodziłem w akurat ten tekst autora.
OdpowiedzUsuńWitaj na naszym blogu. Mój wpis musi być brany przez sito, jak pisałem mam bardzo emocjonalny stosunek do tej książki. Ale zwróciłeś uwagę na ciekawy aspekt, że nasz odbiór książki zależy od etapu na jakim się w życiu znajdujemy. Ta książka jest jedną z najważniejszych jakie czytałem. A jeśli dodatkowo brać pod uwagę kiedy powstała, to geniusz jej autora powala. Nie wiem, nie jestem ekspertem od sci-fi, choć mam pokaźną bibliotekę książek z tego gatunku, i będą się tutaj pojawiały, ale dla mnie w tamtych czasach powstało (poza Lemem bo to klasyk) wiele dzieł zupełnie niedocenionych. I to naszych autorów. I tak jest właśnie z tym dziełem. Miło że zajrzałeś do nas - zapraszamy częściej! Pozdrowienia i dziękujemy za komentarz
Usuń