Paul Slattery był w Manchesterze z Davem Mccullough'iem kiedy ten przeprowadzał wywiad z zespołem. Slattery robił zdjęcia, co opisaliśmy TUTAJ. Okazuje się, że opisał też całe zdarzenie w Sounds, w artykule o dość przewrotnym tytule: Dave Mccullough nie otrzymał radości od Joy Division.
Dziennikarz usłyszał album Unknown Pleasures w redakcji i uważał go za bardzo depresyjny. Joy Division w dniu kiedy fotograf udawał się do Stockport miksowali swój nowy singiel, a później mieli zagrać koncert klubie Mayflower. Studio było dość dziwacznie urządzone, na ścianach miało dywany. Zespół grał na dole w bilarda, po czym udali się na wywiad z Mccullough'iem. Slattery rozmawiał z Ianem Curtisem i Bernardem Sumnerem, którzy wspomnieli mu o fakcie założenia grupy w maju 1977 po koncercie Sex Pistols. Curtis wspomniał, że od czasu powstania zespołu ich styl znacznie się zmienił, mało tego zmienia się on cały czas. Piosenki na Unknown Pleasures powstały dość dawno, zespół nagrywał album przez 4 i pół dnia, nocami od 14 do 2 rano. Wspomniał też, że był pesymistą jeśli chodzi o oczekiwania co do recenzji. W swojej muzyce zespół nie stara się dawać ludziom odpowiedzi, a raczej chce zachęcić słuchaczy do myślenia.
Gretton i Hook nie wywarli dobrego wrażenia, raczej wyglądali na osoby z poważnymi defektami umysłowymi. Sugestie, że ich pierwsze wydawnictwo wytworzyło w publice obraz zespołu jako faszystowski, nie spotkały się z żadną reakcją muzyków. Na pytanie skąd nazwa Joy Division Ian odparł że to taka nazwa jak każda inna (nie wspomniał nic o konotacji z obozami koncentracyjnymi i żydowskimi kobietami ocalonymi od komór gazowych dla satysfakcji Niemców). W pewnym momencie Hooky wydarł się na nich z pytaniem, czy na prawdę uważają że teksty Iana są pesymistyczne? To było dziwne zachowania bo w trakcie całej rozmowy takie określenie się nie pojawiło. Spier@alaj - miał powiedzieć Hook a Mccullough miał zamiar wtedy wyłączyć magnetofon i wyjść.
Po koncercie gitarzysta był widziany, jak w okolicach klubu Mayflower szukał swojej wełnianej czapeczki, co bardzo mocno kontrastowało z wizerunkiem koncertowym grupy. Autor uważa, że ich ponury image koncertowy, ponure stroje, są tylko wytworem PR, a nie są realne. Ich muzyka, jak i sami muzycy, jest zbyt butna by być prawdziwa. Ich muzyka ma wprawić słuchacza w dyskomfort. Z drugiej strony taki sam sposób wpływu na publikę ma dobrze sprzedający się Gang of Four, wiec może publika ma potrzebę, by tak właśnie się czuć? Może Joy Division nie drukują swojej nazwy na albumach bo czegoś się boją? Możliwe że siebie samych...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz