Jeśli spojrzeć na to co wiemy dzisiaj o Ianie Curtisie, legendarnym wokaliście, autorze tekstów i większości linii melodycznych piosenek Joy Division, to jednym z najbardziej inspirujących go twórców muzycznych był David Bowie. Deborah Curtis w swojej książce Przejmujący z oddali wspomina, jak Ian od zawsze chciał zabrać ją na koncert Bowiego (nazwisko wokalisty wymienione jest w książce 24 razy). Podkreśla, że lider Joy Division posiadał w swojej kolekcji autograf artysty, a jego koncert obejrzał dwukrotnie, na oba występy kupując bilety...
W filmie Control jest scena, kiedy Curtis włącza płytę i tańczy naśladując Bowiego... Od nazwy znakomitej piosenki tego ostatniego wziął swoją nazwę zespół Warsaw (opisywaliśmy to TUTAJ):
W filmie Control jest scena, kiedy Curtis włącza płytę i tańczy naśladując Bowiego... Od nazwy znakomitej piosenki tego ostatniego wziął swoją nazwę zespół Warsaw (opisywaliśmy to TUTAJ):
Wielu krytyków muzycznych i ekspertów od Joy Division twierdzi, że Ian Curtis popełnił samobójstwo bowiem jego mottem życiowym, był fragment piosenki Bowiego pt. All the Young Dudes:
Speed jive, don't want to stay alive
When you're 25
When you're 25
O ważności tego utworu w życiu Iana Deborah Curtis pisze we wspomnianej powyżej książce. Przypomnijmy, że Ian Curtis powiesił się mając 23 lata, na miesiąc przed swoimi urodzinami. Ale mało kto zauważa inny fragment tego samego utworu:
Well, Billy rapped all night about his suicide
A jeśli do tego dodać fakt, że płyta Idiot - debiut Iggy Popa była ostatnią płytą jakiej wysłuchał przed powieszeniem się Ian Curtis, a producentem tego albumu był właśnie David Bowie, to wszystko bardzo ładnie zamyka się w całość...
Nie ulega zatem wątpliwości, że Bowie był niezwykle ważny dla Iana Curtisa, choć w filmie 24 Hour Party People (opisaliśmy go TUTAJ) mit ten próbowano obalić. Jest tam scena, kiedy Curtis wraca z pozostałymi członkami zespołu i Tony Wilsonem ze studia nagraniowego po sesji Unknown Pleasures. I wtedy Curtis stwierdza, że jego głos w piosence She's Lost Control, brzmi jak głos Bowiego. On tego nie chce, bowiem w przytoczonym powyżej fragmencie piosenki, Bowie stwierdza, że trzeba umrzeć przed 25 rokiem życia, podczas gdy sam ten wiek już dawno przekroczył i ma 29... Bowie is fucking lier - miał stwierdzić Curtis.
Dlaczego w filmie chciano obalić mit Bowiego, tego się nigdy nie dowiemy. Tym bardziej, że jest to film fabularny a mottem Wilsona jest zdanie: Mając prawdę i legendę - drukuj legendę...
Bowie rzeczywiście w swoim tekście był kłamcą, dożył w miarę rozsądnego wieku 69 lat, czyli żył trzykrotnie dłużej niż Curtis. Zmarł na raka wątroby, i kiedy wiedział że umiera, a żył od wykrycia raka 18 miesięcy, nagrał pożegnalną płytę Blackstar. Ponoć ostatni teledysk, Lazarus, nagrany został zaledwie kilka dni przed jego śmiercią:
I jednak mimo tego wszystkiego jest jedna rzecz łącząca Bowiego i Curtisa. Obaj nijako wbrew temu, że stali się za życia wielkimi gwiazdami muzyki, wydają się być ludźmi w pewien sposób niesamowicie skromnymi.
Niesamowicie skromnymi w obliczu śmierci.
Niesamowicie skromnymi w obliczu śmierci.
Ian Curtis umierał samotnie, w nocy z soboty na niedzielę (oficjalnie jako datę śmierci podaje się niedzielę 18.05.1980), opuszczony przez rodzinę, kolegów i znajomych. W domu z którego wyprowadziła się żona zabierając dziecko, oglądając Stroszka (o tym filmie pisaliśmy TUTAJ) - film pokazujący jak okropną może dla ludzi niedostosowanych być Ameryka, ta do której na następny dzień miał lecieć. Umierał po wysłuchaniu ukochanej płyty (nie ma wątpliwości, że wysłuchał jej do końca bowiem płyt zawsze słuchał w całości) i napisaniu bardzo prywatnego listu do żony. Listu, którego treści pewnie nigdy nie poznamy.
Bowie też wybrał samotność. Tym razem jednak bezpośrednio po śmierci. Jak bowiem donoszą media (TUTAJ), ten wielki artysta wybrał sposób kremacji, który jest najtańszym z możliwych (cena to zaledwie od 700 do 900 USD), mało tego, kremacja odbyła się natychmiast po zgonie, i bez obecności osób trzecich (podczas ceremonii nie było nawet najbliższej rodziny). Poza najbliższą rodziną nikt nie wie gdzie artysta jest pochowany. Umarł podobnie jak Curtis w niedzielę, tak jak przewidział to w jednej ze swoich piosenek.. A te pozostały po nim na zawsze.
Bowie też wybrał samotność. Tym razem jednak bezpośrednio po śmierci. Jak bowiem donoszą media (TUTAJ), ten wielki artysta wybrał sposób kremacji, który jest najtańszym z możliwych (cena to zaledwie od 700 do 900 USD), mało tego, kremacja odbyła się natychmiast po zgonie, i bez obecności osób trzecich (podczas ceremonii nie było nawet najbliższej rodziny). Poza najbliższą rodziną nikt nie wie gdzie artysta jest pochowany. Umarł podobnie jak Curtis w niedzielę, tak jak przewidział to w jednej ze swoich piosenek.. A te pozostały po nim na zawsze.
Teraz Bowie i Curtis na pewno mają wiele wspólnych tematów. A my nie raz o nich napiszemy. Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz