wtorek, 12 stycznia 2021

Max Radler: krajobrazy wytrawione z jakichkolwiek elementów współczesnych

Max Radler pochodzący z Wrocławia artysta (ur. 1904 r.), znany jest ze swoich spokojnych pejzaży i kolorowych, wieloszczegółowych karykatur. Nikt by jednak patrząc na nie podejrzewał, iż ich autor miał tak skomplikowane życie. 

Urodził się w rodzinie kołodzieja. Zaczynał od nauki zawodu tynkarza, murarza, stolarza i malarza pokojowego. Po latach wędrówki za pracą w 1923 roku osiadł w Monachium. Tam rozpoczął naukę malarstwa u Georga Mayer-Frankena i Georga Schrimpfa. Poprzez tego ostatniego zaprzyjaźnił się z pisarzem Oskarem Maria Grafem. W 1930 r. Został członkiem grupy New Objectivity. W latach 1939-1945 był żołnierzem, lecz oczywiście zawsze, gdy chodzi o Niemca, nie sposób dowiedzieć się, co konkretnie robił podczas wojny. Ktoś skutecznie wycina ten fragment życia każdego niemieckiego twórcy… Jedyną wzmianką na ten temat jest informacja o niewoli malarza w Wielkiej Brytanii, z której wrócił do Monachium w 1945 roku. Można zatem przypuszczać, iż być może walczył w lotnictwie i został zestrzelony nad wyspami brytyjskimi.  Wojna musiała jednak odcisnąć piętno na wyobraźni artysty, dowodem na to jest cykl rysunków wykonanych w latach 1940-1941, których tematem jest danse macabre (LINK).




Po wojnie powodziło mu się nie najlepiej. Pracował wprawdzie jako malarz i rysownik m.in. dla pisma satyrycznego Der Simpel (1946-1950) i Simplicissimus (1953 -1967) a jako członek Neuen Gruppe (formacji złożonej z artystów monachijskich) od 1947 regularnie brał udział w wystawach w monachijskim Haus der Kunst, jednak brakowało mu środków na utrzymanie. W związku z tym imał się różnych zajęć, pracował jako murarz, malarz pokojowy i sztukator. Polepszyło mu się dopiero w latach 60.




Jego karykatury są dla nas mało zrozumiałe, dotyczą dawno przebrzmiałych sytuacji ważnych dla powojennego, niemieckiego społeczeństwa. Warto natomiast obejrzeć jego pejzaże. Namalowane z drobiazgową dokładności, kolorowe domki z dymem unoszącym się z kominów, wiadukty z pędzącymi po szynach lokomotywami, szerokie pola i łąki przecięte drogami wyglądają niczym ilustracje bajek. Znać w nich nostalgiczną tęsknotę malarza, lecz za czym? Może za krajem lat dziecięcych? Bo krajobrazy te wytrawione są z jakichkolwiek elementów współczesnych: nie ma na nich skomplikowanych maszyn, drapaczy chmur, samochodów. Czas na nich jakby zatrzymał się na 1939 roku. Świat jednak nie stoi w miejscu, lecz mknie uparcie do przodu.




Radler zmarł na atak serca w Monachium w 1971 roku. I mimo, iż jego nazwisko wymieniane jest w opracowaniach dotyczących powojennej sztuki niemieckiej a jego prace można spotkać na wielu aukcjach, nie można go znaleźć w popularnych słownikach artystów… 


Najważniejsze że jest u nas, jak wielu innych, wielkich ale nieznanych. I jeśli chcecie poznać kolejnych - czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz