Swego czasu opisywaliśmy znakomity koncert brytyjskiego zespołu zimnofalowego And Also the Trees (TUTAJ), przedstawiając krótko sylwetkę grupy z Inkberrow: Zainspirowani ruchem post-punk And Also The Trees od samego początku byli inni. W przeciwieństwie do swoich rówieśników takich jak: PIL, Joy Division i The Gang Of Four, And Also The Trees byli pod wpływem prawie wyłącznie krajobrazu i historii wiejskiego otoczenia, i ten wpływ pozostaje w nich do dziś.
Idąc nijako za ciosem, kilka lat temu nabyłem album z najlepszymi (w mojej opinii) utworami z tamtego koncertu. Jest to drugi w dyskografii album, który wydany został w 1986 roku. Płyta przyleciała z Japonii, co ciekawe całość z transportem to zaledwie 100 PLN, co biorąc pod uwagę idealny stan, graniczy z cudem. Tym bardziej, że nabyta wersja pochodzi z rynku niemieckiego przez co została uatrakcyjniona jednym dodatkowym utworem pt. Scarlet Arch.
Całość ma bardzo ciekawy klimat, nie jest to typowa zimna fala, raczej podąża w kierunku psychodeli. Jest w tej płycie piękno, ale jest też niepokój. Już sam początek powala, jest prosty ale jakże sugestywny. Od pierwszych taktów wiemy o czym będzie mowa. Slow Pulse Boy...
Chłopak ze spowolnionym pulsem
Gdzieś eksplodujący podmuch paleniska
Bursztynowe pióropusze na nocnym niebie
Każda eksplozja rozpościera się
Od horyzontu do horyzontu
Od horyzontu… do horyzontu
I przez chwilę, chłopak ze spowolnionym pulsem
Stał przy oknie
I pozwalał by ogień wsiąkał w jego skórę
I znowu by wszystko znieruchomiało
Gdyby nie pusta puszka
Bujająca się w rynsztoku
Na wietrze
I wtedy stanęliśmy bardzo blisko siebie
Tak, że mogłem zmieścić się w przestrzeni
Pomiędzy uderzeniami jego serca
Na zewnątrz znowu
Wybuch paleniska
I ciemne czerwone rzeki
Wypełniające żyły gorączką
Mogliśmy owładnięci szaleństwem
Znaleźć wszystko co utracone
A ogień płonie w naszych butach...
Więc ścigamy wybuchy
Od horyzontu do horyzontu,
Owińmy się wokół odległości
Tak długo, tylko jak wytrzymamy.
Gdzieś śpiewa dziewczyna.
W powietrzu unosi się spokój
Ale jest większy spokój, jaki mogę znieść.
Że jutro świeci słońce.
Jako drugi serwują nam znakomity Maps In Her Wrists And Arms. Mimo że spokojny, też posiada w sobie ogromny ładunek emocji... Może się mylę, ale wydaje się, że to piosenka o umierającej kobiecie.
Mapy w nadgarstkach i ramionach
W namiocie z pudru i koronki,
Sępy dziobią padlinę, która karmi się z ręki,
Tęsknota za rozkładem
Czeka na dźwięk
Ich skrzydła powoli falują, gdy odlatują...
Niektóre zostaną na dłużej.
W jej nadgarstkach i ramionach są mapy,
A kurz leży jak śnieg wokół łóżka.
Świecąca biel, rzeźba z kości,
Albo klejnot jak zmięty, zniekształcony księżyc
Dreszcze w jej umyśle,
Jeśli podejdzie zbyt blisko
Rozbije się tak szybko, że nie zostawi nic po sobie,
Starsza pani wzdycha.
Czasami, gdy podnosi oczy
Pokój wypełniły powiewające prześcieradła z jedwabiu.
W jej nadgarstkach i ramionach są mapy,
A morfina przypływa chlebem terroru i błogością.
W namiocie z pudru i koronki,
Słyszy skrzypce, obserwuje smyczki...
Przewijające się po pokoju.
W zasadzie po takim ładunku trudno o coś mocniejszego. Instrumentalny The Dwelling Place idealnie pasuje tutaj jako hymn dla zmarłej... Vincent Craine zdaje się być z kolei hymnem pamięci dla brytyjskiego kompozytora, który popełnił samobójstwo trzy lata po realizacji omawianej dziś płyty, a w czasie jej nagrywania cierpiał na depresję. Co ciekawe, zmarł popełniając samobójstwo - przedawkował leki antydepresyjne. W piosence mamy nawiązanie do okładki, pojawia się w niej stół a na nim miska z owocami, kurczącymi się pod naciskiem zardzewiałej łyżeczki.
Jack wyszedł pewnego burzliwego dnia
Aby zobaczyć, gdzie poniosą go nogi,
Zabrały go z jego śpiącego miasta
W poprzek lądu wysokiego, i niskiego
Piosenka zdaje się opisywać podróż bohatera przez wsie, pełna jest typowych wiejskich krajobrazów, mamy w niej kwiaty, drzewa, morze... Bohater jednak nie wraca już do swojego domu. The Headless Clay Woman to w mojej opinii najsłabszy utwór płyty, znowu mamy tutaj klimaty wiejskie. Po nim Gone.....Like The Swallows - taki lekki zastrzyk optymizmu. Utwór nieco nie pasuje do całości, ale może chodzi o to, żeby przygotować nas na genialne zakończenie jakim jest tytułowy Virus Meadow.
Zatruta Łąka
Brzęczący dzwonek, powolne dzwonienie echa
Tarza się po zatrutej łące.
Ssij zaczarowany sznurek z jagód,
Usłysz dzwony poza nami.
Cichnące kazanie, mruczy głowa księdza
Święte słowa poprzez łąki.
Całował kręcącą się dłoń plag,
Przez jego usta śpiewał wirus.
A gawrony zdawały się podążać za nim
Gdziekolwiek nie poszedł
Trzepocząc na jasnym niebie,
Kracząc na wieży.
Wiszące na ołowianym niebie,
Zwisające ze słońca.
Gawrony zdawały się podążać za nim...
Gdziekolwiek nie poszedł.
Kiwający głową oset, angielska słoneczna rosa,
Kobieta z łabędzią szyją, łąka z łóżeczkiem dziecięcym.
Bolące ramiona opadają i wznoszą się
Jak bijące dzwony
I obandażowane wysmarowaną skórą kończyny
Nocnych braci,
Walcząc... czołgają się
Przez pustą szczelinę poranka.
Reasumując, poza dwoma słabszymi piosenkami, to bardzo dobra płyta, ewidentnie strona A lepsza niż B.
My zapewne wrócimy jeszcze do twórczości And Also The Trees, tymczasem oddajmy się nastrojowi psychodeli brytyjskiej wsi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz