czwartek, 12 września 2024

Titanic wiecznie żywy

Fascynacja makabryczną historią statku Titanic nie ustaje, choć od jego zatonięcia upłynęło tyle czasu. Powstał już nawet dochodowy przemysł, który ma zaspokoić tę obsesję. I nie jest to wina kasowego filmu Jamesa Camerona. Przyczyny takiego stanu rzeczy są o wiele głębsze. Już w pierwszych chwilach tragedii na nieszczęściu ofiar zarabiały firmy, które tworzyły i dystrybuowały kroniki filmowe wyświetlane kinach. W ciągu kilku dni od zatonięcia, krótkie filmy, które rzekomo pokazywały wielki statek przed jego fatalnym rejsem, pokazywano w zatłoczonych kinach i teatrach po obu stronach Atlantyku. Jedynym problemem ich twórców był brak  materiałów filmowych przedstawiających statek przed rejsem. Ale uznano, że to nieważne i pokazywano w to miejsce ujęcia wykonane w Nowym Jorku na Olympic - bliźniaczym statku Titanica - usuwając tę nazwę  a także wszelkie inne wskazówki, które mogłyby zdradzić prawdziwą tożsamość statku. Wykorzystano również nagrania kapitana Titanica Edwarda Smitha zrobione na innym statku, udając, że powstały feralnego rejsu. Ta mieszanka faktów i fikcji, wyświetlania z melodramatyczną muzyką w tle okazała się bardzo dochodowym przedsięwzięciem. Warner's Features, który wypromował jeden z tych filmów, twierdził, że sprzedał 100 kopii w ciągu 48 godzin.


Prawdziwy przemysł filmowy posunął się jeszcze dalej. Niecały miesiąc po zatonięciu statku, do kin trafił Saved From The Titanic. Bohaterką filmu była Dorothy Gibson, amerykańska gwiazda kina niemego, która przypadkiem była uczestniczką pechowego rejsu Titanica. Aktorka grała w tej samej sukience, którą miała na statku niejako wspominając to, czego była świadkiem. Film oczywiście okazał się ogromnym hitem, przyćmiewając inny komercyjny sukces związany z Titanikiem, który trafił na rynek niemiecki: Nacht Und Eis, czyli Noc i lód. Oba filmy osiągnęły sukces, przedstawiając nawet rzeczywiste zatonięcie. Niemcy posunęli się aż do pokazania tonącego kapitana Smitha.
 
Ale zarabiano nie tylko na filmach. Wydawcy wyspecjalizowali się w publikacji książek, które miały upamiętniać i dokumentować tragedię. Pierwsza książka wyszła już miesiąc po zatonięciu, a po niej pojawiło się kilka innych. Drukowane na tanim papierze książki te trafiały na rynek za pośrednictwem armii sprzedawców, którzy chodzili od drzwi do drzwi i zbierali na nie zamówienia.
 





Obie wojny tylko przytłumiły fascynację statkiem. W 1929 r. powstał najpierw film The Berg. A potem The Atlantic. Wszyscy byli zadowoleni z zainteresowania, tylko nie właściciele linii żeglugowych, którzy obawiali się że ciągłe przypominanie o tonącym statku odstraszy im klientów. Próbowali poprzez znajomą prasę osłabić to niezdrowe hobby. Po drugiej wojnie moda na Titanica znów odżyła. W 1955 roku wydana książka Waltera Lorda A Night To Remember, stała się podstawą dla filmu. Ale nie zawsze sam temat dawał gwarancję dobrych zysków. W 1980 r. Raise The Titanic, oparty na książce Clive'a Cusslera o tym samym tytule, okazał się spektakularną porażką. Koszt jego realizacji wyniósł 40 mln USD, a dochód raptem 7 mln USD. Jego producent Lew Grade gorzko z tego zażartował, mówiąc „Tańsze byłoby obniżenie poziomu Oceanu Atlantyckiego. Wielu sądziło, że Titanic Jamesa Camerona spotka ten sam los, co było mniemaniem błędnym.
 

Teraz sama nazwa Titanic generuje zyski. Od 1 września można w Warszawie zobaczyć wystawę TITANIC: The Artifact Exhibition (SOHO ART CENTER przy ul. Mińskiej 63), która powstała w Muzeum Nauki w Pittsburghu (USA) i stamtąd ruszyła w tournée po świecie (LINK). Można na niej zobaczyć 160 oryginalnych przedmiotów wydobytych z wraku,  tym walizki, porcelanę, garnki i patelnie, płytki podłogowe z palarni pokładu pierwszej klasy, ramę okna z kawiarni Verandah Café, nieotwartą butelkę szampana z rocznika 1900 i wiele innych. Postarano się o pełnowymiarową rekonstrukcję Wielkich Schodów, a także zewnętrzny pokład promenadowy i 15-tonowy fragment kadłuba statku. Do kompletu brakuje tylko samych pasażerów…


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz