Są artyści, którzy znani są tylko z jednego obrazu. W zasadzie to niesprawiedliwe, bo są autorami wielu dzieł, a ich nazwisko kojarzone jest powszechnie tylko z jednym. Z takich twórców i ich malowideł można wręcz pasjans, np.: Leonardo da Vinci - Mona Lisa, Edward Much - Krzyk, Edward Manet - Śniadanie na trawie, Vincent van Gogh - Słoneczniki itd.
Podobnie Akseli Gallen-Kallela, o którym prawdę mówiąc mało kto słyszał, lecz jeśli - to tylko z powodu jego Lake Keitele zakupionego przez National Gallery w Londynie w 1999 roku, który szybko stał się jednym najbardziej ulubionych dzieł galerii.
Artysta pochodził z Finlandii. Urodził się w Pori, niewielkiej miejscowości na zachodzie swojego kraju 26 kwietnia 1865 roku. Naukę rysunku rozpoczął w 1878 w Helsinkach i kontynuował w Paryżu. Był cenionym malarzem. Wystawiał w wielu czołowych galeriach Europy (Galeria Uffizi we Florencji zleciła nawet wykonanie jego autoportretu). Przyjaźnił się z Edwardem Munchem (1863-1944), z którym na jednej wystawie pokazał swoje prace w Berlinie w 1895 roku (o E. Munchu pisaliśmy TUTAJ) oraz Jeanem Sibeliusem i Augustem Strinbergem. Mimo ugruntowanej sławy europejskiej pozostał wierny Finlandii i wracał często do malowania tamtejszych śnieżnych i nieskażonych cywilizacją krajobrazów.
Niemniej, jak już wspomniano, Gallen-Kallela wiąże się głównie z obrazami jeziora Keitele. Namalował ich w latach 1904-1906 kilka, w każdym z nich zastosował kolejne, ówcześnie najnowsze trendy w sztuce: od malowania na wolnym powietrzu, po dekoracyjne, symboliczne formy. Wszystkie wersje kompozycji znajdują się w wielu muzeach i prywatnych kolekcjach i dopiero po ich zestawieniu na jednej ekspozycji w Wielkiej Brytanii można było dostrzec ewolucję stylu malarza.
Jej wynikiem było dzieło w zasadzie doskonałe: widok jeziora skąpanego w jaskrawym słońcu z wyspą na środku i z widocznym w oddali przeciwległym brzegiem. Niebo ledwie majaczy, ale odbija się w wodzie, po której suną geometryczne promienie srebrzyście drgające w powietrzu. Idealny spokój pogłębia chłodna kolorystyka, w której zieleń przybiera niebieskawy odcień, a błękit zbliża się do srebrzystej bieli. Czy dzieło to swoją harmonią i ciszą nie przypomina Wyspy Umarłych Arnolda Böcklina, o którym pisaliśmy wcześniej? (TUTAJ). Krytycy widzą w nim wyłącznie symbolikę związaną z narodową walką Finów o niepodległość ich kraju, będącego podobnie jak część Polski w XIX w., prowincją Rosyjskiego Imperium.
Ukośne znaki na wodzie interpretowane są jako ślady po łodzi Väinämöinen, fińskiego bohatera z mitu Kalevala, na nowo spisanego w 1830 roku przez lekarza i lingwistę Eliasa Lönnrota. Był to czarujący śpiewem i magicznymi mocami wojownik, zatem dzieło uważa się za obraz tęsknoty Finów za niepodległą ojczyzną. Lecz w kontekście historii powstania - po nagłej śmierci 10-letniej córki malarza - wydaje się być wyrazem ufności w kojące działanie śmierci, która sprowadza zapomnienie i wieczny pokój, w miejsce cierpienia...
Może spójrzmy jeszcze na pozostałe pejzaże z nad jeziora, na jednym z nich jest portret żony Axela, Mary Slöör, inne powstały w różnych etapach życia artysty. Są niczym pamiętnik, rejestrujący odbicie emocji malarza i jego umiejętności warsztatowe: mistrzowskie posługiwanie się plamą barwną, precyzyjnie nakładaną pociągnięciami pędzla.
Ktoś nam ostatnio napisał komentarz że dobrze iż istnieją jeszcze prawdziwi artyści. My o nich piszemy - codziennie nowy wpis, i co ważniejsze, tego nie znajdziecie w mainstreamie. Dlatego czytajcie nas!
Ktoś nam ostatnio napisał komentarz że dobrze iż istnieją jeszcze prawdziwi artyści. My o nich piszemy - codziennie nowy wpis, i co ważniejsze, tego nie znajdziecie w mainstreamie. Dlatego czytajcie nas!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz