sobota, 15 sierpnia 2020

Joy Division „Licht Und Blindheit” - w labiryncie wieczności

Wydarzenie na scenie to coś więcej niż spektakl. Intensywne światło punktowe izoluje sylwetkę, utrwala ją w przestrzeni i unieważnia czas. Oślepiony i przez chwilę oniemiały, oświetlony śpiewak nie dostrzega już granic otaczającego go pokoju. Echo w sercu przypadkowej ciszy wzmacnia przytłaczające wrażenie podziemnej wyprawy. Echa grot i zimnych katedr, echa nieskończonego kosmosu. Kategorie udręki mają tendencję do zlewania się ze sobą: ucisk głębi i zamknięcie budzą lęk przed pustką, korytarze królestwa umarłych reagują w głębi nas samych jak idea nieskończoności.

Ten spektakl jest rytuałem, nieskończenie rozpaczliwą samotnością.
 

Dreszcz… Te kilka sekund wolnych od wibracji to wieczność. W nich kondensuje się głębia wewnętrznych refleksji, pogrzebowa eksploracja mrocznych labiryntów, z których pewny jest tylko wyjątkowy i nieodwracalny koniec. Czy muzyka byłaby tylko interpunkcją i akcentowaniem, czymś w rodzaju ramy wykutej z absolutnej ciszy, poszukiwanej w tajemnicy?
 
Powyższy tekst autorstwa Jean-Pierre Turmela został przetłumaczony na angielski przez  Paula Bucka i wydrukowany na wkładce do 7-calowego singla Joy Division „Licht Und Blindheit” wydanego we francuskiej wytwórni Sordide Sentimental z Rouen (opisaliśmy go TUTAJ). 

Należąca do Turmela firma emitowała nisko limitowane albumy muzyczne w wyjątkowo wysmakowanej, ekskluzywnej formie, zawsze ze starannie dobraną okładką i oryginalnym tekstem. Po wielu latach, Jean-Pierr Turmele w udzielonym wywiadzie dla francuskiego magazynu Les Inrockuptibles (nr 225, 22 grudnia 1999 LINK) dopowiedział szczegóły dotyczące historycznego singla: Sam wykonałem czarno-biały kolaż wzbogacony tuszem i węglem drzewnym, na temat promieni świetlnych słabo oświetlających przepaści, podziemne piekła, wewnętrzne labirynty i ukryte w nich niebezpieczeństwa.


Powtórzmy jeszcze raz ostatnie słowa: podziemne piekła, wewnętrzne labirynty i ukryte w nich niebezpieczeństwa. Czyż nie jest to sens poezji Iana Curtisa? Kluczowe znaczenie ma w tej metaforze odniesienie do labiryntu.

Słowo labirynt pochodzi z greki. Labyrinthos oznaczał w starożytności duży budynek ze skomplikowanymi podziemnymi przejściami. Po łacinie zaś labirynt odwoływał się do domus deadali, Dom Dedala, który także odnosił się do mitycznego labiryntu, antycznego mitu, według którego król Krety Minos skonstruował budowlę o systemie skomplikowanych korytarzy, w którym umieścił potomka swojej żony i byka Minotaura. Powstały potwór o ciele mężczyzny z głową byka pożerał tych, którzy przyszli do niego i zakłócili mu spokój. Klasyczny kreteński labirynt był strukturą, w której jedna kręta ścieżka nieuchronnie prowadziła do centrum, gdzie czyhało niebezpieczeństwo (Minotaur według starożytnych przekazów był zwykle umieszczany w jego środku).

Niewątpliwie, od początku ta konstrukcja miała znaczenie symboliczne. Zdaniem semiotyka Umberto Eco, labirynt jest pełen alternatyw, dlatego wszystkie jego ścieżki są ślepe, za wyjątkiem jednej, tej prowadzącej do celu.  (Umberto Eco From The Tree To The Labyrinth, Harvard 2014, s. 52–53). Zauważa on także, iż labirynt jest niczym sieć, w której każde skrzyżowanie łączy się z innymi. Znaczenie owej symboliki jest niejednoznaczne i dość sprzeczne. Najczęściej labirynt interpretuje się go jako obraz poszukiwania duchowego centrum, dążenia do samopoznania. W tym sensie jego obraz pojawiał się na posadzkach gotyckich katedr (najbardziej znany jest w Chartres).



Jednak współcześnie strach przed Minotaurem został zastąpiony strachem przed zagubieniem się. A wejście w labirynt oznacza nie tyle zmaganie się z własną niewiedzą, co totalnie ogarniające  człowieka  poczucie izolacji, wyobcowania i samotności. W labiryncie wprawdzie jest się wolnym, zwłaszcza w wyborze ścieżki, lecz boleśnie i ostatecznie samotnym. Wyizolowanym… Czy nie o tym są ostatnie utwory Iana Curtisa, Isolation i Colony, o których pisaliśmy TUTAJ

Kwintesencją tych znaczeń są zdjęcia Antona Corbijna, przedstawiające zespół wchodzący do podziemnego przejścia londyńskiego metra… (LINK). 



Trzej muzycy spoglądają bezrefleksyjnie w głąb korytarza i zaraz pewnie zbiegną po schodach, lecz na jednym ze zdjęć Ian Curtis stoi lekko z boku, oglądają się w tył, jakby się wahał…

I w końcu wszedł w labirynt, taki z którego nie ma już wyjścia...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz