sobota, 2 stycznia 2021

Archiwum artykułów o Joy Division cz.2: Control Antona Corbijna - fakty i mity oczami Kevina Cumminsa

Drugi w serii artykułów o Joy Division, które ukazały się z okazji promocji filmu Control (pierwszy z nich omówiliśmy TUTAJ), to artykuł Kevina Cumminsa pt. Closer to the Birth  z magazynu the Observer

Autor na wstępie opisuje klimat Manchesteru końca lat 70-tych. Był wtedy świeżo po studiach fotograficznych i posiadając aparat Nikon chodził na koncerty. Chciał zostać reporterem the Observer lub NME. Joy Division był jednym z wielu zespołów które powstały pod wpływem impulsu koncertu Sex Pistols. Autor opisuje koncert 29.05.1977, kiedy poszedł zobaczyć Stiff Kittens/Warsaw. Debiut był bardzo nieudany. Wtedy Cummins bardzo oszczędzał na filmach, były one drogie (dziesięć GBP za rolkę, podczas gdy NME płacił około 6.5 GBP za zdjęcie). Jedna sesja z Joy Division zwykle nie wyczerpywała całej rolki - tak żeby starczyło dla innych. Polityka była taka, żeby fotografować Iana Curtisa jako ponurego, dlatego Cummins był rozczarowany gdy tracił ujęcie bo Ian się uśmiechnął. Nigdy nie namawiał zespołu na film - bo ten byłby dla niego niedochodowy. Ujęć w kolorze jest bardzo mało, autor posiada ich zaledwie 6, kiedy robił zdjęcia the Buzzcokcs i zostały mu wolne klatki. Sesje czarno - białe, najważniejsze, to sesja na moście i w TJ Rehearsal Studios.


W styczniu 1979 roku NME zdecydowali się na wydanie numeru z zespołami spoza Londynu, dokładnie z Manchesteru. Wybrano Spherical Objects, the Passage i Joy Division. Dzień 6.01.1979 roku Morley i Cummins zdecydowali się poświęcić dla Joy Division. Ponieważ cały tydzień padało, sesja niemalże nie została odwołana. Jak się później okazało, śnieg stał się elementem nadającym zdjęciom niepowtarzalny klimat. Odwiedzali puby a Paul Morley przeprowadził wywiad. Obaj byli zaskoczeni, jak poważnie Joy Division traktowali swoją twórczość, w przeciwieństwie do większości zespołów, która z muzyki czerpała radość. Byli antytezą najbardziej kultowej kapeli Manchesteru tamtych czasów, czyli the Fall. Po realizacji Unknown Pleasures zmietli całą opozycję z powierzchni. Hannett wyciągnął z ich muzyki głębię i idealnie wpasował w czarno - biały klimat industrialnego miasta. 

Następnie autor kończy opowieść o sobie samym i rozpoczyna recenzję filmu Corbijna. Podkreśla realizm scen koncertowych i świetne aktorstwo Sama Rileya. Zdaje się że Corbijn kupił wiele mitów o zespole i wcielił w film. Cummins podkreśla, że spędził wiele czasu z muzykami z zespołu, zarówno podczas koncertów jak i w trasach. Byli typowymi chłopakami w wieku dwudziestu kilku lat. Rozmawiali o piłce, dziewczynach, muzyce, Ian zwłaszcza lubił piłkę - obaj byli kibicami Manchester City (temu zaprzecza rodzina Curtisa w książce Micka Middlesa i Lindsay Reade, o czym jeszcze za jakiś czas napiszemy). Nie byli smutnymi bohaterami z piosenek Iana. Bernard podkreślał, że nie wie o czym Ian śpiewa. W filmie wiele postaci przedstawionych jest niezdarnie i karykaturalnie. Choćby postać Roba Grettona, który w rzeczywistości był niezwykle uprzejmym człowiekiem. Podobnie jest z postacią Tony Wilsona. Film zatem jest skierowany do fanów którzy nigdy nie widzieli Joy Division, a zdaniem Cumminsa, nic nie oddaje lepiej klimatu tamtych czasów niż książka Deborah Curtis i muzyka z Unknown Pleasures.

Finalnie dostaje się też reżyserowi 24 Hour Party People, za przedstawienie Tony Wilsona, z którym Cummins studiował. Tony był uprzejmy i czarujący i bez niego nie byłoby Joy Division i sceny Manchesteru. Co najważniejsze jednak, był człowiekiem niezwykle inteligentnym i sprytnym.                    

Wkrótce omówimy kolejny artykuł pozwalający nam, tym którzy nigdy nie widzieli zespołu na żywo, dosięgnąć, lub przynajmniej zbliżyć się, do prawdy. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz