niedziela, 16 maja 2021

Edgar Froese z Tangerine Dream - uczeń... Salvadora Dali!

Bez Edgara Froese (1944-2015) nie byłoby Tangerine Dream. A bez Tangerine Dream świat muzyki były niekompletny. Zespół opublikował ponad 100 albumów muzycznych a ponadto jest autorem ścieżki dźwiękowej do wielu filmów, do kultowego z udziałem Toma Cruisea z 1983 roku Risky Business (Ryzykowny interes) a także do Legend (Legenda) Ridleya Scotta i Scorcerer (Cena strachu) Williama Friedkina

Ich świeże brzmienie zrobiło wrażenie na brytyjskim prezenterze radiowym Johnie Peelu. Wkrótce potem podpisał kontrakt z Richardem Bransonem z Virgin Records. Wytwórnia dała im artystyczną swobodę nagrania przełomowego albumu Phaedra z 1974 roku  i choć płyta spotkała się wówczas z letnim przyjęciem, to jej brzmienie wpłynęło na takie zespoły jak Kraftwerk i przyczyniło się do określenia Berlina stolicą muzyki elektronicznej.


Ale zanim to się stało Froese, student malarstwa i rzeźby z Berlina spędził prawie dwa lata u Salwadore Dali w jego willi w Port Lligat w Cadaques w Hiszpanii, zaproszony podczas tourne jego zespołu, the Ones po tym kraju. The Ones było dość przeciętną grupą grającą rock psychodeliczny założoną w 1965 roku. Ich jedynym singlem był Lady Green Grass / Love of Mine (1966).

The Ones nie tylko koncertowali, współtworzyli spektakle będące połączeniem muzyki, literatury i malarstwa, które można by określić mianem prototypów prezentacji multimedialnych. Ułożyli poza tym podkład muzyczny towarzyszący odsłonięciu pomnika Chrystusa, wykonanemu przez Dalego, a także do ścieżki filmu JC Averyego o Dalim z 1967 roku. Jak wyglądał pobyt muzyków w Port Lligat opowiedział w kilku wywiadach sam Froese. I warto przytoczyć w całości te wspomnienia, bo nie są one długie:

Czy możesz skomponować zgniłą muzykę religijną do mojego pomnika Chrystusa, który zbudowałem za domem na polu z puszek po fasoli? zapytał mnie podczas letniego koncertu [Dali], kiedy zaprosił nas do swojego domu w Cadaques w Hiszpanii w 1968 roku. Znając świat surrealistów, zapytałem go w zamian: „W którym kluczu wibrują puszki fasoli? E-moll czy C-dur?” „Który z dwóch kluczy jest bardziej religijny?” - zrewanżował się pytaniem. - "Panie Dali, czy nadal rozmawiamy o religijności pańskich puszek po fasoli czy o kluczu do wszechświata? Odpowiedziałem, kontynuując hiperfilozoficzną rozmowę. „Jaki jest klucz wszechświata?” - odpowiedział, próbując odbić piłeczkę. "Mozart powiedział Eis, Bach powiedział Ces-dur, a Einstein nie wiedział jaki być powinien, ponieważ jego skrzypce zawsze były rozstrojone!" - taka była moja odpowiedź. „Cóż, więc zgniła muzyka religijna będzie w Eis i C-dur” - gestykulował jak lektor - „Niestety w muzyce nie ma klawisza M, prawda?” „Nie, nie w moim wszechświecie, ale może w twoim?” - brzmiała moja odpowiedź. Gala, jego żona, podeszła i rozmowa została przerwana (LINK). 

The Onees to była dwuletnia przygoda i chłopaki, z którymi grałem, nie byli zainteresowani podążaniem moją eksperymentalną drogą do różnych światów muzycznych. Dali wywarł duży wpływ na moje życie, ponieważ jego filozofią było zostać tak oryginalnym i autentycznym, jak to tylko możliwe, poruszyła mnie wtedy bardzo intensywnie. Ponieważ był on inny, nieporównywalny do kogokolwiek, ja również poświęciłem dużo czasu, aby nauczyć się podążać taką filozoficzną ścieżką jak on. Kiedy pierwszy raz spotkałem Dalego, miałem 22 lata, byłem młodzieńcem, który od razu wiedział, że w sztuce prawie wszystko jest możliwe, o ile masz silną wiarę w to, co robisz (LINK).

Po powrocie do Berlina Froese próbował znaleźć ludzi podobnie myślących co on, którzy byliby zainteresowani nie tylko osiągnięciem miejsca w czołowej czterdziestce amerykańskich list przebojów. Jednak większość muzyków uznała jego pomysł połączenia muzyki i sztuk wizualnych za nieciekawy. I tak Froese często grał zmieniającym się składzie muzyków w Cafe Zodiac podczas tzw. Nocnych koncertów, aż w 1969 roku poznał Klausa Schulze, perkusistę Psy Free i artystę Conrada Schnitzlera (zmarłego w 2011 roku). Wydali pierwszy album zatytułowany Electronic Meditation z muzyką graną na gitarze, organach i perkusji. W 1970 Klaus Schulze opuścił zespół, bo się ożenił, a Conrad odszedł z powodu nieporozumień z Edgarem. Zespół odrodził się z Christopherem Frankem z Agitation Free na perkusji i Stevem Schroyderem na organach. Razem wypuścili album Alpha Centauri, po czym w 1971 roku z zespołu odszedł Steve Schroyder, a wszedł Peter Baumann, organista Burning Touch. I skomponowali swoją pierwszą ścieżkę dźwiękową dla telewizji WDR pod tytułem Vampira... Potem grupa wydała album Zeit, dla którego zakupili syntezator... A potem były jeszcze inne płyty.

Jednak wspomnienie o rozmowach z Salwadore Dali i osobowość tego surrealisty, mocno tkwiła w umyśle Edgara Froese. Po wielu latach muzyk zdecydował się przekształcić je w dźwięk. I tak powstał solowy album Dalumination, z okładką wzorowaną na grafikach, które Edgar Froese wykonał na ostatnie płyty Tangerine Dream.



Do albumu dołączona była broszura, w której zamieszczono cztery wspólne zdjęcia Edgara Froese i Salvadora Dali, zrobione w 1967 roku w w Port Lligat (wcześniej, w 1976 roku ułożył kompozycję A Dali-esque Sleep Fuse).



W jednym z ostatnich wywiadów Froese w ten sposób podsumował swoje przemyślenia, których inspiracją było spotkanie z malarzem: Filozofia jest dla mnie większym priorytetem niż muzyka stałaby się kiedykolwiek, ponieważ muzyka po prostu odzwierciedla całe twoje istnienie. To twoja istota, to twoje poglądy, to twoja świadomość lub wynik zanurzenia się w nieświadomości - to wszystko co staje się coraz ważniejsze w twoim życiu. Wszystko inne, co robisz, jest tylko tego rezultatem. Tak więc muzyka jest jednym ze sposobów przesyłania wiadomości o własnym stanie świadomości. Artysta zawsze wysyła wiadomości, niezależnie od tego, czy pisze, maluje, czy wykonuje jakąkolwiek formę sztuki, której używa do wyrażania siebie. Wszystko, co robi człowiek z konieczności odzwierciedla stan jego umysłu. To bardzo logiczne. Ale muzyka nie służy wyłącznie muzyce lub rozrywce ludzi. Muzyka to rodzaj przekazu, który nie jest dla konkretnej osoby lub grupy ludzi, jest dla każdego, kto ją odczuwa i reaguje na tym samym poziomie emocji (LINK).

Artysta zmarł nagle w 2015 roku w Wiedniu w wyniku zatoru płuc. Podobno powiedział wcześniej: nie ma śmierci, jest tylko zmiana naszego kosmicznego adresu.  Jego syn Jerome Froese (ur. 1970 r.) także jest muzykiem, grał w Tangerine Dream w latach 1990-2006. Potem współpracował z Moyą Brennan z CLANNAD, a także z Claudia Brücken, grał również z formacją LOOM. Niedawno, bo 2 kwietnia udostępnił swój nowy utwór Arymetric (LINK). 

Tangerine Dream kilkakrotnie koncertował w Polsce. Najsłynniejszy występ dał grudniu 1983 r. na warszawskim Torwarze, rozsławiony płytą Poland: The Warsaw Concert (1984). Ciekawe są refleksje Edgara z tej trasy, odczucia z występów za żelazną kurtyną. Mówił on o tym tak: Zimno, mróz, wewnątrz i na zewnątrz. Wydaje mi się, że granie w Alcatraz pod koniec lat czterdziestych byłoby bardziej ludzkie niż występowanie we wschodniej części Niemiec, w Polsce i innych tak zwanych "Socjalistycznych Demokracjach" w tamtym okresie. Są więzienia zbudowane z kamieni i są więzienia zbudowane z bardzo niskiej świadomości i przestępczego, nieludzkiego zachowania. To było nie do opisania doświadczenie, przez które przeszliśmy. 

Warto jeszcze przytoczyć praktyczną radę, którą nam pozostawił: Nie wyrzucaj tego, co masz. Nigdy nie wiesz, co jutro znajdziesz na drzwiach wejściowych (LINK).

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz