Weekendowe wycieczki do sklepów zwykle kończą się jakimiś przypadkowymi zakupami muzycznymi. Tak było niedawno z CD Sonic Youth (który pojawi się tutaj niedługo bo na to w pełni zasługuje), tak było z podwójnym winylem Vangelisa pt. Nocturne (TUTAJ) i tak jest z Rosettą...
Zacznijmy od nazwy, bo wewnątrz jest książeczka, mało tego., jeśli rozłoży się płytę znajdziemy tam coś, co nazywa się Rosetta Timeline i wygląda imponująco:
W książeczce zdjęcia planet, dziwnych pojazdów kosmicznych więc łatwo domyślić się, że chodzi o jakąś misję astronautyczną. I tak jest bowiem wielki muzyk pisze w środku następująco: Dedykuję album wszystkim tym, którzy uczynili tą misję możliwą, w szczególności utwór Rosetta Waltz jest moim uznaniem dla załogi misji ESA Rosetta.
Rosetta to główna misja ESA (Europejska Agencja Kosmiczna), której celem jest ściganie, wejście na orbitę i lądowanie na komecie.
Misja bada kometę rodziny Jowisza 67P/Czuriumow-Gierasimienko za pomocą kombinacji teledetekcji i pomiarów in situ. Sonda dotarła do komety 6 sierpnia 2014 roku po 10-letniej podróży przez Układ Słoneczny. Między sierpniem a listopadem 2014 r. statek kosmiczny okrążył kometę i zebrał dane, aby scharakteryzować środowisko jak i jej jądro, czytamy na stronie ESA (LINK).
W tym momencie wszystko staje się jasne i wiemy już o czym jest ten album. Poszukiwanie inspiracji czasem jest bardzo proste, a wiedząc co nią było, inaczej obcuje się z muzyką.
Wewnątrz znajdujemy tekst Tima Coopera, który wykłada nam na talerzu całą niesamowitą historię. Okazuje się, że Vangelis podczas pobytu w Londynie w 2012 roku został zapytany, czy porozmawia z człowiekiem z kosmosu...
Okazało się, że astronauta ESA o nazwisku Andre Kuipers chciał połączyć się telefonicznie ze swoim muzycznym idolem Vangelisem. Jest tutaj ważny jeszcze jeden detal - Andre dzwonił z kosmosu... Przygotował dla Vangelisa kosmiczny spacer, podczas którego muzyk zadawał mu pytana. po czym doznał natchnienia i napisał ten znakomity album... Do spotkania face to face doszło po zakończeniu misji. Wynikiem tego jest Rosetta - płyta o niesamowitym przedsięwzięciu, podczas którego przemierzono aż 500 milionów kilometrów...
Artysta w młodości, kiedy był pytany skąd pochodzi jego muzyka, miał wskazywać palcem na niebo i mówić - stamtąd. Na tym albumie Vangelis jawi się jako mistrz transformacji kosmicznego chaosu w harmonię. Pozostaje do dzisiaj wierny Kosmosowi - inspiracji jego muzyki.
Dla osób znających twórczosć genialnego Greka kilka uwag na koniec. Na tym albumie Vangelis pokazuje swoje trzy oblicza. Typowe, znane nam z największych dzieł artysty, oblicze a la Jarre, chwilami słychać tutaj klimaty Oxygene, i trzecie oblicze symfoniczne, które wyłania się w końcowej części albumu. Niemniej mamy do czynienia z dziełem zupełnie monumentalnym i ponadczasowym.
W naszej klasyfikacji 5.5 na 6, bowiem nas muzyka poważna, czyli trzecie oblicze artysty mało porywa. Reszta to wielkie dzieło, a Infinitude wręcz powala na kolana. Za to kochamy Vanelisa i nie mamy najmniejszej wątpliwości, że kosmos też go kocha. I to jak...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Vangelis - Rosetta, Decca 2016, producent: Vangelis, tracklista: Origins (Arrival), Starstuff, Infinitude, Exo Genesis, Celestial Whispers, Albedo 0.06, Sunlight, Rosetta, Philae's Descent, Mission Accomplie (Rosetta's Waltz), Perihelion, Elegy, Return to the Void.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz