Pierwszą cześć streszczenia zamieściliśmy TUTAJ.
W kolejnym fragmencie Sumner wspomina, że wszystkie ciocie które posiadał były bardzo miłe, jednak jedna z nich była chora psychicznie. Kiedy wychodziła ze szpitala i ich odwiedzała, jego matka kazała mu iść na górę do swojego pokoju i nie wychodzić jak długo uzna to za stosowne. Ciotka Amy przychodziła ostrzec ich przed rzekomym mordercą mającym zamiar ich zamordować. Sumner pozostawał w pokoju jak długo jego matka nie wezwała policji żeby zabrali ciotkę z powrotem do szpitala.
Mały Bernard nie miał rodzeństwa, ale miał wielu przyjaciół na tej samej ulicy, w tym też kuzynów. Wiele czasu spędzał na dworze gdzie grał w piłkę i bawił się. Jego relacje z matką jednak nie były dobre, jego matka z powodu kalectwa była osobą gniewną, on natomiast bardzo kochał dziadków co wyzwalało w niej jeszcze większe pokłady gniewu, skupionego na nim chwilami nawet w postaci okrucieństwa. Kiedy złamał zasady i oddalił się zbyt daleko od domu matka poddawała go karom - musiał stać twarzą do ściany i słuchać, jak złym dzieckiem jest. Miał odczucie, że matka wyżywa się na nim za to co zrobił jego ojciec, w końcu samotna matka w latach sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych to była rzadkość.
W pobliżu wychowywały się też wielodzietne rodziny których dzieci dawały zły przykład a matki były lubieżne. W tamtym czasie Sumner przyjaźnił się z Barrie Bensonem z którym kradli miedziane kable telefoniczne celem sprzedawania ich na złom. W latach 60-tych kiedy zaczęto burzyć kominki celem ich wymiany znajdowano za nimi ukrytą broń głownie szable i sztylety. Dzieci handlowały tym na targowiskach a kiedyś banda uzbrojona w taką broń napadła małego Bernarda. Jedną z najbardziej strasznych przygód z dzieciństwa była wizyta u dentysty. Dziadek Sumnera przynosił do domu dużo czekolady co spowodowało problemy chłopca z uzębieniem. U dentysty coś poszło nie tak i zastosowano zbyt wiele znieczulenia czym o mało nie spowodowano śmierci chłopca. Coś poszło źle bo po zabiegu długo jeszcze leciała mu krew z buzi.
Czasy podstawówki wspomina bardzo źle, spóźniał się na lekcje, nie lubił matematyki i uważał że uczenie się na pamięć i recytowanie wierszy zabijało jego niezależność. Bardzo za to lubił lepienie z gliny i wszelkie przedmioty związane ze sztuką. Nie cierpiał jednego z nauczycieli który gardził uczniami i stosował kary cielesne. Po zdaniu egzaminu w wieku 11 lat mógł dostać się do Grammar School a w przypadku niezdania do Lower Broughton. Bał się bo o tej drugiej szkole krążyły złe opinie, po jej ukończeniu byłby nikim. Jednak egzamin zdał co podbudowało jego samoocenę zniszczoną przez nauczycieli a dziadek w nagrodę kupił mu rower.
Tak kończy się pierwszy rozdział książki, wkrótce omówimy kolejne. Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz