niedziela, 19 marca 2023

Ten album warto znać: Midge Ure i the Gift - doskonała kontynuacja Ultravox


W roku 1985 zespół Ultravox przeżywa kryzys. Wtedy wokalista postanawia rozpocząć solową karierę i nagrywa The Gift, album będący wynikiem jego współpracy z kompozytorem Danielem Mitchellem. I mimo faktu, że intencją Midge Ure było napisanie czegoś lżejszego, niż śpiewał z Ultravox, to wydaje się, że jabłko padło niedaleko od jabłoni, a album powinien zadowolić fanów  zespołu. Mamy tutaj podobną sytuację jak z debiutem Morrisseya (opisanym TUTAJ), który musi spodobać się fanom the Smiths, a który, tak jak w przypadku debiutu opisanego dziś, jest doskonałym albumem. Siłą rzeczy są na the Gift hity, co spowodowało, że album cieszył się ogromną popularnością (drugie miejsce na listach przebojów w UK), niemniej pokazuje, że w tamtym czasie wokalista był filarem kapeli. Kto temu zaprzecza powinien posłuchać Ultravox przed tym, jak dołączył do niego Ure...

Pamiętam kiedy Fish odszedł od Marillion, i bodajże w niedzielnej wieczornej audycji programu 2 PR, prezentowano jego debiut. Podekscytowani dziennikarze twierdzili, że to Marillion w czystej postaci, jednak z perspektywy czasu tamten album się nie obronił. Inaczej jest w przypadku the Gift - nie dość, że doskonale przetrwał próbę czasu, to jeszcze znajdujące się na nim utwory instrumentalne nadają mu mocny szlif undergroundowy.

Zaczyna go wielki hit (autorstwa wspomnianego duetu) If I Was. To przy okazji pierwszy singiel promujący album. 


Mimo że bardzo popowy, brzmi jak czyste Ultravox. Na basie gra człowiek z Level 42, a  piosenka jest, rzecz jasna, o miłości... Do dziś pozostaje największym hitem wokalisty. Drugi utwór, When the Winds Blow autorstwa tego samego duetu trzyma poziom. 

Zwierzyliśmy się, a potem zdecydowaliśmy, że nie pójdziemy za nim
Wszystkie slogany, drwiny i zarzuty brzmią tak pusto
Czekaliśmy z otwartymi umysłami po drugiej stronie granicy
Ale utrzymanie miejsca w tym wyścigu jest skomplikowane
 

Gdy zawieje wiatr ja pójdę... 

Być może to piosenka o wierze? Trudno powiedzieć. Po niej Living in the Past cover Jethro Tull, ale w jakim wykonaniu... Rzecz jasna bez fletu, za to z syntezatorami, przez co bardzo nowoczesna, niemal dwadzieścia lat od nagrania oryginału brzmi doskonale i w pierwszej chwili nie poznałem, że to hit Jethro Tull. That Certain Smile to znowu piosenka duetu, i znowu w doskonałym stylu i znowu o miłości, zauroczeniu tym jedynym uśmiechem.  

Tytułowy The Gift i następujący po nim Antilles to solowe dzieła Ure. Niezwykłe klimaty, pierwszy zaczyna się w stylu Art of Noise i jest piękną balladą. 

Z ulic miasta przyszedłeś z czymś prawdziwym
Z brudu i dymu powstało coś nowego
A kiedy położyłeś wszystko przed sobą, zabrali to, co stworzyłeś
I wyrzucili, ten dar, który dałeś

Ze złotymi rękami i silnymi obrazami
Nadajesz kształt przedmiotom, do których można się przyczepić
A kiedy próbowałeś im to pokazać, zabrali to, co zrobiłeś
I oddali dar, który dałeś
 

W zamian daję ci szczerą miłość
Te rzeczy, które widzę wokół siebie
Widzę duszą, czuję sercem
Dar, który dałeś, a w zamian daję ci mój szacunek
To wszystko, co mogę dać, nauczyłem się z tego wszystkiego
Tekstury i forma, dar, który dałeś
I kiedy pytają, jaką nagrodę cenię najbardziej
Jakie dziedzictwo cenię, mówię z głębi serca
Pasja i sztuka, to dar, mi który dałeś 

Zdaje się, że znowu artysta nawiązuje do wiary. To chyba najlepszy utwór albumu, patetyczny i mimo upływu prawie 40 lat, wciąż brzmi niezwykle nowocześnie. Antilles  jest instrumentalny i też bardzo w klimacie Ultravox, zapewne dzięki charakterystycznym riffom Midge Ure'a. Uroku dodają mu też melodyjne instrumenty klawiszowe, całość brzmi jak jakiś niesamowity dialog między gitarami a syntezatorami. Doskonały utwór.  

Wastelands - znowu skomponowany w duecie Ure Mitchell to piosenka o fanie dawnej muzyki, a następujący po niej Edo jest znowu utworem instrumentalnym i znowu autorstwa Ure. Tym razem jeśli przywoływać jakieś podobieństwa to najbardziej kojarzy się, poza wspomnianymi Art of Noise, z dokonaniami Depeche Mode, trochę z muzyką filmową Morricone, ale jest znacznie bardziej ponury i nieco orientalny. The Chieftain, też instrumentalny i też autorstwa Ure, potwierdza, że skojarzenia z Morricone nie były przypadkowe. Ten człowiek koniecznie powinien pisać muzykę do filmów! Ma niesamowity talent. I jak traktować jego zapowiedzi, że ten album miał być bardziej popowy niż dokonania Ultravox? To akurat mu nie wyszło, ale nas, słuchaczy powinno cieszyć. She Cried - piękna ballada o dziewczynie, która nie daje rady dostosować się do nowego świata... Na koniec mini powtórka: The Gift. 

Warto zakupić CD, bowiem wyszło ono na wznowieniu dwukrotnie, przy czym to z 2010 roku zawiera wiele rarytasów, w tym hitów - bo nie wiem czy ktoś wie, że Ure był współtwórcą tego dzieła, które było jedynym wielkim przebojem innego, nieżyjącego już wykonawcy... 


Choć moim zdaniem tutaj oryginał jednak brzmi zdecydowanie lepiej...


Reasumując: absolutne arcydzieło, ja zaczynam od piosenki numer 2... 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


Midge Ure, the Gift, producent: Midge Ure, Chrysalis, 1985, tracklista: If I Was, When the Winds Blow, Living in the Past, That Certain Smile, The Gift, Antilles, Wastelands, Instrumental, The Chieftain, She Cried, The Gift (Reprise)     

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz