czwartek, 7 marca 2024

O mieleniu mięsa starożytnych mumii, czyli gdzie dawni mistrzowie kupowali swoje farby?

Kupno farby dzisiaj nie nastręcza żadnych trudności. Idzie się do pierwszego lepszego marketu i wybiera się spośród tysiąca odcieni pożądany barwnik. I nikt nawet nie zastanawia się, patrząc na dzieła dawnych mistrzów, gdzie oni kupowali swoje farby? A ich źródło tymczasem było co najmniej dziwne.

Weźmy na przykład takie brązy, z których znane są płótna Rembrandta i Tycjana. Ich bogaty odcień uzyskiwano z tzw. Caput Mortuum -  czyli z martwej głowy -  barwnika znanego również jako mumiowy brąz, do produkcji którego pigment wytwarzano poprzez… mielenie wysuszonego mięsa starożytnych mumii. Stosowało go wielu malarzy  od co najmniej XVI wieku, w tym także Eugene Delacroix. Widać go na obrazie Wolność wiodąca lud na barykady, który wisi w stosownym miejscu w paryskim Luwrze. Malarze cenili sobie mumiowy brąz za jego bogaty, przezroczysty odcień, szczególnie członkowie Bractwa Prerafaelitów. Został na przykład użyty przez Edwarda Burne-Jonesa i Dantego Gabriela Rossettiego do malowideł dekorujących ściany Biblioteki Oxford Union.

W ogóle mumie były składnikiem nie tylko farb ale także europejskich leków od XII wieku, aplikowano je w leczeniu różnych dolegliwości, w tym jako środek przeciwbólowy i rozrzedzający krew. Z biegiem czasu zaczęto produkować z nich jednak głównie farby i to na masową skalę, tak, że zapotrzebowanie było większe niż liczba pozostałych starożytnych mumii, co doprowadziło do wykorzystywania ciał niedawno zmarłych…  W rezultacie nie wiadomo, ilu starożytnych Egipcjan swoje życie pozagrobowe spędza na podziwianych na całym świecie płótnach w galeriach muzealnych. Niemniej od końca XIX wieku, wraz z odkryciami chemicznych odpowiedników naturalnych pigmentów, popularność mumii brązowej malała ale farba ta była w sprzedaży jeszcze do połowy XX wieku. Jej producent Roberson & Co. wyprodukował ostatnią tubkę z mumii w kolorze brązowym w 1964 r.


Oprócz tak egzotycznych źródeł farb w użyciu były pigmenty droższe od złota. Takim była ultramaryna, na którą stać było tylko najzamożniejszych artystów. Dzięki zachowanemu listowi autorstwa niemieckiego malarza Albrechta Durera dziś wiemy, że za pół kilograma farby w tym kolorze trzeba było wyłożyć dzisiejszą równowartość 5 tysięcy dolarów. Cena wynikała z kosztów sprowadzenia lapis lazuli, skały której złoża były w starożytnym Egipcie, a którą ręcznie mielono.


Innym, równie drogim specyfikiem była purpura, wynaleziona w starożytności. Według legendy miał ją odkryć Herkules, a dokładniej jego pies, który podczas spaceru po plaży zaczął gryźć dużego morskiego ślimaka, a ten wydzielił śluz o intensywnym, fioletowym kolorze. Legenda legendą, ale purpurę rzeczywiście uzyskiwano ze ślimaków morskich z rodziny rozkolców (głównie Haustellum brandaris), które po rozbiciu moczono w kadziach na słońcu. Potem gotowano, oddzielano tłuszcz i mięso, a następnie pozostały płyn z dodatkiem alkaliów odparowywano powoli przez kilka dni, aż do otrzymania czerwonej cieczy używanej już do farbowania. Największe farbiarnie znajdowały się w miastach Tyr i Sydon, dlatego barwnik nazwano purpurą tyryjską. Zawartość barwnika w ślimakach była jednak bardzo mała (z 12 tys. mięczaków otrzymywano 1,4 g barwnika), więc tkaniny barwione purpurą były niesłychanie kosztowne. Tylko najbogatsi mogli sobie pozwolić na szaty barwione purpurą. Purpura stała się więc symbolem wysokiej godności i zamożności.
 

Cynober, którego czerwoną barwę wykorzystywano już do malunku naskalnych w czasach prehistorycznych, i do zdobienia chińskiej porcelany, a mowa jest o nim nawet w Biblii, starożytni utożsamiali barwami wojennymi. Grecy widzieli w nich odbicie szału bitewnego boga Aresa, natomiast Egipcjanie malowali cynobrem swe ciała podczas świętowania zwycięstw nad wrogimi plemionami. Pozyskiwano go dzięki nieludzkiej, niewolniczej pracy jeńców, którzy wydobywali go w formie minerału z kopalni. A że skała zawierała spore ilości rtęci, wielu umierało podczas taj pracy. 


Równie niebezpieczna była zieleń Scheelego, nazwana od swojego odkrywcy, Carla Wilhelma Scheelego. Odkrył on ten kolor w roku 1775 z roztworu wodnego siarczanu miedzi, węglanu potasu i tlenku arsenu. Pigment wykorzystywano wkrótce nie tylko w procesie twórczym, w sztuce, ale także do barwienia ubrań czy malowania ścian. 

Jednak wystarczyło nieco więcej wilgoci w powietrzu,  aby farba zaczynała wydzielać toksyczne opary. Dopiero po stu latach powiązano przypadki nagłych śmierci z zielenią ścian. Jej ofiarą mógł paść nawet Napoleon, którego łazienka w domu na wyspie św. Heleny pomalowana była gustownie na kolor zieleni Scheelego

 


Nie wspomnieliśmy o bieli ołowianej, którą pięknotki w dobie nowożytnej pokrywały swoje twarze, zapadając tym sposobem na ołowicy, bo może wystarczy już opowieści o morderczych farbach.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz