28 kwietnia 1980 roku Joy Division ćwiczyli w TJ Davidson Rehearsal Studios w Manchesterze przy 35 Little Peter Street. Z próby nakręcono teledysk do Love Will Tear Us Apart (pisaliśmy o nim wielokrotnie TUTAJ), a poza tym zarejestrowano wykonanie Ceremony, wydanej potem jako część tzw. American tour rehearsal.
TJ Davidson Rehearsal Studios mieścił się w Knott Mill, opuszczonym starym młynie wykorzystywanym potem na magazyn bawełny, a w latach 80. służącym do prób i nagrań. Budynek zbudowany w końcu XIX w. należał do Tony'ego Davidsona, właściciela wytwórni płytowej TJM.
Zdjęcia Joy Division ćwiczących w Studio TJ Davidson autorstwa Kevina Cummnisa,
Korzystało z niego wiele zespołów punkowych, nie tylko Joy Division. Mark Standley (V2) tak wspomina Studio TJ Davidson: Było trzech dyrektorów firmy. Tony Davidson, Michael Something i Woody. Michael był włóczęgą, którego pewnego dnia Tony Davidson znalazł śpiącego w swoim ogrodzie. Dał mu pracę w zamian za nadzór nad salą prób. Mieszkał tam w piwnicy. Z jego alzackim psem! Buzzcocks ćwiczyli na dole, Joy Division nad nami. Hucknall po drugiej stronie i jeszcze kilku innych. Na rogu znajdowało się miejsce "Brenda's Cafe". Kiedy by się nie weszło do środka, zobaczyłbyś Buzzcocks, którzy siedzieli całe wieki przy filiżance herbaty, a nas przy tosterze Glam dzielących tosty. Zwykło to denerwować Brendę, ponieważ denerwowało to ludzi, którzy kupowali porządne posiłki i utrzymywali kawiarnię. Wszystkie pokoje były brudne i zimne. Nie można było grać, ponieważ kostniały ręce. Po jakimś czasie zdaliśmy sobie sprawę, że stara kuchenka w kącie nadal działa. Tak więc nagle mieliśmy jedyny pokój z dostępnym ogrzewaniem. Myślę, że to może być powód, dla którego pewnego dnia w 79, zostaliśmy poproszeni o pozwolenie przez Joy Division na skorzystanie z naszego pokoju, żeby nakręcić film. Dostaliśmy 10 funtów i zostaliśmy poproszeni o pójście do pubu. Byliśmy trochę niezadowoleni, ale nie przeszkadzało nam to w skorzystaniu z darmowego drinka! To wtedy powstał słynny film "Love Will Tear Us Apart", w naszym pokoju. Była rywalizacja między nami a Joy Division. Byli naszym supportem kilka razy, ale zawsze chodziliśmy zobaczyć ich na żywo.
Zdjęcie the Buzzcocks przed studiem TJ Davidson.
Z kolei Johnny Marr (The Smiths) tak zapamiętał warunki w studio: Wtedy nie można było znaleźć miejsc do ćwiczeń, a sale prób TJ Davidsona były powiedzmy, „surowe” - inspektorzy odpowiedzialni za bezpieczeństwo i higienę zawsze byli na dole. Wszystkie ławki były przykryte nieprzyjemnym włóknem szklanym, które przylepiało się do ciebie. Kilka razy musiałem spać w sali prób, ponieważ właściciel zamierzał wyrzucić nasze rzeczy, bo nie mogliśmy zapłacić czynszu. Taki byłem oddany!
Jeszcze dosadniej warunki opisał Peter Hook: Aby przeprowadzić próbę, zespół wykorzystał nieużywany młyn w pobliżu centrum Manchesteru, udekorowany puszkami naszych szczyn, ponieważ toaleta była daleko stamtąd (TUTAJ).
Gmach dawnego Knott Mill został zburzony w 1986 r. Wszystkie filmy powstałe po tym czasie nie ukazują tego obiektu a stojące nieopodal, dość podobne, jednak zupełnie inne. Był znakomicie zlokalizowany. W pobliżu znajdował się Royce Road, gdzie stał Russell Club, obok stała The FactoryTony'ego Wilsona. Żadnego z tych miejsc już nie ma. W pobliżu jest tylko most, na którym Kevin Cummnis (TUTAJ) wykonał pamiętne zimowe zdjęcia zespołu. Most jest jedyną rzeczą, która pozostała w tej okolicy związaną z historią Joy Division. Dlatego fani przeprowadzili kilka kampanii z prośbą do rady miejskiej o zmianę nazwy tego mostu na most Iana Curtisa. Jak do tej pory były one bezskutecznie…
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Peter Hook, basista Joy Division wyprzedaje pamiątki po zespole na aukcji, o czym pisaliśmy TUTAJ (swoją drogą właśnie dostałem zadedykowany przez niegokatalog z cenami wywoławczymi, o czym wkrótce).
Hook jednak dba o swój mieszek, więc nakręca temat, i o tym właśnie chcemy napisać. Ukazał się bowiem wywiad dla Rolling Stone w którym basista opowiada o sprzedawanych pamiątkach. Dowiadujemy się, że w zasadzie non stop myśli i Ianie Curtisie. Ale mimo tego, że cenimy Petera Hooka warto przypomnieć, że na pogrzebie Iana nie był.. Mało tego jest taka scena w filmie 24 Hour Party People, kiedy Ian Curtis dostaje ataku padaczki - zresztą zobaczcie sami:
2:20 i dalej to Hook. Oczywiście film 24 Hour Party People to film fabularny... (pisaliśmy o nim TUTAJ). W wywiadzie basista twierdzi, że sprzedaje pamiątki, bo po procesach sądowych jego relacje z dawnymi członkami zespołu uległy osłabieniu. Ale oczywiście nie z Ianem:
Every day I have something to do with Ian. I was playing Joy Division songs on Sunday, and I’m doing the Joy Division orchestration, which we’re doing next year, so I’m never ever away from him. He is always with me.
Cenimy Hooka, powtarzam po raz kolejny, ale powyższe zdanie powinno być odczytane następująco: Bylibyśmy w czarnej dupie, gdyby nie nasz genialny kolega Ian Curtis. Do dzisiaj zarabiamy na jego geniuszu.
Na blogu Musicophilia ukazała się bardzo ciekawa kompilacja Post Punk 1980. Widać,że mamy do czynienia z koneserem, bowiem wśród wykonawców znajdziemy między innymi: A Certain Ratio (TUTAJ), Bauhaus (TUTAJ), Buzzcocks, The Cars, The Cure (TUTAJ), The Durutti Column (TUTAJ), Fad Gadget, John Foxx, Peter Gabriel, The Human League, Josef K, Joy Division (TUTAJ), Killing Joke (TUTAJ), Magazine, The Monchrome Set, Pauline Murray & The Invisible Girls, Roxy Music, Siouxsie & The Banshees (TUTAJ), Soft Cell, The Sound, The Stranglers (TUTAJ), Talking Heads, Tuxedomoon, Ultravox (TUTAJ), Visage, Yello (TUTAJ).
Zdziwieni? Wygląda super gdyby nie obecność the Cars. Ale ten błąd wynagradza fakt darmowego ściągnięcia albumu. Doceńmy to, są jeszcze ludzie, którzy słuchają muzyki.
Możecie to zassać na swoje twardziele 4 free (waży 1.26 GB) TUTAJ. Miłej zabawy!
The Smiths (TUTAJ) legenda sceny z Manchesteru zostanie opisana w książce Richarda Houghtona. Książka zostanie wydana prawdopodobnie latem, natomiast autor poszukuje osób uczestniczących w koncertach w Lancashire (zespół grał tam ponoć wiele razy). Zatem jeśli ktoś wie coś na ten temat, proszony jest o kontakt mailowy (adres jest TUTAJ). Swoją drogą obserwując wątpliwości dotyczące koncertów Joy Division oraz to co obecnie dzieje się z the Smiths, można odnieść wrażenie jakby lata 80-te były czasami tak zaprzeszłymi jak co najmniej mezozoik. Brytole - ogarnijcie się, to z Wysp pochodzą najważniejsze zespoły w historii muzyki, pora to zauważyć.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Każdy, kto choć tylko sporadycznie słuchał muzyki postpunk musiał zetknąć się z nazwą wytwórni Factory Records i nazwiskiem Tony Wilson. Za to nawet wytrawni fani nie bardzo wiedzą kim był Alan Erasmus, którego Tony Wilson nazywał duchem Factory Records, bo bez niego prawdopodobnie do powstania wytwórni nigdy by nie doszło. Warto zatem podać garść danych biograficznych, bo ta tajemnicza postać nie doczekała się żadnego opracowania, nie udziela się publicznie, nie pisze wielonakładowych wspomnień i nie udziela wywiadów.
Alan Erasmus urodził się w 1949 roku w Didsbury (dzielnicy Manchesteru), jego ojciec pochodzi z Jamajki a matka jest Angielką. Jest aktorem, wystąpił w drugoplanowych rolach w kilku produkcjach: w Village Hall (1974) gdzie grał rolę Henry’ego Williamsa, w The Liver Birds (1969) w którym był lekarzem, ITV Saturday Night Theatre, w którym wcielił się w Parkera, ulicznego grajka. Zagrał także rolę Errolla w ITV Playhouse (1967) i Barry’ego w Play for Today (1970).
Potem znalazł się bez pracy i przyjął obowiązki managera zespołu Fast Breeder. Zespół jednak rozpadł się szybko, tak szybko, że nie zdążył go zaprezentować Tony’emu Wilsonowi, którego poznał na przyjęciu bożonarodzeniowym w 1974 lub 1975 roku. Ich moment poznania opisał w swojej książce Shadowplayers - The Rise and Fall of Factory RecordsJames Nice, powołując się na świadectwo Christophera Graya TUTAJ, który z kolei przytoczył relację samego Erasmusa:Widziałem Tony'ego w telewizji i pomyślałem, że jeśli kiedykolwiek spotkam tego człowieka, to będziemy walczyć. W każdym razie dostałem zaproszenie na imprezę w Beeches w Didsbury. Było tam kilka dziewcząt z Granady i Tony. Siedział na podłodze, przepraszając i skręcając jointa którego nazwał „Richmond w Cambridge”. Myślałem, że to co robił bardziej przypomina jamajską fajkę. Poczęstowałem Tony’ego kawałkiem afgańskiego skręta, który miałem ze sobą, a on zapytał, czy mogę takie jeszcze zdobyć i dał mi swój numer telefonu. Tak zrobiłem, a następnego dnia spotkaliśmy się na Kingsway, skończyliśmy rozmawiać po godzinie kompletnie naćpani.
W 1978 r. Erasmus przeprowadził się do wielkiej, wiktoriańskiej willi z czerwonej cegły przy Road Palatine 86 w West Didsbury, gdzie jego współlokatorem został Charles Sturridge, obiecujący reżyser lokalnej telewizji Granada. Wtedy to zdecydował się na utworzenie nowego zespołu wykorzystując fakt, że grupa, którą prowadził rozpadła się. Zatrzymał z niej perkusistę Chrisa Joycea i gitarzystę Davea Rowbothama, dodając do nich gitarzystę Vini Reilly, który grał w The Nosebleeds dla wytwórni z Rabid-rans. Jak potem wspominał Vini, Alan sprowadzał Tony'ego trzykrotnie, zanim w końcu zgodziłem się wziąć udział w nowym pomyśle i założyć zespół (…) Upierałem się, że będę miał kontrolę i chciałem wszelkiego rodzaju śmiesznych rzeczy, które były po prostu głupie. Podobno w trakcie rekrutacji nowego składu Wilson otrzymał złowieszczy telefon od Vinnyego Faala, który ostrzegł, że gitarzysta, którego bierze, jest wirtuozem, lecz trudnym do opanowania, i że zwolnił się już z kilku prób Nosebleeds pokazując zaświadczenie od swojego lekarza. Wilson nie zraził się tymi ostrzeżeniami raczej go one zaintrygowały. I tak powstał nowy zespół, który od daty dnia, gdy obaj producenci Erasmus i Wilson zdecydowali o jego istnieniu, nazywał się Ruch 24 stycznia, w skrócie: M24J. Składał się z pięciu muzyków: Reillyego, Joycea i Rowbothama oraz z basisty Tony Bowers i wokalisty Phila Rainford. Ostatecznie zespół przyjął nazwę Durrutti Column.
(zdjęcie Alana Erasmusa wykonane przez Annik Honore w 1980 r.)
Ale to oczywiście nie zaspakajało ambicji spółki Erasmus & Wlson. Mieli wizję tego, jaką muzykę trzeba propagować, a poza tym chcieli produkować dobre płyty. Pomysł ziścił się, założyli wytwórnię Factory Records z siedzibą przy 86 Palatine Road w dzielnicy Manchester West w West Didsbury. Główne biuro mieściło się na drugim piętrze mieszkania Alana Erasmusa i taki stan rzeczy trwał przez większą część następnej dekady, dopiero potem powstało biuro przy Princess Street, w centrum miasta. Doskonale się uzupełniali, Tony Wilson odpowiadał za komunikację zewnętrzną, Alan za funkcjonowanie firmy wewnątrz. Pracował ciężko i poza zasięgiem oczu fanów.
(zdjęcie Kevina Cumminsa w studio nagraniowym Factory, Martin Hannett z Tonym Wilsonem i Alanem Erasmusem)
Kiedy Factory Records rozpadło się, podobnie zniknęła przyjaźń Alana i Tonyego Wilsona. Przez wiele lat nawet się nie widzieli. Potrzeba było czegoś tak poważnego jak wizja śmierci, by znów nawiązali kontakt ze sobą. Stało się tak wtedy, gdy u Tonyego zdiagnozowano raka.
Olivier, syn Tonyego Wilsona w wywiadzie z 2013 r. opowiadał o tym, jak Erasmus bardzo troskliwie zajmował się jego ojcem TUTAJ, i że znów stali się przyjaciółmi. Co więcej, Erasmus zaprzyjaźnił się wtedy także z nim, obaj traktują się niczym rodzina i mają nawet tradycję wspólnych spotkań za każdym razem kiedy Olivier wraca do Manchesteru, bo na stałe mieszka w Los Angeles, bo jak mówi [Erasmus] Jest filantropem i rozmawiamy o wielu rzeczach, głównie o kobietach (…) Ma biura w Palatine Road, które zawsze były jego i tak. Ten cały budynek jest jego. Wynajmuje je. Domyślam się, że w ten sposób zarabia na życie.
Alan Erasmus prowadzi skromne życie. Dziennikarz Dave Haslam niedawno na Twitterze wspomniał o nim TUTAJ.
Zapytany o to, co się z nim dzieje odpisał, że unika fleszów i mikrofonu, ma się dobrze.
To właśnie jest prawdziwa skromność.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Dzisiaj płyta absolutnie zakręcona. I od razu zachęcam osoby, które nie lubią awangardy, żeby spróbowały chociaż obejrzeć filmik skomponowany z teledysków do wszystkich piosenek. Ilu? A tak: czterdziestu. Nie, nie, to nie pomyłka, bowiem siódma w dorobku zespołu płyta The Residents, zatytułowana Commercial Album, to aż 40 jednominutowych piosenek. Płyta z tego co słyszałem, była typowana do wpisu do Księgi RekordówGuinnessa. A poznałem ją bodajże dzięki Jerzemu Janiszewskiemu, w latach 80-tych ubiegłego wieku. Pamiętam jak powiedział w audycji: czterdzieści jednominutowych perełek...
I my dzisiaj te perełki sobie dokładnie obejrzymy. Najpierw jednak, żeby zrozumieć Commercial Album pozwolę sobie tutaj postawić własną tezę, którą postaram się udowodnić w dalszej części wpisu. Postawienie jej umożliwiły mi następujące fakty: zainteresowanie muzyką the Beatles i znajomość ich dyskografii, oraz obejrzenie filmiku z wszystkimi 40-oma klipami. Filmiku, którego wcześniej nie widziałem, a zobaczyłem kilka dni temu, gdy postanowiłem napisać o płycie. Ale po kolei.
Pierwsza płyta the Residents - awangardowego zespołu z USA (prawdopodobnie obecnie mieszkającego w San Francisco), którego skład nie jest do dziś nikomu znany, nazywa się Meet the Residents... Czy to przypadek, że nazwa pierwszego w amerykańskiej dyskografii albumu the Beatles wydanego przez Capitol (1964) brzmi Meet the Beatles? Porównajmy okładki...
Panów wydaje się być również czterech. Po tym wstępie pora na moją tezę. The Residents - Commercial Album jest awangardową wersją płyty Yellow Submarine Beatlesów. A film Commercial DVD, do którego zaraz przejdę to awangardowa wersja słynnej kreskówki czwórki z Liverpoolu.
Zaraz, ale tak w ogóle po co o tym wszystkim piszemy? Otóż płyta, która na początku wydaje się być jakimś żartem, jest miksem komedii, horroru i nostalgii. Obok żartobliwych piosenek porusza też bardzo istotne egzystencjalne tematy: śmierć, nieudane związki, źle ulokowane uczucia, lęki... Kto widział Yellow Submarine Beatlesów ten dobrze wie, że chwilami nie jest to wesoły filmik o miłości. Że obok zabawnych scenek i śmiesznych dialogów mamy tam chwile bardzo nostalgiczne jak choćby Elanor Rigby czy Only a Northern Song, tematy wcale nie do śmiechu...
O podobieństwach jeszcze wspomnę ale najpierw kilka ciekawostek. The Residents nagrali i zmontowali sami cztery teledyski, reszta powstała później. Natomiast promocja płyty odbyła się poprzez wykupienie czasu reklamowego w lokalnej TV i radio i nadawanie klipów jako reklam. Czyż to nie jest genialne? Czy nie przypomina to słynnych manifestów dadaistów, egzystencjalistów i innych? Po epoce dzieci kwiatów i love love love, epoce fuck off i no future punków, przyszedł czas na manifest antykomercji.
Jak? Przez wydanie płyty czysto komercyjnej. Jak wygląda manifest? Jest prosty, zawiera zaledwie 5 punktów:
Zatem mamy kolekcję dżingli, a jeśli chcemy mieć POP puśćmy każdy trzy razy...
The Residents zaprosili do realizacji płyty wielu wykonawców (TUTAJ): Snakefinger, Chris Cutler, Fred Frith, Lene Lovich, Andy Partridge i innych. Płyta nagrywana była od września 1979 do lipca 1980. Jak wspomniałem Phonogram i Celluloid Records zasponsorowało nagranie czterech klipów nazwanych One Minute Movies, czyli piosenek: Moisture, The Act of Being Polite, Perfect Love, i Simple Song:
Moisture
Act of being polite
Perfect Love
The Simple Song
Płyta wydana jest w małej wytwórni więc nie oczekujmy cudów, choć w warstwie graficznej jest przyzwoicie. Szkoda że nie ma tekstów, ale wynagrodzimy to zaraz sobie poniżej.
To teraz pora na wszystkie filmiki razem, czyli Commercial DVD. I tutaj mamy już kompletny odlot. Więc może zastanówmy się co reklamują poszczególne piosenki, pozwolę sobie również zamieścić teksty. Jeśli interpretacja nie będzie dla mnie jasna, pozostawię ją z samym tekstem (w nawiasie podaję nazwiska realizatorów klipów - dżingli).
1) Easter Woman (Stephane Ricard):
Down, feeling down I'm down, down down Down, feeling down I'm down, down down
Easter woman came today And took away my wife Took her through an open doorway To the afterlife
Model żony w epoce socjalizmu we Wschodniej Europie, czyli czerwone łapska i szare blokowisko...
2)Perfect Love (John Payson):
There's something I must tell you There's something I must say The only really perfect love Is one that gets away
Jedyna miłość warta uwagi to ta, która odchodzi, inne osiągają wzloty i upadki ale zawsze są do dupy, co udowadniają w sposób pokazany w klipie...
3) Picnic Boy (the Residents):
She called my friend a picnic boy I never could stand that Oh, she called my friend a picnic boy Said he was too fat Fat
I left her in the early morning Looking at the rain, ohoh! I found I could not take the pressure So I took the train, ho! 4) End of Home (the Residents):
Darkness fell upon the garden As I sadly sat alone Dreaming of the end of summer And again the end of home Our love was like a flowing river Deeper still than what it seemed It consumed my waking hours Creeping deep into my dreams
Pierwszybardzo smutny utwór o końcu ludzkich uczuć, choć trudno jest wnioskować czym spowodowany był ów koniec domu, widać na teledysku że zawala się, a na twarzy bohatera pojawia się łza smutku...
5) Amber (Doug Carney):
Life is just a situation Life is just a game Life is just a whirlwind And it's calling out my name
Amber were the autumn leaves And amber was her skin Amber was the evening When the whirlpool pulled her in It was irresistible Was what she used to say Like the sound of running horses Early in the day
Przechodzimy do utworu typowo satyrycznego, z nieco absurdalnym tekstem. A co do klipu, cóż... jest równie zabawny jak i tekst. Mówiąc w skrócie: shit happens
6) Japanese Watercolor (Martin Redlich) - utwór instrumentalny, japonka, która zanurza się we wodzie, ma w dalszej części klipu pomalowaną tradycyjnie dla kobiet w towarzystwie, twarz. W tle fabryka, w końcu czerwony napis for sale. Biały i czerwony to barwy japońskiej flagi, ale czy coś więcej autor miał na myśli?
7) Secrets (The Penguin Bros):
Something's going on between them Something I can see Nobody seems to pay attention So it's up to me They're always touching Always looking In a secret way I thought that I might cut them deep
Teledysk w konwencji horroru, wizje senne albo urojenia głównego bohatera, fobie i strach rządzące ludzkością. W pewien sposób sami doprowadzamy do ich powstawania...
8) Die in Terror (Incorect):
She said she wished to die in terror Screaming in the night To feel the crawling flesh of panic As her hair turned white She also had a pretty little See-through negligee I often wonder where she went And if she got her way
9) Red Rider (Casey Stockdon):
Cellar doors were open For the storms were out that night The night reflected from the leaves The sky was still too bright I saw her passing as the wind Was rising in the air She rode upon a red bicycle And she had red hair
Jedna z moich ulubionych piosenek na tym albumie. Teledysk o wynalazcy, który stara się skonstruować pojazd za wzór biorąc kury, którym z nieznanych bliżej powodów zakłada czerwone opaski. Zostaje załatwiony przez obrończynię zwierząt - rudowłosą dziewczynę na rowerze...
10) My Second Wife (Jean-Charles-Finck):
Yesterday my second wife fell in the afternoon Slipped into hysteria and talked about the moon Well this was only temporary so the doctor said So I watched a football game and she went off to bed
Trudny temat, być może jest to tylko czarny humor, a może chodzi o coś więcej, jak na przykład o przemoc w rodzinie...
11) Floyd (John McNaughton): instrumentalny utwór Bóg, diabeł i karuzela życia..
12) Suburban Bathers (Incorect):
Suburban bathers own the sea But just between you and me The sun has never fully set That's seen the bather fully wet
I see the sea The sea sees me
They seem to run to morning light And crash the boards between the night If they'd learn to love themselves They might survive the murky depths
I see the sea The sea sees me
If I'd learn to love myself I might survive the murky depths
Różne mogą być interpretacje tego tekstu, niemniej do wspaniałej muzyki mamy bardzo poetycki tekst ze znakomitym zbitkiem: I see the sea the sea sees me. Może być to tekst o najeździe zamiejscowych na miejskie plaże, ale może to być też utwór o głębokim podłożu erotycznym...
13) Dimples and Toes (John Sanborn):
She is unhappy and even unkind She would not listen but I do not mind Kissing her dimples and touching her toes
She is attractive but very restrained Slightly because of worry and strain I was her father a long time ago Kissing her dimples and touching her toes
Piosenka o ojcu, który dostrzega przemijający czas oglądając swoje dziecko. Pod koniec pojawia się słowny manifest - warto zatrzymać film i przeczytać...
14) The Nameless Souls (Bardi):
She was just uncaring She was just untrue She was just indifferent What else could she do?
I was just a stranger I was just subdued I was just uneasy What else could I do?
We were just the nameless Souls that sit inside Wishing that we were Someone on the outside Wishing that we were The ones on the outside Wishing that we weren't The ones who were stuck
15) Love Leaks Out (the Residents):
Hour by hour Day by day Love leaks out And goes away
Miłość ucieka dzień za dniem.. Być może tak, jak starzejąca się twarz bohatera teledysku...
16) Act of Being Polite (Bill Domonkos)
I found her crying in the morning sitting in a chair She was wrapping something up and wrapping it with care
I didn't mean to hurt her when I fell asleep last night I was just exhausted from the act of being polite Oh yes I was just exhausted from the act of being polite
Kolejny minihorror, czyli z pamiętnika mordercy psychopaty, wyczerpanego aktem bycia niegrzecznym.
17) Medicine Man (Andrew Coehler)- znakomity utwór instrumentalny, ale i teledysk w stylu obrazów Hieronima Boscha, nadchodzi wielki kataklizm...
18) Tragic Bells (Chip Lord):
Tragic bells are ringing for me Tragic bells are ringing in my ear again
And I don't know why I'm going on
Bardzo smutny utwór wpisany w obraz wielkiego miasta, nieco przypomina klimatem Shadowplay Joy Division, oczywiście klimatem obrazu nie muzyki.
19) Loss of Innocence (Jim Ludtke/the Residents)
Amusement parks are caked with sounds A solid hunk of meat A barker's sweat flings from his tongue His tattoo shines with heat A wary stranger stands and sways Enraptured by his stance Two-headed goats come stumbling by And give a troubled glance The barker looks into the eyes The stranger tries to bend The barker swears to more delights For all who seek within The stranger enters canvas doors And smells the fresh cut hay The barker points to Siamese twins The stranger looks away The eyes of horse faced women Watch the few who wander through They sense the tension in the air And smell the sweet taboo A heart beats fast against a chest The stranger leaves the tent The waves of people drown the sounds Of loss of innocence
Piosenka poświęcona pamięci Jima Ludke (1954-2004), który był między innymi twórcą gier komputerowych inspirowanych muzyką the Residents (TUTAJ).
20) The Simple Song (Eun-Ha Paek):
We are simple You are simple Life is simple, too
Życie jest jak bańka mydlana...
21) Ups and Downs (Cedric Mercier):
She was opening up an elevator On a rainy day Sitting on a little stool And looking far away
When I asked if she would like to take me To another floor She laughed and said she probably would And then she closed the door
Prosty tekst ale obraz należy chyba do najbardziej zakręconych - witajcie w świecie awangardy..
22) Possessions (Rajenda Serber):
Some are into silver Some are into gold Some are into having Something nice to hold
Pogoń i zdobywanie kolejnych szczebli kariery nigdy się nie kończy, zawsze jest coś wyżej...Czy zatem warto?
23) Give It to Someone Else (Rich Shupe):
I wanted to give it to someone else And hear what they would say I wanted to give it to someone else And watch them as they played
I left it helpless all alone And waiting on the floor Squirming just a little bit And looking at the door He would take it as he wished And I would listen in Documenting as I would The sound of slapping skin
I wanted to give it to someone else And hear what they would say I wanted to give it to someone else And watch them as they played I wanted to give it to someone else And watch them as they played
Wynalazca uszczęśliwiający innych, wszystko jednak na darmo bo obdarowywani są na zbyt niskim szczeblu rozwoju.
24) Phantom (Rosto A.D.) - utwór instrumentalnym jeden z muzyków jest duchem. Trudno powiedzieć, czy pasiaki pojawiające się zamiast ubrań są jakimś nawiązaniem od wojny.
25) Less Not More (Takeshi Murata):
The railings of the bridge Were moving by the glass The opportunity to leave Was coming up fast The situation passed across my Mind once more And I decided that I needed
Less not more Less not more Less not more
Wydaje się, że piosenka opisuje wahania związane z próbą samobójczą, jednak teledysk do tego nie nawiązuje.
26) My Work Is So Behind (Gunter Segers):
Smoke was feeling up the house A burning yearning heat The cats were watching through the haze And licking at their feet They were licking at their feet
A caller came and looked at me And asked me if I'd mind I said I would not normally My work is so behind I'm just way behind
The fire it sparkled in his smile And then beneath his skin And so he jumped right in right in And so he jumped right in 27) Birds in the Trees (Steven Cerio/ Rich Shupe):
Birds in the trees Shook dust from their wings I thought of the heartaches That shattered our love not long ago Birds in the trees Now asleep
Jeden z najlepszych utworów na płycie. Pierwsze dwa wersy to poetyckie mistrzostwo. Połączenie klimatu egzystencjalnigo z uczuciami, czyli miłość w wielkim mieście.. Warto zwrócić uwagę na łodź płynącą po niebie i wyglądające z niej głowy członków zespołu. Na tym opieram tezę, że płyta jest awangardową wersją Yellow Submarine the Beatles. Ale jest 20 lat później, ponuro i z epoki dzieci kwiatów świat przeszedł w czasy lęków egzystencjalnych...
28) Handful of Desire (Kar Aermann):
Sinews crackled in the heat Of noonday raptured thrill A moisture laden syncopated Automated drill A handful of desirous needs That's much too soon fulfilled
29) Moisture (John Sanborn):
Someone saw a strange amount Of moisture on her lips And it was also seen upon Her arms and on her hips
No one knows exactly Who she was or how she died But when they opened up her purse They found a snail inside
Ta piosenka również moim zdaniem jest hitem. I nie dziwię się, że ludzie odbierali teledyski jako minireklamy. Zawilgocona kobieta w której portmonetce znaleziono po jej śmierci ślimaka. Klimat kompletnie odjazdowy...
30) Love Is... (Eric Montchaud):
Love is only loneliness Divided by another Love is only living for the lonely
Love is only loneliness Divided by another And I know that life is lonely
31) Troubled Man (Leigh Barbier/ the Residents):
His wife had left him long ago For someone without skin And now he faced the mirror And he saw a doubled chin He was having trouble And he'd had it for a while His doughter died a year ago She was his only child
Króka opowieść o życiu stażejącego się człowieka, który stracił najpierw żonę, później córkę, ale nie stracił sił by oglądać love story w kinie..
32) La La (Geert Vandenbroele):
La la la la la la la la la la La la la la la la la la la la La la la la la la la la la la La la la la la la la la la la La
I znowu niczym w kreskówce the Beatles pojawiają się członkowie zespołu.
33) Loneliness (Fabrice Fouquet):
I came upon it in the night And left it in the rain And from that moment to today I've never been the same
I knew not what the weather meant When he said goodbye I only know this loneliness Will never make me cry Make me cry
34) Nice Old Man (Gert Vandenbroele):
Something smiling sweetly Something tall and thin Something deep within my heart Reminded me of him He was not my lover He was not my friend He was just a nice old man Who played the violin 35) The Talk of Creatures (Bulk Foodveyor):
Mumbling weighs upon my mind The talk of creatures in my spine
A contest fought between two souls To know which thought that each controls They argue deep into the night Displaying wrongs, inciting rights They sing their songs with unknown tones And keep the beat upon my bones 36) Fingertips (the Residents):
Something faintly emanating Perfume and decay Whispered lightly in the wind That she had got away Longing for the touch of something Soft upon my face I thought about her fingertips And not her lack of grace
37) In Between Dreams (Roscoe Chapp)
38) Margaret Freeman (Niffer Desmond):
Margaret Freeman had a body Unlike any I'd seen It seemed to drip her mental thoughts Like much too warm ice cream One day while she washed the dishes In the nude I saw How her mother's sodden ways Had rubbed her rib cage raw
Prawdopodobnie chodzi o aktorkę amerykańską urodzoną w 1942 roku.
39) The Coming of the Crow (Jean-Michel Roux)
40) When We Were Young (Veber Veber)
Do DVD dołączone są jeszcze dwa filmiki bonusy: Shut Up Shut Up i I Was Alone. A poniżej zestaw wszystkich filmów, na prawdę polecam.
I cała płyta do dosłuchania:
Myślę, że Ian Curtis, który tak lubił powieści Williama S. Burroughsa (TUTAJ) byłby zachwycony tą płytą. To przecież podobny, odlotowy klimat. Nie zapomnijcie, że poznaliście go dzięki nam.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Strona zespołu (również niezły odlot, ale bardzo profesjonalna) TUTAJ
The Residents, Commercial Album, Ralph Records, 1980, produkcja: the Residents. Tracklista: Easter Woman, Perfect Love, Picnic Boy, End of Home, Amber, Japanese Watercolor, Secrets, Die in Terror, Red Rider, My Second Wife, Floyd, Suburban Bathers, Dimples and Toes, The Nameless Souls, Love Leaks Out, Act of Being Polite, Medicine Man, Tragic Bells, Loss of Innocence, The Simple Song, Ups and Downs, Possessions, Give It to Someone Else, Phantom, Less Not More, My Work Is So Behind, Birds in the Trees, Handful of Desire, Moisture, Love Is..., Troubled Man, La La, Loneliness, Nice Old Man, The Talk of Creatures, Fingertips, In Between Dreams, Margaret Freeman, The Coming of the Crow, When We Were Young
Mój znajomy z Twittera, Chris Tomlins (TUTAJ) w rozmowie na temat obiecujących zespołów z Manchesteru grających w klimatach zbliżonych do Joy Division, czyli takich jakie na tym blogu lubimy najbardziej, wskazał na Ist Ist. Rzeczywiście jest to dość obiecująca grupa, czerpiąca nie tylko z dorobku Iana Curtisa, ale i dość wyraźnie z dokonań Interpol. Z tym że w przypadku Ist Ist mamy do czynienia z bardziej uwspółcześnioną wersją brzmieniową, nie zapomnijmy, że od rozpadu Joy Division minęło już prawie 40 lat a środki techniczne konwersji dźwięku, jakimi dysponował Martin Hannett (TUTAJ) uległy dramatycznej ewolucji. W każdym razie panowie z Manchesteru brzmią znakomicie.
W wywiadzie z 5.09. 2017 roku (TUTAJ), którego udzielił Andy Houghton - gitarzysta i wokalista zespołu, opowiada o realizacji singla White Swan, ale i o trzech kolejnych (z naszych ustaleń wynika, że chodzi o Stranglers, Silence i Night's Arm).
W takim razie zacznijmy zapoznanie się z zespołem od White Swan właśnie:
Podobieństwa do Joy Division są dość oczywiste, i nie tylko muzyczne ale i wizualne. Zamiast londyńskiego metra w którym AntonCorbijn (TUTAJ) wykonał kultowe dziś ujęcia legendarnej grupy Iana Curtisa mamy jakiś tunel, jest czarno - biała konwencja, no i charakterystyczne ujęcia od tyłu. No ale nie da się ukryć, że brzmienie jest głębsze, wokal nieco mocniejszy i całość zrealizowana jest według najnowszych konwencji, po prostu dobrze się tego słucha, a powodu pani w teledysku, nawet miło ogląda... W dalszej części wywiadu muzyk opowiada o coraz większej ilości koncertów jakie daje zespół podkreślając rolę muzyki w ich życiu. Dążą do jej propagowania, a nie do tego żeby być sławnymi, czy znanymi. Dalej rozmowa ewoluuje w kierunku amerykańskich i brytyjskich zespołów podobnego nurtu, pojawiają się Interpol (TUTAJ), The Strokes, The Yeah Yeah Yeahs czy The National.
Skupmy się teraz na pierwszym poważnym wydawnictwie z 2018 roku zatytułowanym Spinning Rooms, a zawierającym pięć utworów: Preacher's Warning, I'm Not Here, An Interlude, Emily i Diversion.
Pierwszy utwór posiada dość minimalistyczny i prosty w przekazie teledysk, warstwa muzyczna natomiast jest o wiele ciekawsza:
Drugi jest dostępny w wersji koncertowej z grudnia 2017 roku z Bolton. Przy okazji można zapoznać się z, lekko mówiąc, skromną choreografią zespołu i dowiedzieć się, że tak na prawdę jest ich tylko trzech.
To może teraz Emily, którą obejrzyjmy w wersji z 2018 roku z koncertu w Salford, aby przekonać się, czy przez te dwa lata coś uległo zmianie. Przy okazji proszę zwrócić uwagę na ilość ludzi...
Wygląda to już znacznie lepiej, jest oświetlenie, lepsza jakość dźwięku, niepotrzebnie jednak basista naśladuje Petera Hooka... a tak w zasadzie pojawia się też element naśladownictwa Iana Curtisa (płaszcz).. Finalnie Diversion z tego samego koncertu, ale ujęcie z innej perspektywy:
I tutaj zaskoczenie, bardzo ciekawy utwór, niekonwencjonalny, i z pauzą w środku. Chyba jedna z ich ambitniejszych piosenek. Powinni jednak zmienić image basisty, zbyt mocno się kojarzy, a ślepe naśladownictwo wzbudza jedynie irytację i śmiech politowania...
Na koniec jeszcze znakomity muzycznie i wizualnie teledysk Exist, to najnowsze dzieło zespołu z EPki Everything Is Different Now z 2019 roku:
Recenzje Spinning Rooms wskazują na dość optymistyczne przyjęcie zespołu i zawierają bardzo zbliżone spostrzeżenia do naszych. Pierwsza z nich (TUTAJ) jest ciekawa, a esencją jej jest zdanie: The prominent bass, deep vocals and often introspective lyrics coupled with the fact that they are a Manchester band means it would be easy, but slightly lazy, to make Joy Division comparisons.
Druga (TUTAJ) pozwala nam ustalić skład zespołu: Adam Houghton (wokal, gitara), Joel Kay (perkusja) i Andy Keating na basie... Z tej recenzji znowu esencja: Not only do the Manchester three craft a shadowed sonic landscape with fear around each corner, but they convey it with an elegance and simplicity that dances with social commentary, visiting themes of solitude, romance, and psychosis.
The voices which source the Joy Division comparisons deserve a long, hard look. Ist Ist savage their own gap between all that punk and digitalism with a 21st century originality to burn.
Poprzedni rok 2018 można uznać za rok Fridy Kahlo. Ponownie odkrytą kilka lat temu meksykańską malarką zachłysnęli się designerzy i dyktatorzy mody. Uroda tej kalekiej, drobnej kobiety odzianej w jaskrawe stroje inspirowane folklorem meksykańskim, doskonale wpasowała się w światowe trendy. To dzięki tej modzie kobiety od Chin po Los Angeles zrezygnowały z cieniutkich brwi i zaczęły obnosić się z szerokimi, gęstymi, a koncerny kosmetyczne dzięki temu mogły wypuścić nową linię kosmetyków na pielęgnację brwi, porost i ich przyciemnianie. W dodatku Frida była biseksualna, przeszła wiele aborcji (nie mogła z racji choroby donosić żadnego dziecka) i miała komunistyczne poglądy (romansowała z Lwem Trockim, malowała portrety Stalina itd). Musicie przyznać, że stała się idealnym materiałem na bohaterkę postępowych mediów.
Mniej interesujące są dla ogółu te fragmenty jej życia, które mówią o nieustającym cierpieniu: fizycznym - spowodowanym przez wielorakie urazy w następstwie przebytej choroby polio a potem wypadku tramwajowego, i psychicznym - wywołanym przez skutki tej kraksy. A wszystko to znalazło odbicie w jej twórczości.
Była swoistego rodzaju bohaterką, jak każdy niesprawny człowiek, dla którego wyjście poza własne ograniczenia to prawdziwy heroizm. Namalowała ponad 40 własnych portretów. Gwoli prawdy większość z nich powstała z pobudek terapeutycznych. Pozwoliły ogarnąć artystce to, co działo się w jej umyśle i sercu. Trzeba przyznać, że malarka była szczera wobec siebie: malowała się naga, na szpitalnym łóżku, z mężem, z kochankami, a jej wizerunkom towarzyszą malowane komentarze odnoszące się do konkretnych sytuacji. Szczególnie dużo obrazów wywołały poronienia i przebyte aborcje. Frida bardzo chciała urodzić mężowi dziecko, lecz z racji przebytych złamań miednicy lekarze odradzali jej ciąże. Nie będziemy tu opisywać zawiłości jej życiorysu (jest opisany TUTAJ), romansów, rozwodu i ponownego ślubu z mężem, kolejnych terapii i okresów depresji. A także coraz gorszego zdrowia, operacji i amputacji. Nas interesują jej obrazy. Widać na nich ból towarzyszący jej istnieniu: na przykład wymuszone karmienie i odpoczynek w łóżku nakazany przez lekarza:
W jednym z portretów przedstawiła się w koronie cierniowej zaciskanej przez siedzącą na jej ramieniu małpkę, symbolizującą grzech i cielesność. Ponad głową unoszą się motyle, symbol odrodzenia i zmiany na lepsze a na szyi ma amulet z martwego kolibra symbolizującego uwięzienie duszy:
a także w różnych momentach emocji, w chwilach gdy czuła złamany kręgosłup, gdy w wannie wspominała swoje przebyte choroby, gdy czuła się niczym bogini ziemia wypuszczająca nowe pędy...
Jej twórczość za życia była doceniana, artystka miała kilka wystaw, w tym w Nowym Jorku i Paryżu, którym była zniesmaczona i tak opisała jego elity w jednym z listów do Nicolasa Murraya, kochanka i malarza: (…) jestem tak chora i zmęczona całą tą aferą, że postanowiłam wysłać wszystkich do diabła i uciekać z tego gnijącego Paryża, zanim ocipieję do reszty. Nie masz pojęcia jakimi dziwkami są ci ludzie. Rzygać mi się chce, jak o nich myślę. Są tak cholernie „intelektualni” i zepsuci, że nie mogę ich znieść. To naprawdę za dużo, jak dla mnie. Wolałabym raczej siedzieć na podłodze marketu w Toluca i sprzedawać tortille, niż mieć cokolwiek wspólnego z tymi „artystycznymi” dziwkami z Paryża. Godzinami przesiadują w „cafes” grzejąc swoje cenne dupy i nieprzerwanie gadając o „kulturze”, „sztuce”, „rewolucji” i tak dalej, i byle do przodu, myśląc, że są bogami tego świata, śniąc o najbardziej nierealnych bzdurach i zatruwając powietrze teoriami – teoriami, które nigdy nie wejdą w życie. Następnego ranka – nie ma odrobiny żarcia w ich domach, bo żaden z nich nie pracuje i żyją jak pasożyty z bandą swoich dziwek, które uwielbiają ich „artystyczny geniusz”. (…) Warto było przyjechać tu jedynie po to, żeby zobaczyć jak gnije Europa i dlaczego wszyscy ci ludzie są przyczyną Hitlerów i Mussolinich. Jakie to aktualne… Artystka zmarła w dzień po swoich 47 urodzinach. Podejrzewa się, że mogła popełnić samobójstwo bo w opakowaniu leków przeciwbólowych brakowało kilkunastu dawek. Ostatni wpis w jej dzienniku brzmi: Mam nadzieję na radosne odejście i mam nadzieję, że nigdy nie wrócę. Osiem dni przed śmiercią skończyła obraz, na którym pyszni się sterta arbuzów. Owoc ten jest częstym tematem w sztuce meksykańskiej. Jest symbolem odnoszącym się do w święta Dia de los Muertos (Dzień żywych trupów), kiedy powszechnie przedstawia arbuzy zjadane przez zmarłych lub pokazywane w ścisłym związku ze zmarłymi. Napis na obrazie Fridy brzmi VIVA LA VIDA - Coyoacán 1954 Mexico, czyli Niech żyje życie. Stał się on inspiracją trasy koncertowej, utworu i albumu Chrisa Martina i jego zespołu Coldplay.
Mamy rok 2019. Kto znajdzie się na kolejnych sztandarach mainstreamowych mediów?
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.