Philip Surrey, Kanadyjczyk (1910-1990), zawsze malował po swojemu - w swoim unikalnym, rozpoznawalnym stylu. Nigdy nie podążał ślepo za modą. Od wczesnych lat 30. XX wieku konsekwentnie przenosił na płótno własną wizję życia w mieście, ignorując modne w tamtych czasach nurty abstrakcyjne. Jego zdecydowane i ugruntowane poglądy na sztukę budzą podziw, choć mocno odbiegają od wówczas uznanych trendów.
Całe życie był wierny sztuce figuratywnej i zawsze interesował się ludźmi zanurzonymi w miejski, nocny pejzaż, co czyni jego twórczość zbliżoną, podobnie jak Marka Becka (TUTAJ), do malarstwa Edwarda Hoppera (TUTAJ). Przez większą część swojej kariery Surrey traktował Montreal jako scenę, na której - niczym reżyser - ustawiał postaci, najczęściej przechodniów - w odpowiednio oświetlonych kompozycjach, które ujawniały z jednej strony samotność, jak i towarzyską naturę pokazanych osób.
Często przytacza się jego wypowiedź na temat sztuki oraz ogólnie - życia: Każdy istnieje sam, w izolacji. Każdy zastanawia się, jak inni radzą sobie z życiem. Dzieło sztuki jest szczególnie złożoną opinią, cenną, ponieważ pełną znaczeń... Podobnie jak w przypadku góry lodowej, cztery piąte naszej osobowości znajduje się pod powierzchnią wody a tylko jedna piąta ujawnia kim jesteśmy, tę część można wyrazić wyłącznie w rozmowie. Jedynie sztuka jest wyrazicielem naszych najgłębszych uczuć i myśli.
Nie będziemy tu wypisywać danych biograficznych Surreya, bo każdy może je bez trudu znaleźć w Internecie. Nas głównie interesuje sztuka, jak i dlaczego malował to, co malował. A utrwalał na płótnie przede wszystkim ulice, kontury budynków, samochody i tramwaje, latarnie uliczne i znaki drogowe, kałuże, zaspy śnieżne, blask czerwonych świateł o zmierzchu, ślady stóp na śniegu i... ludzi. Wydaje się, robił to całkowicie beznamiętnie, jednak taki a nie inny sposób ujmowania przestrzeni, w której żył na co dzień, dowodzi jego wrażliwości. Bez niej nie zauważyłby każdego szczegółu. Zresztą zobaczmy sami, każdy z obrazów to studium wrażliwości, samotności i smutku…
Całe życie był wierny sztuce figuratywnej i zawsze interesował się ludźmi zanurzonymi w miejski, nocny pejzaż, co czyni jego twórczość zbliżoną, podobnie jak Marka Becka (TUTAJ), do malarstwa Edwarda Hoppera (TUTAJ). Przez większą część swojej kariery Surrey traktował Montreal jako scenę, na której - niczym reżyser - ustawiał postaci, najczęściej przechodniów - w odpowiednio oświetlonych kompozycjach, które ujawniały z jednej strony samotność, jak i towarzyską naturę pokazanych osób.
Często przytacza się jego wypowiedź na temat sztuki oraz ogólnie - życia: Każdy istnieje sam, w izolacji. Każdy zastanawia się, jak inni radzą sobie z życiem. Dzieło sztuki jest szczególnie złożoną opinią, cenną, ponieważ pełną znaczeń... Podobnie jak w przypadku góry lodowej, cztery piąte naszej osobowości znajduje się pod powierzchnią wody a tylko jedna piąta ujawnia kim jesteśmy, tę część można wyrazić wyłącznie w rozmowie. Jedynie sztuka jest wyrazicielem naszych najgłębszych uczuć i myśli.
Nie będziemy tu wypisywać danych biograficznych Surreya, bo każdy może je bez trudu znaleźć w Internecie. Nas głównie interesuje sztuka, jak i dlaczego malował to, co malował. A utrwalał na płótnie przede wszystkim ulice, kontury budynków, samochody i tramwaje, latarnie uliczne i znaki drogowe, kałuże, zaspy śnieżne, blask czerwonych świateł o zmierzchu, ślady stóp na śniegu i... ludzi. Wydaje się, robił to całkowicie beznamiętnie, jednak taki a nie inny sposób ujmowania przestrzeni, w której żył na co dzień, dowodzi jego wrażliwości. Bez niej nie zauważyłby każdego szczegółu. Zresztą zobaczmy sami, każdy z obrazów to studium wrażliwości, samotności i smutku…
O
stosunku do przedmiotu, o tym co chciał zarejestrować świadczy także
technika, którą stosował. Otóż Surrey przeprowadził sporo badań nad
zastosowaniem farb akrylowych na papierze, modyfikując każdą z prac tak
długo, aż uznał, iż jest ona najbliższa pierwotnej koncepcji. Zwykle
malował kilka prac na raz, bo wracał po wielokroć do każdego obrazu, aby
go ulepszać.
Warto jeszcze nadmienić, że prace Philipa Surreya znajdują się w wielu zbiorach muzealnych, głównie w Kanadzie: w National Gallery Musée National des Beaux-Arts du Québec, w Montreal Museum of Fine Arts, w Art Gallery w Ontario, w The Art Gallery w Hamilton, w Winnipeg Art Gallery, i w Muzeum Bezalel w Jerozolimie.
Warto jeszcze nadmienić, że prace Philipa Surreya znajdują się w wielu zbiorach muzealnych, głównie w Kanadzie: w National Gallery Musée National des Beaux-Arts du Québec, w Montreal Museum of Fine Arts, w Art Gallery w Ontario, w The Art Gallery w Hamilton, w Winnipeg Art Gallery, i w Muzeum Bezalel w Jerozolimie.
Ciekawe obrazy... i myślę, że odzwierciedlają coś, co czasem czuje każdy z nas.
OdpowiedzUsuńZ jakiegoś powodu skojarzyły mi się też z Kafką i jego bohaterem.
Aha - widzę właśnie że na moim blogu jest odsyłacz do jakiegoś starego wpisu... niestety nie wiem o co chodzi :/
OdpowiedzUsuńTak, mnie najbardziej zaciekawiło, że na każdym obrazie jest jakaś samotna osoba, nawet blisko tłumu. Co do linka nie mamy pojęcia skąd to się bierze, to jakiś błąd bloggera. Może naleąy go zgłosić?
OdpowiedzUsuń