Klockowate, dość masywne postacie, uformowane na wzór posągów złożonych z geometrycznych form na obrazach Lothara Zitzmanna (1924-1977) noszą cechy futuryzmu (o tym stylu więcej TUTAJ). Czy takie zaszufladkowanie jest słuszne? Ale dlaczego nie mielibyśmy szufladkować? Świat pędzi coraz szybciej, więc gdy znajdujemy w nim elementy pozwalające uporządkować nasze wrażenia, trzymajmy się ich.
Dzisiaj więc demonstrujemy naszym czytelnikom dzieła niemieckiego malarza, który znalazł inspirację w futurystycznym malarstwie Fernanda Légera oraz w twórczości członka Bauhausu, Oskara Schlemmera. Jednak nie tylko sztuka wyznaczała artystyczne punkty odniesienia Lothara Zitzmanna. Wydarzenia historyczne, których stał się mimowolnym uczestnikiem mocno odcisnęły na nim swoje piętno. Jak wielu urodzonych w okresie międzywojennym, został powołany do wojska i nawet zdążył być wzięty do niewoli. Niemniej próżno by szukać bliższych informacji na ten temat. Okres wojny jest tematem tabu w Niemczech, nic zatem na ten temat nie odnotowano. Tamten czas i lata zaraz po 1945 roku musiały być dla artysty trudne, skoro opisane w literaturze, a wykonane wtedy autoportrety pokazują go w roli śmiesznego i głupiego klauna. W 1952 roku komunistyczne władze NRD obrały za główny cel systematyczną budowę socjalizmu co przyspieszyło proces sowietyzacji społeczeństwa i wzmocniło władzę państwową. Nastąpiła nacjonalizacja firm prywatnych, a każdy twórca stał się częścią powstałej kadry ludowej. Na kolejnym autoportrecie Zitzmann opisywany jest jako Pierott, postać melancholijna i żałosna, lecz już mało śmieszna. Tymczasem, niezależnie od odczuć artysty, jego kariera potoczyła się dość wartko.
Zitzmann stał się znany w NRD i czy to w Jenie, czy w Gerze czy nawet w Berlinie - wszędzie można było zobaczyć jego monumentalne mozaiki ścienne, nawet znaczki pocztowe ozdabiano jego obrazami. Popatrzmy teraz na te jego dzieła, które są dostępne w internecie:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz