wtorek, 29 września 2020

Lothar Zitsmann: Obrazy pełne spokoju, majestatycznego bezruchu i emocjonalnego chłodu

 Klockowate, dość masywne postacie, uformowane na wzór posągów złożonych z geometrycznych form na obrazach Lothara Zitzmanna (1924-1977) noszą cechy futuryzmu (o tym stylu więcej TUTAJ). Czy takie zaszufladkowanie jest słuszne? Ale dlaczego nie mielibyśmy szufladkować? Świat pędzi coraz szybciej, więc gdy znajdujemy w nim elementy pozwalające uporządkować nasze wrażenia, trzymajmy się ich.

Dzisiaj więc demonstrujemy naszym czytelnikom dzieła niemieckiego malarza, który znalazł inspirację w futurystycznym malarstwie Fernanda Légera oraz w twórczości członka Bauhausu, Oskara Schlemmera. Jednak nie tylko sztuka wyznaczała artystyczne punkty odniesienia Lothara Zitzmanna. Wydarzenia historyczne, których stał się mimowolnym uczestnikiem mocno odcisnęły na nim swoje piętno. Jak wielu urodzonych w okresie międzywojennym, został powołany do wojska i nawet zdążył być wzięty do niewoli. Niemniej próżno by szukać bliższych informacji na ten temat. Okres wojny jest tematem tabu w Niemczech, nic zatem na ten temat nie odnotowano. Tamten czas i lata zaraz po 1945 roku musiały być dla artysty trudne, skoro opisane w literaturze, a wykonane wtedy autoportrety pokazują go w roli śmiesznego i głupiego klauna. W 1952 roku komunistyczne władze NRD obrały za główny cel systematyczną budowę socjalizmu co przyspieszyło proces sowietyzacji społeczeństwa i wzmocniło władzę państwową. Nastąpiła nacjonalizacja firm prywatnych, a każdy twórca stał się częścią powstałej kadry ludowej. Na kolejnym autoportrecie Zitzmann opisywany jest jako Pierott, postać melancholijna i żałosna, lecz już mało śmieszna. Tymczasem, niezależnie od odczuć artysty, jego kariera potoczyła się dość wartko. 

Zitzmann stał się znany w NRD i czy to w Jenie, czy w Gerze czy nawet w Berlinie - wszędzie można było zobaczyć jego monumentalne mozaiki ścienne, nawet znaczki pocztowe ozdabiano jego obrazami. Popatrzmy teraz na te jego dzieła, które są dostępne w internecie:














Czy nie odnieśliście jednak wrażenia, że Lothar Zitzmann chętnie porzuciłby sztukę figuralną na rzecz abstrakcji? Gdy patrzy się na jego obrazy, widzi się nie tyle ludzi, co powiązane ze sobą półkule, walce i stożki. W 1952 roku wicepremier Walter Ulbricht w przemówieniu przed Izbą Ludową otwarcie zapowiedział: Nie chcemy oglądać abstrakcyjnych obrazów w naszych szkołach artystycznych. I Zitzmann posłusznie tworzył monumentalne kompozycje. Wielofigurowe, chłodne i idealnie skomponowane. Dla mnie chodzi o maksimum widocznego porządku, jeśli chodzi o ukazanie rzeczywistości. Chcę prostoty wyrazu, formy bez ozdób, lapidarnego realizmu - napisał w jednym z katalogów do swoich wystaw.

W artystycznych dążeniach tak bardzo podporządkował się zaleceniom władz, iż został nauczycielem, podejmując obowiązki wykładowcy najpierw malarstwa ściennego w Instytucie Projektowania Artystycznej Pracy w Art College w Halle (Burg Giebichenstein - College for Art and Design) a od 1970 r. dyrektora sekcji Artystyczno-Naukowej Podstawy Projektowania na Uniwersytecie w Halle.

Zmarł nagle w 1977 roku, pozostawiając spory dorobek artystyczny: Obrazy pełne spokoju i w zasadzie niezależnie od ich tematu - majestatycznego bezruchu i emocjonalnego chłodu. 
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz