piątek, 19 czerwca 2020

Ian Curtis, Sarah Kane, Sylvia Plath, Roman Sidorov, Tim Bergling, Mark Linkous: bunt do szaleństwa

Inność, bunt aż do szaleństwa to częste cechy, stany romantycznych bohaterów. Skłóceni ze światem, rozdarci wewnętrznie, nadwrażliwi i samotni ludzie żyli krótko lecz intensywnie...  Podobnie jak i wielkie gwiazdy new wave i post-punk: Ian Curtis, Kurt Cobain (TUTAJ), Roman Sidorov (TUTAJ), Mark Linkous (TUTAJ), Tim Bergling (TUTAJ)  a także pisarki Sylvia Plath (TUTAJ), czy Sarah Kane (TUTAJ)...
 
Czy to nie dziwne, że subkultura punkowa, tak odrzucająca wszelkie autorytety, fascynowała się szaleństwem? Wbrew okolicznościom, paradoksalnie, szaleniec - i to po obu stronach żelaznej kurtyny - uważany był za osobę postępującą tym bardziej racjonalnie, im mocniej absurdalna wydawała się rzeczywistość. I skoro system społeczny był opresyjny, to każdy, kto do niego w naturalny sposób nie pasował, a właśnie wariaci wyjątkowo nie współgrali z ogólnymi normami, stawał się przez swoje niedostosowanie wolny. Wkraczający w dorosłe życie młodzi ludzie boleśnie odczuwali brak perspektyw i hipokryzję, rozpad więzi, atrofię wartości, rozczarowanie...

Dlatego punk na samym początku nie był stylem muzycznym czy subkulturą, lecz sztuką (o tym pisaliśmy TUTAJ), w której głównym dziełem było życie jednostki, formowane przez siebie i dla siebie. I stąd w Wielkiej Brytanii wzięła się fala rocka, która wyszła z collegeów i rozlała się na ulice robotniczych przedmieść. W Polsce natomiast korzenie subkultury rockowej lat 70 i 80 wywodzą się z warszawskich szkół artystycznych, z kręgów sytej bohemy i krańcowo różnych od nich środowisk małomiasteczkowych subkultur, znacznie bardziej surowych i prostych, gdzie także pojawił się mit szaleńca.

 
Punkowcy w PRL nieraz wyrabiali sobie tak zwane żółte papiery, czyli zaświadczenia od psychiatry potwierdzające zaburzenia psychiczne. Powody były dość prozaiczne (chęć uniknięcia służby wojskowej), ale wielu trafiało do szpitali psychiatrycznych czy na obozy psychoterapeutyczne, gdzie symulanci mieszali się z ludźmi faktycznie chorymi.

Idzie wariat ulicą wytykany palcami
Śmieją się ludzie nie wiadomo z czego
Dziwne ma spodnie dziwne ma włosy
Śmieszy to ogromnie szare roboty
Słychać wszędzie idiotyczne śmiechy
Nietolerancja jest cechą głupców
Głupota jest mądrością czy mądrość jest głupotą?


Powyższa piosenka toruńskiego zespołu Rejestracja, założonego w 1980 roku, doskonale wyraża tę inność, od której przedstawiciele kultury punk nie uciekali.  Można ją uznać nawet za swoisty manifest. Według niej to szarość, przeciętność jest złem, od którego trzeba się bronić wszelkimi sposobami, nawet wejściem w szaleństwo… Ten sposób widzenia świata przybliża punka do romantycznego poety, którego ucieleśnieniem stał się Lord George Byron, żyjący krótko, za to intensywnie. Tak było zarówno dwieście lat temu jak i kilkadziesiąt. 

A teraz? Trudno orzec, czy w dzisiejszym świecie życie z piętnem wariata daje wolność. Problemy psychiczne stały się tak powszechnym zjawiskiem, któremu podlegają nawet dzieci, że przestały być czymś oryginalnym a przez to gwarantującym inność…

Do problemu wyobcowania i inności jeszcze nie raz będziemy wracać, dlatego, jeśli czasem tak się czujecie, czytajcie nas… 

Codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz