piątek, 29 lipca 2022

Chapter and Verse - Joy Division, New Order and me, streszczenie cz.7: Narodziny Joy Division

 


Pierwszą cześć streszczenia zamieściliśmy TUTAJ, drugą TUTAJ, trzecią TUTAJ, czwartą TUTAJ, piątą TUTAJ, szóstą TUTAJ.

Dzisiejszy fragment to streszczenie rozdziału szóstego - Przebudzenie. Zaczyna się od opisu próby i pierwszego wstępu w Electric Circus, który zdaniem Sumnera, był wybudowany jako sala kinowa, później przerobiona na pub. 29.05.1977 roku wraz z Penetration, John Cooper Clarke  i the Buzzcocks (zamykającymi wieczór) wystąpili. Mieli wtedy w repertuarze około 7 piosenek które zdaniem Sumnera były słabe. Sytuację z pierwszym występem artysta porównuje do lekcji pływania bez instruktora. Zawsze dziadek pomagał mu podejmować różne decyzje, czy mówił jak ma się zachowywać, tym razem jednak, nie było znikąd pomocy i musiał radzić sobie sam. Cały czas zastanawiał się czy chce być muzykiem, wahał się. Po występie ukazało się kilka recenzji, w tym jedna pozytywna Paula Morleya. Reszta była jednak negatywna. 

Zaczęli wtedy próbować w rożnych miejscach, nawet w kruchcie kościelnej, ale zwykle byli wyrzucani. Po czasie jednak Sumner odkrył, że mimo iż jest amatorem, gra w zespole coraz bardziej go pochłania i staje się coraz ciekawszym zajęciem. Tony Tabac był dobrym perkusistą, ale odszedł z zespołu. Zastąpił go Steve Brotherdale z the Panik. Niestety nie przypadł im do gustu, przyprowadzał na próby dziewczynę, czego nie lubili i uważali za nieprofesjonalne. W końcu Ian umieścił ogłoszenie w witrynie sklepu Jones Music Store w Macclesfield i zgłosił się Steven.


Sumner określa Stevena jako pozytywnie zakręconego, uprzejmego i miłego. Często żeby zrobić komuś przyjemność mówi to co się chce usłyszeć, a nie to co myśli. Jednak jest mało wymagającym człowiekiem, jak wielu perkusistów. Ponadto kolekcjonuje czołgi.. Nie makiety, tylko prawdziwe czołgi. Tak więc skład się ustabilizował i postanowili znaleźć jakieś zajęcie dla Terry Masona. Miał zostać kimś w stylu ich menadżera. 

Nagrali kasetę i Ian poprosił Terryego żeby zrobił kopie i wysłał do wszystkich renomowanych wytwórni w UK. Terryemu zabrało to dużo czasu, a ponieważ nic nie mówił w końcu Ian zapytał co z kasetami? Otrzymał odpowiedź, że Terry zrobił kopie i wysłał. Jednak gdy dostali od niego kopię, po jej włączeniu z przerażeniem odkryli, że spod ich muzyki przebija się dźwięk serialu Coronation Street a nawet słychać mamę Terrygo nawołującą go do wypicia herbaty, zanim ta ostygnie. Terry kopiował kasetę przez mikrofon stąd niezamierzone efekty. Na pewno nie był Brianem Epstainem

Następnie Sumner opisuje jak tworzyli, tutaj jego wersja opisu różni się od innych. Wspomnienia świadków, jakie dotychczas znamy, informowały nas o tym, że zwykle Steven podawał rytm, i kiedy jamowali Ian wyłapywał z chaosu jakiś riff i wtedy nad nim się skupiali, a Ian szukał w swojej torbie odpowiedniego tekstu. Sumner pamięta to inaczej, twierdzi, że (w przeciwieństwie do Deborah), Ian nie był autorem linii melodycznych ich piosenek, a teksty do gotowej już melodii (którą nagrywali na magnetofonie) dopisywał lub dobierał w domu, zwykle z butelką piwa (wtedy jego ulubionym był Carlsberg Special). Ian w niektórych piosenkach grał też na gitarze, zwykle na Vox Phantom (warto zobaczyć TUTAJ), zagrał w LWTUA i Heart and Soul (choć tutaj tylko jeden akord), ale chciał bardziej angażować się w proces twórczy. W tamtym czasie Ian został też nieformalnym agentem zespołu, grali w różnych dziwnych pubach i na dziwnych imprezach, a Ian skakał ze sceny na publikę. 

Za pieniądze jakie Curtis dostał na swoje 21. urodziny wydali An Ideal For Living (choć istnieją też wspomnienia, że Curtis wydał pieniądze z kredytu, jaki wziął na zakup mebli do domu). Niestety nie mieli doświadczenia, i umieszczenie 4 piosenek na singlu spowodowało kiepską jakość dźwięku. Okładkę projektował Sumner, który w tamtym czasie przybrał pseudonim artystyczny Albrecht (na cześć filmu z Brechtem jaki oglądał z matką). Chciał żeby jego nazwisko pasowało do nazwy zespołu - Joy Division, którą znalazł w książce Dom Lalek (genezę nazwy opisaliśmy TUTAJ). Nie chciał być Dickinem, i kiedy pierwszy raz w życiu mógł zdecydować jak się nazywa wybrał to nazwisko. 


Nazwę zaproponował najpierw Ianowi, a kiedy ten się zgodził innym członkom zespołu, którzy też niemieli nic przeciwko.

Aby jednak uniknąć takich błędów jak z ich EPką potrzebowali kogoś do pomocy - profesjonalnego menadżera. 

C.D.N.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz