Dwa lata temu (jak ten czas leci!) w poniedziałkowych newsach wspomnieliśmy o obrazie Salvator Mundi, który przypisywany jest Leonardo da Vinci (LINK). Dzieło znane jest poza tym głównie z rekordowej sumy, jaką zapłacił za nie ostatni nabywca, czyli 450 milionów dolarów, co czyni je najdroższym obrazem świata, ale także z długiej i obfitującej w nagłe zwroty akcji historii.
Nawet co do daty jego powstania wśród ekspertów istnieją spory. Przez jednych datowane jest na koniec lat 90. XV wieku, podczas gdy inni twierdzą, że zostało ukończone po 1500 roku. Istnieje także teoria sugerująca, że obraz był zamówiony dla króla Francji Ludwika XII i jego małżonki, Anny Bretońskiej, prawdopodobnie wkrótce po potyczkach o Mediolan i Genuę. Ale to tylko hipoteza, a z rzeczy pewnych wiemy, że obraz przywiozła do Anglii w 1625 roku francuska księżniczka Henrietta Maria, która poślubiła króla Anglii Karola I, znanego kolekcjonera sztuki. W 1650 grawer Wenceslaus Hollar wykonał według niego rysunek, który pozostał w królewskiej kolekcji.
Rok później obraz stał się własnością Karola II i był wymieniany w inwentarzu królewskim pod numerem 311 jako Leonard de Vinci. Przez całe panowanie Jakuba II, następcy Karola II, czyli od 1685 obraz prawdopodobnie pozostawał w Whitehall. Następnie przeszedł na własność Katarzyny Sedley, hrabiny Dorchester i kochanki Jakuba II, po czym… tajemniczo zniknął aż do końca XVIII wieku, podobno wrócił do jednego z klasztorów w Nantes. W następnych latach przechodził z rąk do rąk, uznawany za dzieło Bernardino Luiniego, naśladowcy da Vinci. W tym czasie obraz doznał wielu ingerencji, w tym przemalowania twarzy i włosów Chrystusa. W 1958 roku obraz wystawił na sprzedaż w domu aukcyjnym Sotheby’s sir Francis Cook, właściciel znanej kolekcji. Wyceniono go na 45 funtów (!). Szczęśliwymi nabywcami stali się Warren i Minnie Kuntz, para z Nowego Orleanu. Po śmierci pani Kuntz drogą spadku wraz z resztą majątku przeszedł na własność jej siostrzeńca, Basila Clovisa Hendry'ego. Gdy ten zmarł w 2004 roku we wstępnej ocenie obraz został opisany jako Portret głowy Chrystusa ze szkoły europejskiej (XIX wiek) i oszacowany na zaledwie 750 dolarów. Dopiero w 2005 roku los Salvator Mundi diametralnie zmienił się. Obraz trafił do St. Charles Gallery, małego domu aukcyjnego w Nowym Orleanie. Nowy właściciel, marszand Robert Simon, dostrzegł w nim to coś i zasięgnął opinii Dianne Modestini, kierownika zespołu zajmującego się konserwacją malarstwa na jednej z uczelni w Nowym Yorku (dokładnie pilotującej Kress Program na Paintings Conservation w the Conservation Center of the Insitute of Fine Arts), która podjęła się konserwacji dzieła.
Od tego czasu otwiera się nowy rozdział w historii słynnego obrazu. Modestini rozpoczęła szeroko zakrojony proces badań i sporządziła dokładną dokumentację fotograficzną. A stan obrazu, zanim trafił w jej ręce był bardzo zły - wielokrotnie przemalowywany, a także poddawany bardzo agresywnym sposobom czyszczenia, utracił oryginalne warstwy malatury w okolicy twarzy Chrystusa. Konserwacja stała się więc okazją do ustalenia autentyczności z udziałem wielu specjalistów i ekspertów, w tym renomowanych instytucji, takich jak Metropolitan Museum of Art oraz innych muzeów i galerii w Stanach Zjednoczonych i Europie. Obraz przeszedł wiele badań wędrując wielokrotnie między rozmaitymi ośrodkami.
Warto zauważyć, że przedstawienia Jezusa w sposób odmienny, niż zwyczajowo, czyli prawie bez zarostu. Taki wizerunek Chrystusa charakterystyczny był dla sztuki wczesnochrześcijańskiej, w której ukazywano Zbawiciela w taki sam sposób jak Apolla. Zmiana nastąpiła w okresie panowania cesarza Konstantyna, pod wpływem Veraikonu, czyli chusty św. Weroniki. Odtąd zaczęto malować Chrystusa z falującymi, kręconymi włosami opadającymi na ramiona, z przedziałkiem pośrodku i z obfitą brodą. Ale w okresie renesansu, pod wpływem rzeźb starożytnych znów pojawiły się obrazy Chrystusa wzorowane na wizerunkach Apolla. W taki sposób przedstawił Zbawiciela Michał Anioł w Sądzie Ostatecznym w kaplicy Sykstyńskiej o czym pisaliśmy TUTAJ.
Renowacja Salvatora Mundi została zakończona w 2011 roku i obraz ponownie wszedł na rynek sztuki. W 2013 roku kupił go Yves Bouvier podczas aukcji Sotheby's Private Sales za 75 milionów dolarów aby trzy lata później sprzedać go rosyjskiemu oligarsze Dmitrijowi Rybołowlewowi za 127,5 miliona dolarów. W 2017 roku Rybolovlev sprzedał obraz za pośrednictwem Christie's za rekordową kwotę 450 milionów dolarów. Nabywca najpierw był anonimowy, jego personalia podał dopiero dziennikarz New York Timesa, David Kirkpatrick: był nim książę Bader bin Abdullah bin Mohammed bin Farhan al-Saud, występujący w imieniu księcia Mohammeda bin Salmana z Arabii Saudyjskiej. Miejsce ostatecznego pobytu obrazu stało się przedmiotem spekulacji, wstępne doniesienia wskazywały, że został wystawiony w Luwrze w Abu Zabi, co jednak okazało się nieprawdą.
W grudniu 2019 r. Luwr w Paryżu przygotował tajną broszurę zatytułowaną Léonard de Vinci: Le Salvator Mundi, zawierającą wyniki szczegółowych badań. Książeczka opublikowana w Wydawnictwie Hazana autorstwa Vincenta Delieuvina, Myriam Eveno i Elisabeth Ravaud z laboratorium Luwru (C2RMF) bardzo krótko była do nabycia w księgarni w Luwrze, po czym została usunięta z półek. We wstępie dyrektor Luwru, Jean-luc Martinez uznał obraz za dzieło Leonardo (LINK). Wydawnictwo było reakcją Muzeum na skandal, jaki wydarzył się podczas odchodów 500 lecia urodzin genialnego artysty, oraz na film, który został wyemitowany w telewizji francuskiej. Według niego właściciel obrazu, następca tronu Arabii Saudyjskiej, Mohammed Bin Salman (MBS), który kupił obraz przez pełnomocnika od Christie's New York w listopadzie 2017 r., nalegał, aby oznaczyć go jako 100% Leonardo i umieścić obok Mony Lisy. Kiedy prezydent Macron odrzucił te warunki, MBS odmówił wypożyczenia obrazu. Macron miał działać rzekomo z inicjatywy dyrekcji Luwru, która wątpiła w autentyczność dzieła. Czy jednak wycofanie broszury ostatecznie nie potwierdza konkluzji zawartych w filmie? Bo nadal są eksperci, którzy skłaniają się ku tezie, iż obraz powstał w warsztacie Leonarda i podczas gruntownej renowacji przydano mu pewne cechy, których wcześniej mógł nie posiadać. Mimo kontrowersji większość ekspertów jest przekonanych o jego autentyczności i wyraża chęć wykonania dalszych analiz.
Ale gdzie teraz jest obraz? To pozostaje tajemnicą, podobno MBS trzyma go w specjalnym pomieszczeniu na prywatnym jachcie Serene. I ma tam pozostać do czasu, gdy ukończy budowę muzeum poświęconemu tylko temu jednemu dziełu.
Skąd jednak tyle kontrowersji pomimo tylu badań? Otóż problemem są luki w roweniencji czyli historii pochodzenia i istnienia dzieła, od momentu powstania aż do tej chwili. Ma to ogromne znaczenie dla ustanowienia i potwierdzenia autentyczności. Idealna historia proweniencji zawiera udokumentowane nazwiska wszystkich poprzednich właścicieli oraz daty posiadania przez nich dzieła sztuki od momentu jego wytworzenia. Jeśli praca została otrzymana w spadku lub w darze, zakupiona na aukcji lub w galerii, znajdowała się w muzeum, uczestniczyła w wystawach, to dla proweniencji bardzo ważne są dokumenty, które będą to potwierdzać. Ich brak albo dłuższe okresy niewiedzy odnośnie losów dzieła działają na jego niekorzyść. Historia Salvator Mundi jest długa, rozciąga się od wytworzenia obrazu przez wielkiego mistrza Leonarda da Vinci do współczesności. I białe plamy w ciągu dziejów obrazu będą zawsze kłaść się cieniem na jego autentyczności…
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz