niedziela, 29 kwietnia 2018

Z mojej płytoteki: Prywatne remiksy piosenek Joy Division z kolekcji Martina Hannetta



Dzisiaj chciałem przedstawić bootleg Joy Division z roku 2007. Tak się złożyło, że jestem posiadaczem pomarańczowego, dwupłytowego wydania (o numerze 257/500). 


Swoją drogą to częsty zwyczaj bootlegów, że posiadają numery. Mam zamiar w tej rubryce opisać jeszcze wiele takich unikatowych, często numerowanych, płyt ze swojej kolekcji. 

Ta została wydana przez wytwórnię OZ Morheus Records z USA. Zawarte na niej nagrania są znakomitej jakości i zawierają nowe wersje znanych fanom piosenek. 


Zaczyna się wstępem do Excercise One i dźwiękami drzwi windy, później słychać jakieś brzdąkanie z keyboardu i znowu zamykane drzwi. Ktoś gra na organach, w tle pojawiają się kolejne dźwięki jakby rozmowy. Znowu winda i wstęp do New Dawn Fades ale inny niż znamy. Następnie, kawałek utworu w innej niż znana wersji, i rozmowy - słychac głosy głosy Hannetta, Curtisa, Grettona. Po tym zupełnie niesamowite odliczanie Hannetta i próby zbijania butelki - efekt wykorzystany na Unknown Pleasures w piosence kończącej ten niesamowity album I Remember Nothing. Dalej fragment wypowiedzi  Martina Hanneta o klubie Hacienda - fragment wywiadu, wstęp do From Safety to Where i utwór w alternatywnej wersji (nieznanej dotąd niemniej doskonałej - stan nagrania idealny). Po nim  Autosuggestion (jakby lekko wyostrzone gitary inny koniec niż w znanej wersji),  Heart and Soul (wersja znana z Closer),  Deacades i 24 Hours (wersje znane z Closer), Passover (wersja znana z Closer) i The Eternal (wariancje na temat, niektóre wersje zupełnie niesamowite, ta z głosami chyba nawet lepsza niż oryginał). 

Podsumowując, jest to coś co każdy fan Joy Division powinien nabyć. Nie ma wątpliwości, że nagrania są autentyczne i zupełnie niesamowite.  Wracają do nas tamte dni i tamci wielcy ludzie.

Okładka i płyta zawiera unikalne zdjęcia Hannetta i wyposażenia zespołu Joy Division, jak i studiów nagraniowych w których tworzyła się historia. Całość ciekawie skomentowana - poniżej zdjęcia.


Nie mam wątpliwości, że za przedsięwzięciem nie stoją amatorzy. Skądinąd wiadomo, że wydawanie bootlegów było swego czasu specjalnością pracowników Factory Records...  

 
Tracklista:
 
Synth Tone, Hannett's Lift Recording 1, Keyboard Doodles, Lift Recording 2, Number False Start 1, Curtis, Hannett, Gretton Interplay, Chit Chat and Cup Smashing, Hannett Speaks, Number False Start 2, From Safety to Where, Autosuggestion, Heart and Soul, N4 Europop,  24 Hours, Passover, N4, N4 (Vers. 2), The Eternal, The Eternal,   








sobota, 28 kwietnia 2018

DJ Avicii: samobójcza śmierć, czy tylko reakcja na presję showbiznesu?


Szwedzki, legendarny już muzyk Tim Bergling, znany jako DJ Avicii został znaleziony martwy w zeszły piątek 20 kwietnia 2018 roku w stolicy Omanu, w Muscat, gdzie wypoczywał z przyjaciółmi. Policja wykluczyła udział osób trzecich, a 26 kwietnia 2018 r. jego rodzina potwierdziła, że odebrał sobie życie. 

Tim rozpoczął karierę w wieku 16 lat. Pod wpływem francuskiego duetu Daft Punk, a następnie muzyki szwedzkiego zespołu House Mafia zaczął tworzyć własne remiksy, zamieszczając je na internetowym forum holenderskiego DJ Laidback Luke pod nickiem Avicii, oznaczającym ostatni krąg buddyjskiego piekła. Wkrótce związał się z menedżerem Arash Pournouri i podpisał umowę z wytwórnią Dejfitts Plays. W pierwszą trasę koncertową wyruszył w wieku 18 lat. Oba jego studyjne albumy True i Stories zdobyły pierwsze miejsca na listach przebojów w Szwecji. True miał w Polsce status podwójnej platynowej płyty, a ostatnio został nominowany do nagrody Billboard Music Awards za 2018 rok za najlepszy album elektroniczny. Tygodnik ten już raz go nagrodził, album zdobył również dwie nagrody MTV Music Awards i był także dwukrotnie nominowany do nagrody Grammy.

W ostatnich latach artysta miał kłopoty zdrowotne, m.in. problemy z alkoholem spowodowały inne choroby, usunięto mu pęcherzyk żółciowy i wyrostek robaczkowy, cierpiał także na zapalenie trzustki. Intensywny tryb życia (miewał ponad 300 koncertów rocznie) spowodował w zeszłym roku pogorszenie stanu zdrowia, dlatego muzyk zdecydował się na krótko przerwać koncertowanie. Artysta był bohaterem dokumentu Levana Tsikurishvilego zatytułowanego Avicii: True Stories (Avicii. Prawdziwe historie) z 2017 r. Film, który dystrybuowało BBC był wyświetlany w prawie 30 krajach. Dokument można było oglądać na Netflixie, ale niestety został on już usunięty tuż po tragicznych informacjach o śmierci DJ-a.

Znalazł się tam szokujący zapis presji wywieranej przez menadżera, wytwórnię i zespół muzyczny na chorego artystę, aby przerwał terapię i wrócił na trasę koncertową.  Gdy prosił, aby anulować dziesięć występów w Las Vegas z powodu jego zdrowia, jeden z muzyków mu odparł, że prawdopodobnie trudniej jest anulować te koncerty, niż po prostu je zrobić... Może to kosztować sporo. Po prostu upewnij się, ile pieniędzy stracisz. Kolejny fragment filmu pokazuje, że został poproszony o udzielenie wywiadu telefonicznego już kilka godzin po wyjściu ze szpitala. Później w dokumencie Avicii wyjaśniał: Mówiłem im, iż nie będę już w stanie występować. Powtarzałem kilkukrotnie, że jeśli nie przestanę, to w końcu umrę. Kiedy podjąłem decyzję o zakończeniu koncertowej kariery, oczekiwałem zupełnie innej reakcji. Liczyłem na wsparcie, biorąc pod uwagę wszystko, przez co wcześniej przeszedłem. Byłem niezwykle szczery z każdym, z kim współpracowałem. Wszyscy mnie znali. Wiedzieli, że występowałem, mimo napadów lęku. Nie spodziewałem się jednak, że ludzie będą próbowali wywierać na mnie presję, abym grał kolejne koncerty. Wstrząsający jest zwłaszcza ten fragment filmu, w którym zwierzył się przyjacielowi, że był zdenerwowany reakcją menadżera i organizatorów tras koncertowych, kiedy powiedział, że ich plany mogą go zabić: Powiedziałem, że umrę. Mówiłem to tak wiele razy. A więc nie chcę słyszeć, że powinienem oswoić się z myślą o kolejnym występie. Wiem, że Arash [menadżer] o tym wie, dlatego czuję się zraniony, ponieważ powiedział, że powinienem zagrać więcej koncertów, wtedy, kiedy mu to odpowiada.

Kilka dni przed śmiercią Avicii powiedział fanom, że przygotowuje się do następnego etapu swojego życia. Wydał oświadczenie, w którym napisał: Wszyscy osiągamy punkt w naszym życiu i życiu zawodowym, w którym pojmujemy, co jest dla nas najważniejsze. Dla mnie jest to tworzenie muzyki. Po to właśnie żyję. Czuję, że urodziłem się po to aby tworzyć. W zeszłym roku porzuciłem występy na żywo i wielu z was uważało, że to koniec. Ale koniec koncertowania nigdy nie oznaczał końca Avicii czy mojej muzyki. Zamiast tego wróciłem do miejsca, które wszystkiemu nadało sens - do studio. Następny etap będzie dotyczył muzyki, którą będę tworzył z miłością dla was. To początek czegoś nowego. Mam nadzieję, że spodoba się wam tak samo jak mnie.

Z tego, co przedostało się do opinii publicznej wiadomo, że stan zdrowia Avicii był zły. Po usunięciu pęcherzyka żółciowego i wyrostka robaczkowego Avicii zapisano Percocet  z grupy opiatów, bardzo uzależniający, a także inne silne leki, po których na początku po operacji nie mógł przez wiele dni nic jeść ani pić. Dlatego muzyk twierdził, że nie chce ich brać (TUTAJ). Jego sytuacje komplikował też fakt, że prostu nienawidził być gwiazdą, jak to stwierdził jeden z jego przyjaciół: Nigdy nie czuł się dobrze będąc w centrum uwagi, a po tym, jak stał się sławny w świecie muzyki, nie można było tego uniknąć (...) Tim był Avicii, ale Avicii nigdy nie był Timem, był uroczym, wrażliwym facetem - imprezy, scena, zamiast przyjaciół ... to było za dużo dla niego, na jego wrażliwą duszę. Co noc impreza lub przyjęcie. Nie wiedział, kim już jest bez swojej kariery, ale ta kariera zabiła go - w bezpośrednim znaczeniu tego słowa. Aby pokonać swą nieśmiałość stosunku do wielu nieznanych osób, wśród których z konieczności musiał przebywać, zaczął nadużywać alkoholu, który ostatecznie tak zniszczył mu zdrowie. Jednak w połowie sierpnia ubiegłego roku wydał ostatnią płytę - mini album AVĪCI (01) i wydawało się, że powoli wszystko wraca do normy, gdy stało się najgorsze... Ostatni przekaz, filmik nagrany przez jednego z fanów zaledwie jeden dzień przed śmiercią ukazał go z drinkiem w dłoni.

Rodzina Tima Berglinga wydała po jego tragicznej śmierci oświadczenie: Nasz ukochany Tim był wrażliwą duszą, szukającą odpowiedzi na pytania egzystencjalne: perfekcjonistą, który podróżował i pracował tak bardzo, że doprowadziło go to do ogromnego stresu. Kiedy przestał podróżować, chciał znaleźć równowagę życiową, być szczęśliwym i robić to co lubił najbardziej. Tworząc muzykę, naprawdę cierpiał myśląc o życiu i szczęściu, po prostu nie mógł być kimś więcej, chciał znaleźć spokój, Tim tworzył widowiska dla świata, w którym przyszło mu żyć. Tim był wrażliwym facetem, który kochał swoich fanów, ale nie lubił być w centrum uwagi. Będziemy Cię kochać zawsze i na wieki. Osobę, którą byłeś i muzykę jaką tworzyłeś zachowamy w pamięci, żyj wiecznie, kochamy cię. (TUTAJ)

piątek, 27 kwietnia 2018

Niedocenieni: Anna von Hausswolff - dawno nie słyszeliście czegoś równie dobrego


Zdjęcie pochodzi z Instagramu autorki TUTAJ

Bohaterka dzisiejszego wpisu (rocznik 1986) jest ze Szwecji i specjalizuje się w grze na dość dziwnym instrumencie. Ukończyła bowiem szkołę gry na... organach kościelnych, a  wcześniej muzyczną i artystyczną. Cała rodzina jest bardzo uzdolniona, bowiem ojciec to znany kompozytor muzyki elektronicznej a  siostra jest reżyserem i filmowcem. Zresztą to właśnie siostra pomaga Annie reżyserując jej teledyski. Popatrzmy chociaż na jeden z nich, do piosenki z drugiej płyty wokalistki (uwaga jest mrocznie i leje się dużo farby):


Inspiracje? Starczy rzucić okiem na napis z koszulki powyżej... Swans zapewne, ale słychać też Kate Bush, Theatre of Tragedy, elementy rocka symfonicznego (Rick Wakemen, Yes), czy heavy metalu. Jedno trzeba powiedzieć, kombinacja tych stylów doprowadziła do czegoś zupełnie unikalnego, bardzo mrocznego i patetycznego. W dotychczasowej dyskografii artystki znajduje się pięć płyt:

Singing From The Grave (2010)
 
Ceremony (2012)  

Källan (2014) 

The Miraculous (2015)

i najnowszy Dead Magic z którym można zapoznać się TUTAJ.

A sama Anna? Warto zobaczyć mini występ, dzięki któremu pierwszy raz ją usłyszałem. Początek, jak i wywiad pokazują, że za kreacją artystyczną kryje się bardzo spokojna i wyluzowana dziewczyna, obdarzona niezwykłym talentem no i niesamowitym głosem.  Tak na prawdę: Anna Michaela Ebba Electra von Hausswolff...


czwartek, 26 kwietnia 2018

J.G. Ballard: Rekognicja, a może "powolne umieranie"? O drugim opowiadaniu inspirującym Iana Curtisa z Joy Division, do napisania "No Love Lost"


Rekognicja (1967), jednego z ulubionych pisarzy Iana Curtisa, J.G. Ballarda (warto zapoznać się tekstami TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ) to prawdopodobnie najdziwniejsze opowiadanie autora, i do dziś trwają dyskusje co tak na prawdę Ballard miał na myśli i jakie przesłanie starał się przekazać. Myślę, że dokładna analiza kilku wątków jak i zastosowanej przez autora symboliki, może doprowadzić do jednej z interpretacji, o czym poniżej. 

Zacznijmy od czasu akcji - Ballard zaczyna opowiadanie zdaniem: 

W noc świętojańską mały cyrk zajechał do niewielkiego miasta w West Country, gdzie spędzałem urlop.  

Noc Świętojańska to nie musi być przypadek. 

Noc Kupały poświęcona jest przede wszystkim żywiołom wody i ognia, mającym oczyszczającą moc.

A więc można odebrać to jako znak, że być może nastąpi oczyszczenie, katharsis bohatera i rzeczywiście tak się właśnie opowiadanie kończy, ale o tym za chwilę.

Bohater obserwuje mały cyrk, zmierzający i lokujący się na drugoplanowym miejscu, na nieużytkach koło rzeki (pojawia się rzeka - nawiązanie do wody - żywiołu Nocy Kupały) w małym mieście. Cyrk odwiedza miejscowość mimo, iż gości właśnie w niej duże i dobrze wyposażone wesołe miasteczko na którym trwa w najlepsze zabawa. 

Autor obserwuje z mostu wjazd cyrku, skupiając swoją uwagę na kobiecie na siwym koniu. Czytelnik musi tutaj odnotować dość kluczowe zdania:

Młoda kobieta - wówczas wydało mi się, że jest młoda, ale później przekonałem się, że jej wiek był kwestią jej i mojego nastroju - przynagliła steranego ogiera i minęła mnie. Widziałem ją przy paru okazjach - raz wyglądała niemal jak dwunastoletnia dziewczynka, z miękko zarysowanym podbródkiem, dużymi oczami i zapadniętymi policzkami, a kiedy indziej jak kobieta w średnim wieku, z siwymi włosami i skórą napiętą na kanciastej czaszce. 

Te zdania są dość zastanawiające, a jeśli dodać do tego owego siwego konia (zdanie padające w opowiadaniu wcześniej):

Na czele, na siwym ogierze, jechała młoda kobieta o bladej twarzy i nagich ramionach.

który w niektórych interpretacjach (zwłaszcza siwy lub trupio biały) zapowiada zgon, mamy dość ciekawą sytuację wyjściową. Kobieta i koń mogą bowiem oznaczać śmierć i zgon, zatem może to być zapowiedzią jakiegoś zgonu w noc oczyszczenia, ale czy na prawdę bohater opowiadania zginie? Moim zdaniem tak. Niemniej zanim to następuje, zaintrygowany, kręci się wkoło tego dziwnego cyrku, pomaga nawet montować karłowi szyldy (na nich napisy: spektakularne i cuda), ale prawie nie widzi zwierząt, czuje tylko ich zapach. Ten zapach coś mu przypomina:

...zauważyłem nagły ruch w klatce pode mną. Niskie, jasnoskóre stworzenie rozkopało siano i uciekło do swojej nory. Poruszone siano - nie wiem, czy zwierzę podskoczyło ze strachu, czy w próbie odstraszenia mnie - wydało silny i mgliście znajomy zapach. Woń wisiała wokół mnie, gdy schodziłem po drabinie, przytłumiona, lekko odpychająca. Zajrzałem do budy, chcąc zobaczyć zwierzę, ale wejście zapchane było sianem.

Warto zwrócić uwagę, że autor jednak widzi coś (nie wie czy zwierzę) widzi, choć tylko przez chwilę. I znowu powtarza: 

Parę zwierząt siedziało z tyłu swoich bud, ich blade kształty rysowały się niewyraźnie w półmroku. Na myśl o zwierzętach wspomniałem specyficzny zapach, który unosił się wokół klatek, trochę przykry, ale, czego byłem pewien, dobrze mi znany. Z jakiegoś powodu byłem również przekonany, że ten znajomy zapach jest kluczem do dziwnego charakteru małego cyrku. 

Bohater tymczasem ucieka na chwilę do położonego opodal wesołego miasteczka, nachodzi go bowiem ochota przejechania się na diabelskim młynie, cały czas jednak nie opuszczają go myśli o małym cyrku karła i kobiety: 

...młoda kobieta - czy rzeczywiście młoda? - i jej karzeł byli podróżnymi z nieznanego kraju, z pustego królestwa, gdzie nic nie ma znaczenia. To ten brak zrozumiałej motywacji uznałem za niepokojący.  

Kraj gdzie nic nie ma znaczenia - kraina gdzie czas nie gra roli...

Po zamknięciu wesołego miasteczka jakieś grupki ludzi odwiedzają mały cyrk, próbują różnymi sposobami wywabiać zwierzęta, jednak te nie chcą wyjść i pokazać się. Jedynie ich zapach ulega nasileniu.   

Wtedy w cyrku pojawia się grupa marynarzy z dziewczynami. Dochodzi do finalnych wydarzeń. Zdesperowani marynarze wchodzą do jednej klatek, pokazują że nie ma w niej zwierzęcia...

Mimowolnie przeniosłem spojrzenie na młodą kobietę. Czyżby więc taki właśnie był cel tej dziwnej i wzruszającej menażerii bez zwierząt - wystawianie na pokaz samych klatek, kwintesencji uwięzienia ze wszystkimi jego zagadkami? Czy było to zoo abstrakcyjne, jakiś dziwaczny komentarz do sensu życia? Jednakże ani młoda kobieta, ani karzeł nie wydawali się na to dość subtelni i prawdopodobnie istniało mniej wydumane wyjaśnienie.

Marynarze gonią karła, w całym zamieszaniu bohater zostaje uderzony przez konia i traci przytomność: 

Koń skręcił gwałtownie tuż przy mnie. Uderzony w głowę i w ramię, ciężko upadłem na ziemię....

Pozbierałem się do kupy i pomyślałem, że pewnie gdy koń mnie ogłuszył marynarze przenieśli mnie na ławkę i zostawili, bym doszedł do siebie...

Bohater w końcu odkrywa, że jakimś cudem znalazł się na arenie owego cyrku, kobiety i karła już nie ma: 

Stanąłem na środku areny i rozglądałem się niepewnie, świadom, że mieszkańcy klatek wreszcie wyleźli z bud. Kanciaste szare sylwetki ledwo majaczyły w ciemności, ale były tak znajome jak gryzący zapach, który dochodził z klatek.

Chude postaci stały przy kratach, które chroniły je przede mną, ich blade twarze lśniły w nikłym świetle. Wreszcie poznałem zapach płynący z klatek. 

Zaskakujące zakończenie.... Autor opowiadania bowiem sam zaczyna odgrywać rolę owego bladego zwierzęcia, które widział w klatce. Uderzenie przez konia (symbol śmierci) oznacza początek agonii bohatera, początek procesu umierania w noc oczyszczenia. Zapach który czuł wcześniej to zapach ludzkości.

Ballard kończy opowiadanie zdaniem: 

Gdy odchodziłem, ścigały mnie urągliwe głosy. Młoda kobieta wstała z łóżka i spokojnie patrzyła za mną ze stopni wozu mieszkalnego.

Wesołe miasteczko w którym bohater jeździ na kole fortuny, moim zdaniem, symbolizuje życie.  Ale mimo, że ono trwa w najlepsze, pojawia się w nim śmierć. Symbolizuje ją kobieta na koniu, koń natomiast to znak zgonu, który nadchodzi. Autor nie może ocenić wieku kobiety i jak pisze, widział ją w różnych sytuacjach, czym Ballard daje do zrozumienia że śmierć może trafić się każdemu, bez względu na wiek. Na razie omija tych którzy przyszli obejrzeć cyrk jako pierwsi. Natomiast przytrafia się bohaterowi, który pomagając montować szyldy dostaje znak, że za chwilę przyjdzie jego kolej. Blade zwierzęta w klatkach, wydające charakterystyczny zapach, to po prostu umierający ludzie. Marynarze nie znaleźli ich jednak w środku, bo odeszli (czyli umarli) tak samo jak bohater opowiadania, który odchodzi w niewiadomą stronę wodzony wzrokiem przez kobietę - przez śmierć.

W tekście piosenki No Love Lost Ian Curtis nawiązuję do Człowieka Przeciążonego (TUTAJ) ale również do Rekognicji słowami: 

Through the wire screen, the eyes of those standing outside looked in /Przez zadrutowany ekran oczy tych stojących na zewnątrz i patrzących do środka
At her as into the cage of some rare creature in a zoo /Na nią jak by spoglądali do pieczary rzadkiego stworzenia w ZOO

Czytając wiele forów internetowych poświęconych interpretacji tego opowiadania znajdowałem inne jej wersje, być może ta powyżej jest błędna i tak po prostu moja rekognicja jest zbyt banalna? Warto ocenić to samemu. 


środa, 25 kwietnia 2018

Steve McGarry: An Ideal For Living, Joy Division, to jedyne moje zamówienie, które robi największe wrażenie na ludziach w USA

W czerwcu 1978 r. wyszedł pierwszy singiel Joy Division pt. An Ideal For Living, nagrany w grudniu 1977 r. w studiu w Oldham (Pennine Sound Studios). Wyprodukowany najpierw w ilości 1000 egzemplarzy jako 7", w rozkładanej okładce, przez własną wytwórnię nazwaną najpierw Enigma Joy Division, przemianowaną po tym, gdy wyszło, że nazwa dubluje się z inną wytwórnią, na Anonymous Records. Okładkę sklejali własnoręcznie muzycy (mówi o tym w swojej książce Peter Hook TUTAJ), aby zaoszczędzić na kosztach wydania płyty. Singiel ukazał się jeszcze raz, we wrześniu lub październiku tego samego roku, w wersji 12'' w ilości 1200 kopii.
 

Pierwszą okładkę zrobił Bernard Sumner, nazwany na niej Bernardem Albrechtem. Widniała na niej czarno-biała podobizna dobosza. Obok biegła nazwa zespołu napisana pismem stylizowanym na gotyckie, tzw. szwabachą Joy! Division. Wewnątrz umieszczono czarno białe zdjęcia członków grupy, reprodukcję zdjęcia z getta warszawskiego, z charakterystycznym chłopcem z podniesionymi rękami, oraz cztery pierwsze wersy Leaders of men nagranej na płycie:

Born from some mother's womb,
Just like any other room.
Made a promise for a new life.
Made a victim out of your life
 


(w wolnym tłumaczeniu:
Urodzony [wyrzucony] z łona matki,
Jak z każdego innego lokum,
Z obietnicą na nowe życie.
Uczyniony ofiarą [z] twojego życia.
)


Pomimo braku jakichkolwiek elementów, które mogłyby wskazywać, iż przedstawiony chłopiec bijący w bęben należał do Hitlerjugend, okładka wzbudziła kontrowersje i spowodowała oskarżenia zespołu o nazistowskie sympatie. Doszukiwano się ich na siłę, próbowano nawet identyfikować cyfry seryjne płyty z numerem jenieckim Rudolfa Hessa, zastępcy Adolfa Hitlera w partii nazistowskiej. Oskarżenie brzmiało poważnie, zwłaszcza gdy przypomnimy sobie, że Ian Curtis i jego koledzy należeli do pierwszego pokolenia urodzonego po wojnie a zatem ich ojcowie i dziadkowie walczyli podczas II wojny światowej. Wojna skończyła się przecież niespełna 10 lat przed ich urodzeniem. Tymczasem dodany tekst i dobór zdjęć nadają płycie wymowę wyraźnie pacyfistyczną. Nieletni dobosz i chłopiec z uniesionymi rękami są według muzyków obaj ofiarami wojny. Każdy z nich nie prosił się na świat, w którym zamiast obietnicy nowego życia oczekiwała ich twarda rzeczywistość, która każdego z nich ich skrzywdziła. Członkowie grupy identyfikują się z nimi, z ofiarami wojny i na zdjęciach stoją ponurzy, bez cienia uśmiechu, w pozach wyraźnie oskarżycielskich.
 

Niemniej w drugim wydaniu zmieniono okładkę. Zrobił ją rysownik Steve McGarry, prywatnie przyjaciel menadżera grupy Roba Grettona, wykorzystując zdjęcie z gąszczem rur z budowlanego rusztowania. Steve tak wspomina po latach okoliczności swojego zlecenia: To była sugestia Roba Grettona, by przedstawić rusztowanie, i zauważyliśmy je na budynku, który był remontowany tuż przy Fountain Street. Zatrudniłem fotografa o nazwisku DB Glen, który pracował komercyjnym w studio fotograficznym w Manchesterze i zrobiliśmy szybkie zdjęcie (TUTAJ).


Ów budynek obstawiony rusztowaniami w całości pojawił się na opakowaniu reprintu płyty:
 

Ta jedyna okładka dla Joy Division zmieniła życie wówczas 25 letniego projektanta obwolut płyt, niszowych zespołów punkowych, próbującego zarobić na życie kreskówkami publikowanymi w gazetach i czasopismach.  Sam po wielu latach stwierdził, gdy już zamieszkał w Stanach Zjednoczonych: Zrobiłem sporo okładek do nagrań na początku mojej kariery - dla Jilted’a Johna, Slaughter & Dogs, Johna Cooper’a Clarke’a itp. Do dziś większość zdjęć związanych z Slaughter & The Dogs pochodzi z okładek płyt, które dla nich zrobiłem te wszystkie lata temu. To absolutnie zadziwiające, gdy widzę dorosłych mężczyzn z wytatuowanymi na ich ciele wzorami z moich okładek! (…) myślę, że okładka, którą zaprojektowałem dla Roba Grettona z Joy Division, dla 12 "EP" An Ideal For Living to jedyne moje zamówienie, które robi największe wrażenie na ludziach, szczególnie tutaj, w Kalifornii, gdzie Joy Division ma swego rodzaju status mityczny (TUTAJ).

wtorek, 24 kwietnia 2018

Daj się postarzyć czyli spisek żarówkowy - kilka filmów, które każdy powninien zobaczyć

Żyjemy w świecie postarzania produktów, a postarzanie to odbywa się w dwie strony. 

Istnieje  postarzanie dodatnie i ujemne. Postarzanie przez postarzanie i przez odmładzanie.
 

Załóżmy istnienie produktu niemalże doskonałego. Do niego dążyć powinna każda firma. Teoretycznie. Produkt w stylu dawnego Windows XP. Intuicyjny. Dobrze działający. W zasadzie spełniający wymagania zwykłego użytkownika. Skoro taki idealny to każdy zainteresowany już go kupił. To z czego będzie żyła firma? 

Zaczyna się postarzanie dodatnie. Przestaje się produkt wspierać technicznie. Nie dostarcza się już programów antywirusowych i innych. 

Dziurawi się system. 

Hakerzy mają łatwiej. Produkt ląduje na śmietniku. 

Teraz można postarzać przez odmładzanie. Ujemnie, tak jak było w przypadku nylonu, żarówek czy lodówek. Powstają kolejne wersje programu (sprzętu). 

Niby proste i intuicyjne. 
Niby. Ale coraz bardziej komplikują życie użytkownikowi.
 

Syfem jest Word pracujący pod Windows 10. Tym samym jest widok tego systemu.
Firma dysponuje oprogramowaniem przywracającym stary widok. Nie za darmo. Dlaczego nie, skoro stara wersja była płatna?
 

Postarzanie dotyczy nie tylko komputerów. Oprogramowania. Drukarek które wyłącza specjalny chip. 
Zwykłych artykułów codziennego użytku. Samochodów. Pralek. Lodówek.
 

Koniec okresu gwarancyjnego to koniec działania. 

Wszystko przestaje działać. Koszty naprawy zazwyczaj przewyższają koszty zakupu czegoś nowszego... 

Samochód naprawi władca specjalnego oprogramowania. Program piracki wykrywany jest natychmiast po podłączeniu się do sieci. Programy antywirusowe czyszczą każdy mikron kwadratowy powierzchni wszystkich twardych dysków na świecie.

Postarzane są także rośliny i zwierzęta. 


Towary sklepów zoologicznych. 

Akwaryści mówią. Ryby ze sklepów maja nikłe możliwości rozmnażania. Chemiczna kastracja. Postarzanie. Trzeba dbać o sprzedaż. 

Ryby kupowane jako kolorowe bledną. Barwnik spod skóry jak tatuaż nowego świata. Sztucznie wstrzykiwany na Tajwanie. Wypłukuje się. 

W domu produkt po czasie traci atrakcyjność. Sprzedany. Z drugiej strony szklanego pudełka patrzy smutna bladość.
 

Rośliny - wszystkie po okresie bujnego wzrostu giną. Efekt wczepienia im śmierci genetycznej. Zaprogramowane jak komputerowe drukarki z chipami na poziomie nano DNA.

Ludzie? W swoisty sposób postarzani. 


Antybiotyki w żywości. Metale ciężkie w rybach.  Jesteś tym co jesz.

Łosoś? Komu łososia norweskiego? 
Chowany w zaiste dzikich warunkach.



Pangę może? Żyje w śmieciach i nimi się odżywia. 

 

A może kurczaczka, lub jajeczko z ekohodowli?


Leki? Masowo kupowane supporty diety i leki testowane na zwierzętach. Bohaterzy testów jak muzycy rock and rolla żyją szybko i umierają młodo. Zbyt krótko, by wystąpiły objawy uboczne. 

Leki antynowotworowe jak pojazdy spalające litr benzyny na sto kilometrów. Licencje produkcji wykupione śpią w kasach pancernych koncernów farmaceutycznych. I producentów ropy.

Rozwija się na masową skalę Spisek Żarówkowy, tylko nie dotyczy on już żarówek i nylonu. 


Zapiski upadającej cywilizacji....



poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Wszyscy jesteśmy przygotowani na życie, ale nikt z nas nie jest przygotowany na śmierć - historia Roba Grettona piątego członka Joy Division

Tym, kim dla Beatlesów był Brian Epstein, tym dla Joy Division był Rob Gretton, a w zasadzie Robert Leo Gretton. Jego grób znajduje się na Cmentarzu Południowym przy kościele St. Mary, w Road Chorlton-Cum-Hardy, dzielnicy Manchesteru. Na tym samym cmentarzu, na którym spoczywa także Ian Curtis, Tony Wilson i Martin Hannett. Menadżer zmarł nagle w 1999 r. w wielu 46 lat na zawał serca.  Jego pogrzeb zgromadził ponad 1000 osób....
 
Rob urodził się w 1953 r. Dorastał na farmie w pobliżu Wythenshawe, na przedmieściach Manchesteru. Należał do pokolenia wychowanego według wzorców przedwojennych, według których dzieci nie miały zbyt wiele do powiedzenia. Gdy dorósł, ucieczką od monotonnego życia stała się muzyka i piłka nożna. Tym dwóm namiętnościom pozostał wierny całe życie. Kształcił się w gimnazjum rzymskokatolickim St Bede's College gdzie poznał m.in., Kevina Cumminsa i Steve'a McGarry'ego. W Wythenshaw mieszkał także przez długie lata Martin Hannett.
 

W szkole na krótko przystał do skinheadów, lecz po jej ukończeniu podjął pracę w charakterze urzędnika ubezpieczeniowego w Eagle Star. Szybko zerwał jednak z takim życiem i w 1975 roku wraz z partnerką Gillian Lesley Gilbert (późniejszą wokalistką i klawiszowcem New Order) spędził sześć miesięcy w kibucu w Izraelu, a następnie w lecie 1976 roku podróżował po Europie i Grecji, wracając w końcu do Manchesteru. Para przeoczyła oba epokowe występy Sex Pistols w Lesser Free Trade Hall, ale szybko wciągnęła się w lokalne wydarzenia. Rob próbował znaleźć swoje miejsce przy powstającej angielskiej fali punk-rocka i dlatego zaangażował się w promocję takich zespołów jak The Fall, Buzzcocks i Slaughter and the Dogs. Tych ostatnich hojnie wspomógł wnosząc 200 funtów na poczet kosztów produkcji ich pierwszego singla w Rabid Records (zaprzyjaźnił się wtedy z Martinem Hannettem nazywanym „Martin Zero”). Później zajął się promocją koncertu z Vinnym Faalem w The Oaks, popularnym lokalu w Chorlton, wydawał także fanzin o nazwie Manchester Rains i kierował zespołem punkowym The Panik, którego członkiem był m. in. gitarzysta Eric Random. Jedyny singiel The Panik został wyprodukowany przez wydawnictwo Rainy City Records, należącym do Grettona, którego działanie oparł na manifeście: Jesteśmy znudzeni Londynem. Jednak niespełna cztery miesiące później The Panik się rozpadło.
 
I nagle wszystko się zmieniło, bo w 1977 roku z Rob Gretton zobaczył występ grupy o nazwie Warsaw. Warsaw była po prostu inna - wspominał później - Uznałem, że to najlepszy zespół, jaki kiedykolwiek widziałem. Natychmiast zaproponował zespołowi, że zostanie jego menadżerem i tak się stało. W tym samym czasie zespół Warsaw zmienił nazwę na Joy Division i dzięki Grettonowi uniknął dużych kłopotów w jakie wpędziła go źle skonstruowana umowa z korporacją wydawniczą, którą była RCA (Radio Corporation of America). Zawarty kontrakt nie przewidywał żadnych zaliczek i żadnych opłat licencyjnych. Wtedy Gretton zablefował oferując wytwórni płytowej kupno taśm-matek. Pomysł Grettona zadziałał, a Joy Division zostało zwolnione z kontraktu. Gretton z biegiem czasu tak zaangażował się w działalność grupy, że Steve Morris nazwał go po latach piątym członkiem zespołu. Jednym z twórczych pomysłów, które stosował, było wieczne określanie nowych celów, w myśl głoszonej przez niego zasady: zespół nigdy nie powinien zdobywać szczytu. Był poza tym lokalnym patriotą i dlatego uważał, że nie powinno się jeździć do Londynu, aby osiągnąć sukces, trzeba robić rzeczy na własnych warunkach bez kompromisów. W jaki sposób pojmował obowiązki menadżera opowiadał Neil Tennant, wokalista Pet Shop Boys, w filmie dokumentalnym New Order story z 1993 r. Rola menedżera polega na tym, aby wszystko zorganizować, aby ułatwić życie artysty. Rola Roba Grettona polegała na komplikowaniu rzeczy, utrudnianiu pracy zespołu i upewnianiu się, że pozostają wierni swoim pierwotnym ideałom. Pozostał menadżerem Joy Division a po śmierci Iana Curtisa także New Order przez 20 lat. W tym czasie zespół wydał ponad 25 płyt i wpłynął na niezliczone zespoły muzyczne, takie jak U2, Primal Scream, Happy Mondays, Chemical Brothers,  Fat Boy Slim wiele innych.
 

W październiku 1979 r. Rob Gretton stał się głównym udziałowcem Factory Tony’ego Wilsona. Miał 30 procent udziałów, a Tony 31. Często zapomina się o tym, lecz Gretton był także głównym inicjatorem powstania The Hacienda Club (FAC 51). W 1990 r. założył dodatkowo własną wytwórnię, Rob's Records. Na jego pracę rzucają światło jego robocze zapiski wydane przez Lesley Gilbert: Notatki menedżera Joy Division 1978-1980, na które złożyło się ponad 20 zeszytów notatek z lat 1978-1980. Oprócz tego w publikacji znalazły się plakaty, listy, wyjątki z pamiętników [więcej o publikacji TUTAJ]. Są tam różne informacje, które nie były dotąd nigdzie indziej podawane, np. lista nowych nazw, które zespół rozważał po śmierci Curtisa, w tym Arab Legion, Voices Crying, Dharma Bunms, Radycals Jesuits i Man Ray. W innym miejscu można przeczytać zapisek o kwiatach zakupionych przez Grettona na pogrzeb Iana Curtisa… Z innych mniej czy bardziej znanych faktów z życia Roba Grettona podaje się zamiłowanie do hazardu i wieczne zakładanie się o różne rzeczy np.: z Tonym Wilsonem o przewidywane miejsce piosenek New Order na liście brytyjskich przebojów. Poza tym Rob ćwiczył regularnie karate - miał czarny pas. Wraz z nim do historii przeszedł znaczący etap współczesnej muzyki brytyjskiej.
 

Zachowało się o nim sporo świadectw jego znajomych. Wszyscy zgodnie podają, że był ciepły i hojny. Jednak otaczała go sława twardego faceta, który nie stronił od kłopotów. Dziennikarz Mick Middles, który pierwszy przeprowadził z Joy Division wywiad w 1978 r. na potrzeby ogólnokrajowej prasy brytyjskiej podsumował to w ten sposób: On był niedźwiedziem. Dużym Misiem, co było widoczne nawet w jego wyglądzie: szpakowatych włosach i dużych okularach, które zawsze zsuwały się na czubek nosa. Kiedy zsunęły się całkiem, potrafił przesunąć je delikatnie z powrotem na górę, spojrzeć ci w oczy i powiedzieć: Jeśli kiedykolwiek nazwiesz mój zespół bandą smarkatych nazistowskich kochasiów, to pochowam cię w betonie. Z pozostawionych opinii wynika, że gwałtowna śmierć Roba Grettona głęboko dotknęła wszystkich, którzy go znali. Jak to ujął Donald Johnson, wszyscy jesteśmy przygotowani na życie, ale nikt z nas nie jest przygotowany na śmierć… [więcej opinii TUTAJ ].