Pierwszą cześć streszczenia zamieściliśmy TUTAJ, drugą TUTAJ, trzecią TUTAJ, czwartą TUTAJ, piątą TUTAJ.
Kolejny rozdział książki Sumnera nosi tytuł Rebellion (Rebelia). Tytuł nawiązuje do wydarzeń, które zaszły w życiu autora i które później okazały się rzeczywiście rewolucyjne.
W 1976 roku Terry Mason przyniósł New Musical Express i zachęcił ich do pójścia na koncert Sex Pistols. Wspomniał, że to antysystemowy zespół, że jego członkowie nawet byli w więzieniu. To ważne, bowiem z niewielu opracowaniach spotykamy się z informacją, że tak na prawdę Terry Masonowi zawdzięczamy powstanie Joy Division. Sumner opisuje, że bywał na kilku koncertach wcześniej, między innymi Lou Reeda, ale to co zobaczył podczas występu Sex Pistols zrewolucjonizowało jego życie i spojrzenie na muzykę. Faktem jest, że koncert był średni, zespół którego później słuchał z kasety brzmiał podczas koncertu fatalnie, niemniej ten występ był katalizatorem jego dalszych działań. Wspomina, jak wielu innych świadków, że na koncercie było kilkadziesiąt osób, część z nich przypadkowa, a bilety kasował i sprzedawał sam Malcolm McLaren. Widział tam Morriseya, Marka E. Smitha, Tony Wilsona i Paula Morleya, był oczywiście z Hookym.
Wtedy postanowił, że może zacząć robić swoją własną muzykę, wyciągnął z kąta pokoju gitarę, którą wcześniej dostał od matki, odkurzył, usiadł na łóżku i zaczął brzdąkać. Początki były bardzo trudne, nawet nie wiedział gdzie znajduje się góra, a gdzie dół instrumentu... Ale kupił książkę do nauki i zaczął instrument stroić i na nim grać. Tym bardziej było trudno, bo w książce znajdowały się hity lat 50-tych, których zupełnie nie znał. Po pewnym czasie Hooky kupił bas i książkę do nauki gry, mocno się wtedy wykosztował. Tak więc narodziły się początki ich wspólnego grania. Zaczęli próbować razem, co wychodziło im beznadziejnie. Po pewnym czasie Sumner odkrył, że może podłączyć się do gramofonu dziadka, tak samo z innym gramofonem zrobił Hooky.
Po pewnym czasie zaczęło im brakować wokalisty i perkusisty. Dali więc ogłoszenie w witrynie sklepu płytowego Virgin, że poszukują wokalistów. To było nawet całkiem zabawne, bo do Sumnera, który miał w nowym mieszkaniu telefon, zaczęli wydzwaniać różni dziwni ludzie. Najzabawniejszy był hippis, który zaprosił ich do siebie, po czym grając na bałałajce zaczął śpiewać wiersze, jakie sam napisał. Po kilku takich incydentach Sumner zaczął pytać dzwoniących, czy są zainteresowani śpiewem w kapeli punkowej, a jeśli nie to kazał im spier%$lać.
Pewnego dnia zadzwonił Ian Curtis. Był bardzo spokojny i merytoryczny. Sumnera zaskoczyło, że zapytany o punk, odparł że jak najbardziej, że słucha Iggy Popa, Velvet Undergroung i Lou Reeda. To był strzał w dziesiątkę, zaprosił go do zespołu. Przypomniał sobie, że go kojarzy z klubu Electric Circus, i zapytał, czy jest chłopakiem chodzącym w donkey jacket (pisaliśmy o niej TUTAJ) z napisem HATE, co Curtis potwierdził. Kojarzył dwóch Ianów, Curtisa i jego kumpla Iaina Graya.
Ian miał swój wzmacniacz, próbował też z nimi Terry Mason na perkusji, ale był fatalnym pałkerem. Przychodzili też próbować inni, ale również byli bardzo dziwni. Jeden na przykład powiedział, że przyszedł zobaczyć, czy oni dorastają do jego poziomu. W końcu znalazł się wśród nich Tony Tabac i z nim stworzyli pierwszy skład.
Ponieważ Terry woził ciężarówką the Buzzcocks zaprzyjaźnili się z nimi. Auto Terryego pozostawało wiele do życzenia, ledwo jeździło, a kiedy zatrzymywało się ten musiał ustami zasysać benzynę, żeby mogło jechać dalej. Dlatego członkowie Buzzcocks nazwali go ssaczem benzyny, podczas gdy on nazywał wokalistę zespołu - Pete Shelly - człowiekiem o oddechu zjałczałego masła. Zapytali ich o propozycję nazwy, i padła propozycja Stiff Kittens. Rozważali też kilka innych, na przykład: The Out Of Town Torpedos, czy The Slaves of Venus, ale zaproponowana przez Boona - menadżera Buzzcocks nazwa wydała im się najbardziej punkowa. Po jakimś czasie zmienili ją na Warsaw, ta wydała im się bardziej ciekawa i egzotyczna, choć żaden z nich nie był w Warszawie. Warto dodać, Sumner pomija fakt, że nazwę Warsaw zaproponował Ian Curtis, który kiedy poznał Sumnera, tworzył zespół o tej nazwie z Iainem Grayem.
Przed nimi rysowała się perspektywa pierwszego występu, a ponieważ odkryli, że istnieje zespół Warsaw Packt, postanowili wrócić do nazwy Stiff Kittens, niestety plakaty koncertowe były już wydrukowane.
Wkrótce omówimy kolejny rozdział książki.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz