sobota, 13 czerwca 2020

Z mojej płytoteki: Joy Division - This Is The Room, Live Electric Balroom, London 26.10.1979


Dzisiaj opiszemy całkiem nowy bootleg Joy Division - This Is The Room, Live Electric Balroom, z koncertem z Londynu z 26.10.1979 roku. I chociaż koncert pojawiał się na innych bootlegach wcześniej, to omawiana dzisiaj płyta ukazała się w ubiegłym (2019) roku w nakładzie 500 kopii. 

Od razu warto nadmienić, że nie jest to koncert na poziomie jaki zespół osiąga na płycie Live in London Lyceum (opisanej przez nas TUTAJ), czy na bootlegu Amsterdam (opisanym TUTAJ). Głównie z powodu faktu, że jakość nagrania jest średnia, co jednak jak na bootleg z tamtych czasów, jest sukcesem  (znam wiele gorszych jakościowo bootlegów Joy Division).


Na okładce po obu stronach dwa kultowe już dzisiaj zdjęcia. Pierwsze z nich wykonał Paul Slattery, kiedy wspólnie z zespołem udawał się na... piwo do pubu w Manchesterze. O książce autora zdjęć pisaliśmy całkiem niedawno TUTAJ. Tak opisał tam historię powstania tego zdjęcia:

Po raczej trudnym, zakończonym wywiadzie Dave'a (McCullougha; dla magazynu Sounds) wszyscy wspólnie szliśmy do narożnika między Waterloo Road i Lower Hillgate, i wtedy zrobiłem te zdjęcia. Pub jest zaraz pod wzgórzem za prawym ramieniem Stevena. Przy światłach zatrzymał się Austin Gipsy z 1966 roku, i przez chwilę byłem nim bardziej zainteresowany, niż zespołem.  


Po drugiej stronie również kultowa fotka, tym razem Kevina Cumminsa, a na niej w tle Matthew Higgs, co opisaliśmy TUTAJ. Oczywiście jak na bootleg przystało, autorzy zdjęć nie są wymienieni na okładce.


Album rozpoczyna I Remember Nothing, który wolno rozkręca się i jak na otwarcie nie jest najlepszym wyborem. Po nim jedno z gorszych wykonań Love Will Tear Us Apart, choć w zasadzie i tak nie kochamy tego utworu. Dopiero od  Wilderness zaczyna się prawdziwe show. Grają prawidłowo, by przejść do Colony. Tutaj  niespodzianka, bowiem warstwa tekstowa jest dość mocno zmieniona, w stosunku do znanej z Closer. Po nim Insight, wykonany bardzo dobrze i już na początku słychać że publika go doskonale zna, ktoś bowiem podśpiewuje zanim Curtis zaczyna śpiewać. The Day Of The Lords kończy pierwszą stronę analogu, mimo tego, że na okładce napisane jest inaczej... Wykonane jest mocno i bezkompromisowo. Pozostanie na zawsze jednym z najlepszych utworów zespołu. 

Stronę B otwiera Shadowplay przyjęty owacjami publiki. Zagrany szybko i zaśpiewany jak zawsze znakomicie. Po nim kolejny hit: She's Lost Control. Tutaj jakość nagrania nieco siada, zwłaszcza na początku. Hooky wyje z Curtisem do mikrofonu i czuć klimat. Kolejny utwór to Transmission - jest moc. Szkoda że w pewnym momencie koło 37 minuty jakość się pogarsza, a utwór pozostaje niedokończony. Ktoś prawdopodobnie nagrywał to na kasetę a ona się niespodziewanie skończyła...    

Disorder w wersji koncertowej nie był nigdy moim faworytem, za bardzo w wersji live brakuje mi efektów falującej blachy Martina Hannetta. Co nie zmienia faktu, że grają znakomicie. Pod koniec Atrocity Exhibition, z przyszłego nowego albumu, które miało być ostatnim utworem, zespół jednak decyduje się na bis -  Interzone. Atrocity Exhibition podobnie, bez szlifów Hannetta, brzmi jak brzmi, no ale nagrania do Closer przecież przed nimi. Co do Interzone - wokal Hookyego jest jaki jest. Choć w przypadku tego utworu znacząco wolę wersję koncertową od tej zamieszczonej na Unknown Pleasures.

Na koniec warto może nadmienić co działo się wtedy w prywatnym życiu lidera zespołu. Pisze o tym Deborah Curtis w swojej książce. Przypomnijmy, że zespół jest 10 dni po koncercie w Plan K w Brukseli 16.10.1979 roku (pisaliśmy o tym TUTAJ). 

W domu Ian przestał ze mną dzielić życie. Przestał opowiadać zabawne historyjki i plotki, za to zaczął wymieniać imiona i posługiwać się zwrotami, które niczego mi nie mówiły...

Jednym z jego największych lęków było to, że zostanie aresztowany za pijaństwo, bo nikomu nie przyjdzie do głowy, że ma atak padaczki... 

Kidy Ian zaczął sam prasować sobie spodnie, powinnam zacząć coś podejrzewać. Bolało mnie, gdy powiedział, ze sam idzie zobaczyć Głowę do Wycierania (opisaliśmy ten film TUTAJ), ale i tak bardzo się martwiłam, gdy nie wrócił do domu. 

Wkrótce kolejne bootlegi Joy Division, mamy tego pełno i jeśli dożyjemy, opiszemy je tutaj wszystkie. Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 
  

Joy Division - This Is The Room, Live Electric Balroom, London 26.10.1979, Lively Youth Records, 2019, setlista: I Remember Nothing, Love Will Tear Us Apart, Wilderness, Colony, Insight, Day Of The Lords, Shadowplay, She's Lost Control, Transmission, Disorder, Atrocity Exhibition , Interzone.

2 komentarze:

  1. Dzień Dobry,
    Dlaczego nie lubicie LWTUA?
    Nie piszę tego z myślą krytyki, jednak bardzo interesuje mnie Wasze stanowisko na ten temat.
    Dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry Kasiu, miło że wpadłaś. Sprawa jest spowodowana wieloma przyczynami. Kilka z nich w skrócie: jest to piosenka zupełnie nie w stylu Joy Division, ktoś kto ją pozna, a później sięgnie choćby po oficjalnie wydane dwa albumy, może się ostro rozczarować. Po drugie, teledysk do LWTUA zrealizowano 28.04.1980, czyli po pierwszej próbie samobójczej Iana Curtisa. Z tego co u nas opublikowaliśmy (chodzi o materiały źródłowe) wyłania się pewnie niepokojący obraz ludzi z Factory zgromadzonych wkoło Iana Curtisa (warto poczytać o okolicznościach koncertu w Bury). Nie bez powodu Vini śpiewał w piosence The Missing Boy o ekspertach. Na razie tyle, choć kilka lektur ciągle przed nami, jak choćby książka Colina Sharpa, którą aktualnie omawiamy. W książkach jest prawda, to nie sieć, gdzie gromadzona wiedza jest (oczywiście wyłączając nasz blog) bardzo powierzchowna. Dalej: wkoło śmierci Iana od razu zaczęto budować legendę. To Wilson mówił: jeśli masz wybór drukować prawdę czy legendę - drukuj legendę. Być może dlatego wers z LWTUA znalazł się na nagrobku Iana. Coś tym się sugeruje, mimo faktu, że piosenka powstałą ZANIM Ian poznał Annik, o czym pisaliśmy. Wkrótce opublikujemy ciekawy tekst o Closer, jak i ciekawy opis kolejnego fragmentu książki Sharpa. Widać ile science fiction zawarte jest w filmie 24 Hour Party People (co nieco o tym już pisaliśmy). Jeśli do tego wszystkiego dodać wypowiedź Hooka, że nigdy nie poznamy całej prawdy o Joy Division, to uwierz, jest czego poszukiwać. I my tą prawdę odkryjemy, i mamy nadzieję, że będziesz wtedy z nami. Zapraszamy jutro na omówienie kolejnego bootlegu Joy Division tym razem sprzed 14 lat. I na koniec: widok Sumnera kołyszącego się do LWTUA które w wykonaniu NO przypomina Zenka Martyniuka nas przyprawia o mdłości. Pomyśl co czułby Curtis... Stay tuned!

      Usuń