Tomasz Lipiński zapowiedział niedawno zakończenie kariery (pisaliśmy o tym TUTAJ), Muzyk znany między innymi z Brygady Kryzys i Tilt w latach 80-tych zakłada z Marcinem Ciempielem i Jarosławem Szlagowskim trio Fotoness. Zespół to, można powiedzieć - supergrupa, bowiem Ciempiel i Szlagowski też grają w bardzo znanych kapelach, ale mainstreamowych (Oddział Zamknięty i Lady Pank). Wtedy jako zagorzały fan Republiki wręcz nie znosiłem Lady Pank (kochała ich moja siostra co prowadziło do wojen w domu) za to Oddział tolerowałem (zwłaszcza za Ten Wasz Świat) i widziałem na żywo w miejscowym Domu Kultury (Jaryczewski prowadzał po scenie jedną z miejscowych piękności śpiewając jej Obudź Się). Niemniej szukałem wtedy czegoś bardziej undergroundowego i muzyka Fotoness to był strzał w dziesiątkę, mimo że mamy tutaj aż dwóch muzyków Lady Pank bowiem gra na albumie gościnnie Borysewicz. Ciekawe brzmienie, choć rzeczywiście rację mają ci, którzy twierdzą że perkusja brzmi chwilami jakby ktoś nawalał w kartony, znakomite, nieco melancholijne piosenki Lipińskiego okraszone interesującymi liniami basu - to było wtedy coś. Fajne, jak na tamte czasy bardzo nowoczesne i wydaje się że wciąż aktualne. Aktualne bo album oczywiście jest głownie o miłości.
Do moich ulubionych piosenek należą powalające na kolana i wręcz genialne: What Comes First, otwierający album, niby niewinnie się zaczyna ale refren to jest to! Popełniasz błąd!Ty i ja to jest ten błąd! Gitara w tle zdaje się ocierać delikatnie o to co robił w Something Must Break Martin Hannett z gitarą Sumnera z Joy Division. Dalej nostalgiczny When I Die spokojny z ciekawymi klawiszami, może nie tak przebojowy, ale ma klimat. Za to potęgą i basta jest Another Man. Wszystko jak w zegarku, sekcja wręcz oszałamia. I te momenty kiedy jest TYLKO sekcja - po prostu GENIALNE! Moim zdaniem najlepszy utwór płyty i z tego co pamiętam, to on ją promował. Wszyscy gramy w tą samą grę, w kółko dzień w dzień - ta gra to miłość, zatem nie bój się i choć bliżej...To po prostu pewna gra, nazywa się miłość...
Like A River fajne i pasuje do całości (dobrze że nie ma trąbek). W Again Again za to kolejny raz powaleni jesteśmy na kolana. Gitara na początku brzmi jak nigdy i nigdzie wcześniej. W trakcie zresztą też. Znakomity wokal Lipińskiego, i lekkie zmiany rytmu ocierające się o punk rock, te solówki...no nie ma siły ten utwór trzeba pokochać!
Zapraszamy do wysłuchania, a ponieważ teksty są w większości w języku angielskim może płyta zainteresuje czytelników bloga spoza Polski?
W każdym razie stawiamy 5.5/6 bo coś musimy uczknąć za trąbki w Border Line i nieco słabszą końcówkę.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w maninstreamie.
Fotoness, When I Die, Polskie Nagrania 1988,tracklista: What Comes First, Border Line, When I Die, Another Man, Like A River, 15, 10, 5, Again Again, Midnight in the City of War, Too Far Run Away.
Peter Gabriel (ur. 1950 r.), jeden z najbardziej rozpoznawalnych muzyków świata (głównie przez zespół Genesis), ostatnio w wywiadzie dla włoskiego magazynu Specchio zapowiedział wydanie nowego albumu studyjnego. Ma on zawierać aż 17 nowych utworów i tylko nie wiadomo kiedy pojawi się na rynku (LINK). Ostatni studyjny album Petera Gabriela zatytułowany po prostu Up ukazał się w 2002 roku.
Jaki będzie ten długo oczekiwany materiał? Sądząc z działalności muzyka, możemy spodziewać się nie lada niespodzianki. Po rozstaniu z Genesis zajął się tworzeniem muzyki filmowej oraz rozmaitymi przedsięwzięciami audiowizualnymi. Swój czas poświęcał także działalności charytatywnej oraz wspieraniu ważnych inicjatyw pokojowych. Niejako w konsekwencji do tamtych działań prowadzi i rozwija festiwal WOMAD (World of Music, Arts and Dance), założony w 1980 roku, którego efektem są albumy zawierające muzykę artystów pochodzących z różnych zakątków świata. Wprawdzie edycja w zeszłym roku nie odbyła się z powodu pandemii COVID-19, a tym roku także została odwołana, co było bardzo bolesne i groziło bankructwem imprezy, jednak festiwal powróci w roku przyszłym (LINK).
Społeczne zaangażowanie muzyka być może spowodowane jest względami rodzinnymi. Jego ojciec Ralph był inżynierem elektrykiem oraz wynalazcą, który dojeżdżał do pracy do Londynu (rodzina mieszkała na farmie mlecznej w Woking w hrabstwie Surrey), podczas gdy pracownicy doglądali gospodarstwa. Matka Petera, Irene pochodziła z bardzo muzykalnej rodziny i grała na pianinie. Peter uczęszczał więc na lekcje gry na fortepianie. W rezultacie umie grać nie tylko na klawiszach, ale także na flecie poprzecznym, flecie prostym, perkusji i harmonijce ustnej.
Jego ulubionym piosenkarzem od czasów nastoletnich jest Otis Redding, którego utwory stały się inspiracją jego największego przeboju Sledgehammer, który stał się hitem numer jeden w USA, a teledysk do niego jest najczęściej odtwarzanym w historii MTV.
Kariera Petera Gabriela ciągle rozwija się, choć gdybyśmy chcieli ją ukazać w formie graficznej, to zarówno jej tempo jak i poszczególne momenty mogłyby nadać jej kształt sinusoidy. Za to sceniczne wcielenia piosenkarza przypominają pomysły Davida Bowie. Tak samo muzyk zmienia swój wygląd. Zaczęło się od snutych przez niego opowieści, którymi zabawiał publiczność podczas przerw spowodowanych strojeniem instrumentów czy awarią sprzętu. Później zaczął występować w fantazyjnych kostiumach, z których najbardziej sensacyjna była charakteryzacja na Slippermana, wymyślona do piosenki The Colony of the Slippermen, która pojawiła się na albumie Genesis The Lamb Lies Down.
Peter Gabriel stał się sławny dzięki Genesis, jednak nazwanie go gwiazdą muzyki pop byłoby sporym nieporozumieniem. Jest z krwi i kości Anglikiem, który po zakończeniu współpracy z tym zespołem rozpoczął udaną karierę solową. Do tej pory wydał 11 albumów, z których największy komercyjny sukces przyniósł mu So wydany w 1986 roku, okazał się on światowym hitem i otrzymał nagrodę British Phonographic Industry Award. Poza tym stworzył muzykę do trzech filmów: Ptaśka z 1985 r. (opisaliśmy ten film TUTAJ) Ostatniego kuszenia Chrystusa (The Last Temptation of Christ) z 1989 r.,Long Walk Home z 2002 r., a ostatnio pracuje nad planem stworzenia usługi przesyłania strumieniowego dla digital medicine oraz jest członkiem organizacji Interspecies Internet. Jest to multidyscyplinarny, globalny think-tank mający na celu wspieranie badań nad komunikacją międzygatunkową, zrzeszający 4500 członków.
Podstawowym założeniem Internet Interspecies jest możliwe przekształcenie sygnałów dźwiękowych wydawanych przez jeden gatunek w sygnały odbierane przez inny… Co roku osoby współpracujące ze sobą w tej sprawie, biorą udział w konferencji oraz w warsztatach naukowych (jedno z takich spotkań zarejestrowano TUTAJ).
Oprócz tego Peter Gabriel poprzez swoją wytwórnię Real World promuje muzykę WOMAD oraz inne inicjatywy (LINK), w tym piosenki, którymi chce zmienić świat na lepszy. Jest członkiem Amnesty International. Napisana przez niego w 1980 roku piosenka Biko o Stevenie Biko południowoafrykańskim działaczu, walczącym z apartheidem w RPA spowodowała sankcje rządu tego kraju, który zakazał odtwarzania wszelkich nagrań Gabriela. Zakaz został zniesiony dopiero po upadku apartheidu.
W 2019 roku poparł kontrowersyjną (i nieudaną) petycję zapoczątkowaną przez Rogera Watersa z Pink Floyd, mającą za cel odebranie Izraelowi prawa do organizacji Konkursu Piosenki Eurowizji z powodu konfliktu z Palestyną…
Czemu przypisać tak szeroką aktywność piosenkarza? Niektóre źródła podają, że cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową. Ale czy temu możemy przypisać jego kreatywność? Nam trudno orzec, czy jest to prawda…
W tym miesiącu (dokładnie 21 października) muzyk ze swoją córką Anną Gabriel gościł we Włoszech na premierze jej albumu fotograficznego EYE D.LINK i LINK. Książka zawiera zdjęcia oczu czołowych gwiazd filmu i muzyki (LINK). Para podpisywała publikację w Fondazione Sozzani, po czym następnego dnia wzięła udział panelu w Santeria Toscana z Carlo Massarini i Marco Zatterinem (krótka relacja z tego wydarzenia jest TUTAJ.
I tak doszliśmy do informacji o osobistym życiu muzyka: z pierwszą żoną Jill Moore, córką Lorda Moore z Wolvercote, ma dwie córki, wymienioną Annę-Marie, ur. w 1974 r., która jest fotografem i Melanię, ur. 23 sierpnia 1976 r. Para rozstała się w 1987 r.
Drugą jego żoną jest Meabh Flynn, technik muzyczny i filmowiec (zrealizowała w 2004 roku filmy dokumentalny: Growing Up on Tour: A Family Portrait). Ma z nią dwóch synów: Izaaka ur. w 2002 r. i Luca ur. w 2008 r.
W 2018 roku u żony Gabriela zdiagnozowano chłoniaka i rokowania były bardzo złe. Muzyk poprzez Google znalazł informację o pionierskich metodach leczenia tej postaci raka przy pomocy komórek macierzystych. Chora poddała się takiemu leczeniu z pozytywnym skutkiem. Cudowne wyzdrowienie jego żony zainspirowało Gabriela do stworzenia platformy The Tap (w stylu iTunes), która pozwala różnym lekarzom monitorować stan pacjenta, w chorobach takich jak rak, choroba serca lub udar, z ich domu. W celu rozpropagowania swojego pomysłu wziął udział w konferencji naukowej organizowanej przez Watykan i spotkał się z papieżem Franciszkiem (LINK).
Artysta mieszka w starym młynie Box Mill hrabstwie Cheshire, przy którym działa także studio nagrań oraz prowadzona przez niego wytwórnia. W Internecie można zobaczyć prezentację ukazującą jak wygląda (LINK).
Jak mogliśmy się przekonać, Peter Gabriel cały czas rozwija się i zaskakuje nowymi pomysłami. Ma wiele wcieleń, jak liczba strojów w jakich pokazywał się z Genesis.
Ciekawe, co jeszcze nam zaoferuje. Cokolwiek to jednak będzie dowiecie się o tym na pewno na naszym blogu.
Dlatego czytajcie nas-codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Dziś omawiamy kolejny fragment z książki Micka Middlesa i Lindsay Reade (poprzednie fragmenty omówiliśmy wcześniej 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8 i 9).
Zaczynamy omawianie rozdziału 4 pt. Here Are The Youn Men. Początek zwiera dobrze znane nam fakty o przyjaźni miedzy Hookiem, Sumnerem i Masonem. Po ukończeniu szkoły cała trójka przyjaźniła się, i przystąpili w wieku 16 lat do gangu skuterowego, łapiąc się dorywczych prac. Hooky i Terry sprzątali wieczorami biura, a Barney pracował w lokalnym supermarkecie. Po pracy przesiadywali w jednej z knajp gdzie wchodzili po znajomości, a w późniejszym czasie fani punka zaczęli gromadzić się w Pips.
Latem 1976 Terry namówił pozostałą dwójkę żeby poszli z nim na koncert Sex Pistols. Podczas pierwszego z dwóch koncertów (Ian Curtis z Debbie byli na drugim gdzie Sex Pistols wystąpili z the Buzzcocks i Slaughter and the Dogs) zespół został zaproszony przez Tony Wilsona do jego programu So It Goes.
Po drugim show Hooky kupił gitarę basową i książkę do nauki gry. Barney miał już gitarę (przypomnijmy, że dostał ją na Boże Narodzenie w prezencie) i wzmacniacz, umiał też kilka podstawowych akordów nauczył ich Hookyego. Próby zaczęli w domu dziadków Barneya, blisko centrum Manchesteru. Pete Shelly (menadżer the Buzzcocks) wspomina jak po drugim koncercie Sex Pistols cała trójka przyjaciół oznajmiła mu że ma muzyczne ambicje.
9.12.1976 po koncercie Sex Pistols Ian Curtis pojechał do Collyhurst Venue (klub na obrzeżach Manchesteru, dziś już nie istnieje LINK), z prowokacyjnym napisem HATE na tyle swojej kurtki. Był to akt odwagi bowiem w klubie nawet noszenie węższych jeansów uważane było za prowokacyjne. Peter Hook wspomina, że kiedy pierwszy raz spotkał Iana, po drugim koncercie Sex Pistols, ten wydał mu się bardzo dziwny.
Od tamtego koncertu wszyscy często chodzili do Electric Circus i jak tylko tam byli, zawsze spotykali Iana. Mówił że ma coś na kształt zespołu (chodzi o zespół z Iainem Grayem - warto zobaczyć TUTAJ), ale więcej czasu błąkał się bez celu. Przychodził z Grayem i w przeciwieństwie do innych zdawał się być nieco głupkowaty. Tańczył i skakał podczas występów zespołów, obijał się o innych najmocniej.
Od 1977 roku Manchester stał się drugim punkowym miastem w UK. Ian regularnie odwiedzał Electric Circus i The Ranch Bar - najważniejsze punkowe kluby miasta. Steve Burke barman z E.C. dobrze pamięta Iana Curtisa z tamtych dni. Nie był do niego pozytywnie nastawiony, być może dlatego, że gdy się pierwszy raz spotkali, Ian przypadkowo oblał go piwem. Chodził po całym klubie zwykle z piwem w ręku i wydawał się być człowiekiem lekko znerwicowanym.
Carole, siostra Iana, nie pamięta go z klubów bo wtedy była zafascynowana muzyką disco i chodziła w zupełnie inne miejsca. Ale nie uważa żeby można było Iana zakwalifikować jako punka. Nie pamięta kurtki z napisem HATE, pamięta że miał dwie inne kurtki, tzw. donkey jacket i skórę (pisaliśmy o nich TUTAJ). Przypinał do nich naklejki żeby pogłębić efekt, ale nie pasował do punków, był zbyt stylowy i zwracał uwagę na trendy modowe.
W tamtym czasie pracował w tym samym budynku co Debbie (Sunley Building) a ponieważ to było w centrum miał okazję odwiedzać więcej sklepów muzycznych. Tak też odwiedzał nie tylko Virgin, ale i Spin Inn Disc.
C.D.N.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Dziwne obrazy… Wydaje się, że jest pewien styl w sztuce, który łączy artystów niczym szczególne powinowactwo, nieograniczenie rozciągające się w czasoprzestrzeni. Jakby każdy kto tak tworzy miał dostęp do okna, przez które patrzy na inną rzeczywistość, po to aby potem utrwalić ją na płótnie. Tak było z Hieronimem Boschem, o którym pisaliśmy TUTAJ, z Salvadorem Dali czy z choćby z Maxem Ernstem (LINK). I tak samo jest z Walterem Schnackenbergiem (1880 - 1961), którego plakaty i rysunki demonstrujemy dzisiaj.
Walter Schnackenberg urodził się w Niemczech, jako syn burmistrza Bad Lauterburg, Johanna Friedricha Schnackenberga, w czasach z dzisiejszego punktu widzenia zamierzchłych, bo zanim jeszcze Otto Bismarck został kanclerzem. Ale przynależy w zasadzie do naszych czasów bo zmarł w latach 60. XX wieku. Przeżył obie wojny, upadek Cesarstwa Niemieckiego oraz rządy Hitlera i doczekał Niemiec Konrada Adenauera. Gdy Schnackenberg ukończył 19 lat wyjechał do Monachium, gdzie uczył się w szkole Heinricha Knirr'a. Potem studiował pod kierunkiem Franza von Stucka (LINK) i dał się poznać jako doskonały rysownik i karykaturzysta. Naturalnym więc stała się jego praca dla dwóch czasopism artystycznych - Jugend i Simplicissimus. Na przełomie stuleci (w epoce fin de siècle, dekadencji i art nouveau) Schnackenberg kilka razy był w Paryżu, ówczesnej stolicy nowoczesnej sztuki, gdzie poznał twórczość Henri de Toulouse-Lautreca, a w latach 1908-1909 osobiście Picassa. Te obie znajomości szczególnie odcisnęły się na jego stylu. Ale nie tylko tych dwóch artystów. Im bliżej naszym czasom, tym wyobraźnia Waltera Schnackenberga podsuwała mu coraz bardziej surrealistyczne wizje. Można nawet postawić śmiałą tezę, że jeśli dałoby się uplastycznić fantazję Williama Burroughsa tak aby ją fizycznie pokazać, to byłaby zbliżona do tego, co podsuwa nam Walter Schnackenberg. Zwłaszcza, że malarz odwiedził Hiszpanię oraz Maroko. Ktoś nawet napisał o nim, że gdyby połączyć geny Salvatore Dali z Toulouse-Lautreca, wyszedłby z tego ktoś taki jak Walter Schnackenberg…
Artysta wykonywał nie tylko karykaturalne, surrealistyczne obrazy, lecz także, a może przede wszystkim, plakaty dla Deutsches Theater w Monachium oraz projekty scenografii i kostiumów. Możemy je porównać, aby zobaczyć różnicę. Plakaty pełne elegancji i perfekcyjnie kresce nawiązują do prac Toulouse-Lautreca, natomiast późniejsze pastele i rysunki zaludniają stwory przeniesione ze świata snu, czy z halucynogennych wizji opisanych w czołowej powieści Burroughsa Nagi Lunch (Naked Lunch) (LINK).
W 1944 roku malarz ożenił się z Gittą, córką bankiera Carla von Thieme, założyciela firm ubezpieczeniowych m. in. Allianz. Małżeństwo doczekało się dwóch córek Liany i Glorii… Nic nie wiadomo o udziale Schnackenberga w działaniach II wojnie światowej, poza tym, że nalot aliantów zniszczył mu dom Haus Wildwiesen w Schlattan koło Partenkirchen, a także pracownię przy Königinstraße w Monachium a wraz z nią większość jego prac. Po tym wszystkim artysta przeniósł się do Degerndorf koło Brandenburga. Zmarł w szpitalu w Rosenheim i został pochowany obok żony w Inzell / Chiemgau.
Tyle można dowiedzieć się z publikacji udostępnionej w Internecie przez jego wnuka (LINK). Ale nie na darmo rysunki Schnackenberga są niczym wizje Williama Burroughsa. Bo ich koleje losu są równie dziwne co ich tematyka.
Otóż większość prac malarza zginęła w nalocie bombowym. Lecz pokaźny zbiór jego plakatów miał w posiadaniu Hans Sachs, berliński dentysta i właściciel największej na świecie kolekcji plakatów. Prowadził nawet czasopismo na ten temat Verein der Plakatfreunde. Jego ogromny zasób złożony z ponad 12500 prac przejęli na rozkaz Goebelsa podczas Nocy Kryształowej 9 listopada 1938 r. hitlerowcy. Sachsow został osadzony w obozie koncentracyjnym, jednak po 17 dnia przypadkiem wypuszczono go wraz z żoną i synkiem (zapewne słono opłacił ten przypadek) i wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Po wojnie zaczął poszukiwać w Berlinie swoich wartych miliony plakatów. Niestety, urzędnicy NRD poinformowali go, że dzieła autorstwa takich twórców jak: Pierre Bonnard, Wassily Kandinsky, Käthe Kollwitz, Edvard Munch, Henri de Toulouse-Lautrec, Gustav Klimt, Franz Stuck, Alphonse Mucha, Henry van de Velde, Julius Klinger i wielu, wielu innych zostały zniszczone przez Rosjan w 1945 roku, choć kolekcjoner miał pewność iż wcale tak się nie stało, tylko leżą w podziemiach Deutsches Historisches Museum w Berlinie. W 1974 roku Sachs zmarł… Minęło wiele lat, w 2008 roku Peter Sachs, syn Hansa, przeszedł na emeryturę i rozpoczął batalię o zwrot kolekcji ojca (LINK). Postępowanie toczyło się długo, ostatecznie w 2013 roku sąd nakazał Niemcom zwrot 4344 plakatów. Część trafiła do muzeów, ale większość, w liczbie około 4000 została wystawiona na aukcji, Wśród nich znalazły się te wykonane przez Schnackenberga. Paradoksalnie, nie przedarły się one do mainstreamu. Dzisiaj mało kto kojarzy jego nazwisko oraz surrealistyczne, osobliwe rysunki.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Dziś omawiamy kolejny fragment z książki Micka Middlesa i Lindsay Reade (poprzednie fragmenty omówiliśmy wcześniej 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7 i 8). Kolejna przyjaźń jaka wtedy się zawiązała dotyczyła Vini Reilly.
Ten miał w tamtym czasie innego przyjaciela, który pracował w służbie cywilnej i znał Iana, nazywał się Eugene Ryan i to on powiedział Ianowi o Vinim. Poznali się w sklepie muzycznym Reno's. Obaj stali się swoistego rodzaju bohaterami dla Eugene, który był ogromnym fanem muzyki. Uważał Viniego za wielkiego gitarzystę a Iana za wielkiego wokalistę.
W kwietniu 1974 roku Ian zaręczył się z Debbie, choć rodzina Curtisów była przeciwna jego ślubowi, uważali ze jest za młody. Impreza była alkoholowa, Kevin i Doreen nie pili alkoholu wcale, rodzina Debbie tak.
Ian powiedział Lindsay Reade krótko przed śmiercią, że miał przed ślubem z Debbie wizję, popełniania błędu bo w jego życiu kiedyś pojawi się inna kobieta. Poważnie zastanawiał się, czy nie odwołać ślubu, mimo tego, że wszystko już było przygotowane. Zarówno Lindsay jak i Carole twierdzą, że Ian miał często jakieś wizje. Powtarzał też, że umrze młodo, jak np. Jimi Hendrix (ten zmarł w wieku 28 lat).
Ślub miał miejsce w St Thomas Church w Henbury, w słoneczny dzień 23 sierpnia 1975. Ian miał 19 lat, Debbie 18. Wieczór kawalerski Ian spędził w towarzystwie starego przyjaciela ze szkoły - Kevina Briggsa. Ślub był typowy jak na połowę lat 70-tych, z charakterystyczną modą wtedy panującą. Impreza miała miejsce w Bull's Head w centrum Macclesfield. Jedną z potraw był coq-au-vin (francuska potrawa z kurczaka w winie) której rodzina Debbie nie znała. Jak o każdym tak i o tym ślubie napisała prasa regionalna.
Miesiąc miodowy mieli spędzić w Paryżu. Mimo wątpliwości i młodego wieku byli bardzo zakochani. Ian cały czas miał nadzieję osiągnąć coś w muzyce.
Po zakończeniu podróży poślubnej zamieszkali u rodziców Doreen na Stamford Street w Old Trafford. Żyli tutaj klika miesięcy zanim znaleźli swój kąt w Chadderton. Dziadek Iana miał ogromne poczucie humoru, ale Debbie była bardzo stateczna i pruderyjna i nie rozumiała jego żartów.
Po pobycie w Old Trafford przeprowadzili się do Chadderton, a rodzina pomogła im w odnowieniu domu oferując datki. Dom odnowili sobie na bardzo nowoczesną modłę. Oboje pracowali w tym samym miejscu, (Sunley House), choć w różnych oddziałach. Dom jednak, jak i okolica nie spodobała im się, zwłaszcza kaskada ciemnych uliczek miasteczka. Dlatego nie zostali tam na długo. Słuchali wtedy dużo muzyki i żyli życiem młodych małżonków. Ian ciągle marzył o tym by zostać muzykiem.
Tak kończy się trzeci rozdział książki. Wkrótce wracamy z nowym.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Nocne pejzaże, ocierające się o abstrakcję, tajemnicze autoportrety, przesiąknięte melancholią, martwe natury pełne ukrytych znaczeń.... Oto co możemy znaleźć na pastelach Léona Spilliaerta (1881-1946) belgijskiego malarza, raczej słabo znanego poza granicami jego kraju. Używał pasteli, aby zanurzyć swoje kompozycje w sennej mgiełce, co jeszcze bardziej nadawało im niedookreślony, mistyczny charakter.
Léon, syn perfumiarza i dostawcy króla Belgów Leopolda II urodził się i mieszkał w Ostendzie, we Flandrii. Był w zasadzie samoukiem, bo porzucił naukę malarstwa na Akademii Sztuk Pięknych w Brugii i poszedł własną drogą, wyznaczoną przez symbolistycznych poetów, Verhaerena i Maeterlincka. Oprócz ich twórczości cenił jeszcze Edgara Alana Poe i z malarzy Fernanda Khnopffa, Edvarda Muncha, Edwarda Hoppera i Jamesa Ensora. Lecz jego główną fascynacją był Fryderyk Nietzsche. Tak samo jak on cierpiał na bezsenność, jednak spowodowaną nie tyle problemami psyche, co cielesnymi, przewlekłymi wrzodami żołądka. Całe więc noce, niejako naśladując Nietzschego, spacerował po Ostendzie. W rezultacie poznał w szczegółach wszystkie budynki i malował je z wręcz obsesyjną częstotliwością. Oglądał je z rozmaitej perspektywy, co znalazło odzwierciedlenie w jego twórczości - ukazywał je z wysokości dachu, a kiedy indziej z poziomu krawężnika, oświetlając punktowo lub pogrążając w mroku. Nastrój jaki emanuje z jego miejskich pejzaży przypomina depresyjne impresje znane z obrazów Giorgio de Chirico. W liście z 1920 roku artysta tak pisał o swoim mieście: Żyję w prawdziwej fantasmagorii […] wokół mnie sny i miraże (LINK).
Introwertyczny z natury analizował sam siebie z nienaturalną wręcz dociekliwością. Wynikiem tego jest seria autoportretów, w których spogląda na widza jakby ukradkiem przez ramię, albo wpatruje się martwo siedząc na wprost lub zanurzony w ciemności, z której wydobywa się jedynie jego sylwetka. Z kolei jego martwe natury są jakby wyjęte z nocnego koszmaru. Puste szklane fiolki nabierają monumentalnych proporcji, a wiszące ubrania w tle autoportretu potwornieją, jakby chciały wyrwać się z klaustrofobicznego wnętrza...
Artysta nie spędził jednak w Ostendzie każdej sekundy swego życia. Gdy ukończył 21 lat wyjechał do Brukseli, gdzie pracował jako ilustrator dla Edmonda Demana, wydawcy specjalizującego się w pisarzach symbolistycznych. W 1904 roku udał się do Paryża, gdzie odkrył Picassa, Muncha i Toulouse-Lautreca. Odtąd powracał do francuskiej stolicy każdej zimy a od roku 1909 kilkakrotnie wystawiał swoje prace w Salon des Indépendants. I spodobał się wybrednej klienteli. Marszand Louis Manteau poświęcił mu nawet miejsce w swojej galerii na Boulevard de Waterloo w Brukseli. Niemniej Spilliaert był samotnikiem. Sam żył i sam zmarł w Brukseli. Jego obrazy znajdują się m.in. w zbiorach Musée d'Orsay w Paryżu, Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku i Muzeum Sztuk Pięknych w Gandawie. A dzisiaj także u nas...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.