piątek, 26 maja 2023

Naj- okładki płyt winylowych cz.1, czyli co tracą dzieci Spotify

Ostatnio kolega Nieprzypadek_pl (LINK), którego pozdrawiamy, propagował na Twitterze konkurs na naj (-lepsze/ -ciekawsze/ -ładniejsze/ -ważniejsze) okładki płyt. I szczerze mówiąc mimo faktu, że miałbym tam wiele typów, trudno jest stworzyć ranking, bo każda z tych okładek jest dobra w innej kategorii. A to będzie, na przykład, jakaś ciekawa historia związana z powstaniem projektu, a to stopień dopasowania do muzyki, a to ciekawa grafika itd.




Jedno jest pewne. Mimo, że nie będę tutaj tworzył listy rankingowej, numerem jeden ponad wszystko jest Sgt. Pepper zespołu the Beatles (o okładkach dziełach sztuki pisaliśmy TUTAJ). W tamtym czasie (rok 1967 - powyżej fotki oryginału z epoki) jej wykonanie kosztowało 3 000 GBP, co na dziś daje około 50 000 GBP. Po drugie, to numer 1 bo jest to pierwsza okładka w historii muzyki, która nawiązała do treści albumu. Po trzecie, zawiera jakiś inteligentny przekaz, po czwarte - to pierwsza okładka na której wydrukowano teksty i finalnie, dodano w kieszeni tekturkę z sierżantem, orkiestrą, pagonami, wąsem i medalem (proszę zwrócić uwagę na stan zachowania - biały ciągle jest biały! i ani jednego zgniotu). 


Było to możliwe dzięki faktowi, że jest to jedna z pierwszych okładek typu gatefold (pierwszy był Presley w USA). O mały włos nie dołączono do albumu worka z gadżetami, ale zrezygnowano z tego pomysłu z powodu trudności w dystrybucji. 

Pomijam już fakt, że płyta nigdy się nie kończy (tutaj kolejna przewaga winylu nad CD!), wszystko to pochłonęło wskazaną kosmiczną kwotę, a zespoły wtedy przeznaczały około 100 GBP na okładkę. To istna rewolucja - pokazanie, że okładka i muzyka mogą stanowić zwartą całość, mało tego - zespół zwrócił uwagę, że okładka jest istotna i warta inwestycji! Amen.

A teraz kilka innych okładek z mojej kolekcji. Układam je losowo, dodając krótkie uzasadnienie dlaczego -naj. 



Debiut King Crimson (1969) (opisana TUTAJ), kultowe i piękne, smutna historia autora (Barry Godber), ale też i zastosowania obrazu z biura, jako okładki. Jeśli do tego dodać dwuznaczną postać Schizoid Man na górnym obrazku, który po zasłonięciu ust, pokazuje najsmutniejsze oczy świata - mamy komplet. 



Marillion i Misplaced Childhood (TUTAJ) (1985), każdy kto miał to w ręce ten wie o czym piszę. Znakomite dzieło Wilkinsona, pełne symboliki (opisanej TUTAJ), odniesień do the Beatles itd itp. Mimo, że nieco kiczowata, jest najzwyczajniej w świecie przepiękna. Jeśli do tego dodać fakt, że mówimy o chyba najlepszym concept albumie rocka - mamy absolutnie dzieło sztuki, spójna treść przekazu albumu i okładki, jak u the Beatles, czy King Crimson.

Ameryka, Andy Warhol i wejście popartu na okładkę płyty. Kultowe i niepowtarzalne dzieło Velvet Underground i Nico (1967). Warhol produkuje, Warhol daje okładkę. Powyżej wznowienie - okładka jest hybrydą pierwszej wersji (obrany banan) i finalnej (cały) z ciekawym stickerem. Wtedy potrzebna była specjalna maszyna żeby ją wydrukować.... 


Animals Pink Floyd (1977) - elektrownia Battersea (opisaliśmy to TUTAJ), i co ciekawe, świnia wypełniona helem, która finalnie wyszła niekorzystnie, mało tego zerwała się i sparaliżowała loty na Heathrow. W końcu została wlepiona i mamy fotomontaż... Niemniej historia ciekawa i znowu okładka ilustruje  muzykę tego concept albumu.
Unknown Pleasures Joy Division (1979), pierwsza okładka bez podania nazwy zespołu, bez zdjęcia zespołu, fakturowany papier - tak aby osoby niewidome poczuły, z czym mają do czynienia. Mimo faktu, że to zespół podsunął pomysł Peterowi Saville'owi, ten odwrócił sugerowaną przez nich kolorystykę (wszystko opisaliśmy TUTAJ) i uzyskał pełną synchronizację okładki z mroczną muzyką Joy Division, która stała się punktem odniesienia dla całego nurtu zimnej fali. Było to możliwe dzięki Martinowi Hannettowi - genialnemu realizatorowi dźwięku.

Reolver the Beatles (1966), nie ma nazwy zespołu, jest na niej jej autor (Klaus Voormann), który się uwiecznił, jest legenda, że Paul nie żyje, i w końcu zupełnie odlotowa okładka na której nie ma zdjęcia chłopców z gitarami, tylko zupełnie inny przekaz. Była to w tamtym czasie rewolucja w podejściu do okładek. Pepper był następny.

Polski akcent. Nowa Aleksandria Siekiery (1986). Aleksander Januszewski autor tej okładki opowiedział nam o niej wszystko - zatem odsyłamy do naszego wywiadu TUTAJ. Niezwykła ciekawa jest też historia stickera na niej umieszczonego.


Przedostatnia w tym wpisie pozycja - EAST i Huseg (1982). Warto zwrócić też uwagę na grafikę na labelu (TUTAJ). Wzorowane na the Beatles i Revolver grafiki Jozsefa Surcsika są najzwyczajniej w świecie piękne i idealnie komponują się z muzyką (tytuł w naszym języku to Okna). 

Na koniec dzieło  z 2000 roku - Lightbulb Sun i Porcupine Tree (opisany TUTAJ). Jeśli do tego dodać, że zdjęcia na okładkę wykonał sam John Foxx z Ultravox, to trudno spierać się, że lighbulb sun wyglądać może jakoś inaczej, niż to pokazano. Na żywo ta okładka, drukowana na  twardym szorstkim kartonie, to jedna z najpiękniejszych wizualnie okładek w mojej kolekcji.
 
P.S.1. Piszę tylko o swojej kolekcji, bo jak się czegoś nie widziało, to trudno opisywać. W tym miejscu można tylko wyrazić współczucie dzieciom streamingu. Nie dość, że w każdej chwili mogą im wyłączyć Spotify, biedacy słuchają muzyki obdartej z pewnych dźwięków (kompresja), w dodatku z komputera, to nie wiedzą co to obcowanie z okładką, i ile wnosi to do kontemplacji muzyki. Czy zatem dziwi kogoś, że to pokolenie to w zasadzie muzyczni ćwierćinteligenci (oczywiście poza pewnymi wyjątkami)?
 
P.S.2. Kolega Nieprzypadek_pl teraz pewnie widzi, że nie szło tego napisać na TT, a to dopiero pierwsza część. 
 
C.D.N.
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz