piątek, 23 listopada 2018

Kinowa jazda obowiązkowa: film Jima Jarmuscha pt. Truposz

W życiu tylko śmierć jest pewna - mówi mądra rzymska maksyma. Z kolei John Maynard Keynes, angielski filozof i ekonomista zauważył, że na dłuższą metę wszyscy jesteśmy martwi. Oba te cytaty doskonale streszczają film Jima Jarmuscha Truposz

Jak  większość filmów Jarmusha jest to film z wartką akcją o niespodziewanych zwrotach i z przewrotnym, purnonsensowym humorem (podobnie jak jego doskonała Noc na ziemi). I jak zawsze u Jarmuscha trudno określić gatunek filmu, bo nie jest to ani western, ani klasyczny film drogi (główny bohater wprawdzie podróżuje się lecz nie w stronę happy endu, a w otchłań). Jest to zatem dość dziwny film o dziwności życia, o okrucieństwie i przemijaniu. W każdym razie czarno-biały obraz epatuje specyficznym klimatem, którego niewątpliwym budulcem jest genialna muzyka - a w zasadzie popis gitarowy Neila Younga

O czym zatem jest ten film? Akcja rozpoczyna się od wyświetlonego na ekranie motta Henri Michaux It is preferable not to travel with a dead man (lepiej nie podróżować z trupem) i dzieje się w końcu XIX wieku. Głównym bohaterem jest młody księgowy nazwiskiem William Blake (w ten roli Johnny Depp), który wybrał się koleją z Cleveland do najbardziej wysuniętej na wschód białej osady Ameryki Północnej, czyli do Machine, aby tam objąć posadę w zakładzie przemysłowym właściciela osady, Johna Dickinsona (Robert Mitchum). Podróż jest długa i bardzo nudna. William zasypia i budzi się wiele razy, konstatując ze strachem, że w wagonie ubywa cywilizowanych, dobrze ubranych podróżnych a zamiast nich przybywa ubranych w skóry groźnie wyglądający mężczyzn. U końcu drogi przysiada się do niego maszynista i po wypytaniu o cel podróży powątpiewa w jej sens, określając w dodatku Machine mianem piekła.

Na miejscu okazuje się, że niestety, pracownik kolei miał rację. William spóźnił się ponad miesiąc, na jego miejsce już kogoś zatrudniono, więc po nieprzyjemnym przyjęciu przez niedoszłego chlebodawcę, błąka się po brudnym i brzydkim miasteczku. Dość przypadkowo poznaje dziewczynę - Thel (Mili Avitali) - ni to prostytutkę, ni to handlarkę sztucznymi kwiatami, która zaprasza go do siebie. Rano do jej domu wpada były narzeczony Charlie (Gabriel Byrne) i zastaje ich oboje w łóżku. Nie okazuje wzburzenia, dopiero uwaga dziewczyny o tym, że go nigdy nie kochała wyprowadza go z równowagi więc wyciąga broń…
Dochodzi do strzelaniny, w której giną Thel i Charlie, a ranny Blake ucieka na koniu Charliego. Szybko okazuje się, że zastrzelony chłopak to syn Dickinsona. Ten wynajmuje trzech rewolwerowców czy raczej łowców głów, aby odzyskali konia i schwytali Blake’a, dając im do zrozumienia, że wolałby aby go zabili.
Następnego dnia główny bohater budzi się w lesie widząc nad sobą twarz Indianina (Gary Farmer), który próbuje wyjąć mu kulę. Nie udaje mu się to, bo pocisk utkwił zbyt blisko serca, więc odtąd William ma otwartą ranę z której sączy się krew.  Indianin bierze go za nieżyjącego poetę i malarza Wiliama Blake, recytując od razu fragment wiersza tego poety Wróżby niewinności:

W blasku ranka, w nocy cieniach
Ktoś się rodzi dla cierpienia
W cieniach nocy, w dnia jasności
Ktoś się rodzi dla radości
Ktoś się rodzi dla radości
Ktoś się rodzi dla ciemności
Czerwonoskóry zdobył solidne wykształcenie, bo schwytany w dzieciństwie przez myśliwych trafił do Anglii gdzie pokazywano go najpierw w klatce jako dzikusa a po tym, gdy postanowił upodobnić się do swoich oprawców, aby uniknąć takiego poniżenia, trafił do szkoły. Zresztą kapitalny jest dialog pomiędzy Indianinem a Blakem, w którym ten tłumaczy mu swoje imię

William Blake: Jak masz na imię?
Nobody: Nazywam się Nikt.
William Blake: Słucham?
Nobody: Na imię mam Xebeche. Ten, kto mówiąc głośno, nie mówi nic.
William Blake: Myślałem, że powiedziałeś, że nazywasz się Nikt.
Nobody: Wolę być nazywany Nikt.
(w oryginale: William Blake: What is your name?
Nobody: My name is Nobody.
William Blake: Excuse me?
Nobody: My name is Exaybachay: He Who Talks Loud, Saying Nothing.
William Blake: I thought you said your name was Nobody.
Nobody: I prefer to be called Nobody.)

Nobody
, który utwierdza się w przeświadczeniu, iż Blake nie żyje oznajmia mu jego przeznaczenie. Jest nim zabijanie białych osadników - odtąd zastąpi zdziesiątkowanych Indian - rewolwer zastąpi mu mowę̨, a swoje wiersze będzie pisał krwią̨.  Akcja dalej zapętla się, przybywa epizodów, które grają niespodziewani aktorzy. Doskonały jest występ Iggy’ego Popa, przebranego w sukienkę i czepek, który matkuje dwom traperom-bandziorom, opowiadając im swoją wersję bajki o Złotowłosej i rodzinie niedźwiadków: u niego tata miś odgryza Złotowłosej głowę, skalpuje i z włosów robi sweterek dla najmłodszego misia…

W filmie jest mnóstwo wątków symbolicznych, niewątpliwie należy do nich ciągłe pytanie o tytoń. Warto zauważyć, że wszystkie osoby, które pytały Blake'a o tytoń umierały. Sam główny bohater nie pali i nie ma nawet tytoniu. Czy więc oznacza to, że nie żyje? 

Film kończy się…. ale to już każdy sam niech sprawdzi, w jaki sposób, uprzedzając, mogę jedynie zdradzić, że kontynuacją podróży ku - jak to zapowiada Nobody - innej rzeczywistości, na innym poziomie świata, po moście zbudowanym z wody, w miejscu gdzie morze styka się z niebem.

Oprócz dobrych, mocnych dialogów (choć bandyci mówią czasem zbyt ostrym językiem i nie zawsze mądrze, a oczytany Indianin stara się mówić z sensem, choć czasem gada za dużo) mocną stroną filmu są żałobne ujęcia operatora Robby'ego Müllera i ascetyczne dźwięki gitary Neila Younga. Dzięki czarno-białym zdjęciom widz otrzymuje chłodny, niepokojący obraz przypominający senny koszmar. Bo czy życie nie jest snem?


Czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

2 komentarze:

  1. Widziałam "Kawę i papierosy", więc klimaty oraz styl tego reżysera nie jest mi całkiem obcy. Tutaj jednak opis brzmi ciekawiej, postaram się nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na prawdę warto a o innych filmach Jarmuscha jeszcze napiszemy. Pozdrawiamy

      Usuń