Wreszcie przyleciała do mnie książka, która wygląda niepozornie, ale jest prawdziwym nowym skarbem na rynku pamiątek po Joy Division.
Rzeczywiście dzieło Paula Slattery wydane przez Legendspublishing nie poraża grubością, to nie jest żadne opasłe tomisko, ale za to w środku...
Najpierw gadżety - książka zamówiona w przedsprzedaży w związku z czym w środku piękne (specjalny matowy papier) trzy zdjęcia zespołu, mało tego dwie odznaki z Ianem Curtisem i autograf autora. Z tyłu każdego zdjęcia pieczęć... Wygląda to na prawdę znakomicie.
Książka nie jest opasła, bowiem w tamtym czasie fotografowano za pomocą kliszy (filmu) i autor oszczędzał zdjęcia. Tym bardziej że na prawdę obskoczył kilka wydarzeń tego właśnie dnia - i przed Strawberry Studios, w mieście, na przedmieściach i na koncercie. Wszystko to jest udokumentowane w książce, za pomocą doskonałych czarno - białych zdjęć.
Paul Slattery poznał muzykę zespołu dzięki dziennikarzowi Dave McCulloghowi (uwiecznionemu przypadkowo na jednym ze zdjęć), z którym pracował wtedy w magazynie Sounds. McCullogh namiętnie i w dodatku głośno wałkował Unknown Pleasures w biurze redakcji nad stacją metra Covent Garden w Londynie.
28.07.1979 roku pojechali Fordem Cortina do Stockport na wywiad i sesję z zespołem. Poszli nawet razem pubu Waterloo gdzie miał swój telefon sam Martin Hannett.
Słynne, dzisiaj już kultowe zdjęcia z miasta, przy drodze barierce pojawiają się w książce jako pierwsze. Jest ich 4. Później zdjęcia z tyłu studia, w ilości 12, wielu z nich nie można zobaczyć w internecie. Dalej seria z kłosami zboża. Mam bardzo sentymentalny stosunek do tych zdjęć, bowiem kiedy byłem nastolatkiem to właśnie te ujęcia zespołu zobaczyłem jako pierwsze. Kupiłem je w wysyłkowym sklepie który mieścił się w Krakowie, wraz z książką - broszurką o zespole... Zdjęć z pola jest 3.
I finalnie, zdjęcia z koncertu w Funhouse gdzie zespół grał razem z the Distractions - wejściówka była w cenie 1.5 GBP, oraz seria zdjęć z 26.10.1979 z sesji zza sceny z koncertu w the Electric Ballroom. Tych jest aż 17 i poza ujęciami samego Iana Curtisa jest kilka na prawdę doskonałych całej grupy...
Każde zdjęcie jest opisane, niemniej opis nieco rozczarowuje, bowiem dotyczy głównie podania faktów jak od wtedy zmienił się krajobraz. Co do zespołu pada stwierdzenie, że byli w bardzo dobrych humorach. Swoją drogą trudno się dziwić, autor jako fotograf magazynu muzycznego na pewno fotografował setki kapel i nie może pamiętać o czym z każdą z nich rozmawiał, w dodatku 40 lat temu...
Reasumując, doskonała, sentymentalna pamiątka o szczególnej wartości utrwalająca tamten dzień w kadrze i przypominająca czasy, które niestety nigdy już nie wrócą...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.