Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tilt. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tilt. Pokaż wszystkie posty

sobota, 3 sierpnia 2019

Początki punk-rocka w Polsce


Opisaliśmy pokrótce początki nurtu punk w muzyce na Zachodzie Europy (TUTAJ) ze szczególnym uwzględnieniem Manchesteru (TUTAJ) a teraz spróbujemy cokolwiek napisać o Polsce, co jest znacznie trudniejsze.

Bo u nas te początki były zupełnie inne, u nas wszystko było mniej lub bardziej polityczne. Każda inicjatywa, która nie została nakazana przez władze, była traktowana bardzo nieufnie. Powodów ku temu można wymienić kilka, lecz za główny trzeba uznać wyjątkowo dobre przyjęcie zbuntowanej muzyki przez młodzież, co szczególnie irytowało totalitarną władzę.

Punk przywędrował niejako samoistnie i komuniści w Polsce zostali nagle postawieni przez faktem dokonanym. Paradoksalnie, do tej pory tzw. muzyką młodzieżową określano pojęciem big-bit. Gatunek ten był akceptowany i traktowany jak swoisty zawór bezpieczeństwa. A nawet jako narzędzie do osiągania założonych celów. Popierane przez władze zespoły muzyczne działały przy wielu małomiasteczkowych domach kultury. Trąbki Beatlesów to nie trąby jerychońskie, które mogłyby zwalić mury socjalizmu… – powiedział o muzyce bigbitowej towarzysz Jan Szydlak, członek komunistycznej partii rządzącej w Polsce (KC PZPR). I tak 1967 roku pozwolono, aby w Warszawie wystąpili The Rolling Stones, a nawet, w ramach walki z Kościołem Katolickim w 1966 roku, w PZPR rozważano możliwość zaproszenia The Beatles do Częstochowy, gdzie znajduje się narodowe sanktuarium Jasna Góra. Planowano to uczynić dokładnie podczas uroczystości religijnych z okazji tysięcznej rocznicy Chrztu Polski. Rozmowy podobno trwały, lecz ostatecznie uznano, że milicja nie byłaby w stanie jednocześnie obsłużyć koncertu oraz zgromadzenia religijnego.
 
Próbą wyjaśnienia fenomenu polskiego big bitu był dokument zatytułowany Beats of Freedom, nakręcony w 2009 roku przez Leszka Gnoińskiego i Wojciecha Słotę z myślą o odbiorcy na Zachodzie, z anglojęzycznym narratorem, którym był Chris Salewicz. Tam to podjęto próbę wyjaśnienia, czym w PRL była oficjalna muzyka rockowa lat 60. I to w kraju, w którym hipisi nie nosili dżinsów, bo te były luksusem kupowanym w nielicznych, specjalnych sklepach Peweks, oraz w którym hasło make love not war nie miało żadnego sensu, bo cały blok krajów kontrolowanych przez Związek Sowiecki nie zajmował się niczym innym tylko walką o pokój. Dlatego w latach 70. młodzi-gniewni nie słuchali ugładzonego big-bitu, lecz nieprawomyślnego, ledwie tolerowanego, amerykańskiego jazzu. Muzyka instrumentalna była bowiem bezpieczniejszą dla ustroju totalitarnego, niż teksty wykrzykiwane ze sceny i warszawski festiwal Jazz Jamboree stał się swoistą mekką dla artystów nie tylko z Polski, lecz również z Czechosłowacji, NRD, Węgier itd.

Według niektórych mitów o początkach punka w Polsce, u jego genezy był Walek Dzedzej 1953-2006 (Lesław Danicki) i jego gitara. Występował on w l. 70. w podziemnych przejściach dla pieszych, grając rock and roll z elementami muzyki punk, a w 1977 roku założył z Maciejem Góralskim (Magura) i Jackiem Kufirskim Walek Dzedzej Punk Band uznawany przez wielu, za pierwszy polski zespół punkowy. Grupa dała tylko dwa koncerty, pierwszy na poznańskim Folk Blues Meeting, drugi w warszawskim klubie Hybrydy. W 1980 r. Dzedzej wyjechał do Stanów Zjednoczonych...  Jego najbardziej znanym utworem był Nie jestem tym, czym ty, który nie jest dostępny w Internecie, inne można znaleźć sporadycznie, czasem pojawiają się w sieci i zaraz znikają. Zdarza się, że któryś z zespołów wykonuje ich covery.


Dzedzej czasem występował z innym proto-punkowymi grupami, które zaistniały także na moment: Złotym Cielcem i Światowym Zębem, założonymi przez innego ulicznego grajka Andrzeja Zuzaka i z udziałem Macieja Pietracho. Dali dwa koncerty w Hybrydach, po czym Zuzak w 1978 r. wyjechał do Berlina Zachodniego.

W 2 połowie lat 70. do Polski zaczęły trafiać pierwsze egzemplarze płyt Sex Pistols, przemycane z Zachodu, poza tym słuchano Radia Luxemburg i Radia Wolnea Europa. Niektóre informacje o nowym gatunku muzycznym trafiały jakby mimochodem, za pośrednictwem oficjalnej prasy, Lech Janerka pierwszą piosenkę przyszłego Klausa Mitffocha, Muł pancerny, napisał w wojsku po przeczytaniu artykułu o Sex Pistols. Nie słyszał tego zespołu, ale w teście opisano ich muzykę jako wyjątkowo hałaśliwą i agresywną (opisano przypadek człowieka, który przed telewizorem w Wielkiej Brytanii doznał zawału serca oraz innego, który zdemolował swój odbiornik) i Janerka spróbował wyobrazić sobie brzmienie takiego utworu.
W 1979 liczne nowe zespoły muzyki punk już zagrały swoje pierwsze koncerty, wśród nich były The Boors (później Kryzys), Tilt, Ornitolog, Atak, PKS, Mono, Fornit, Poland oraz Atak uważany za pierwszy w pełni zespół w stylu punk w Polsce z wokalistką, Elą Polą MazurRobert Brylewski tak zapamiętał te początki: Ten ruch [chodzi o punk] zaczynał się w Polsce trochę po omacku. Pamiętam, że wpadł mi w ręce artykuł w "Życiu Warszawy". Wypisywali wtedy jakieś koszmarne bzdury na temat punk rocka na Zachodzie. Znalazło się tam jednak kilka prawdziwych informacji, które mnie zaciekawiły. Pisali, że utwory punkowe są bardzo krótkie, rytmiczne, a teksty agresywne. To mi się spodobało. Bardzo chciałem grać, a jednocześnie raziły mnie zespoły typu Yes złożone z kolesi w powłóczystych szatach z cekinami, stojący w strumieniach świateł i śpiewający o purpurowych kaloryferach na karmazynowych niebach. Chciałem więc bardzo poznać tę nową muzykę, która jest wprost, bez egzaltowanych metafor. Byłem w drugiej klasie liceum i w końcu trafiłem na jakieś płyty. Któregoś dnia razem z kolegą z klasy ubraliśmy się tak, żeby nie było wątpliwości, że jesteśmy punkami. Włożyliśmy stare marynarki, do których poprzypinaliśmy mnóstwo agrafek i żyletek. Wymalowaliśmy sobie oczy na czarno aż do brwi i bezczelnie stanęliśmy pod Rotundą, żeby złapać kontakt z innymi. Po chwili obok nas zaczął się kręcić koleś w skórkowej kurtce zapiętej pod szyję jak cinkciarze. "To na pewno ubek" [chodzi o funkcjonariusza tajnych służb PRL] – pomyślałem. Nagle on podchodzi do nas, rozpina tę frajerską kurteczkę, a pod spodem ma krawat - "śledź" cały w agrafkach. "Panowie, ja też" – mówi. - "Spotykamy się w Bolku". Tak się to zaczęło. Nie było jeszcze punkowego mundurka typu "ramoneska i irokez", tylko totalna dowolność" (LINK) . Nie trzeba było długo czekać i jego zespół  The Boors  zadebiutował w Domu Kultury w Aninie, z suportem The Liars z Manchesteru, którym okazała się miejscowa grupa m.in. z Kazikiem Staszewskim. Wyszli oni z coverami brytyjskich zespołów i cześć publiczności dała się nabrać.

W 1980 Solidarność stała się pierwszym niezależnym związkiem zawodowym robotników we wschodniej Europie. W kraju wybuchły strajki i czuło się rosnące napięcie. Okres ten nazywany potem Festiwalem Solidarności przerwał brutalnie 13 grudnia 1981 r. stan wojenny. W tej atmosferze ogólnego buntu zaczęto wydawać pierwsze nagrania nowych zespołów, poprzez kasety magnetofonowe robione metodą DIY. Wśród muzyków niekwestionowane miejsce zajmował John Porter, Anglik, który przybył do Polski - podobno w poszukiwaniu wolności. Zagrał z kilkoma zespołami a potem założył swój Porter Band. Debiut został utrwalony płytą  Helicopters nagraną w profesjonalnym studio i wydaną w 1980 przez wytwórnię państwową Pronit. Porter tworzył pod wpływem brytyjskiego stylu new wave, lecz nie były to utwory punk...
Ale początek lat 80 należał do Brygady Kryzys. Kiedy grudniu 1981 roku na ulice polskich miast wyjechały czołgi, oni weszli do państwowego studia nagraniowego Tonpressu i przez dwa miesiące - pomimo godziny policyjnej - nagrywali swój legendarny czarny album (pisaliśmy o nim TUTAJ). Co więcej - skorzystali z dopiero co otwartego, najnowocześniejszego w Polsce studia nagrań. Czemu stało się to możliwe? Zadziałał tzw. czynnik ludzki, którym w tym przypadku był szef placówki, Marek Proniewicz (niedawno udzielił nam wywiadu (TUTAJ). 

Zespół założyli w 1981 roku w Warszawie. gitarzysta Tomasz Lipiński (ur. 21 sierpnia 1955 w Warszawie) i wokalista Robert Brylewski (ur. 25 maja 1961 w Warszawie, zm. 3. 06. 2018 r.). Lipiński wcześniej był frotmenem grupy Tilt a Brylewski - Kryzysu. W Brygadzie grali  basista Ireneusz Wereński, perkusiści Sławek Słociński (zastąpiony potem przez Jana Rołta) i Jarek Ptasiński oraz saksofonista Tomasz "Men" Świtalski. Mieli wystąpić podczas ogólnopolskiego zjazdu Solidarności, jednak do tego nie doszło. Za to dali koncert w warszawskim klubie Riviera (zaraz po debiutującej Republice, do której mamy stosunek osobisty, o czym pisaliśmy TUTAJ). Nagrany nielegalnie materiał trafił potem do Anglii i został tam wydany jako bootleg na płycie z okładką, na której wywracał się Pałac Kultury i Nauki, symbol komunizmu w Polsce (dar Józefa Stalina) - pisaliśmy nieco o niej TUTAJ. Po wprowadzeniu stanu wojennego Brygada Kryzys miała dać koncert 13 lutego (data była symboliczna - przypomnijmy - 13 grudnia wprowadzono stan wojenny) w sali Gwardii w Warszawie, jednak cenzura nie pozwoliła na wydrukowanie pełnej nazwy zespołu na plakatach. Muzycy najpierw mieli zagrać pod szyldem Brygada K., jednak ostatecznie odmówili wyjścia na scenę. Po tym incydencie dostali zakaz na występy w kraju, co stało się powodem ich rozpadu. Natomiast wydana płyta stała się kultową, a zespół został uznany za głos swego pokolenia.
 
Po rozwiązaniu zespołu Lipiński, Brylewski z Pawłem "Kelnerem" Rozwadowskim stworzyli zespół Aurora, a po odejściu z niego Lipińskiego (który reaktywował Tilt) przemianowali go na Izrael. Potem Brylewski stworzył Armię. W 1989 r. reaktywowała się Brygada Kryzys, w czasie wyjazdu muzyków Tiltu i Armii do Berlina Zachodniego. Ich pierwszy koncert w Jarocinie w 1991 r. został przyjęty entuzjastycznie... I tak dobrnęliśmy do nazwy Jarocin która u każdego fana muzyku punk w Polsce powoduje szybsze bicie serca. Bo fani dzielą się na tych, którzy byli i pamiętają festiwale w Jarocinie i na tych, co to niestety nie. My oczywiście byliśmy (i to w jego najlepszej odsłonie, w pamiętnym, symbolicznym roku 1984) i co więcej już opisaliśmy, co tam widzieliśmy TUTAJ. Takie to były początki nurtu punk w Polsce, co też bardzo skrótowo opisaliśmy (trzeba jeszcze napisać o Deadlock, Dezerterze, Siekierze, KSU i wielu wielu innych, co na pewno nastąpi). Na pewno postaramy się też omówić nieco dokładniej poszczególne wydarzenia tamtego czasu (najważniejsze zespoły i płyty lat 80. opisaliśmy już TUTAJ i TUTAJ), ale liczymy także także na Waszą pomoc. Jeśli byliście na koncertach w latach 70. i 80. – napiszcie o tym. Adres mailowy jest na stronie bloga. Bo internety nie płoną.


Do tematu jeszcze wrócimy, dlatego czytajcie nas - codziennie mowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Piotr Bratkowski, Prywatna Taśmoteka czyli Słodkie lata 80., Warszawa 2003
Leszek Bugajski,  Seks, druk i rock and roll : zapiski z epoki recyklingu, Warszawa 2006.
Beata Hoffmann, Rock a przemiany kulturowe końca XX wieku, Warszawa 2001
Rafał Księżyk, Robert Brylewski, Kryzys w Babilonie, Warszawa 2011
Mikołaj Lizut, PRL – Punk Rock Later, Warszawa 2003
Krzysztof Lesiakowski, Paweł Perzyna, Tomasz Toborek, Jarocin w obiektywie bezpieki. Instytut Pamięci Narodowej. Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, Warszawa 2004

poniedziałek, 4 marca 2019

Płyta "Fala" okiem punka

Okładkę płyty zaprojektował Alek Januszewski

Tym razem temat składaka wydanego na LP w 1985 roku pt. FALA, który uchwycę z punktu widzenia tamtych lat, tamtych chwil i jednego z wielu, wtedy uczestniczących w tym całym zamieszaniu zwanym punk rockiem, nową falą, czy reggae. Daleko szukać nie trzeba, bo mowa tu o masie ludzi, naocznych świadkach tamtego zgiełku, klimatu i ogólnego chaosu.

Był to, z tego co pamiętam, okres zimowych ferii połowy lat 80 - tych, czy coś w tych okolicach; (dawno to jednak trochę ,więc pamięć już czasem płata figle) śniegi, mrozy i nic ciekawego wokół. Monotonia życia i ponure myśli, aby cokolwiek zmieniło ten drętwy stan umysłu. Jeszcze niedawno, tak bardzo niedawno, bo kilka miesięcy wstecz w minionym 1984 wspominało się upalne dni, gdzie można było trafić Siekierę, Prowokację i inne  dobre kapele. Dziś w ogólnym syfie na zewnątrz i braku pomysłu na resztę dnia ta właśnie płyta była strzałem w 10-tkę!!! Od razu następowała teleportacja w inny i ten właściwy świat. Strefę hałasu i zamieszania, w miejsce docelowe, wielu takich jak ja. Toteż nie zastanawiając się zbytnio, w ruch poszedł kaseciak, a zawartością taśmy była właśnie przegrana od kolegi ta, a nie inna kompilacja. Gramofonu się nie miało, ale  Kasprzak załatwiał sprawę w zupełności. Nie tylko dla mnie, ale  i dla tłumów słuchaczy. Zresztą, co to wtedy była za różnica?  Żadna. Przynajmniej dla mnie. Liczyła się muzyka, muzyka i jeszcze raz...

No więc jako dość młody punkowiec z przeszło rocznym stażem, który już bywał tu i tam, przystąpiłem do wypalenia siebie w strefę kosmosu! Nie powiem, że łyknąłem całą tą ścieżkę i przyswoiłem ją jako swoją. Wiele pozycji stamtąd zupełnie do mnie nie trafiało, ale jednak większość tak. Ciężko jest zadowolić każdego, a tam przecież muzyka jest dość różna. To wszystko wtedy było razem i tak się traktowało te zjawiska, subkultury, i muzykę, choć każdy tam zachowywał odrębność: Punki, Regały, czy każdy inny wampir żądny jakichkolwiek dźwięków, różnych niż to co proponowały wtedy polskie media. To był underground (jeszcze underground) i miejsce dla wszystkich niedostosowanych. Chwilę później zaczęło to być zbyt otwarte, pospolite i wypłynęło na szerszy nurt, na równi z disco, rockiem, czy czymkolwiek innym. Już nie dziwiło i przestało być buntem, ale jeszcze nie wtedy, nie w połowie lat 80-tych! Trwało to  przecież od końca lat 70 i jeszcze jakoś to wtedy się trzymało.

Dobra, wrzucam taśmę i się zaczyna. Hmmm, jakieś fujarki, bongosy, tajemnicze dźwięki.. Dziwne to dla mnie było, ale czekałem na rozwój sytuacji. Rozwoju jednak nie było, to Intro. Takie akurat, a nie inne. Nie trafiało to do mnie, ale skoro widziałem co ma się znaleźć po tym, to w porządku. Tak pewnie ma być, więc niech tak będzie. Nazwa 12 RA tym bardziej mi nic nie powiedziała. Dobra koniec, było minęło. Lecimy dalej. Wyłaniają się regały z Bakszysz. Byłem do tego przyzwyczajony, że  Oni są zawsze gdzieś obok i nie darzą sympatią dyskomułów tak jak i my, (czyli punkowcy). Oni (rasta....) byli ogólnie milej nastawieni do świata niż inne załogi, ale na swój sposób gardzili nie gorzej od nas tym wszechobecnym zjawiskiem z dyskoteki. Dlatego na imprezach, festiwalach czy innych tego typu spędach, można było spotkać punków, regałów, czy też ludzi z kręgu new wave. No nie licząc masy  dochodzących, fanów rocka, co z magnetofonami uniesionymi w górę stali przez kilka godzin w deszczu i gnoju, aby zapisać cokolwiek na swoich taśmach. To byli twardziele i pasjonaci. O tym co można zaobserwować obecnych czasach lepiej nie będę się wyrażał... Nie ma porównania, choć wszystko na tacy podane, a może właśnie dlatego. 

O czym to ja mówiłem? A o Bakszyszu. No to następny po intrygującym Intro wjeżdża przedstawiciel Rasta. Utwór pt. Czarna Droga. Nie moje typy myślę, posłucham, jak już jest, bo chcę to wszystko zrozumieć, przetrawić, ocenić, żebym wiedział sam dla siebie. Jak dla mnie to standardowy polski reggae band. Chórki, spokojny, nie agresywny wokal, teksty traktujące o problemach współczesnego jestestwa, dużo przenośni, wpleciony pacyfizm.. Ja, jako młody chłopak czasami niewiele rozumiałem, lub nie chciałem zrozumieć. Nie raz się nawet zastanawiałem się co poeta miał na myśli, mówiąc, że matka zabija swoje dzieci, to akurat  było czytelne, ale reszta tekstu jakby zaraz skręcała gdzieś z głównego zagadnienia. No nie wiem, przepraszam, nie zrozumiałem tak na 99%, może mój nieopierzony wiek, może coś innego. W każdym razie muza zagrana poprawnie i dla rastafarian była jak najbardziej na miejscu.

No, ale zaraz, za tym numerem Bakszysza wpada co? Prowokacja proszę Państwa. W utworze Prawo do życia, czyli Kochanej Mamusi! Wtedy to  już się poczułem jak w niebie!! Kilka miesięcy wcześniej ich widziałem, i teraz znów znalazłem się tam gdzie się  bardzo znaleźć chciałem. Tutaj też jest o matkach, też o zabijaniu, ale ten tekst był dla mnie jasny i przejrzysty. Nie musiałem rozwiązywać zagadek i męczyć mózgu, myśląc o co im chodzi, po co, na co i w ogóle. Bez problemu odebrałem przekaz, a o muzie to już nie ma co się nawet rozwodzić. To kopnięcie prosto w twarz i to takie jak należy. Sam dobrobyt i miód na ucho. Pozamiatane w promieniu kilku kilometrów! Tak bym to ujął. Klasyka i oby więcej takich grup. Wiedziałem wtedy, że żyje i wiedziałem po co!

No i teraz mógłbym napisać dokładnie to samo o następnych w kolejce! Siekiera w utworze FALA!!!! Dlaczego ten numer nie zaczyna, lub nie kończy tej składanki? Tego nie wiem. Mógł też i zaczynać i kończyć, i byłoby dobrze. Jest to kawał mięcha i zamiast Intro, albo tego pana, który jest na końcu płyty, powinien, według mojego skromnego zdania, znaleźć się ten numer Siekiery. No cóż, nie ja układałem kolejność, nie ja miałem koncepcje płyty i nie ja będę teraz rozwodził się w tej kwestii. Ubolewam jedynie nad tym faktem, i nic mi więcej  nie pozostało. Kawałek jest naprawdę rozkładający na łopatki, i naciera z całą siłą na człowieka, który ma okazję go właśnie słuchać. Szczególnie na młodego chłopaka, którego pojęcie o muzyce jest jeszcze wciąż niezagospodarowane! Takie numery to pożywka i kształtowanie tego właśnie obszaru. To proces nasiąkania dźwiękiem i buntem w jednym. No, a zaraz po tym, Idzie Wojna! Pamiętam to spod sceny. Kurz w zębach, cyklon, kocioł jakich mało i zwarta masa punx tworząca największe pogo jakie w życiu widziałem. Teraz znów to mam, ale z Kasprzaka, nie na żywo, ale przecież na żywo już było i jestem jakby z tego dumny. Znów ta chwila dalej trwa! Jest wejście, spokój (jak można to tak w ogóle nazwać) i ognia!! Jazda bez trzymanki. Tak właśnie gra Siekiera, żywcem przeniesiona stamtąd na obdartą stilonkę. Daje jak ta lala, jakby bez kompleksów i obaw. Wszystko działo się tam i wtedy, a to jedynie  przekaz z magnetofonu. Co by wtedy te tłumy zakręconych muzyką ludzi zrobiły bez przysłowiowego kaseciaka? Cienizna by nastała i ciemność, gorsza niż była faktycznie. Także to uratowało wielu z nas dupy, i z tego powinniśmy się cieszyć.

Dalej wjeżdżają chłopaki z Abaddonu, czyli czad wśród pyłu i ostrej jazdy się nie kończy. Mamy numer pt KTO! Też niedawno ich widziałem, no i dali dobrze i dosadnie. Nie gorzej niż poprzednicy. To złoto polskiego punk rocka, Oni i kilku innych wykonawców. Dziś jeszcze bardziej  to doceniam i pewnie co niektórzy z was też, bo dziś już nie ma takich bandów. Może są lepsze technicznie, bo czasy inne. Może mają większe chody i wpływy, bo Facebook i miliony niedoinformowanych lansują się na dokonaniach tych pierwszych, lub prawie pierwszych w tym wypadku. Oni nie potrzebowali nic oprócz prawdziwej muzyki, punk klimatu. Zawsze wykładali laskę na wszechobecny system sierpów i młotów. Dlatego dla was szacunek, bo niebawem wszyscy będziemy jedynie zamazanym i niejasnym wspomnieniem.

Dobra, to czas na Tomka Lipińskiego z Tiltem w kawałku Za zamkniętymi dzwiami (widziałem Cię). Numer utrzymany w rytmie trzymającym lekko za pysk, ale tak delikatnie. Nie hardcorowo, czy nachalnie. Tomek chce pokazać pazur w swoim stylu. Nie za bardzo agresywnie dla tych już zdegenerowanych, a dość mocno dla lalusiowatych, co niebawem odpłyną z kontrkultury, bo im się odechce. No ale,za to zawsze wspomną, że oni kiedyś też byli przeciw, ale przeciw czemu? Fason się trzyma całe życie, a nie jedynie przez jakąś marną chwilę.. Nawet wtedy, jak zmienia się punkt odniesienia, a właściwie przede wszystkim wtedy. Dla Tiltu powiem zdecydowane TAK! Na tej kompilacji nadawał się akurat, i to była dobra decyzja.

No i teraz Nie ma Zagrożenia poprzez Dezerterów!! To jest band na miarę mojego pojmowania tamtego okresu. Nic dodać nic ująć, Skandal daje po bandzie swoim wokalem i nic go w tym momencie nie przebije. Sam numer jest bardzo dobry, aby nie używać tu pozytywnie niecenzuralnych określeń. A w sumie to dlaczego nie? Przecież to wypas wykurwisty jest, wtedy dziś i na wieki. Przepraszam, ale musiałem, bo inaczej tu się nie da! Będę się powtarzał, ale to już też nie wróci i nikt tego nie powtórzy. Dezerter gra dalej, gra dziś, tu i teraz w tych czasach i to dobrze. Dla mnie jednak, tamto się nieco różni. Jak i wiele innych lepszych, prawdziwszych i konkretnych zdarzeń. To nie ten sam stan umysłu, nie te oczekiwania, ekscytacja na całego. To chyba tym się różni, bądź czymś w ten deseń. W 1983 kupiłem sobie singiel (innego określenia nie znałem) z 4 numerami z Tonpressu i wtedy dużo się  w moje głowie zmieniło, jak i  w tysiącu innych umysłach. To była bomba, dawka napalmu, który do dzisiaj buzuje gdzieś  w okolicach czaszki. Na składance World Class Punk,  Skandal i koledzy trzymali dla nas jako nacji dobre miejsce w Punk Rocku i cały świat mógł to docenić. Za to dziękuję w swoim i innych przygłupów imieniu!

Kryzys? Tak Kryzys następuje z wolna z kawałkiem Mam Dość! Ciśnienie spadło po Zagrożeniu, ale jest to dobry moment na uspokojenie. Akurat, na miarę szyty i na swoim miejscu. Tamta piosenka nie była dla mnie nowością, już ją gdzieś tam słyszałem. Wolałem inne, agresywniejsze kawałki z punk zamieszania  i nieładu, więc to potraktowałem jako przerwę po dobrej dawce poprzednich zespołów.

No i nastał czas regałów. Zespół KULTURA w numerze Lew Ja i Ja DUB znów standard i znajome rytmy.. Podobne do siebie zazwyczaj i mieszające się ze sobą, ale tak też było nie tylko w reggae. W innych gatunkach również, bo przecież na tym te nurty  bazowały. Zdarzały się wyjątki, czyli mniej lub bardziej niemonotonne tematy, ale to nie jest pierwszyzna i każdy o tym przecież wie. Dlatego ja wolałem tę moja szarpaną monotonię, a Rasta po prostu spokojnie znosiłem. Mogę jedynie dodać, że ten kawałek, był wolniejszy, niż kolegów z Bakszysz, a poza tym to... Już nic, ale nie martwcie się nie było aż tak źle. Naprawdę.

To co nastąpiło po zespole Kultura, to już niestety jak na moją granicę wytrzymałości(w tamtym czasie) zbyt wiele. Muza pod nazwą Rio Ras City Huk, czyli bongosy, grass w powietrzu i tajemniczy powiew pozytywnej (tak mi się wydaje) energii. Nie każcie młodemu narwanemu punkowi wchodzić głębiej w ten zaułek, bo nic z tego nie będzie. Ostańcie w spokoju i pokoju,a ja już może przejdę dalej. Tak będzie najlepiej dla wszystkich.

No i po chwili na moje serce padł promień radości i wszystko wróciło do normy! PLAKAT! DEZERTER! Już wróciłem z powrotem na planetę Ziemia! Dobra, no to co tu gadać, bongosy na bok i punk rock  znów staje się faktem!! Jeden z lepszych numerów DEZERTERA w mojej opinii po dziś dzień, ale powiedzmy, że to przecież było wtedy.. Po usłyszeniu tak zacnej nuty, aż mnie nosiło po całym domu i miotałem się z eksplozją hałasu pod kopułą! Pieśń była i  jest na miarę wszechczasów, oraz historii polskiej muzyki podziemia lat 80-tych, a raczej jej pierwszej połowy. R.I.P.- SKANDAL i szkoda, że to już koniec.
Zdjęcie pochodzi stąd: LINK

Czas nadszedł na IZRAEL, czyli numer Wolność. Tutaj akurat kapela zaskakuje mnie,ponieważ gra bardzo dojrzałe reggae, w dobrym wykonaniu i klimacie.. Warstwa tekstowa jest też jak większości kapel tego gatunku, a wokalista ma taką barwę głosu jakby przepraszał za to, że śpiewa. Lekki wokal snuje się tu i tam, wypełniając solidnie zagrane dźwięki. Naprawdę, dobrze skonstruowane pomysły.. Tak też jest na obu ich pierwszych płytach. Nie ma się czego wstydzić, bo to jedna z grup, która myślała nad tym co gra i jak gra. Ma to też ogromne znaczenie, biorąc pod uwagę czasy w jakich tworzyła i nagrywała. Chłopaki świadomi i zaangażowani. Tyle w tym temacie.

No i na tym chciałbym zakończyć, a Panu Józefowi Brodzie, życzyć wszystkiego dobrego,oraz Wolności i Swobody!

Punks not Dead!


Fala, Polton 1985, poducent: Dr Avane, tracklista: 12 RA - Intro, Bakszysz - Czarna droga, Prowokacja - Prawo Do Życia, Czyli Kochanej Mamusi, Siekiera - Fala, Siekiera - Idzie wojna, Abaddon - Kto, Tilt - Za Zamkniętymi Drzwiami (Widziałem Cię), Dezerter - Nie ma zagrożenia, Kryzys - Mam Dość, Kultura - Lew Ja i Ja Dub, Rio Ras - City Huk, Dezerter - Plakat, Izrael - Wolność, Józef Broda - Swoboda.