sobota, 5 grudnia 2020

O wpływie sytuacjonizmu na wizerunek Factory Records

Niedawno jeden z użytkowników Twittera zamieścił wpis, w którym i przypomniał o wpływach stylistyki plakatów produkowanych podczas rozruchów 1968 roku w Paryżu na wygląd i typografię posterów oraz logo wytwórni Factory Records w Manchesterze (LINK). Zapytany o szczegóły stwierdził: Tony Wilson was obsessed by the May 68 Paris events, he also was a keen ambassador of the Situationists. Peter Saville was great at hijacking the political graphics out of revolutionary Italy or France. Factory recycled, but with class & flair. Rzeczywiście, tak było. Człowiek, który w zasadzie stworzył scenę punkową w Manchesterze, Tony Wilson, nazwał swój klub Hacienda nawiązując nazwą do stwierdzeniem Ivana Chtcheglova, twórcy eksperymentalnego domu mobilnego który stał się potem inspiracją dla sytuacjonistów: Hacjendę trzeba zbudować (z Formulary for a New Urbanism (1953)).


Wpływ sytuacjonizmu wynikał ze spotkania Wilsona z Christopherem Grayem, członkiem Situationist International, podczas studiów licencjackich na Uniwersytecie w Cambridge. Wilson zauważył także kiedyś na łamach gazety The Sunday Times, że na zajęciach z filozofii zajmował się sytuacjonizmem (LINK). Kiedy indziej powiedział: Byłem w Cambridge z innymi niedoszłymi sytuacjonistami, takimi jak Paul Sieveking i należałem do Kim Philby Dining Club, do którego, jak uważam, przyłączyło się kilka osób z Angry Brigade. Wszyscy chcieliśmy zniszczyć system, ale nie wiedzieliśmy jak. Wiedzieliśmy o Strasburgu i taktykach sytuacjonistycznych twórczego plagiatu, według których zmiany oparte są na pragnieniu. To, co proponowali sytuacjoniści, tak uważałem wtedy i nadal tak myślę, to jest jedyna rewolucja, jaką mógłbym chcieć i sobie wyobrazić. (cytowane za: Andrew Hussey, The Game of War: The Life and Death of Guy Debord, London 2001, s. 214).

Wydarzenie strasburskie, o którym wspomina Wilson, znalazły ślad w nazewnictwie Durutti Column, nazwanym tak na cześć wydarzenia na Uniwersytecie w Strasburgu w 1966 roku, na którym studenci rewolucjoniści, pod wpływem anarchistów, przyjęli założenia pism sytuacjonistów. Następnie przystąpili do wydawania komiksu, na ogromnych płachtach, które wystawili w nocy na terenie miasta, co spowodowało wstrzymanie ruchu w porannych godzinach szczytu. Jeden z paneli przedstawiający dwóch kowboi nosił nazwę The Return of the Durutti Column tak samo jak największa anarchistyczna kolumna jednostka wojskowa utworzona podczas hiszpańskiej wojny domowej. 



Gwoli wyjaśnienia Situationist International  (Międzynarodówka Sytuacjonistyczna) działała od 1957 do 1972 roku. Była postmarksistowską organizacją, a raczej ruchem (bo miała dość luźną strukturę), który korzystał z wielu oryginalnych idei Karola Marksa, ale próbowała je dostosować do nowych czasów. Od Marksa Sytuacjoniści przyjęli koncepcję alienacji towarów. Zgodzili się z Marksem, że produkcja towarów dla zysku jest głównym celem systemu kapitalistycznego, a to prowadzi do alienacji. Jednak w przeciwieństwie do Marksa uznali, że ważniejsza jest konsumpcja. Dla nich, konsumpcja była równie wyobcowana jak produkcja, w dużej mierze z powodu pośrednictwa dystrybucji, przez co ustały stosunki między ludźmi. Według nich lekiem na to były sytuacje, które powinny być tworzone w sposób wolny, indywidualny, a nie według określonego modelu. Twierdzili, że każdy istniejący tekst, slogan i dzieło sztuki można wykorzystać do skonstruowania nowej sytuacji. Do było postepowanie, do którego realizacji miał służyć proces nazwany przez nich détournement polegający na zwróceniu kapitalistycznych sloganów i logo firm przeciwko reklamodawcom. Miało się to stać dzięki aktom buntu, działalności wywrotowej i negacji. Czyż punk nie stał się ruchem, w którym te poglądy najtrafniej znalazły swoje ujście? W przeciwieństwie do rocka, w którym najbardziej ceni się wirtuozerię i przestrzeganie konwencji, punk wolał spontaniczność, łamanie konwencji, a nawet amatorstwo. Nic dziwnego, że jedno z kluczowych wydarzeń, które doprowadziło do powstania Factory Records i jego ideologii inspirowanej sytuacjonistami był występ Sex Pistols w Manchester Free Trade Hall 4 czerwica 1976 (pisaliśmy o tym TUTAJ).

Wpływ sytuacjonizmu w rozwój Factory Records najbardziej widoczny jest jednak w plastycznych produkcjach wytwórni. Logo Factory do złudzenia przypomina jeden plakatów powstałych podczas paryskiej rewolty studenckiej w maju 1968 roku, skierowanej przeciwko konserwatywnemu rządowi Charlesa de Gaullea i trwającej wojnie w Wietnamie. W przeciągu kilkunastu dni zastrajkowało wówczas ponad 10 milionów osób, stanęły prawie wszystkie zakłady pracy i uniwersytety. W trakcie tych zawirowań powstało Atelier Populare (Pracownia Publiczna), złożone z wykładowców i studentów głównej paryskiej szkoły artystycznej, czyli Ecole des Beaux Arts. Artyści ci także strajkowali i wykonali pierwsze uliczne plakaty buntu.  Plakaty Atelier Populare zostały zaprojektowane i wydrukowane anonimowo, a dystrybuowane były bezpłatnie. Widywano je na barykadach, niesiono podczas demonstracji i umieszczano na murach w całej Francji.



Plastycy Factory Records wykorzystali również grafikę strasburskich Two Cowboys (Dwóch Kowbojów) jako część plakatu promującego zespół LINK, o czym zresztą wspominaliśmy TUTAJ. Pomysł okładki z papieru ściernego albumu także był zainspirowany książką sytuacjonistów: Asgera Jorna i Guya Deborda: Mémoires (1959), która również miała mieć okładkę z papieru ściernego. Takich punktów stycznych pomiędzy sytuacjonizmem a Factory Records było więcej… Może jeszcze o nich kiedyś napiszemy.

Jeśli chcecie je poznać, czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 


piątek, 4 grudnia 2020

Historia niesamowitego posteru z Ianem Curtisem z Joy Division

Lider Joy Division uwieczniony w pozycji, jakby się obracał i zaczynał kierować w stronę wyjścia. Wyjście zdaje się przypominać kształtem trumnę, a zamiast schodów do nieba z piosenki Led Zeppelin w tle pokazana jest szara ulica na górze której znika jakaś sylwetka. Być może to jeden z pozostałych członków zespołu, i aluzja do zdjęcia Antona Corbijna z londyńskiego metra (warto zobaczyć TUTAJ i TUTAJ) na którym wszyscy członkowie Joy Division schodzą po schodach, a jedynie Ian Curtis przystaje i obraca się. A może ta symboliczna postać ma wyobrażać biegnący dalej świat za którym wokalista Joy Division już nie podąża, bo wybiera czarne drzwi...       

Człowiek który stworzył powyższy plakat nazywa się prawdopodobnie Phillip Williams, choć trudno to ustalić bowiem w zbiorze jego pamiątek po punku i postpunku końca lat 70-tych zwracają się do niego po imieniu, a w archiwach posługuje się pseudonimem thebook. Wśród jego imponujących zbiorów zebranych TUTAJ znajdują się np. setlista koncertu the Buzzcocks, czy list jaki otrzymał od legendarnego dziennikarza muzycznego Johna Peela (warto zobaczyć TUTAJ). 

Dla nas jednak najważniejsze są trzy artefakty: pokazany powyżej, wykonany techniką sitodruku, poster z Ianem Curtisem, oraz list i karteczka, które otrzymał od samego Alana Erasmusa - jednego z trzech założycieli Factory Records

Był wtedy studentem college'u sztuk pięknych i postanowił wysłać do Factory Records przygotowany własnoręcznie poster z Ianem Curtisem. Wykonał go po śmierci legendarnego wokalisty i tekściarza. Pozostałe egzemplarze rozdał znajomym...

W odpowiedzi otrzymał list:

I rzeczywiście, jak napisał pod kolejną fotografią, album Closer przyszedł na jego adres domowy około tydzień później... W środku tym razem znajdował się odręczny liścik, również autorstwa Alana Erasmusa:

Ciekawe, czy ma ciągle ten album - próbowaliśmy się z nim skontaktować, niestety bezskutecznie. 
 
Tymczasem jego znakomity poster, został techniką (jak mawiają fachowcy) na blachę uwieczniony na moim ciele z pełnym i świadomym naruszeniem praw autorskich Phillipa
 
Ale to już zupełnie inna historia, o która pojawi się tutaj innym razem...


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 3 grudnia 2020

Rex Whistler: oryginalność jego sztuki nie została jeszcze w pełni doceniona

Nostalgiczny romantyzm z akcentem ironii - tak jednym zdaniem można opisać twórczość Rexa Whistlera (1905-1944), brytyjskiego malarza, o którym ostatnio znów stało się głośno. Jego mural, który zdobi wnętrze londyńskiej restauracji Tate Britain nagle stał się kontrowersyjny (LINK), a wszystko dlatego, że już chwili otwarcia, tj. w 1927 roku sala z nim została określona najbardziej zabawnym wnętrzem w Europie. Malowidło zostało zamówione przez dyrektora Tate Charlesa Aitkena i opowiada historię wyimaginowanej wyprawy myśliwskiej z udziałem księcia Epikuranii i jego dworzan w poszukiwaniu egzotycznego mięsa: The Expedition in Pursuit of Rare Meats. Wśród różnych scen rodzajowym można na nim dostrzec murzyńskiego chłopca biegnącego za wozem na łańcuchu oraz przedstawionych groteskowo Chińczyków. Mural został odrestaurowany w 2013 roku za 45 milionów funtów i dotąd nie budził złych skojarzeń, lecz po wypadkach w USA nagle stał się niewygodny, jakby wszyscy w Wielkiej Brytanii uznali, że zniszczenie takich dzieł usunie z historii kolonialną przeszłość Imperium… Ale nie do nas należy ideologizacja sztuki, zwłaszcza że obecnie nie brakuje do tego chętnych. Dla nas istotniejsze jest to, że Rex Whistler zdolnym malarzem był.

Zanim został zastrzelony w wieku 39 lat podczas operacji lądowania wojsk alianckich w Normandii w lipcu 1944 roku, zdążył stworzyć osiem wielkoformatowych fresków i wiele innych dekoracji wnętrz, ponad 100 portretów, prawie tyle samo pejzaży i innych obrazów. Wykonał poza tym ilustracje do ponad 90 książek, projekty wzornictwa naczyń porcelanowych dla wiodących wytwórni oraz scenografię do 35 spektakli teatralnych, operowych i baletowych. Niewątpliwie był geniuszem.

Nigdy nie spotkałem nikogo takiego jak on. Bawi mnie, ponieważ ma poczucie humoru, nie potrafię tego opisać, bardzo subtelnego, który porusza zakamarki mojego umysłu, a wszystko skryte pod postawą pełną godności- napisał Henry Tonks, wpływowy profesor sztuki w Slade School of Art w Londynie, do której Whistler wstąpił w wieku 16 lat. Odniesie niesamowity sukces - przewidział Tonks. I tak się stało. Rex Whistler gdy żył, był sławny, lecz po śmierci oryginalność jego sztuki nie została jeszcze w pełni doceniona. Obrazy i inne prace artysty znajdują się w prywatnych kolekcjach oraz we wnętrzach rezydencji wielu wpływowych osób, do których dostęp jest znacznie utrudniony, co paradoksalnie negatywnie odcisnęło się na popularyzacji dzieł Whistlera. Dopiero w 2012 roku powstała naukowa monografia o jego twórczości (Hugh i Mirabel Cecil  In Search of Rex Whistler : His Life and His Work, London 2012, ISBN Number: 071123230X ).

Nie będziemy opisywać kolei życia Whistlera. Tu jak zwykle odsyłamy naszych czytelników do Internetu. Wolimy rozbudzić chęć ich poznania pokazując malowidła. Zaczynamy od jednego z ostatnich jego obrazów z 1934 roku: Girl's Head befor skull, namalowanego dla Lady Elizabeth Clyde (LINK), aby potem pokazać owe zakwestionowane murale i inne freski, wykonane do wnętrz domów arystokratów i przemysłowców.











Obok ewidentnie romantycznej wrażliwości artysty zauważyć można u niego nieoczekiwaną skłonność do horroru. Wśród sielskiego krajobrazu w stylu Poussina, można dostrzec uśmiechniętą czaszkę lub groteskowe, karykaturalne, budzące lekkie przerażenie twarze. Czy jest to przeczucie zbliżającej się pełnej okrucieństwa wojny, trudno orzec. Jednak kreacja w okresie międzywojnia bukolicznych pejzaży w stylu Tiepolo czy Claude, Watteau, Bouchera, Canaletto lub weneckich muralistów XVIII wieku, w tym samym czasie, w której tworzyli Salvatore Dali, Max Ernst czy Pablo Picasso i powstały wszystkie te izmy, budzi podziw i zdziwienie. Podziw, bo tego typu malarstwo wymaga biegłości techniki malarskiej i talentu oraz zdumienie, bo tworzenie klasycznych kompozycji wymagało jednak sporo odwagi i poczucia wolności. Whistler potrafił malować w myśl nowoczesnych, surrealistycznych zasad, dowodem na co jest obraz z 1942 roku, a jednak wybrał klasykę, narażając się na zarzut pretensjonalności. 


Gdy zbliżała się II wojna światowa, Whistler odrzucił oferowaną mu możliwość pozostania w kraju i malowania na potrzeby wojska, dołączenia do zespołu artystów wykonujących projekty plastyczne zapewniające armii kamuflaż.  W 1939 roku został powołany do Gwardii Walijskiej i skierowany na szkolenie dla dowódcę czołgu w randze podporucznika. 


Wprawdzie każdą wolną chwilę spędzał na rysowaniu i malowaniu, nadal wykonując szkice do pejzaży, ilustracje do książek, projekty scenografii teatralnych oraz portrety żołnierzy a nawet osłony na czołgi, to jednak przede wszystkim był wtedy żołnierzem. I zginął podczas walk. Został zabity przez niemiecki pocisk moździerzowy pierwszego dnia operacji wojskowej w pobliżu Caen, 18 lipca 1944 r. Pochowano go najpierw na polu bitwy a potem na cmentarzu wojskowym w Banneville-la-Campagne w Normandii. Po jego śmierci, jego rodzina przekazała National Army Museum autoportret Rexa w mundurze walijskiej gwardii, namalowany w maju 1940 roku, w punkcie zwrotnym, kiedy zmienia się z artysty w żołnierza. My jednak zamiast niego, na koniec demonstrujemy inny obraz, zatytułowany In the Wilderness, z 1939 roku, namalowany już po wybuchu wojny, będący ilustracją cytatu z księgi Hioba (Hi 29,4): 


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 2 grudnia 2020

Dokument o Minimal Compact pt. Raging Souls, cz.1 - Jak to się zaczęło, czyli zespół bez Rami Fortisa gra nerwowego rocka

Kilkakrotnie na naszym blogu omawialiśmy płyty zespołu Minimal Compact, jednego z najważniejszych zespołów chłodnofalowych lat 80-tych (TUTAJ). Dzisiaj omówimy pierwszy fragment nizwykłego dokumentu. Chodzi o film Raging Souls Nathana Maldenbauma, który został wyprodukowany przez Celluloid Productions

Reżyser na początku lat 80-tych był nastolatkiem i trafił na nagrania Minimal Compact. Autor podkreśla, że to jedyny zespół z Izraela, który zrobił światową karierę, istniał 7 lat a reżyser był prawdziwym fanem. 

Na początku filmu Samy Birnbach wspomina jak po urodzeniu w Szwajcarii lata 60 - te spędził w UK, chodził po klubach na koncerty brytyjskich i amerykańskich zespołów, najbardziej pamięta Small Faces i Yarbirds. Muzycy wspominają jak się spotkali i zaczęli wspólnie tworzyć.


Zaczęło się od kapeli Plonter w roku 1979. Rami Fortis był postrzegany jako pierwszy izraelski muzyk punkowy i idol młodzieży, a Melka Spiegel była jego dziewczyną. Pojechali w 1980 roku do Amsterdamu, żyli w hotelach ale ponieważ nie mieli pieniędzy w końcu skończyli w opuszczonych domach. 

Z kolei Birnbach zaczynał w zespole S.O.B. W Amsterdamie postanowili założyć Minimal Compact, bez Fortisa, który wrócił do Izraela. W filmie pokazane są unikalne teledyski i fragmenty występów z tamtego czasu. Muzycy wysłali kasetę do Marka Hollandera który miał małą wytwórnię z muzyką undergroundową, a temu spodobały się dwie piosenki jakie na niej zamieścili. Później dopisali kolejne i tak powstał pierwszy minialbum zespołu.


Na pierwszym koncercie w Brukseli mieli materiał tylko na 20 minut a ponieważ publika chciała więcej, zagrali wszystko jeszcze raz. Nie mieli perkusisty i wtedy dołączył do nich Max, grający w Mecano, zespole który był zespołem koncertowym klubu Paradiso (o klubie pisaliśmy TUTAJ). Nagrali w tamtym czasie kilka klipów promo w tym Static Dancing, gdzie grali jako lalki na sznurkach. To była pierwsza faza istnienia Minimal Compact. Faza w której tworzyli muzykę, jaką można nazwać nerwową


Ponieważ era punka dobiegała końca, Fortis w Izraelu udzielał się w nurcie nowej fali. Założyli tam z przyjaciółmi klub Penguin, którego naczelnym hasłem było: sex, drugs and rock and roll. Sakharov będąc w Izraelu postanowił wciągnąć Fortisa do Minimal Compact. Zespół wtedy w Brukseli nagrywał Deadly Weapons.
 

Wkrótce omówimy kolejną część dokumentu Raging Souls, i jeśli chcecie ją poznać czytajcie nas  - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.   

wtorek, 1 grudnia 2020

Matthew Hasty: krajobrazy głównie bezludne, ciche i pełne nostalgii

Bombardowani codziennie tysiącem bodźców dźwiękowych i wizualnych chętnie uciekamy w ciszę. Albo szukamy wytchnienia uciekając gdzieś w naturę. Teraz w dobie Pandemii jest to utrudnione, dlatego chcemy pokazać naszym czytelnikom obrazy, które wyszły spod pędzla artysty współczesnego, twórcy XXI wieku, które emanują spokojem znanym z krajobrazów XIX-wiecznych. Zresztą ich autor sam przyznaje się do inspiracji malarstwem Williama Turnera, Ivana Aviazovskyego, Isaaca Levitana i Arkhipa Kuinji oraz artystami z  Hudson River School.




Są to głównie pejzaże ukazujące szeroko rozpostarte niebo, zajmujące znaczną część kompozycji, z wiszącym nisko nad horyzontem zachodzącym słońcem lub jasno świecącym księżycem. Pod kłębiastymi chmurami lub przebarwiającym się nieboskłonem rozciągają się białe pola bawełny, gładki, odbijający niebo nurt rzeki albo dolina. I są to krajobrazy głównie bezludne, ciche, pełne nostalgii… Widz stając przed nimi jest pozostawiony sam na sam ze sobą, chłonąc spływający z nich spokój, który udziela im łatwiej, zważywszy na znaczne rozmiary płócien. Malarz używa tradycyjnej techniki, maluje olejno na płótnie, starając się oddać krajobraz w sposób realistyczny, przez co niektóre jego dzieła można pomylić ze zdjęciami z natury.




Obrane tematy pochodzą z miejsc znanych malarzowi. I teraz możemy go przedstawić: jest nim Matthew Hasty (ur. 1969 r.), który dorastał w Memphis w stanie Tennessee. Pochodzi z artystycznej rodziny, jego matka także była artystką, więc Hasty już w dzieciństwie zaczął tworzyć. W 1993 roku ukończył Ringling School of Art and Design w Sarasocie na Florydzie, po czym przez pewien czas szukał szczęścia podróżując po kraju. Mieszkał 3 lata w Nowym Jorku, imał się różnych zajęć by zarobić na życie, pracował na budowie, próbował sił jako malarz i muzyk, by stwierdzić, iż wszędzie dobrze, lecz w domu najlepiej. Wrócił więc i tworzy w Memphis. I z sukcesem, pokaźna lista miejsc w których wystawiał swoje prace jest TUTAJ, można obecnie znaleźć je w wielu kolekcjach w całych Stanach Zjednoczonych, a także w Rosji, Niemczech, Francji i Korei Południowej.


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 30 listopada 2020

Isolations News 117: Remastering 2020 LWTUA Joy Division, lista hitów Joy Division - wygrywa Atmosphere, A Certain Ratio na białym winylu, Liam Gallagher wydał singla, będzie remake Harrisona, Rock na Bagnie rusza, Lynch i jego dziennik


Pojawiła się nieznana wcześniej, idealna jakościowo wersja piosenki LWTUA zespołu Joy Division. Imponuje. Poniżej klip:

Warto przy okazji polecić kanał publikujący klip, na którym wiele rarytasów i nieznanych filmów z zespołem, np. nieznane odrzuty z ich występu w programie Tony Wilsona. Kanał jest TUTAJ.




W temacie, bardzo długo trwało wyłonienie najlepszego utworu zespołu na TT. Nasz przyjaciel Simon Farrer (jego kanał TUTAJ) przez wiele miesięcy bardzo wnikliwie prowadził ranking, celem uzyskania wiarygodnej statystyki. Zwyciężyło Atmosphere!


Nie jest to dziwne, bowiem piosenka uważana jest za największe dzieło jakie Hannett stworzył wspólnie z Joy Division.


Philippe Carly wydał 20 listopada drugą część albumu z 2017 roku ukazującego poprzez fotosy historię brukselskiego klubu Plan K. Książka zawiera 270 oryginalnych negatywów z ponad 70 różnorakich zdjęć z lat 1979-2009 (LINK). Pierwszą część autor opisał TUTAJ a my TUTAJ.


Dzieci Tony Wilsona, grający jak Joy Division w stajni Factory Records - A Certain Ratio, nagrali album I'd Like To See You Again. Limitowana edycja na białym winylu wraz z kodami wersji cyfrowej dostępne od 11 grudnia
TUTAJ. Promujący go singiel można zobaczyć  powyżej.


Również mieszkaniec Manchesteru - Liam Gallagher (Oasis) musi być już w świątecznym nastroju, bo wydał tematyczny singiel All You're Dreaming Of. Dochód z niego ma wesprzeć organizacje charytatywne zajmujące się dziećmi. Klip jest (TUTAJ). 

My natomiast nigdy nie zapomnimy Oasis wykonania coveru Beatlesów który wrzucamy powyżej. Jest moc.


Skoro mowa o wielkiej czwórce - z okazji 30. rocznicy albumu All Things Must Pass wydanego ponownie w 2000 roku George Harrison przygotował nowy miks, który zawierał remake hitu My Sweet Lord. Teraz, aby upamiętnić 50. rocznicę wydania albumu, przypadającą na ten rok, spadkobiercy Harrisona chcą wydać miks tytułowego utworu All Things Must Pass, który zapowiada większy projekt. Będzie nim kolejne wydanie tego albumu. Zostaną w nim wykorzystane wersje nieznane, nieopublikowane na bootlegach.
  

W temacie dinozaurów rocka - koncert z okazji 50-lecia SBB już w całości dostępny jest (TUTAJ).


Koncertowo - znani są już wykonawcy przyszłorocznego festiwalu Rock Na Bagnie. Udział potwierdzili: Fleischwolf, Cela Nr 3, Podwórkowi Chuligani, Sajgon, Zimna Wojna. Gośćmi specjalnym, jak już kiedyś pisaliśmy, będą: UK Subs i Alvin Gibbs & The Disobedient Servants (LINK). Ruszyła przedsprzedaż biletów/karnetów (LINK).


W temacie festiwali - Slipknot ogłosił, że w przyszłym roku (dokładnie 19 grudnia 2021 ) otworzy festiwal muzyczny Knotfest w Sao Paulo w Brazylii. (LINK).


Skoro faceci w dziwnych maskach i strojach to nie ma siły żeby nie przypomniały nam się filmy wybitnego reżysera. David Lynch prowadzi w internecie dziennik. W krótkich wstawkach online na YT podaje prognozę pogody dla Los Angeles. Ostatnio wspomniał o jednym ze swoich ulubionych utworów, którym jest piosenka This Mortal Coil - A Song to the Siren. Jego Fundacja reklamuje natomiast koncert charytatywny, który będzie można obejrzeć online 3 grudnia o 19:00 W wydarzeniu udział wezmą: Hugh Jackman, Deborra-Lee Furness, Katy Perry, Robin Roberts i George Stephanopoulos, a także Sting, Graham Nash, Elvis Costello, Jim James, Kesha, Angelique Kidjo i The Brooklyn Youth Chorus (LINK).

My Stinga solo nie kochamy, ale jego wcielenie z wcześniejszych lat - jak najbardziej:


A propos Davida Lyncha, można w Internecie obejrzeć eksperymentalny musical jego autorstwa Industrial Symphony No. 1 z 1990 roku. Wiele piosenek z niego zostało przetworzonych w Twin Peaks, w tym dwa utwory Rockin 'Back Inside My Heart i The World Spins. Główną rolę grała w nim Julee Cruise wcielająca się w kobietę ze złamanym sercem (opuścił ją jej chłopak którego gra Nicolas Cage), która śpiewa, w pewnym momencie nawet z wnętrza bagażnika samochodu. Muzykę do filmu ułożyli wspólnie właśnie Julee Cruise oraz Angelo Badalamenti (LINK). 

A my wracamy już jutro z nowym wpisem, dlatego czytajcie nas - codziennie coś nowego - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

niedziela, 29 listopada 2020

Z mojej płytoteki: Nine Inch Nails i ich Pretty Hate Machine, czy to naprawdę początek industralu?


To był początek lat 90-tych, gdy w jednej z polskich gazet muzycznych natrafiłem na wywiad z Trentem Raznorem i artykuł o jego projekcie Nine Inch Nails. Sprawa wydawała się ciekawa bowiem czytając wywiad od razu zadałem sobie pytanie jaką muzykę tworzy gość, który kupił dom gdzie sekta Mansona zamordowała pierwszą żonę Romana Polańskiego, w dodatku gdy ta była w ciąży. Raznor opowiadał w wywiadzie jak z drzwi do których pukał Manson zrobił sobie stojak do klawiszy... No i ta nazwa... 

Później poznałem omawiany dziś album, który wielu krytyków zalicza do pierwszej płyty nurtu industrialnego. Sami na naszym blogu opisywaliśmy dwa zespoły - Throbbing Gristle i the Tights (TUTAJ) które w zasadzie uważane są za pierwsze kładące podwaliny pod industrial i to jeszcze pod koniec lat 70-tych. 

Niemniej tak się uważa i projekt NIN, który w zasadzie jest projektem jednoosobowym, a jedynie w trasy Raznor dobiera sobie muzyków, uchodzi dziś za jeden z największych w historii industrialu


Zatem omawiamy dziś album autor nagrał sam, wszystko napisał i zaśpiewał.



Wydawnictwo otwiera Head Like a Hole - nie ukrywam, że nie należy do moich ulubionych utworów, a dalsze kompozycje pokazują że artystę stać na więcej niż tylko łupanie. Przejdźmy zatem do Terrible Lies utwór opisujący zmaganie się człowieka, który traci wiarę w Boga. Doświadczenia życiowe, smutek świata i zderzenie ze startą bliskiej osoby powodują, że bohater utworu mimo iż bardzo chce, traci wiarę.


Po niej Down in It, utwór powiedzmy też średni i odbiegający poziomem od reszty. Czego nie można powiedzieć o Sanctified, piosence wyróżniającej się i posiadającej zupełnie niesamowity klimat. Opowiada ona o uzależnieniu od kobiety, miłości takiej do granic.

Niebo to tylko plotka, którą ona rozprasza 

Kiedy prowadzi mnie przez najpiękniejsze zakątki piekła

Wciąż marzę o jej ustach, nigdy nie powinienem był ich całować

Ona dobrze wie, czemu nie mogę się oprzeć

Po tym doskonałym utworze Raznor wciąga nas jeszcze głębiej w otchłań mroku, przychodzi bowiem pora na Something I Can Never Have - wspomnienia, wspomnienia, wspomnienia...

Wciąż przypominam sobie smak twoich łez

Echo twojego głosu, jest jak dzwonienie w moich uszach

Moje ulubione sny o tobie wciąż wyrzucają mnie na brzeg

Drapię się po głowie, i nie chcę już spać


Sprawiasz, że to wszystko odchodzi

Sprawiasz, że to wszystko odchodzi

Mam tylko jedną rzecz

I zaczynam się bać


Sprawiasz, że to wszystko odchodzi

Sprawiasz, że to wszystko odchodzi

Po prostu czegoś chcę

Chcę tylko czegoś, czego nigdy nie będę mieć


Zawsze byłaś tym, która pokazywała mi jak

To czego nie mogłem robić wtedy, mogę zrobić teraz.

To powoli mnie rozdziera

Szary byłby kolorem, gdybym miał serce


Chodź i powiedz mi

Sprawiasz, że to wszystko odchodzi

Sprawiasz, że to wszystko odchodzi

Mam tylko jedną rzecz

I zaczynam się bać


Sprawiasz, że to wszystko odchodzi

Sprawiasz, że to wszystko odchodzi

Po prostu czegoś chcę

Chcę tylko czegoś, czego nigdy nie będę mieć


W tym miejscu to taki wstyd

Chociaż teraz wszystko wygląda inaczej

Wiem, że to wciąż to samo

Gdziekolwiek spojrzę, jesteś wszystkim, co widzę

To tylko zanikające, pieprzone wspomnienie tego, kim byłem


Chodź i powiedz mi

Sprawiasz, że to wszystko odchodzi

Sprawiasz, że to wszystko odchodzi

Mam tylko jedną rzecz

I zaczynam się bać


Sprawiasz, że to wszystko odchodzi

Sprawiasz, że to wszystko odchodzi

Po prostu czegoś chcę

Chcę tylko czegoś, czego nigdy nie będę mieć

Chcę tylko czegoś, czego nigdy nie będę mieć

Tak studenci szkoły filmowej w Toronto zilustrowali historię w o której śpiewa Raznor:


Po nim Kinda I Want To - utwór o walce wewnętrznej między dobrem a złem a następnie wielki hit, o ile nawet nie największy hit tej płyty, i jeden z największych hitów NINSin. Wydaje się, że chodzi w nim o bunt przeciwko Bogu. O grzech i karę za niego. Tak to wyglądało live na Woodstock w 1994 roku. 


Do końca pozostały nam trzy piosenki: That's What I Get, The Only Time, Ringfinger. Pierwsza opowiada o miłosnym rozczarowaniu, druga jest bardzo zakręcona i opowiada o nowych doznaniach a ostatnia - będąca kolejnym genialnym wręcz utworem, to idealne zakończenie tego albumu.



Cóż, ostatnio tak ciężko pracuję

Pracuję rękami, tak że aż krwawią

Gdybym był dwa razy takim mężczyzną, jakim mógłbym być,

Nadal byłbym połową tego, co potrzebujesz

Wciąż mnie prowadzisz, a ja podążam

Wszystko, o co poprosisz, wiesz, że zrobię

Proszę was o ten jeden akt poświęcenia


Palec serdeczny

Obietnica wyryta w kamieniu

Głębiej niż morze

Palec serdeczny

Odetnij mięso i kości

I zaoferuj mi to


Cóż, właśnie mnie tu przybiliście

Wiszę jak Jezus na tym krzyżu

Po prostu umieram za twoje grzechy

Pomagając w sprawie


Owiń oczy bandażami

Wyznania, które przejrzałem

Dostaję wszystko, czego chcę

Kiedy stanę się częścią ciebie


Palec serdeczny

Obietnica wyryta w kamieniu

Głębiej niż morze

Palec serdeczny

Ciało i kość diabła

Zrób coś dla mnie

Po tym znakomitym debiucie NIN zabrali nas jeszcze wiele razy do swojej krainy klimatycznego industrialu. Jeden z albumów jaki nastał później, Fragile, opisaliśmy już wcześniej TUTAJ. Do kilku z nich na pewno jeszcze wrócimy, bo te nowe...

No nic, mimo że są mówiąc krótko - słabe, zespół został w tym roku wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame. Zatem już na zawsze zapisany złotymi zgłoskami w historii muzyki.    

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Nine Inch Nails, Pretty Hate Machine, TVT 1989, tracklista: Head Like a Hole, Terrible Lies, Down in It, Sanctified, Something I Can Never Have, Kinda I Want To, Sin, That's What I Get, The Only Time, Ringfinger.